ci ułani
ach ułani
jakie oni mieli wąsy
jakie szable
jakie lance
jakie baki fryzowane
epolety
akselbanty
jakie buty z ostrogami
jak tańczyli ci ułani
jak nas w tańcu obracali
jak nas kłuli ci ułani
ostrogami i wąsami
przewracali i siodłali
dosiadali ujeżdżali
to na słomie to na sianie
na koń wsiedli zatrąbili
odjechali o świtaniu
nie płacz
nie płacz
grenadiery też wąsate
lecz ja nie chcę grenadiera
ja ułana chcę mieć
może oni ci ułani
jeszcze do nas wrócą
już nie wrócą o nie
tam za rzeką tam w olszynce
całą noc armaty grały
była bitwa to ułani
bili się z grenadierami
na armaty szarżowali
cel i pal a kto przeżyje
wnukom o nas niech opowie
i wysiekły ich
teraz leżą nasi chłopcy
w tej olszynce pod drzewami
a z drzew lecą drobne liście
na te oczy na te rany
w których jeszcze krew się burzy
choć to wieki już mijają
ale kto to
chodźmy
mówić z
mówcie dzieci gdzie jest
ja tu prosto spod olszynki
o rąk jeszcze nie umyłem
jeszcze na nich krew ułańska
i proch jeszcze zgrzyta w zębach
choć
a nasz cesarz przenajświętszy
który rządzi nami z
zakazuje feldmarszałom
walczyć wręcz i osobiście
krew nie woda gdy ułani
szarżowali na baterię
sztyk a sztyk musicie wiedzieć
moje panny znaczy bagnet
z grenadierskich łap wyrwawszy
dźgałem kłułem aż sztyk trafił
między żebra i pękł wtedy
on mnie wpół a ja do gardła
i zdusiłem ot tą rączką
lecz nie drżyjcie po co płakać
on już trup a ja nie ranny
więc gdzie
serce tkliwe serce miękkie
i ja lubię gdy po bitwie
ktoś przytuli i obejmie
i ten łeb mój feldmarszalski
łeb skrwawiony łeb pocięty
ukołysze w białych rączkach
gdzie ta panna no gadajcie
wy milczycie to wy może
tej krwi się brzydzicie panny
a to wasza krew ułańska
ja poszukam ja wiem
krew ułańska słodko pachnie
a to bestia
to ci ogier
jak to wierzga
jak to parska
jak to nagle staje dęba
jak to pianę toczy z pyska
ale gdyby go osiodłać
gdyby dosiąść
cugle w garści
a to byłby mi wierzchowiec
mógłby zrzucić albo ponieść
już ja bym go ujeździła
on pode mną kłusem stępa
a ja na nim a ja w galop
niby ułan trąbki grają
ja z szabelką do ataku
bij i zabij na armaty
broń mnie
co
co się stało
ten
krzyczy poddaj się
i proś
dla
ja się boję on ma takie
czarne wąsy a ta gęba
gdy tę gębę on otwiera
niby paszcza jest armatnia
to
biednych sierot żywi mięsem
ja
to on szybko po
on
a
a gdym złapał to całusa
powinienem za to dostać
idźże sobie stąd
ja się z tobą bawić nie chcę
gdyby byli tu ułani
oni by się z tobą chętnie
pobawili
więc nie umiem robić szablą
ja już z tymi ułanami
dziś bawiłem się
w gonionego potem w kręgle
cel pal z armat przewróciłem
wszystkie kręgle no a teraz
tam pod lasem grenadiery
jeszcze wciąż się z nimi bawią
w chowanego do wieczora
ta zabawa pewnie potrwa
a gdy już ułanów nie ma
bo kartacze ich wysiekły
no to baw się ze mną
bo kto ma się bawić ze mną
puść mnie
będę piszczeć
piszcz
nie bójże się
to zabawa jest niewinna
w kotka myszkę myszka piszczy
myszka uciec chce do dziurki
a kot z dziurki wąs wysuwa
i pac łapą i w pazury
chwyta myszkę bo ten kocur
on jest wszędzie w każdej dziurce
no uciekaj kotek lubi
pofiglować sobie z myszką
lubi także i popieścić
trąci łapą schwyta puści
zanim wreszcie myszkę pożre
cóż to
jak ci nie wstyd mój
gdyżeś pod tę niską strzechę
wszedł jak gość i ja jak gościa
chlebem solą cię przyjęłam
choć cię
bo żeś
to wypada ci
zachowywać się przystojnie
a ty gonisz po pokojach
moją
co się zakradł do kurnika
i w kurniku kury łapie
jeśli ja tu
no to trzeba bawić gościa
i dla gościa być gościnnym
a ta
ona z
chociaż
a to czemu co ja może
od tych waszych oficerów
tych ułanów oni pięknie
ja wiem tańczą pięknie brzęczą
ostrogami ale kiedy
oko w oko staną ze mną
to ja ich ja nawet szpady
już nie muszę brać do ręki
mnie wystarczy skinąć palcem
spróbuj skiń a ja tą rączką
jak cię pacnę w ten pysk grafski
mnie po pysku a to brzydko
jam zwyciężył pod Ankoną
pod Weimarem i pod Pilznem
tam padali na kolana
tam krzyczeli
żeśmy rękę niegodziwą
na twój święty kraj podnieśli
jam narody wielkie podbił
Włochów Czechów Węgrów Serbów
teraz służą te narody
naszej sprawie apostolskiej
to co ja bym miał nie podbić
nigdy
tej jedynej miał nie będziesz
niechże ona ta
z dobrawoli pójdzie za mnie
ja bym siłą nie chciał
ale tam są grenadiery
oni lubią strzelać z armat
więc ja radzę niechże ona
do wieczora się namyśli
ja nie lubię palić gwałcić
bo tam we mnie tkliwe serce
i mnie miło gdy ktoś miły
sam coś pojmie po namyśle
cóż to
ultimatum broń mnie Boże
idę moje grenadiery
pewnie się okrutnie nudzą
trzeba chłopcom dać zajęcie
każę im armaty nabić
więc spal
o w to serce z wszystkich armat
i zgwałć potem choćbyś zgwałcił
twoja
lecz on
on mnie gonił
wszystko jedno
mnie czy ciebie
grenadiery do nas obu
będą zaraz strzelać z armat
może
bo
a
on
jeśli
nie przyrzeknie mojej ręki
to on spali nam ten dworek
wyrżnie kury i perliczki
zaszlachtuje wszystkie wieprzki
nas w kajdany każe zakuć
i do lochu gdzieś do twierdzy
a po drodze grenadiery
będą gwałcić no tak
gdy nie
ale ja się trochę boję
może lepiej by się poddać
cóż to
iść za
ja
co by na to powiedziało
biedne widmo twego ojca
on konając szeptał do mnie
jeśli
spoza grobu ja cię przeklnę
lecz mnie
pora za mąż
no tak
no i
ale
jak bagnety grenadierskie
ano właśnie
jakby dźgnął cię takim wąsem
toby przebił ci serduszko
pójdziesz
lecz ułana skąd ja wezmę
gdy
kartaczami skosił wszystkich
jeszcze oni tu powrócą
jeszcze kota mu popędzą
teraz wojna wszędzie bitwy
i bez liku wszędzie wojska
pan
o to mąż dla ciebie byłby
mnie się zdaje że on w tobie
to się durzył gdy ułani
księcia pana tutaj stali
już on pewnie gryzie ziemię
wprzód o mężu myśleć trzeba
a o dziecku potem
lecz ja dziecko chcę mieć ciociu
to jedyne to o którym
a to dziecko na to dziecko
my czekamy od stuleci
mnie coś mówi
że to dziecko tajemnicze
to ja
ja na łące tam nad rzeką
to bociana dziś widziałam
a to znak był chyba
tam nad rzeką a to żaby
znów się z pyszna będą miały
lecz co w tym dziwnego
że bociany przyleciały
lecz ten bocian on miał skrzydła
jakby orzeł takie białe
więc to orzeł był czy bocian
każdy bocian
jakby orzeł jakby bocian
nie wiem ale łapał żaby
orły żab nie jedzą
a gdy głodne proszę
już wiem to był taki bocian
co na wiosnę tu przyleciał
żeby zostać orłem
i to znak był ja znak miałam
cóż to
moje panny co się stało
wyście w pąsach wy zdyszane
któż to włosy wam potargał
a we włosach cóż to siano
wasze suknie pogniecione
czy tę suknię ktoś na tobie
szarpał
czy on sam się rozsznurował
schowaj piersi mówże
z kim tarzałaś się na sianie
może to ten
wykotłował tak cię
grenadiery proszę pani
oni konie tam siodłają
oni wozy tam ładują
grenadiery uciekają
łapią świnie
a z piwnicy to wynoszą
proszę
te najsłodsze truskawkowe
ze mnie chcieli ściągnąć suknię
i ten stanik chcieli ukraść
szybciej moje grenadiery
co możecie wziąć to bierzcie
na wóz wszystko te portrety
te wazony te dywany
resztę rąbcie tnijcie sieczcie
