W CELI
Więzień II
gimnastykuje się
. Waszkowski pod piecem
. Więzień I na pryczy
.
Więzień I
Co tam jest?
Waszkowski
Pada. Deszcz ze śniegiem.
Więzień I
Bili?
Waszkowski
Nie.
Więzień I
Nic nie słychać. Dlaczego nie pukają w ścianę?
Waszkowski
Zaczną.
Więzień I
Podejdź bliżej.
Waszkowski bierze stołek
, siada przy pryczy
Więzień I
Uważaj! Nie wiedzą jeszcze, jak cię podejść
Waszkowski
Wiem.
Więzień I
Tego się nigdy nie wie do końca, człowieku.
Waszkowski
Rzucałeś się w nocy.
Więzień I
Śniło mi się znów przedstawienie z włoskimi tancerzami na dworze pana Szczęsnego... Poczucie siły – musiał sobie wtedy myśleć pan Szczęsny – z prawdziwie możnych przechodzi też, widać, na maluczkich. Pijany szlachciura, który chciał go ciąć szablą. Został wyprowadzony do sieni, leży tam na skrzyni i cucą go lokaje. Pan Szczęsny myśli, że nie ma właściwie jednej ojczyzny. Raduje go to, ale i napawa lękiem. Wychowani w tej samej łacinie, którą szlachciura umie się jako tako posługiwać w koślawych jej odmianach, oddychający tym samym – mój Boże, prawie tym samym, bo z tego samego nieba lejącym się powietrzem, różne przecież mają wyobrażenia o ojczyźnie…
Waszkowski
Leż spokojnie.
Więzień I
I wie już, że to tak musi być wymieszane.
Waszkowski
Uspokój się. Prosiłem, żeby przysłali lekarza.
Więzień I
Do czego mi on potrzebny? Tobie by się on bardziej przydał... Posłuchaj, pałac oświetlony, okna się jarzą wielkim światłem...
Otwierają się drzwi
, wchodzi
lekarz
Lekarz
(do Więźnia II
)
Jak tam ćwiczenia, Piotrze Porfirowiczu? (rzuca płaszcz na wolną pryczę
) No, no, niech się pan tak nie złości, Iwanie Iwanowiczu. Pytam po przyjacielsku (do Więźnia I
) Co tam znowu?
Waszkowski
Gorączkuje
WASZKOWSKI
Lekarz
Jego pytam! (pochyla się nad leżącym
) To tak... Nie jest dobrze. Boli?
Więzień I
Od patrzenia na pana nie przechodzi.
Lekarz
Szkoda. Bo ja jestem właściwie jedynym lekarstwem na te cierpienia. Jeśli to nie brzmi jak bluźnierstwo. Pana tu jeszcze nie widziałem.
Waszkowski
Zgadza się
Lekarz
Ale to i owo słyszałem (do chorego
) Klimat niedobry. Z wiosną przyjść musi polepszenie. Ale trzeba jej doczekać.
Więzień I
Z pana pomocą
WIĘZIEŃ I
Lekarz
Ma się rozumieć. Mówiłem już: trzeba mieć wolę przetrwania. Bez niej moja pomoc nic ci nie da.
LEKARZ
Waszkowski
Jemu jest potrzebny szpital, doktorze!
Lekarz
Ja wiem, co mu jest potrzebne...
Więzień I
Pada?
Lekarz
Bez przerwy. Ale przyjdzie słońce – śnieg zniknie szybko.
Waszkowski
Dlaczego pan go nie chce leczyć?
Lekarz
Leczę go, leczę, mój panie.
Waszkowski
Z miłosierdzia chrześcijańskiego?
Lekarz
A co? Stracił pan wiarę? Owszem, z miłosierdzia. Bo ja mocno wierzę, że boskie prawo winno pozostawać w zgodzie z obyczajem państwowym.
Więzień I
Wspaniały humor, doktorze.
Lekarz
Tobie też radzę, abyś nie tracił humoru.
Lekarz podchodzi do drzwi
, stuka
, po chwili otwiera je
Strażnik.
Lekarz
(do więźnia II
)
Żegnam panów. A ty mógłbyś się uśmiechnąć przynajmniej, Piotrze Piotrowiczu... (wychodzi
)
Więzień II wraca do swoich ćwiczeń
Więzień I
Wierz mi to porządny człowiek.
Waszkowski
Ten lekarz?
Więzień I
Szkoda, że jest sam właściwie, bo pozostali dobrali się jak w korcu maku.