Jak się panom u nas podoba?
Owszem bardzo, bardzo.
Najwięcej uczęszczany lokal.
Ano – podobno ujarzmia ocean, obłaskawia lwy
Może kawki?
Mówią, że wynalazł sposób na ułatwione życie i ułatwioną śmierć.
E, panie może i wynalazł ten sposób, ale że sposób sam nie jest ułatwiony to pewne. Ja tam słucham ciągle tego ich gadania, tych dyskusji i niczego mi to dotąd nie ułatwiło, chyba sprzedanie kilkudziesięciu beczek wina więcej, bo jak się rozgadają to piją jak smoki. Ale z tego nie taka znowu pociecha. Wielu na kredyt pije. Towarzystwo sobie dobiera ton
Co pan mówi – he, he…
A jeszcze mi żonusia głowę suszy, że bezbożnością nasiąkam. Bo to on ma i przeciwników, panie, i brzydkie rzeczy o nim gadają.
Mówią że człowiekowi przyrodzony jest strach i gdyby strachu nie było nie byłoby i poszanowania bogów. A on chce strach u człowieka wypędzić. Z przeznaczeniem walczy.
A ta jego sławna pieśń o śmiechu wyzwalającym. Podobno on w ten sposób ujarzmia te lwy czy jak tam… To mnie bardzo interesuje.
Czy to prawda, że on ma oswojonego żółwia, który się śmieje jak człowiek?
Miał, panie, oswojonego żółwia. Zwyczajne było z przeproszeniem bydlę. Nie widziałem żeby się kiedy śmiał. A i tego od niego wyłudził jeden taki
Nie wiem czy mu to co pomogło. Tak, tak. Rozdaje wszystko i dlatego moim zdaniem nigdy się nie dorobi. A mógłby się dorobić – ohoho – on ma popularność, panie.
Uleczył?
No – pan rozumie. Mało to rozmaitych wykolejeńców na tym świecie. Taki wszystkiego się chwyta. Podstarzali atleci, kobiety porzucone przez mężów, chorzy na rozmaite choroby nieuleczalne, niewolnicy albo tragarze lektyk, co wiedzą, że rzadko który w ich zawodzie dociągnie do czterdziestki.
Więc on ich leczy śmiechem? To musi być bardzo wesoły człowiek.
Czasem jest nawet w dobrym humorze, owszem – wypić lubi, zaśpiewać, ale mówiąc między nami, jak kto chce rozrywki odpowiedniej dla młodego człowieka albo takiego, co jeszcze może ujść w tłoku za młodego (robi oko) to radzę do cyrku. Linoskoki przyjechali i tancereczka jedna… Papierosa? (częstuje)
Dziękuję.
Miałem już przyjemność poznać.
Trochę ciekawa chłopców, ale to ludzka rzecz. Głupie bo młode. Zresztą przykładne małżeństwo, proszę pana. Ja zawsze żonie mówię: szanuj mnie, złotko, bo w całych
Prędko mogą przyjść?
Powinni już być. Ale on jest trochę ekscentryk. Ma takie różne bziki. Teraz naprzykład zwariował na punkcie centaurów. Włóczą się razem po górach całymi dniami, a potem gdy wraca to bestie jak pieski za nim przez miasto. Nieraz aż pod sam dom. Ludzie chowają się, a ja drżę ze strachu, żeby im kiedy nie przyszło do głowy wleźć tu – i potratować wszystkiego. Tyle pieniędzy kosztowało urządzenie.
Przecież są teraz ujarzmione.
Ostrożności nigdy nie zawadzi, proszę pana. Jak taki uderzy kopytem – zabije na miejscu. Ale właśnie
Pan je ujarzmił?
Właściwie nie wiem, kto kogo. Fakt, że jesteśmy ujarzmieni – ja i one. Wspaniałe zwierzęta. Mają poczucie humoru, a przytym skłonność do melancholii.
Gdzież wyborniejsza kompania
w taką wiosenną noc,
jak centaury dzikich gór,
bóstwa wesołe i sprośne.
Stosowni to przyjaciele
opilca oraz kpiarza
i filozofa, co bywa
jak oni barbarzyński.
Więc lekkomyślną tą odą…
pochwalmy pijane uroki
centaurów i swawolnych
kochanek ich i tej nocy
wiosennej…
To było zabawne, że tak powiem, ale mówmy już o czym innym.