na wóz rzućcie pójść nie zechce
to ją sztykiem w pupę dźgnijcie
wtedy pójdzie jutro
przed ołtarzem staniesz ze mną
lecz nim staniesz wybacz będziesz
o co czynisz
wszakżeś
tę krainę nieszczęśliwą
choć
czy się godzi siec ciąć rąbać
czy się godzi wiązać sznurem
i dźgać sztykiem tę
grafie wszak to
wiążcie chłopcy nie słuchajcie
co tam gdacze ta
nie gdacz
postronkami każę wiązać
na wóz rzucę i uwiozę
będziesz w pułku grenadierów
patrz
patrz tam szable skrzyżowane
bierz tę
teraz spróbuj tylko dotknąć
tej
w imię Ojca Syna Ducha
jak krzyżową machnę sztuką
to ci
potem wiedz to mój
zanim twoje grenadiery
we mnie z wszystkich luf wypalą
ja to ostrze zakrwawione
w tej
jeśli ma ją porwać obcy
jeśli gdzieś tam na obczyźnie
ma w niewoli obcej jęczeć
ma przy obcym leżeć w łóżku
ma pod obcym płakać rzewnie
to już raczej niech tu leży
w modrzewiowej swojskiej trumnie
i niech wiosną kwitną nad nią
maki chabry i stokrotki
naszej nacji kwiaty swojskie
a to lubię to mi damy
ja z takimi tobym poszedł
do ataku na szatany
ja bym piekło z wami zdobył
ale trudno jeśli nie chcesz
jechać
ja mam w
grafski pałac tam lokaje
tam
tam przy
byś grafinią Zosiu była
tam co wieczór z arcyksięciem
w pierwszej parze byś tańczyła
a nie jakieś kujawiaki
krakowiaki hoc hoc hopsa
bo my
tylko tańce jewropejskie
ale trudno jeśli nie chcesz
to ja żegnam a co złego
to nie my a te ułany
i auf wiedersehn me damy
ale ja tu jeszcze wrócę
bo ja chyba zakochany
za nim
nasze wieprzki gęsi kury
wyrywajcie z
konfitury
konfitury
patrz
a tam patrz o tam pod lasem
patrz na koniach patrz to nasi
jakby maki co rozkwitły
pośród zboża ile maków
patrz już siedzą im na karkach
sieką rąbią już dym z armat
nic nie widać wszystko zasnuł
byle mi go nie zabili
kogo
co też mówisz wszak to
wszak to
ale on mnie kocha
ale sznurem kazał wiązać
no bo chciał się żenić
ale bagnet wbił ci w pupę
nie wbił
lecz chciał
gdyby nawet wbił ten bagnet
czy coś złego
by w tym było taki co to
klęczy prosi wzdycha płacze
to mi na nic ten kto
chce uklęknąć przed ołtarzem
niechaj
że potrafi zdobyć
z szablą w dłoni po ułańsku
już on pewnie zasiekany
a ty
bo nie godzi się litować
nad wrogami
lecz
jest w nim
jakaś swojskość on nasz własny
od stuleci nasz rodzimy
nasz rodowy i rodzinny
ojców naszych wróg ojczysty
naszych matek macierzysty
i my z nim z tym naszym obcym
to żyjemy przecież
jak w rodzinie a więc swojsko
głupiaś on tu był i będzie
ten
co ty mówisz moja
obcy swojski swojski obcy
co to znaczy możeś chora
weź różaniec ten co dziadek
miał przy sobie kiedy bronił
naszych kresów kiedy rżnął tam
swoich chłopów to jest chłopów
obcych to jest swoich obcych
swojsko obcych co ja plotę
idź się pomódl moja
a ja lubię takich
jak ten
choć to
i choć trochę go się boję
toż to
jakie on ma wielkie łapy
jaki zad a kiedy pierdnie
to mu kłania się Europa
a gdy czknie to już w Paryżu
filozofy książki piszą
rozważając proszę
co by czknięcie mogło znaczyć
to ja idę się położyć
bo mi słabo swojski pierdnie
czknięcie swojskie filozofom
co też ona ma na myśli
chyba chora nasza
ten
kiedy sznurem kazał wiązać
te bielutkie małe rączki
ale co to słyszysz
Jezu Chryste trąbek granie
na podwórzu stukot kopyt
toż to nasi to ułani
to
a z nim
a zdrożeni a zmęczeni
prosto z koni zakurzeni
swojski obcy co to znaczy
lecz prosimy lecz witamy
my do nóżek się ścielemy
w tego dworku białe ściany
jeszcze obcą krwią splamieni
obco swojski czy być może
jeszcze prochem osmaleni
zaraz rany opatrzymy
a my z krwi się obmyjemy
my rączęta całujemy
zaraz swojski bigos podam
my bigosu chętnie zjemy
śpiewaj z nami
czemu jakoś obco milczysz
gdy my tutaj się cieszymy
powiedz
czy
co sieroty nasze gwałcił
zginął w bitwie posiekany
czy też wzięty do niewoli
ależ
pewnie ranny krwią zbryzgany
i na nogach ledwie stoi
nawet pytać się nie godzi
o jakiegoś tam
ja
bom ja szwadron wiódł w tej bitwie
pułk wiedeńskich grenadierów
który musisz wiedzieć
pułkiem
myśmy chyłkiem z lewa zaszli
potem z prawa otoczeni
już nam wymknąć się nie mogli
wtedy trąbki dały sygnał
do ataku i pułk cały
ciach ciach
roznieśliśmy na tych szablach
lecz gdy z tego pistoletu
koń zabity upadł pod nim
skoczył w krzaki gdzieś tam teraz
siedzi w norze niby borsuk
bo daleko nie mógł uciec
ten
i
on spod ziemi go wygrzebie
a wygrzebię choćbym ziemię
miał przeorać pazurami
kiedy już tu o nim mowa
o tym
idźcie dzieci do ogrodu
my przejdziemy potem do was
waćpan zostań
mam ja sprawę
a ty
przywieź mi tu
chodźmy
ja uplotę biały wianek
z kwiatów groszku
jeśli
nie ma nic przeciwko temu
ja bym wolał pójść na łąkę
gdzie bociany łapią żaby
pozwól
białe rączki ucałować
mógłbyś
dość łaskoczesz teraz siadaj
teraz słuchaj
przybyliście w samą porę
bo
który u nas stał obozem
chciał mi dzisiaj porwać
teraz wojna dziś nie porwał
ale jutro porwać może
tyś jest
radź co robić o los
lata idą trąbki grają
grenadiery biją w bębny
no to za mąż i do łóżka
bo spod kołdry ten
już
i ja tak
ten kto moją
chyba skarżyć się nie będzie
bo te pola i te gaje
i ten dworek to jej wszystko
no i dzieci dzieci będą
a nam teraz trzeba chłopców
no i może cyt to dziecko
to na które dobrodziejko
tak czekamy to z
otóż właśnie
o to modlę się i wierzę
że to dziecko to jedyne
to wyśnione przez nas dziecko
które zmyje ten grzech straszny
ten nasz grzech ach cyt śmiertelny
to urodzi się z
ja to myślę
że ślub potem wpierw do łóżka
lecz z kim radźże
może by tak za mnie poszła
co też
toż ty
im kot starszy i tam dalej
no a komu Pan Bóg daje
temu ogon rano staje
ale może gdyś ty
a ja
o tym potem i przy sobie
trzymaj łapy
kiedy tylko
to szabelką zaraz dzwoni
no a
zaraz strzyże oczętami
to powiedzieć
ale może kiedy z
już pod kołdrą będzie leżał
ja innego tu nie widzę
więc spróbować waćpan trzeba
przyślę ci tu
pomów z
jak gołąbek ano może
ale jeszcze dałbym radę
i to dziecko to wyśnione
ono by przynajmniej miało
co potrzeba gdzie potrzeba
no a ten gdy się zabierze
to Bóg wie co wyjdzie z tego
lecz gdy
spocznij
pomówimy jak mężczyźni
tak
i
tak
jaki znak twój
bocian z żabą
co powiadasz
nic
wiesz kto
to kobiéta
lubisz
ja sam nie wiem
no to klękaj
a to po co
proś o rękę
nie
bierz
ja się brzydzę
a to głupstwa to
wstydź się
patrz to ona patrz przez ogród
zda się płynąć na powietrzu
lekką nóżką białą nóżką
nie dotyka zda się grządek
rąbkiem sukni ledwie muska
wonny groch pokrzywy miętę
patrz jak anioł bielusieńki
leci ku nam w blasku słońca
spójrz no tylko
na te piersi na to łono
na te rączki te jagody
to krew z mlekiem mleko z miodem
miód z muchami muchy z gnojem
gnój z gnojówki za stodołą
kiedy się z nią
rychło szwadron wystawicie
co tam szwadron pułk ułanów
bataliony dywizjony
ty na czele z szablą w dłoni
na koniku na bułanym
takiej tobie trzeba żony
ona zrodzi
i
o
ale ty się
bo ja mdleję moja rana
patrz otwarta znowu krwawi
patrz krew tryska
raczej ciecze
raczej sączy się przez szarpie
już krwi w tobie nie ma
boś ty w bojach i w potyczkach
nie żałował krwi serdecznej
stąd ta bladość i ta słabość
te migreny i te spazmy
ale w
w niej krew młoda krew kipiąca
krew ułańska czysta wrząca
a co synku najważniejsze
nasza swojska zdrowa własna
tej krwi trzeba temu dziecku
które ty z nią o biedactwo
lecz to ona to
sam na sam cię z nią zostawię
spraw się dzielnie rwij ku sławie
ach to
przykazała o te kwiatki
do wazonu tutaj wstawić
ładne kwiatki
prawda śliczne
ja te kwiatki pozbierałam
dla
patrz to chmiel a to kartofel
a to oset jak on pachnie
to pokrzywa najpiękniejszy
z naszych swojskich polnych kwiatów
lecz to parzy to chwast dziki
a ja lubię kiedy kwiaty
parzą ręce ja je wtedy
o tak karcę nóżką depczę
ale co ja tu o chwastach
proszę weź je sobie
mnie mówili czy to prawda
że ty
na biwakach piszesz wiersze
któż to mówił
boś mu czytał lecz to
cóż on by mógł pojąć z wiersza
ale gdybyś
coś przeczytał lub
coś napisał
o nie nigdy
o przeczytaj ja ci za to
dam całusa
tam w kieszeni
te papiery co tam sterczą
czy to one to te wiersze
ja przeczytam pozwól pozwól
chodźcie tutaj
oddaj
co to
tak przy wszystkich puść ją
gdy się czubią to się lubią
ja przeczytam posłuchajcie
wiersz
pod tytułem żabobocian
czytaj
o nie
to on wiersze a to bieda
gdy tu dziecko robić trzeba
to on piórem po papierze
coś gryzmoli kreśli skrobie
żabobocian
mam
dwadzieścia lat
chciałem być orłem
chciałem być sokołem
chciałem być
przelotnym żurawiem
płynącym w kluczu nad rodzinną
strzechą
chciałem być choćby
kwoką
z matki kury
z ojca koguta
mam
dwadzieścia lat
będę bocianem który
poluje na żaby
będę żabą
którą połyka bocian
będę
bocianem który
wykluł się na wiosnę
z żabiego skrzeku
będę
żabą która
wykluła się na wiosnę
z bocianiego jaja
będę
bocianożabą lub
żabobocianem
no no
he he
fiu fiu
ho ho
ja to muszę do bigosu
bigos mógłby się przypalić
ja do koni chyba zajrzę
żabobocian i tam dalej
weź ten wierszyk ja się kłaniam
żabobocian wstyd
trzeba co dzień o świtaniu
zlewać głowę zimną wodą
ja iść miałam za
lecz nie pójdę to już raczej
wolałabym tego
choć on może gdy mu co dzień
czytasz takie poemata
też już w głowie ma bociany
nie pojęli jakże mogli
myśl tę pojąć dziką obcą
owszem dość niepoetyczną
to przyznaję lecz myśl ważną
że z bociana będzie żaba
z wstrętnej żaby bociek piękny
i że nie ma żadnych różnic
gdy w istotę rzeczy wglądnąć
między żabą a bocianem
wszystko jest sekretną jednią
daj ten wiersz to trzeba spalić
podrzeć zdeptać zatrzeć ślady
on mi święty jest
żabobocian święty mówisz
mnie się raczej ten twój wierszyk
wydał jakiś taki lepki
jakiś taki jakby mdlący
jak racuchy z czekoladą
albo bigos ze śmietaną
siedzi w nim tam jakieś świństwo
jakie nie wiem ale myślę
że ten jak mu tam żabożab
żabobocian
niech ci będzie
że on jakoś jest podobny
do ułańskiej naszej francy
ale franca szlachetniejsza
mnie tam zresztą wszystko jedno
mógłbym nawet ci podrzucić
jakiś pomysł bo mam głowę
poetyczną o na przykład
kurokogut czyli kogut
co na kurze jedzie wierzchem
lub świniowieprz to też ładne
ale
ona teraz poruczniku
wiedz to płacze gdzieś w oborze
ona szlocha boś ją zdradził
z tym bocianem i z tą żabą
ona gardzi mną
ona mną się teraz brzydzi
o i słusznie bo jest godzien
tylko wzgardy w naszym kraju
kto się zhańbił myślą śmiałą
kto bocianem jest i żabą
głupiś nie znasz się na pannach
ona ciebie kocha chłopcze
no a dziwić się nie można
że się teraz boczy troszkę
gdy się nagle dowiedziała
że
żabobocian
wszystko jedno
no to idź tam teraz do niej
weź za rączkę za kolanko
i tam dalej szepnij w uszko
jakieś czułe świńskie słówko
tu o dziecko chodzi chłopcze
jakie dziecko
no to które
masz w niej spłodzić
na to nie licz
ja
gdyś jest ułan no to spłodzisz
jeśli nie wiesz jak się robi
dziecko pannie ja ci powiem
ja z nią ja w niej nasze dziecko
nasze wspólne co z kołyski
wyciągając małe rączki
będzie wołać tata mama
żabobocian o nie nigdy
zlitujże się nad
wszak to wojna na bój idziesz
dziś lub jutro pewnie zginiesz
a gdy zginiesz
to kto
to jest rozkaz patrz te włosy
moje siwe
zrób to dziecko
ani myślę
ale patrz tam
patrz tam w oknie
ja tą szablą cię przeżegnam
klinga była poświęcana
tam nic nie ma
jakże nie ma
przecież stoi widzę jest tam
tylko popatrz
nie popatrzę
patrz
z ust i z uszu woda cieknie
to
patrz tam rana krew z niej tryska
krew z niej ciecze strugą wartką
ktoś jest powiedz
jam
żywy
zmarły
patrz on dłoń podnosi palcem
patrz tę ranę nam wskazuje
ja nie wierzę
w co nie wierzysz
w duchy
a więc podejdź bliżej
nie podejdę
rozkazuję
baczność wystąp
tak jest
czy to rozkaz
rozkaz
no więc niech ci będzie
co to jest
to krew
powąchaj
krew
krew
obliż palce
ja się brzydzę
obliż każę
oblizałeś
krew
ha właśnie
to krew moja krew co ciecze
z tych ran które mi zadano
dość
to są sprawy damsko-męskie
między mną a
niech się
jak ci nie wstyd
wszak to
ono krwawi ono prosi
no proś
błagam
gdyś był dzieckiem czy pamiętasz
ja nosiłem cię na rękach
zlitujże się nie nade mną
co tam rany są mi słodkie
i krew słodka gdym ją przelał
tak za ciebie także
lecz nad nimi się ulituj
nad
zbierz się w sobie wzmóż się w sobie
jeśli
i nie złamię tej przysięgi
mogę z
za
hen za
na
cóż mi tam po twoim życiu
nam to dziecko jest potrzebne
kiedy zrobisz dziecko
możesz zginać gdzie tam zechcesz
choćby gdzieś na San Domingo
wszystko jedno lecz zrób dziecko
niech mnie
szkoda czasu
jeszcze inne ma zajęcia
więc nic z tego
niechże
jeszcze prosi on ulegnie
nie
i nie będę się poniżał
klęcząc przed tym
nic nie pojął z mego wiersza
a to szkoda żegnam
miej nadzieję
ktoś się znajdzie nie
no to wachmistrz a nie wachmistrz
no to choćby jakiś trębacz
będę szukał bądź mi wierny
jakiś trębacz albo może
jakiś chłopiec który konie
czyści w stajni albo
to jest pomysł
na wiersz pewnie
tak się obejść z
z
ja się zgadzam
ja to dziecko
zrobisz niechże cię uściskam
słyszysz
wzmógł się w sobie i on zrobi
o
co tam
już go mamy
tam w olszynce siedział w krzakach
nasi chłopcy go znaleźli
i na miedzę wyciągnęli
za wąsiska i za uszy
ale co to jest za zając
który panie charty kąsa
o tu rękę mi rozkrwawił
ucho naddarł nos by odgryzł
chłopcy chcieli na szabelkach
zaraz
tę
ale krzyczał po ichniemu
teraz szarpią go za kudły
a więc kąsał mówisz
a to świetnie gryzł i kąsał
niby chart lub niby zając
niby chart zająca albo
zając charta ale może
raczej dziobał niby bocian
kiedy żabę w trawie łowi
albo niby żaba kiedy
chce bociana ugryźć w nogę
taka żaba z długim dziobem
i tak można to wyrazić
ale ja to myślę
że w poezji nowoczesnej
gdzie już tyle dokonano
chartozając jest symbolem
jak by rzec to mniej ogranym
a ja wolę moje żaby
kiedy wokół nóg mi skaczą
ale patrz no tam na bucie
jakiś pyłek ten but brudny
oczyśćże go
będzie on się zaraz świecić
jak słoneczko nad tą łąką
gdzie szukają żab bociany
klekoczące
powiedz
czy
czy ci ona się podoba
gadasz głupstwa ona raczej
z brukwi
jam od dziecka zupą z brukwi
był karmiony na surowo
brukiew także bardzo dobra