Cóż przyjacielu, mam słabość do kosmaczy, odkąd nasza wyrocznia orzekła, ze zginę rozszarpany przez kosmate kobiety.
Nie braknie w naszej
Czy to prawda, że one jedzą trawę wprost z ziemi obuszczęk jak krowy?
Niektóre po pewnym czasie zapominają mówić, proszę pana.
Ciekawy tu kraj, doprawdy.
Nie było
Pan daruje, ale ja chciałem zapytać – specjalnie przyjechałem do
Jednym słowem człowiek ciekawy i mający dużo wolnego czasu.
Właśnie, właśnie.
Ta jest różnica między nami, że ja jestem wprawdzie ciekawy, ale nie mam czasu.
Ach, tak…
Dzisiaj jednak mam wyjątkowy humor i wobec tego oddaję się na kwadrans do pańskiej dyspozycji.
Dziękuję bardzo. Pan ujarzmił o ile się nie mylę ocean oraz lwy i słonie. Czy jest jakie naukowe wytłumaczenie tego faktu? Jakaś filozoficzna koncepcja? Doszły mnie słuchy o pańskiej teorii śmiechu…
Z tym ujarzmianiem to skomplikowana historia. Trudno mi wyjaśnić dlaczego moje zachowanie spowodowało to lub tamto, mogę tylko wyjaśnić co chciałem spowodować.
Otóż po raz pierwszy ujarzmiła je właściwie sytuacja. Kiedy mnie otoczyły zacząłem się śmiać. Taki nałóg – jak u innych papieros. A gdy się człowiek śmieje – przynajmniej tak mocno, nie można się już bać, w każdym razie jest to utrudnione dla istot prostolinijnych, pozbawionych nazwałbym to bryłowatości nie bałem się wtedy. A zwierzęta mają ostry nos. Gdy poczują strach – jest to dla nich hasło do mordu. Ale strachu nie było, więc i mordu nie było. Potem same zdumione były tym, że mnie nie tknęły, przestraszone nawet. Pokładły się na ziemi i tak się urodziła legenda o ujarzmieniu. To było pierwszy raz. Teraz już jest inaczej. Teraz wyciągnąłem z tego wnioski. Powstała teoria.
Walczy pan z bogami.
Walczę z lękiem, proszę pana. Zwyciężyć lęk, a przez to zwyciężyć śmierć, jako proces psychiczny w człowieku.
Zwyciężyć śmierć.
To brzmi bezbożnie, prawda? Bogowie powiedzieli: życie to lęk. Lew będzie zjadać sarnę a kot mysz i nie jest to bynajmniej ani dobre ani złe. To jest prawo dla wszystkiego co żyje. Ale w mojej piersi jest waga. Ta waga zważyła prawo świata i znalazła, że jest złe. I powiedziałem: nie będę ulegać. I zaśmiałem się nad własnym życiem i nad własną śmiercią. Gdym to uczynił – zwyciężyłem lęk, a przez to zwyciężyłem śmierć. I zdobyłem wolność nieosiągalną dla zwierząt – Zwierzęta się nie śmieją.
Z wyjątkiem centaurów.
A tak. Tylko że centaury są równocześnie bogami. Uważam zresztą takie skojarzenie za pełne wdzięku i fantazji., co w mitologii naszej jest rzeczą dość częstą.
Napijmy się tedy na cześć centaurów i na cześć rodzimej mitologii.
Zdrowie centaurów.
O,
Całe pięć minut, ale pan tego nie potrafi ocenić.
Dosyć miło pan to powiedział. Prawie w każdym mężczyźnie jest coś zabawnego.
Napijesz się kawy?
Czy wy wiecie? Znowu mówią o
Skończył się spokój. Będą nocami podchodzić pod miasto i wyć. Aż skóra cierpnie na człowieku jak sobie przypomni. A rano okazuje się, że ta i owa panna uciekła z domu. Albo mężatka od dzieci. Okropne – jeszcze mi kiedy żonę porwą.
One chłopców nigdy nie wabią?
Nie.
Chwała Bogu.
Niezupełnie,
ładna historia. nie myją się, nie czeszą, jedzą palcami surowe mięso, wydrapują ludziom oczy i mogą się podobać mężczyznom.