no i dobra też z kapustą
a więc
lecz ta brukiew to nie dla mnie
ale gdybyś mógł spróbować
gdybym ja ci dał tę brukiew
nadgryźć ugryźć całą zeżreć
ale chciałbyś
kto by nie chciał
są i tacy
którym brukiew raczej nie w smak
a więc będziesz miał
ja lecz
no a
jakże ja bym
to grzech chyba
a więc chcesz czy nie chcesz
no mów chcesz się
a chcę lecz grzech o to mniejsza
grzeszyć miło lecz w tym będzie
jaśnie panie jakieś świństwo
otóż właśnie świństwo albo
raczej jakaś jakby żabiość
lub bocianożabiość nawet
jak w tym wierszu
ten wiersz piękny gdyś mi
ten wiersz czytał na biwaku
to tam we mnie coś szlochało
bo w tym wierszu o nas było
chociaż może i do śmiechu
tyżeś jeden ten wiersz pojął
godnyś
literackim
to już raczej
ja bym wolał teatralnym
bo
a ten wiersz ja znam na pamięć
wiersz
pod tytułem żabobocian
ten wiersz kiedyś swoim wnukom
powiesz
ale ona to się chyba
kiedy powiem chodź
twego
ja nie widzę
tu powodów do chichrania
cóż jest miłość to kształt piękna
gdy
i bliźnięta bo
ona to mi niesłychanie
odpowiada seksualnie
starczy jedno wstawaj
to już
wezwę cię gdy przyjdzie pora
gdy na grzędach kury zasną
i pamiętaj ma być dziecko
wlecz za kudły
szarp za wąsy
dźgnij go sztykiem
ciach go szablą
tam pod żebro
tam w to brzucho
kop go w kostkę
gryź go w ucho
nie znęcajcie się panienki
nad tym jeńcem bo gdy
sznurem ma związane ręce
to ten
ja to lubię
dźgaj mnie
po orderach ciach szabelką
niech mnie kłują
to wojenka dzisiaj
kop nie żałuj
a ty jutro moim będziesz
i za wąsy a ślicznotka
ja cię jutro będę szarpał
nie rezonuj
weź tam
ale krwawą zaplamioną
naszych sierot krwią serdeczną
i w tę wstrętną gębę wepchnij
albo weź onucę
bo ta krew o znam cię
toby była ci za słodka
a żeś
zrywam ci te epolety
te ordery i te krzyże
francowato józefińskie
już tyś teraz nie
boś
gdy na grzędach kury zasną
czekaj na mnie
a czekając ten mój wierszyk
niby pacierz sobie powtórz
żabobocian ja pamiętam
teraz
teraz
niech tam oni
nim zawiśnie na gałęzi
to my wierzchem
na koń
daj mi czako
wciągnij buty
te ostrogi jak to dzwonią
bierz tę lancę
jeszcze pałasz
siodłaj
dosiądź
nie kop
bo przyłożę ci
wyjmijże mu z pyska szmatę
lubię kiedy koń pode mną
rży i parska kwiczy chrapie
kłuj ostrogą bij po zadzie
stępa kłusem stawaj dęba
nieś mnie
bo cię zrzuci wodze ściągnij
niech mu krew wytryśnie z nozdrzy
do ataku
tnij pałaszem
giń psubracie
na armaty
hej dziewczęta
w górę kiecki
ANIA
dupa twarda
jak z mosiądza
a ty widzu wstydź się wstydź
cóż to
złaź natychmiast z
to
a ty dźgasz go ostrogami
patrzcie krew po wąsach ciecze
feldmarszalski mundur plami
ja
my ułani
a to brzydko
czy to godzi się panienkom
psuć zabawę one miłe
one lubią
bo
on dosiadać się pozwala
ale może
że
po ułańsku się zabawia
tyżeś ranny jest
tyżeś skłuty ostrogami
gdzieś
mieć apteczkę tam są
pozwól rany ci opatrzę
co za rany tam na zadzie
tam gdzie ten ułanik śliczny
kłuł ostrogą ja tam skórę
to mam taką szorstką twardą
jakby kiedyś ktoś
wygarbował
choćbyś nawet dźgnął i lancą
nie poczuję próbowali
a ja pytał czy to muchy
zad łaskoczą skrzydełkami
a to wszystko geny
to po ojcach taka skóra
bo ojcowie moi prości
brali baty ale synka
to na
lecz krew pozwól choć krew wytrę
co tam krew niech ciecze zostaw
do wesela ta krew wyschnie
a
to jest tyle że mogłaby
gdybym z brzucha tą krwią rzygnął
zalać wszystko wioski miasta
kraje ludy
lecz krew twoja
choć nie krew to ale
czarna kwaśna wymieszana
z końskim potem i ze łzami
ona ciecze z ran zadanych
naszą ręką a więc ona
jakby nasza była
jakby własna jakby moja
jakby swojska i rodzima
więc tę krew o błagam
zgódź się pozwól pocałunkiem
spiję z twoich czarnych wąsów
a
wstań ja chciałbym
ja chce łaknę wiem nie pojmiesz
lecz ja muszę choćbyś nawet
choćbyś nawet mnie odepchnął
ja cię w usta pocałuję
tfu to
tfu to lepiej było zabić
jakie ty masz słodkie usta
już nie całuj nie chcę puść mnie
ty mnie kochasz
ja cię
o i gardzę tobą gardzę
a więc kocham
dialektyka
to bagnetem trzeba rozciąć
dobądź szabli tnij na odlew
będzie po mnie no tnij szybciej
lub pistolet bierz i wypal
gdzie tam wolisz gdyś już posiadł
gdyś już zgwałcił
gdyś już zhańbił tym całusem
co nam jeszcze pozostało
na co czekasz lecz ktoś idzie
a
będzie krew mi spijać z wąsów
trzeba było
a tyś zwlekał
a tyś składał sąd wojenny
co za naród nim powieszą
pieszczotami wprzód zamęczą
a z nią
wyjdę oknem już za późno
powiedz
żem z upływu krwi tu omdlał
chodź
proszę cioci ja się brzydzę
bo on wstrętny ten
jakiś lepki jak w tym wierszu
który on napisał ciociu
ni to żaba ni to bocian
ja myślałam że to ułan
że mi będzie grał na trąbce
że zabrzęczy ostrogami
że mnie weźmie na kolana
i że będzie opowiadał
o potyczkach szarżach bitwach
ale on to chyba nigdy
na nikogo nie szarżował
a tę ranę to mu pewnie
bocian ciociu dziobem zadał
gdzieś na łące kiedy żaby
ten
bo on kumka niby żaba
ja z nim nie chcę ja nie jestem
byle żabą proszę
i nie będę z nim skrzekotać
kumkać
gadasz głupstwa moja
on nie zrobi ci nic złego
ależ zrobi proszę
bo on
ale nie to co należy
on mi zrobi coś wstrętnego
on mi w oczy proszę
nie chce patrzeć i ja czuję
że to co on ze mną zrobi
będzie jakieś o tak obce
jakby pies to zrobił kotce
albo kogut gniadej klaczy
albo wałach białej gąsce
gdy to ułan no to jasne
że on coś ci zrobić musi
lecz nic złego uwierz
weź tę wstążkę patrz to barwy
twoich przodków gdy
pas zluzuje buty ściągnie
ty tę wstążkę mu zawiążesz
na ramieniu moja
on rycerzem twoim będzie
no idź ale nie płacz nie drżyj
musisz
musisz dzielna być pamiętaj
gdyby chociaż capem cuchnął
gdyby knurem gdyby chociaż
jak pies cuchnął kiedy ślinę
gryząc łańcuch z pyska toczy
a on pachnie jakby trupa
ktoś
może umarł gdyby umarł
tobym mogła mu na grobie
zasiać
a to szkoda co mam robić
no i ktoś to wreszcie musi
kiedyś zrobić
zbudź się
to ja
wybacz
ja omdlałem to ta rana
o tu ona jeszcze krwawi
ja tę ranę ci opatrzę
pozwól
ach to boli
nic nie szkodzi
tu
tu nie boli
trzeba rozpiąć
lecz ja ranny o tu jestem
tutaj także
tam nic nie ma
tam jest
czy ci
czegóż bym się miała wstydzić
gdy te twoje rany
one jakby moje własne
one swojskie bo ułańskie
bo zadane ręką wroga
w bitwach któreś toczył dla nas
więc i dla mnie tobie
raczej wstydzić się wypada
bo jak trup na polu bitwy
trup przebity ostrym sztykiem
trup nad którym krążą kruki
leżysz
ruszajże się całuj pieść mnie
o ja czułam
że mi zrobisz coś wstrętnego
puść mnie
kto się patrzy
on tam leży za kanapą
a jak dyszy a jak sapie
a jak mu tam błyszczą oczy
niech się patrzy i co z tego
niech się patrzy a
no to róbże
co masz robić będę twoja
o litości gdy inaczej
już nie umiesz niech to będzie
takie
choćby wstrętne jakby wałach
z białą gąską
lecz nie mogę
bo
on czy słyszysz on się śmieje
on z miłości naszej szydzi
dobądź szabli
zabij zarżnij
jak to kogo
potem w czarnej krwi kałużę
rzuć mnie
o nie jakże mógłbym
wszak to
a kodeksy mówią
że nie wolno zabić jeńca
pokąd go się nie osądzi
więc daj szablę ja zabiję
a ty patrz się
o nie mogę to już nadto
tutaj krwawe będą jatki
módl się
LUBOMIR
tam do studni
chcesz się topić
chcę się napić zimnej wody
a to lubię
szybciej
odrąb głowę
niech wytryśnie
czarna jucha niech obryzga
te sukienki twoje białe
zarąb przebij
a zarąbię a przebiję
bo ja ciebie
ja też jakbym moje usta
serce trzewia i śledziona
już nie mogą milczeć dłużej
ja też jakbym cię kochała
bliski jakżeś swojski własny
o na własność gdybym mogła
ja cię posiąść mój kochany
ale chociaż takżeś swojski
tożeś obcy i nie wolno
kochać mi cię
więc zarąbię no bo jeśli
nie zarąbię to za chwilę
będę prosić na kolanach
weź
ona da ci się oswoić
więc zarąbię giń
giń ja kochać cię nie mogę
giń boś obcy choćżeś swojski
ale kiedy za te kudły
złapię rzucę na półmisek
twoją głowę odrąbaną
to te usta plując na mnie
krwią spienioną wiem wyszepczą
kocham o i ja te usta
zakrwawione wtedy nagle
pocałuję więc to na nic
jakby tu cię
jak tę twoją miłą swojskość
zdusić zdławić wziąć za gardło
jakby tu cię wyobcować
żebyś nie był mi już swojski
żebym kochać cię nie mogła
żebym mogła tobą gardzić
jakby cię tu co tu zrobić
żeby było wstrętnie obco
przede wszystkim strasznie głupio
no bo teatr gdy nie głupi
to biletów nikt nie kupi
jakby cię tu na kolana
proś o litość
całuj nóżkę
z przyjemnością
a tam wyżej gdzie kolanko
pozwól
nie to na nic choć łaskoczesz
moją nóżkę twoim wąsem
dość już grafie tam to nie chcę
i choć kłujesz wąsy nóżkę
oswajają w pocałunkach
jeszcze chwila a jak swoją
będziesz mógł mnie przebić wąsem
ale gdybym tyś związany
więc nic zrobić mi nie możesz
i ja o tak teraz
będziesz wreszcie miał za swoje
i już
po tym co się zaraz stanie
kochać cię nie będzie mogła
patrz mój więźniu patrz a dobrze
patrz te plecy te ramiona
jakie białe powiedz
chciałbyś kąsać ten kark biały
a
a te piersi
o patrz jakie to okrągłe
jakie pełne powiedz chciałbyś
tę pierś ugryźć wbić w nią zęby
jak w jabłuszko albo zdławić
jak gołąbka łapą tłustą
gdybym ja ten sznur mógł zerwać
a to łono
patrz to łono też pokażę
powiedz chciałbyś na tym łonie
ten
o już dosyć o litości
nie obnażaj się przede mną
ja się
ja przed tobą się rozbieram
swojski wrogu do rosołu
niech ja skonam zabij zarąb
podnieś szablę nie męcz dłużej
mam cię zabić a to po co
żyj
żyj pożądaj
śnij o gołej gołej łaknij
żyj oblizuj grube wargi
tym jęzorem lecz wiedz nigdy
boś już
no to precz stąd w nogi zjeżdżaj
to ja wolny więc tym sznurem
którym związał mnie
ja te twoje białe rączki
na koń rzucę konia zatnę
puść mnie
ktoś tu idzie
nie chcesz
a kto mi pokazał pępek
lecz zemdlała te kobiety
starczy taką palcem dotknąć
o tym choćby tym malutkim
a już płacze a już mdleje
i choć chce to piszczy nie chcę
lecz tam kroki adieu
jeszcze ty mnie będziesz prosić
wstawaj
kto to co to
ach ja śnię bo ja omdlałam
to ty
więc ty żyjesz
o tym potem
teraz wstawaj szybciej
ocućże się tę sukienkę
nałóż czy mam się odwrócić
a to po co
daj no zapnę
teraz szybko przez to okno
tędy
ale dokąd
pokąd jeszcze nie odjechał
za nim za nim biegnij
gdy na konia będzie wsiadał
rączki zarzuć mu na szyję
niech posadzi cię przed sobą
niech uwiezie już za późno
już tam słychać tętent kopyt
przez płot skacze już ułani
z pistoletów palą za nim
i kto teraz no kto powiedz
kto to dziecko w tobie spłodzi
ten
więc on mógłby książę zostać
ojcem mego dziecka ale
to
a kto
gdy nikt z naszych wiesz to dobrze
ale nie płacz już cię nie chce
to kto
jest w tym
jakaś dzika piękna męskość
no i szczerze on cię kocha
lecz zepsułaś
głupia po co ci to było
po coś zdarła przed nim kieckę
gdy on nie mógł
ja tę swojskość co w nim rosła
niby baba wielkanocna
w ciepłym piecu pęczniejąca
chciałam przekłuć i przekłułam
potem niby małe dziecko
co rodzynki wydłubuje
z takiej baby z
paluszkami wydłubałam
co w nim dla nas najsmaczniejsze
i on teraz już nie swojski
nie nasz własny i naszego
to już nic w nim nie ma
ale po co po co
jak to po co to ty
może chciałbyś żebym z wrogiem
grzecznie spała w jednym łóżku
żebym z nim szeptała czule
może jeszcze chciałbyś żebym
w nocy prała mu koszule
zaplamione krwią ułańską
lecz o dziecku pomyśl
kto ci teraz zrobi dziecko
dziecko musi się urodzić
bo kto zmyje i odkupi
ja chcę córkę
cicho
ma być syn i ma być ułan
nam potrzeba wodza
komendanta zresztą jeśli
masz ułanów dosyć no to
mógłbym zrobić z niego strzelca
na nim
gdzieś jest
lecz ktoś idzie ja w bieliźnie
będzie się
że po nocy goła biegam
więc omdlenie udać trzeba
patrz to ona śpi tam
lecz mnie teraz
nie do tego bo tam chłopcy
już siodłają w stajni konie
tam strzelają z pistoletów
bo uciekła
jutro rano
czemuś to nie trąbił
gdy
potem w pysk da i do paki
na trzy doby ja tam muszę
więc ja się odmeldowuję
lecz
lecz nie teraz
com obiecał jutro zrobię
jutro może być za późno
jutro może z łbem strzaskanym
będziesz leżał na lawecie
więc dziś a ja ciebie za to
chcesz wachmistrzem zostać
taka łaska ale za co
i patrz ja ten krzyż ten wielki
który
przypiął do mych ran gdym leżał
krwawiąc tam na polu bitwy
ja przypinam ci do piersi
to już za to dają krzyże
no idź
po ułańsku weź się za nią
nie jak wałach z białą gąską
nie jak pies co pieści kotkę
gęsiowałach
o za takie poemata
kiedyś Nobla
ale jeszcze co do tego
krzyża
tego krzyża ja to zrobię
bo mi strasznie żal
stój poczekaj no bo jeśli
ona
co ma nie chcieć zechce
ja
durnyś
a ja
możesz wiedzieć o ułanach
tyś jest
szczerych bosych wiejskich dziewcząt
które gnój widłami dźgają
które rano za stodołą
no mów
srają
lecz są inni wiedz ułani
tacy w których duch ułański
duch zamierzchły uwił gniazdo
i w tym gnieździe rozpościera
zanim wzleci wielkie skrzydła
jeśli
to takiego właśnie
we mnie
kiedy ja ci buty czyszczę
aż coś huczy i te buty
tak bym cisnął
otóż właśnie
ja o duchu ty o butach
bo
no a
i nie zechce tak nie zechce
jeśli w panu
taki siedzi duch ułański
no to bierz się za
ja ci po co ja
chciałem zrobić dziś przyjemność
ale ja to
mogę zrobić z każdą inną
ja o nie
we mnie kiedyś ten duch wielki
duch ułański się zagnieździł
ale teraz to już we mnie
nie ma ducha i tam w głębi
słychać tylko jakiś skrzekot
jakiś rechot ale może
tego ducha co jest w tobie
jakoś by się dało przebrać
i przystroić żeby
ten duch wydał się piękniejszy
jeśli ty
o to czako na łeb włożysz
jeśli przypniesz moje szlify
akselbanty weź i szablę
i pistolet to też ważne
te ostrogi załóż także
ale po co mi ostrogi
gdy do łóżka idę z panną
może teraz kto wie może
o nie liczę nawet na to
że ten duch ułański wzniosły
nagle w tobie się obudzi
ale może
który skrzydła ma podcięte
niby zbyt waleczny gąsior
co to chciałby na podwórku
zgwałcić wszystkie kury kaczki
no mów
czy ten gąsior rozjuszony
trochę wyżej podskakuje
nic nie czuję
ten pistolet mi zawadza
bo mam tutaj własny drugi
miej nadzieję dalej
po naszemu jak ułani
jak przed laty nie drżyj kiedyś
byłeś przecież
wojowałeś z Murzynami
czy pamiętasz przepłynąłeś
ja ukryję się tu w kącie
będę zerkał