Może właśnie dlatego, proszę pani, że wydrapują oczy – he, he…
Niech pan przy niej tego nie mówi. To
Przeproszę pana na chwileczkę
One wcale się nie podobają, one tylko ciągną.
Ciągną?
No jak naprzykład –otchłań. Słyszałaś, że otchłań ciągnie.
Kiedy tak – to nie jestem zazdrosna. (z emfazą, naiwnie) Jeśli mężczyzna ma do wyboru kobietę i otchłań – wybiera kobietę.
Może i lepiej, ze jesteś tego pewna,
Przestraszyłeś mnie.
Taka jestem śpiąca.
Taka jesteś łagodna.
Czasem flirtuję.
Wiem.
Ale cię lubię.
To też wiem.
Myślałem nad tym, że śmiech to osobliwe zjawisko, proszę pana. Byłbym skłonny wierzyć, że przez śmiech powstał świat.
Jak pan to rozumie?
Śmiech zorganizował chaos, obłaskawił grozę. Skoro po raz pierwszy zabrzmiał nad otchłanią, otchłań została przezwyciężona. I urodził się ład, proporcje, stosunki… Oberżysta
Stosunek. Święta nić nazywająca dwa brzegi niewidzialnej materii, której zobaczyć nie dane będzie nigdy naszym ziemskim oczom. Poznajemy tylko stosunki. Sam Zeus jest właściwie stosunkiem, proporcją…
Mówisz coś nieprzyzwoitego, bo nie rozumiem.
Ależ
Nie, skądże.
… chyba, że wyczują swoistą głębię i wdzięk takiego podejścia.
On ma jednak trochę rubaszne maniery…
Obraził się – ha, ha…
Powiedziałam, zdaje się, coś głupiego…
Nie trzeba się martwić,
Może nie powinieneś tego mówić.
Dlaczego?
Nie wiem. Wydaje mi się, że to jest –
Znowu nieprzyzwoite?.
Żebyś wiedział.
Mówisz dzisiaj same mądre rzeczy.
To naprawdę niechcący.
Jak zawsze. I za to właśnie
Pójdziemy już. Jestem zmęczona.
Chcę, żebyś mnie przyjął do swej szkoły.
Jesteś stary.
Jestem stary. Inni filozofowie niechętnie biorą starych ludzi.
Nie wiem, czy mają słuszność.
Powiem ci szczerze. Jestem stary i niebardzo nadaję się na ucznia. Nie ma we mnie żadnej z żądz, któraby wzbudziła ciekawość takiego, co naprawia ludzkie dusze. Nawet żądzy wiedzy nie ma, a to jest myślę konieczne. Nie interesuje mnie, ilu jest bogów ani jaki jest kształt ziemi. I nie po wiedzę do ciebie przychodzę.
Więc po co?
Widzisz, ze mnie twardy człowiek. Byłem kupcem i żeglarzem. Całe życie na morzu, w poniewierce. Nie czekałem od nikogo litości i sam jej nie rozdawałem zbyt pochopnie. Doczekałem się fortuny i dwóch tęgich synów. Morze jednej nocy wzięło synów i fortunę. Żona umarła ze zgryzoty, a ja –
A ty?
Naucz mnie żyć i nie bluźnić bogom. Bo bluźnić bogom jest bardzo ciężko,
Wiesz, chciałabym być syreną i uwodzić mężczyzn.
Wspaniały pomysł. I cóżbyś robiła z tymi uwiedzionymi?
Jeszcze nie wiem. Ale ty się nie śmiej. Myślisz, że ja nie potrafię?
Mam poważne wątpliwości.
No wiesz. Przecież ciebie uwiodłam. A mówią że ty jesteś znakomitość.
Uwiodłaś. Proszę, proszę. Czy bardzo się opierałem?
Z początku bardzo, a potem –
Potem ustąpiłem przez grzeczność.
Nie dokuczaj mi,
Właściwie dobrze wychowana żona nie powinna tak prędko zasypiać. Powinna bawić męża inteligentną i cnotliwą rozmową o syrenach i uwodzeniu mężczyzn.
Wiesz, miałam dzisiaj sen. Czy ty się naprawdę niczego nie boisz?
Co ci się śniło?
Góra. że byłam na górze. Na samym szczycie. To niedobrze, prawda?
Nie wiem, kochanie.
Bo jak się weszło na górę, to potem można już tylko zejść albo spaść.
Dlaczego nie nauczyłeś mnie, żeby się niczego nie bać? Wszystkich uczysz.