tego nadto
nie pozwolę
zdeprawować
bierz na ręce nieś mnie
tam do stajni między konie
będę twoja tam na słomie
a ty
niby puszczyk tutaj chichocz
co nad strzechą nad ojczystą
rozpościera czarne skrzydła
więc się stanie więc się stało
lecz czy tego właśnie tego
pomyśl chciałeś
stój wróć
o nie dalej nieś ją rzuć ją
gdzieś tam w stajni czy w oborze
między krowy albo konie
tego chciałem właśnie tego
no to teraz
dobrze radzi ci
niby puszczyk albo raczej
niby bocian wzleć i klekocz
niech się toczą niech się dzieją
ni to żabie ni bocianie
skrzekoczące nasze dzieje
żabobocian żabobocian
co tu
gdzie jest
chodzę szukam nawołuję
o dlaboga ale co to
tu pończoszka tu podwiązka
może porwał ją
ona tutaj z tobą była
sam na sam no mówże
to nowina lecz z kim powiedz
z tobą
w pewnym sensie
powiedz
zawsześ mi tu po pokojach
szczebiotała niby szpaczek
teraz blada milczysz płaczesz
tu przystaniesz tam usiądziesz
jakby mucha co na wiosnę
nie wie czy się ma obudzić
moja
mnie mdli
mdli cię
ZOSIA
ja bym chciała tam w piwnicy
to ogórki są kwaszone
może
o mnie słabo
usiądź
trzeba wszystko wyznać
bo jak w pysk cię strzelę
to ten ułan ten niecnota
on mi krzywdę zrobił
teraz słyszę teraz czuję
tam pod sercem tam gdzie łono
tam coś rośnie nie wiem co to
lecz coś dzwoni i łomocze
proszę niech
coś tam we mnie się trzepocze
słyszy
jakby konik co kopytkiem
grzebie w ziemi przed potyczką
jakby dobosz który pięścią
o świtaniu bije w bęben
jakby trębacz co na trąbce
wsiadanego gra przed bitwą
jakby orzeł co rozkłada
białe skrzydła i chce wzlecieć
nad bitewne pola
ach ty w ciąży jesteś
ja znak miałam orłobocian
módl się
niebo nam to dziecko ześle
lecz nim ześle ten twój trębacz
ten twój dobosz o jak bębni
musi on mieć
musisz za mąż iść czym prędzej
ale kto cię z dzieckiem zechce
on ten ułan
i zanieście do sypialni
a tu do mnie
i
co to
bo już ułan tam w niej wierzga
niech no dowie się
powybija on nas z armat
i kto by to mógł przypuszczać
co to ledwie kumka w stawie
no i proszę też potrafi
no i będą dzieci z żaby
jestem słucham proszę
dałbyś
tym umizgom tym zalotom
proszę
dla
a więc wąsa nie podkręcaj
tyś nie kot a ja nie myszka
i ja wąsów się nie boję
chodź tu bliżej ja mam sprawę
co za rączka a jagody
to krew z mlekiem mleko z brukwią
brukiew z grochem groch z kapustą
a gdy kto się grochu naje
może strzelać i tam dalej
gadasz głupstwa a więc
ona w ciąży jest
M
a to pięknie a to radość
z tego będzie ułan nowy
może będzie ale dziecko
to jedyne to wyśnione
ojca musi mieć
a tym ojcem kto być może
kto jest spytaj no kto pomyśl
kogoś prosił na kolanach
ja nie ja się nie przyznaję
on
a któż by
ha
a to dzielnie mi się sprawił
ja błagałem
nie leńże się szarżuj na nią
bo odmawiać nie wypada
kiedy panna o coś prosi
a on nie i nie a potem
milczkiem chyłkiem po kryjomu
na przeszpiegi czaty obszedł
potem skrycie przez okopy
przez zarośla na czworakach
z tyłu zaszedł skoczył wskoczył
dosiadł konia spiął ostrogą
a koń dęba a on wtedy
po ułańsku szast-prast ciachnął
nadział przebił potem kłusem
potem stępa potem w galop
i tam dalej i już pierzcha
już umyka hen w pokrzywy
lecz nie umknie
bo ja na to nie pozwolę
a tym mężem to kto będzie
no kto pomyśl
a to kłopot a to bieda
lecz inaczej być nie może
jeśli dziecko jest już w drodze
ale sama wiesz
nasz
jakiś taki zadumany
zasmucony jakby chory
jakby coś w nim jakby coś tam
jakby krew w nim jakby z żółcią
a żółć z flegmą flegma z limfą
o waćpani może syf to
co to
za waćpani przeproszeniem
to ułańskie takie słówko
co oznacza zwykłą francę
więc czy nada się
dla
choćby nawet twój
zadumany też coś a więc
choćby miał on mój
wszystkie france tego świata
musi zostać mężem
ślub dziś jeszcze
lecz ten pośpiech
droga
teraz wojna wy ułani
kto wie który jutro zginie
jeśli to ci jeszcze powiem
możesz
będę ja ci tego wąsa
podkręcała kiedy zechcesz
i tam dalej a to radość
do mnie baczność na koń w drogę
dokąd
dokąd do kościoła
ty się żenisz
ja się żenię
to jest rozkaz
z kim
ja
oczyść szablę zapnij guzik
w ładownicę włóż naboje
ślub ułański i tam dalej
będziesz ojcem
będę ojcem a więc
lecz to dziecko wróć
to nie moje bo
wróć lecz honor oficerski
każe milczeć cóżeś zrobił
o
teraz będziesz prał pieluchy
teraz będziesz o
wiersze dziecku do snu śpiewał
teraz będziesz własną piersią
to niemowlę karmił cudze
no bo nikt mi nie uwierzy
kiedy powiem że to bocian
z wiosną dziecko przyniósł żabom
wiersz
pod tytułem żabobocian
mam
dwadzieścia lat
jestem bocianem który
połknął żabę
jestem
żabą która
połknęła bociana
chyba mi się pomyliło
jestem
żabą która
spłodziła bociana
jestem bocianem który
spłodził żabę
też coś nie tak w tym wierszyku
to inaczej jakoś idzie
chodź tu
a
powiedzże mi bom zapomniał
w tym wierszyku to jak było
coś ty
to zrobiłem o coś prosił
ale
ona dziecko będzie miała
wszak bywają z tego dzieci
a ty samżeś
prosił żeby dziecko było
ale powiedz jak to idzie
w tym wierszyku jestem żabą
bo chcę wierszyk ten zapisać
na pamiątkę dam go
ale dziecku ojca trzeba
więc ktoś
teraz musi się ożenić
no to żeń się
bądźże mężem ja zostanę
ja cóż ja kochankiem tylko
smętnie głupio zakochanym
takim co to przy księżycu
rzewne wiersze
lecz to dziecko przecież twoje
tyś napoczął tę
no to teraz
ja ci każę proś o rękę
ja z
ale ja
więc
oni
ja ci daję klękaj proś mnie
daj
ona dla mnie a ja dla niej
ja wystawię szwadron cały
a to będą ci ułani
klęknij
ja mu ciebie
nic tu nie masz do dawania
boś ty nawet wziąć nie umiał
kiedy
klęknij patrz ten promyk słońca
co przez okno nagle wleciał
jakby srebrna stuła związał
wasze ręce moje dzieci
kochajże ją
a ty
ja was dzieci mego ducha
błogosławię bądź szczęśliwa
teraz dajże mi całusa
takiej chciałem będziesz ze mną
oporządzać w stajni konie
będziesz w pole gnój woziła
bo te pola wszystkie moje
no i będziesz rodzić rodzić
jak to mówią co rok prorok
a nie będziesz się gniewała
kiedy pasem ci przyłoję
ZOSIA
ja bym owszem nawet chciała
ja cię nawet trochę lubię
cóż że
wszakże są prostacy mili
ja bym ciebie nauczyła
czytać pisać o bo z książek
dużo się dowiedzieć można
kim ojcowie nasi byli
jakie ojców naszych czyny
jakie kraje jakie nacje
w pień wycięli i podbili
byle czytać nie za wiele
tych rodzimych swojskich książek
bo to szkodzi na żołądek
więc mogłabym pójść za ciebie
to by nawet było wzniosłe
ale także przyznaj
jakieś takie raczej dziwne
no i
no i
toby kazał cię wychłostać
co tam
mogę się ożenić
ja
chociaż
i nie poszło z nim by łatwo
ale we mnie to jest
taka moc o moc mocarna
że ja mógłbym o tą ręką
lecz co nie wiem coś potargać
no tak nie wiesz a mnie trzeba
męża co by właśnie wiedział
kiedy można targać więzy
i kajdany zrzucić kiedy
a ty nie wiesz boś
boś w czworakach się urodził
a mój dziadek i mój ojciec
tam na naszych kresach
po łbach cięli pałaszami
a więc jak by to powiedzieć
tyś mi
co ty mówisz
nic
ja to kiedyś gdzieś słyszałem
obcy swojski swojski obcy
może to w tym wierszu było
co ułożył go
żaba swojska bocian obcy
nie inaczej żaba obca
obcoswojski bocianożab
o nie to nie z
to mi z serca z trzewi płynie
to jest moje własne moje
wiersz
pod tytułem obcoswojski
bocianożab
co ci
jestem
swojskim bocianem który
połyka obcą żabę
jestem
obcą żabą która
połyka swojskiego bociana
jestem
obcoswojskim bocianożabem
który
obcoswojskim który który
dalej to ja już nie umiem
a to straszne precz stąd
ja myślałam że ty ze mną
precz
precz
Polacy
nie płacz
kto to co to
nie poznajesz
więc ten sen nie kłamał
więc ty żyjesz więc kłamali
żeś zabity że zginąłeś
że sztykami grenadiery
tam na brzegu cię przebili
o nikczemni więc kłamali
jesteś żyjesz a ja biedna
ja te oczy wypłakałam
kiedy słońce zachodziło
tam na ganku stałam patrząc
nasłuchując czy zza rzeki
czy zza lasu już się niesie
tętent koni granie trąbek
twoich ostróg słodka piosnka
lecz wróciłeś
i znów mogę wplątać palce
w
znów jak kiedyś czy pamiętasz
znów owiniesz mnie w tę burkę
i pójdziemy
ach na cmentarz
lecz ty krwawisz
ty omdlewasz ach tyś ranny
ja pobiegnę ja przyniosę
zostań
widmom Zosiu nic nie trzeba
ach to
jeśli grób masz wróć do grobu
puść mnie nie tul puść nie całuj
jeśli chcesz mnie porwać jeśli
chcesz
położyła się do trumny
to wiedz będę krzyczeć piszczeć
kopać drapać gryźć i wierzgać
bo ja jeszcze chcę żyć
a ty
tyś mnie nigdy nie kochała
ale nie piszcz
chciałbym sypiać w jednej trumnie
wyszedł z grobu by cię porwać
o nie
o północy huczał rzewnie
odwaliłem wieko trumny
i na koniu na widmowym
popędziłem tu do dworku
o bo złe przeczucia
niby robak ten trumienny
gryzą moje zgniłe serce
choć i ja cię prawdę mówiąc
nigdy
nie kochałeś
a kto nosił mnie na rękach
a kto mówił tyś mi wszystkim
inna byłaś gdym cię nosił
a czas
i o diecie czas pomyśleć
ale słuchaj więc choć nigdy
nie kochałem ja cię
i nie kocham coś tam kiedyś
między nami było przecież
co i kiedy mniejsza o to
ale było no i teraz
o patrz krwawe łzy mi stają
w oczach
w oczodołach kiedy myślę
co też z tobą
nie przerywaj ja wiem wszystko
już ci za mąż
ja ci radzę nie przebieraj
bierz pierwszego który zechce
i nie grymaś rok dwa lata
jeszcze miną będziesz
nie zaprzeczaj wiesz to sama
że
której wąs ułański rośnie
takiej baby co wąsata
nikt nie weźmie
a więc po to
a to całkiem niepotrzebnie
bo choć
dam ja sobie świetnie radę
bez rad
prawdę mówiąc
nie o ciebie
chodzi tutaj lecz o dziecko
to już
niech się
dziecko będzie miało ojca
lecz jakiego kto nim będzie
otóż to i o to właśnie
chodzi
ma być i skąd wziąć by ojca
ojciec jest
kto
spłodził we mnie
jakiż
no to właśnie to co trzeba
radził sobie całkiem nieźle
WIDMO
nie wystarczy moja
byle
żeby zostać ojcem dziecka
wszak wiesz sama
a co gorsza marzy skrycie
że zostanie naszym wieszczem
ten wiersz który deklamował
mnie też słabo się zrobiło
muszę wiedzieć
jak się dzieje nasze toczą
to wierszydło strasznie głupie
głupsze nawet niźli tamto
które
na krwawiącej piersi nosił
nie pojąłem ani słowa
choć poezje chętnie czytam
chcesz to ja ci wierszyk powiem
może już tych wierszy dosyć
lecz to
tak mi
ale myślę że te wiersze
to mu da się wybić z głowy
wytłumaczyć by mu mogło
że kto pragnie zostać wieszczem
ten naraża się na drwiny
w nowoczesnym społeczeństwie
chociaż
otóż właśnie
samaś mu to przecież rzekła
to
nadał nam się żeby dziecku
buty czyścić
mógłby
gdyby
i co z tego ojciec
musi dziecku duchem sprostać
tyle jest w nim tego ducha
lecz to
byle jaki gdybym nawet
awansował
duch w nim byłby wachmistrzowski
no to może jeśli
nie chce
prawdę mówiąc bym wolała
gdzieś na boku się z nim puszczać
bo na co dzień to
byłoby mi strasznie nudno
może
a dowcipy majorowe
od
a to lont psu w zadek wetknie
a to gęś na świnię wsadzi
i gna świnię do salonu
będzie dziecku opowiadał
jakieś bajki o tym królu
o husarii co na kresach
o
chłopiec mógłby mu uwierzyć
no a z tego by dla chłopca
nic dobrego nie wynikło
nie takiego
trzeba ojca temu dziecku
więc
kochał chyba kocha jeszcze
chociaż bał się iść do łóżka
choć to
namawiałem go niedawno
żeby zrobił ci to dziecko
teraz wiem już co jest warty
nic to
kiedy inni pałaszami
z dziejów jeszcze nieostygłych
wycinają już legendę
smaczną niby krwisty befsztyk
a gdy trzeba wziąć co szarżą
to wiesz sama nie
on by nasze wspólne dziecko
rychło
więc kto
panną z dzieckiem
płaczesz nie płacz
jakże mam nie płakać
kiedy nikt mnie widzę nie chce
nikt nie kocha i to dziecko
ono ojca mieć nie będzie
ale może nie wiem ale
może
chłopiec pewnie by się trochę
bał puszczyków ale przecież
można by mu wytłumaczyć
co że tatuś sypia w trumnie
i że tylko o północy
może iść na spacer z synkiem
zresztą ja też
nie nadaję się z tych kości
duch już dawno się ulotnił
ale mam ja pewien pomysł
jest ktoś taki kto by dziecku
mógł być ojcem tobie mężem
wiem że kocha chyba zechce
lecz ktoś idzie
to ciotunia
adieu
nie wygadaj się przed
żeś mówiła tutaj ze mną
zostań
nie mam czasu
muszę ojca znaleźć dziecku
zdejmij
patrz tę białą teraz włożysz
czy nie piękna teraz
daj ten welon i ten wianek
co to znaczy
po co welon po co wianek
przecież idziesz do ołtarza
lecz z kim
kto to taki
no a któż by
ten kto ci to dziecko zrobił
więc
to oficer uwiódł pannę
honor żenić mu się każe
lecz ja nie chcę ja nie mogę
ten
on by dziecku wiersze czytał
otóż to i tu nie chodzi
o mnie
ja na niego muszę czekać
on ma dziecku ojca znaleźć
ojca mamy dzięki Bogu
teraz szybko do ołtarza
gdzie
jest
puść mnie
ja tu po co wszakże
już innemu rękę dała
i kto inny jest już teraz
gadasz głupstwa
tobie
i
ależ
milczysz a więc mam się żenić
a więc mam być temu dziecku
ojcem i mam temu dziecku
kiedy dziecko się urodzi
rzec tyś dzieckiem mego ducha
lecz nie moim ale co to
czy słyszałeś
tam ktoś trąbi wsiadanego
a to na nas ja tam muszę
ja z naszymi gdzieś jest
podaj szablę siodłaj konia
żegnaj
jeśli kartacz mnie rozszarpie
stójże
tobie chyba się zdawało
nikt nie trąbił
ja słyszałem
o znów trąbi
tak trębacze
wsiadanego dla nas grają
trąbka wzywa nas do boju
ha więc trudno droga
trzeba będzie ślub odłożyć
puść go
jeśli
chce za ciebie
jeśli chce skrwawioną szablę
na ołtarza złożyć stopniach
to przeszkadzać mu nie wolno
na koń szybciej chodźmy
trąbią na nas kiedy umrzesz
twój duch wróci pod tę strzechę
będzie błąkał się w salonie
będzie krzyczał chociaż niemy
będzie straszył w białym dworku
paniom rączki całujemy
o nie to już po mym trupie
nie chcę ja w tym dworku duchów
a gdy zginie
to kto będzie prał pieluchy
kto to małe co tam
przyłóż ucho
słyszysz kwili słyszysz płacze
kto do snu kołysał będzie
kto przewijał będzie w nocy
on ci będzie prał pieluchy
stójże wracaj
to on trąbi to on
kto gdzie trąbi
on ten chłopiec
to on i ja teraz słyszę
teraz głośniej
teraz ciszej
on tam we mnie w moim łonie
on was wzywa on was woła
on ze snu chce was obudzić
no to starczy dość już
nie trąb
dosyć już się natrąbiłaś
ja bym chciała proszę
ja się staram lecz nie mogę
bo to przecież nie ja trąbię
ale we mnie trąbi