Tobie to nie jest potrzebne. Czego miałabyś się bać. Przecież jestem z tobą.
Nie wiem, Tego co wszyscy.
Nigdy nie myślałem o tym.
Tak tu dziś cicho. Patrz, gwiazda spadła. Mówią, że teraz u nich wielkie uroczystości.
U kogo?
W górach u
Tak mówią.
One zdaje się nigdy nie śpią.
Nie myśl o tym. Będziesz się w nocy budziła.
Ja wiem, o co ci chodzi. One tu przychodzą pod ogród.
Co za pomysł,
Napewno któraś kocha się w tobie. A może wszystkie.
Budzę się, masz rację. I spać ci nie daję.
Ach, nie jesteś znowu taki wiele lepszy od zwykłego mężczyzny.
Może masz rację.
Nie żartuj.
Szczerze mówiąc, mam żartować. Już dawno nie miałem takiej ochoty.
Znowu gwiazda. Czy to prawda, że ty jesteś bezbożny?
Chyba prawda.
I że takich bogowie karzą.
Tego nie wiem.
Okropnie jestem śpiąca. Usiądź bliżej.
Chciałbym jeszcze trochę z tobą pogawędzić. Tak wcześnie dziś zasypiasz
Chodź bliżej. Nie gniewasz się
Nie mogę się na ciebie gniewać. Czasem tylko może mi być smutno.
Nie chcę, żeby ci było smutno,
Co,
Nie… budź mnie. Zasypiam. Oh, jak mocno zasypiam…
Wołają mnie. To ostatnie najwyższe zadanie życia – uspokoić te nieuspokojone. To więcej niż lwy, niż ocean. Dzisiaj się wszystko rozstrzygnie. Pójdę tam na
które przemija
jak wy –
do was chcę mówić o ujarzmieniu
wielkiego przemijania świata.
Do was mówię, urodzonych pod słońcem
które się trwoży
ja, który się trwożę
jak wy –
do was chcę mówić o ujarzmieniu
wielkiej trwogi świata.
Kto mnie woła?
Czy to ty sprawiłeś, że serce moje nie bije?
Ja.
Ty nie jesteś człowiek.
Nie jestem człowiek.
Ciało moje wie, kto jesteś i drży.
Ciało twoje wiedziało, że przyjdę. Czy będziesz płakać?
Nie krew się we mnie rozwidnia, powieki spływają na oczy. Jaki chłód. Czemu nic nie mówisz?
To zbyteczne. I tak wiesz –
Wiem, że mam iść za tobą.
Eurydyka
Menady
Patrz. Ona śpi.
A my nie zasypiamy nigdy.
Żywi boją się nas, a ona się nie boi.
Żywi przeklinają nas.
Żywych zabijamy.
Ale ona umarła.
Ona była czysta.
Ona nas nie odpędzi, choć jesteśmy okryte trądem.
Choć jesteśmy plugawe.
Cicho cicho siostrzyczki nie budźmy umarłej.
Ona jest szczęśliwa.
Nie płacze.
Nie gryzie palców.
Nie kala się w objęciach mężczyzny.
Nie morduje.
Amen, amen.
A
Wyszedł w góry.
Może szuka
I nie wie –
Będzie wiedział,
Otom przygnieciony przez największy ciężar świata – ja, wczoraj gorejący i lekki jak tancerz. Chwilami, zdaje mi się, że dzięki pomyłce bogów jestem
Kto mówi?
Zbłąkana.
Czego chcesz ode mnie?
Ach, łaskawy panie. Miałam dziecię, dzieciątko. Wilk je porwał.
Wilk?
Miałam dziecię, dzieciątko. Rzuciłam je ze skały.
Proszę cię, jeśli masz serce litościwe, przystań na chwilę. Zaśpiewam ci kołysankę, którą nuciłam memu syneczkowi. Podróżni rzadko idą tą drogą, a jak kto się zjawi – ucieka prędko i nie chce posłuchać. Ulituj się, dobry człowieku.
Kto jesteś?
A
Więc to tak spotykamy się pierwszy raz. Oddawna się do was wybierałem. Kto wie – może od wielu lat.
A my czekałyśmy.
Wiem.
Nocami przychodziłyśmy pod dom, gdy wszyscy spali.
Wiem.