teraz stępa
teraz kłusem
teraz lance do ataku
teraz w galop
teraz tratuj
kłuj siecz zarąb poruczniku
przestań
jakieś dzikie jakieś dziwne
nie ułańskie swojskie nasze
jakieś wstrętne jakieś obce
wstyd wstyd
nie spod serca to muzyka
ale z brzucha ale z kiszek
ach z macicy jak bociani
albo żabi jakiś skrzekot
jakiś klekot
wyjdźcie proszę wyście dzieci
wyście panny a to granie
nie dla dzieci nie dla panien
to by mogło wam zaszkodzić
teraz z koni
teraz chyłkiem
teraz milczkiem
teraz pełzaj
teraz płaszcz się
na grzbiet teraz
i łapami rób w powietrzu
i ogonem bij po bokach
teraz głos daj
teraz skomlij
teraz z gęby wysuń język
teraz poliż tłustą łapę
teraz zawyj
teraz ugryź
teraz odskocz
teraz umknij
to trąbienie skąd ja znam je
jakby kiedyś ktoś tak trąbił
to
już pamiętam
chodźmy
chodźmy
trzeba tu zawołać
o litości
o już nie trąb
jakże możesz już nas nie męcz
przecież idziesz do ołtarza
lecz nie ze mną bo ja ojcem
teraz po tym co się stało
temu dziecku być nie mogę
ale jesteś
lecz to dziecko o masz rację
honor mówić nie pozwala
więc nie powiem czyje dziecko
czyja trąbka gra w tym łonie
lecz odchodzę żegnaj
żegnaj
kłaniam
weźmie
będzie ojcem ja nie mogę
ale wolny
w obcym duchu jest poczęte
o nie ja nie będę pełzał
skomlał płaszczył się i węszył
i nie będę lizał
obcej ręki więc kto inny
niech to dziecko usynowi
niech kto inny pazurami
ryje ziemię drży i warczy
gdy to dziecko o przeklęte
tę pieśń podłą obcą wstrętną
zagra mu na swojej trąbce
to krew moja trąbka moja
o pamiętam jam przed laty
też tak trąbił budząc ze snu
pułki armie dywizjony
gdym trębaczem był w szwadronie
dość sam sobie teraz będziesz
czyścił buty
ja te buty w pysk ci ciskam
ślub nam dawaj kapelanie
precz stąd
bierz ją sobie
kiedyś chyba ją kochałem
bierz ją ja ci ją oddaję
a to kiedy ty ją dajesz
a cóż ty masz do dawania
ano proszę weź tę trąbkę
wsiadanego zagraj na niej
a ten chłopak co w jej łonie
już ułańskie buty wciąga
już ją kłuje ostrogami
niech odpowie na to granie
trąb
lecz po co ja nie umiem
no trąb
musisz
trąb czekamy
trąb ja proszę
trąb to rozkaz
bo to dziecko ono czyje
trąb my wiedzieć to musimy
głośniej
żwawiej raźniej i weselej
to trąbienie jakieś rzewne
jakieś smutne jakieś łzawe
jakby ktoś nad grobem trąbił
kiedy konik nóżką grzebie
a z drzew lecą liście suche
mnie na płacz się ciociu zbiera
dość już nie trąb
czy to pogrzeb czy wesele
bo mi serce pęknie z żalu
daj
no i co
słyszysz on nie odpowiada
a więc może ta dziecina
to jest tylko z mego ducha
daj tę trąbkę
teraz ja mu zagram na niej
teraz słuchaj razem gramy
on jest mój i ona moja
ach
ach
tam spod lasu
tam zza wzgórza
niby czarne gęste chmury
co się toczą tuż nad ziemią
gdy wiosenna idzie burza
grenadiery
a na czele
na spienionym czarnym koniu
a tak leci jako jastrząb
co przed burzą wzbił się w niebo
i za sobą burzę wiedzie
siodłać konie za broń chłopcy
sprawiać szyki
łap za szablę
ja nie mogę ja odchodzę
bierz go
ja za ręce a waćpanie
niech się teraz za nas modlą
a nie zdejmuj
ta potyczka będzie krótka
on powróci i dziś jeszcze
ten ślub weźmiesz lecz z kim nie wiem
i tam dalej wszystko jedno
a wstyd
właśnie teraz kiedy trzeba
trąbić
to ty milczysz ono milczy
zatrąb
ale komu
ja mam trąbić proszę
bo ja nie wiem
wszystkim
bo to nasi są ułani
nasi chłopcy wszyscy nasi
trąb bo może oni więcej
nigdy trąbki nie usłyszą
może któryś z nich dziś zginie
może wszyscy trąb im
a niech zginą niech
na kawałki ich porąbie
niech poszarpie ich na strzępy
kartaczami wszystkich wszystkich
i niech potem ich zakopie
ręce nogi czaka wąsy
a głęboko jak najgłębiej
i niech jeszcze kół dębowy
wbije w te ułańskie strzępy
żeby nigdy żaden upiór
żabobocian nasz rodzimy
swojski wspólny macierzysty
nie nawiedzał tego dworku
ale żyją choć związani
żyją
tam ich rzućcie
a ciotunia ja się kłaniam
jam ułanów waszych pobił
no to śpiewaj mi
zaraz rany opatrzymy
zaraz bigos podać każę
zaraz rany zaraz bigos
głośniej
to ja lubię to mi
będzie bigos
ale co to
a więc
a za kogo mówcie damy
otóż właśnie idzie za mąż
za mąż idzie lecz za kogo
ty za kogo idziesz za mąż
z kim to
pójść dziś miała do ołtarza
do ołtarza i tam dalej
lecz z kim nie wiem
a
także nie wiesz może
o nie ja jej nie chcę
a
kto za żonę dziś ją bierze
idź za niego idź za
jam ułańskie uśpił czaty
jam prowadził grenadierów
przez olszynkę na ten dworek
dziecku ojca chcąc dać
no to rzuć mu się na szyję
białe palce w czarne kudły
zaplącz trzymaj i nie puszczaj
bo już nikt cię tu nie kocha
tylko on on jeden
jeśli nie ma tu takiego
co by
no to klękaj moja
o tu klękaj przed
ja uklęknę razem
a wy moje
palcie prosto w serce
gdy dam znak no proszę
ja chcę
daj mi
ale co to kto to trąbi
ja kazałem grenadiery
wszystkie trąbki bębny lance
proporczyki i chorągwie
na stos rzucić spalić zdeptać
więc kto trąbi
kto mnie budzi
jak ci nie wstyd
w takiej chwili kiedy idziesz
do ołtarza
zamilcz
lecz nie mogę bo to ono
mówcie damy cóż to damy
skąd ta trąbka skąd to granie
pozwól
wytłumaczę to się zdarza
kiedy idzie u nas panna
z narzeczonym do ołtarza
wtedy słychać
skąd nikt nie wie skądś z oddali
trąbki werble armat granie
wtedy w chmurach tam wysoko
przelatują nad kościołem
nie łżyj
ja nie mogę go okłamać
ja
i tam we mnie na
gra na trąbce mały ułan
GRAF
a to przykrość i kto powie
co
mam się żenić
którą inny sztykiem przebił
mam piastować cudze dziecko
na koń
stój
a to kto
baczność spocznij
ty to dziecię usynowisz
i to dziecię to ułańskie
tobie
ja cię znam
i te wąsy
ciebie moje grenadiery
na cel brały ja krzyknąłem
pal a wtedy tyś w strzemionach
stanął i
ciąłeś i skoczyłeś
a za tobą pułki armie
szeregowcy oficery
jenerały markietanki
matki z dziećmi i studenci
urzędnicy i poeci
szewcy księża i przekupki
w kłębach dymu naród cały
w nurt tej rzeki dym się rozwiał
i zniknęli wszyscy wszyscy
na tę krew co tam nad rzeką
z moich siedmiu ran wyciekła
na tę krew co się zmieszała
z twoją
na tę krew i na tę juchę
które jedną wąską strużką
upłynęły z nurtem rzeki
tam w legendę naszych legend
w naszych dziejów dzieje smętne
ja
ty poślubisz
bo to dziecko jeśli żyć ma
musi mieć
który obcy byłby dziecku
klękaj
klękaj
klękaj
gdyś mnie zaklął no to klękam
bo
bliżej
na ramieniu o tak
a ty
a ty stułą wiąż nam ręce
a ja co tu jeszcze robię
nic tu po mnie niech
płodzi w
żegnaj
chodźmy
tam koledzy nasi leżą
trzeba ich pochować
potem pójdziesz
razem ze mną borem lasem
podśpiewując tę piosenkę
ja zostanę
bo ja muszę patrzeć
żeby mi
nie zdusiły mego dziecka
kiedy dziecko będzie rosło
a
czy mu wolno się oddalić
właśnie teraz gdy
klęczy
ja już pytać nie mam kogo
stój ja każę
stój pamiętaj przysięgałeś
weź tę trąbkę kiedy będę
wiązał stułą te dwie ręce
zagrasz na niej
nie ja nie chcę
ja cię proszę o to
tylko o to o nic więcej
powiedz
tego
o tak
a ty
czy chcesz
GRAF
niech tak będzie
już się stało
teraz
teraz
teraz w kotły werble bębny
bijcie
teraz marsza weselnego
teraz graj mi