Jak biły nasze serca na deszczu w ciemności, gdy każde stworzenie ma schron, każdy, każdy ptak gniazdo, tylko złodzieje i
Przykładałam głowę do ściany. O siostry, jaka ulga. Jaka pomoc. Tam za ścianą jest także bezdomny. Wiatr, co szarpie naszymi włosami i jego przenika zimnem. Czy słyszycie jak szepce: gdybym mógł je uleczyć, oddałbym za to wszystko. Wszystko – prócz…
Zamilcz. To było dawno. W czas
Ktoś zawołał w krzakach:
W istocie ktoś tak zawołał.
Zawróciłeś. Ale było już za późno.
Tak.
Dzisiaj i ty błądzisz po górach. Dziś w twojej krwi ten sam niepokój, co w naszej, ten sam mrok. I ty nie zasypiasz i nigdy już nie będziesz spał.
Odkąd to trudnicie się wróżbami rywalizując z wyrocznią
Sępy wietrzą ścierwo. My wietrzymy cierpienie. To nas nasyca, uspokaja, pokrzepia.
Czego chcecie?
Chodź z nami. Dla ciebie już tylko jedna droga. Zostaniesz szaleńcem jak my. Utracisz cnoty i winy. Będziesz grzeszyć, by potem rozpaczać w ekstazie dionizyjskiego płaczu. Będziesz rozpaczał, by potem grzeszyć w ekstazie dionizyjskiej radości. Chodź z nami.
I cóż mi dacie?
Oszołomienie. Potrójne oszołomienie. Tańca, wina i rozkosz.
Pod wodospadem zimnym jak lód o świcie menada ugryzie cię w usta i za włosy pociągnie do jaskini. Oszalejesz, a wtedy zapomnisz. Będziesz zwierzę jak my.
Skąd wiecie, że pragnę zapomnieć?
Czemu się przybliżasz?
Chcę zobaczyć jak cierpisz.
Nie dojrzysz.
Przyniosę pochodnię – poświecę.
Ha, ham ha! Darujcie,
Nigdy nie lubił
Można. Ludzie karzą takiego.
Ludzie?
I bogowie.
Więc ty jeden miej litość. Czy wiesz o tym, o czym nie mówimy nikomu…
… Jak po nocy ekstazy i pijaństwa dzień zastaje nas w barłogach z liści i cuchnących skór z twarzą szarą, z okiem tępym niby oko trupa. Wzdrygamy się patrząc wzajem na swe ciała zeszpecone brudem i chucią i otarłszy z was ciekącą ślinę zwijamy się w kłębek jak zwierzęta, by nie widzieć. Niektóre tylko, gnane rozdzierającą żądzą oczyszczenia czołgają się do potoku, ale w pół drogi sił im nie staje i przylegają na ziemi bez ruchu, nieuleczalnie bezsenne.
Tak, ja jeden mam litość, ale to mało. Ananke płonie na niebie –
A otóż i goście w mojej samotni. Czem zawdzięczam tę wizytę, panowie?
Siadajcie. Cóż słychać na świecie, bo tu rzadko dochodzą wiadomości.
Właściwie nic ciekawego poza tym, że
To jest rewelacyjny pomysł. W całych
W mojej kawiarni tłumy. Ludziska oglądają krzesełko, na którym pan zwykle siadywał i kelnera, który panu podawał pół czarnej.
Powstają nawet wysokie zakłady. Jedni twierdzą, że całą sprawę traktować nalezy symbolicznie, że jest to jednym słowem coś w rodzaju literackiej przenośni, podczas gdy inni…
I chcieliśmy się dowiedzieć.
Czy dobrze się pan czuje tak samotnie w tych ostatnich chwilach?
Staram się czuć jak najlepiej. Człowiek ma już tę taką naturę, że w każdej sytuacji usiłuje się ułożyć jak najbardziej wygodnie. Tylko że ja jestem chory z odleżynami, któremu bardzo trudno znaleźć znośną pozycję.
Więc decyzja pana jest nieodwołalna.
Niestety, muszę was rozczarować. Tu nie było wogóle decyzji. Czy pan sądzi, że ktokolwiek z własnej woli idzie tak łatwo na
Więc?
Na tamten świat idzie człowiek zwykle za swoim ciałem. Ogromnie rzadko – za ciałem innego, gdy jest mu do życia-równie niezbędne jak jego własne. Tak wiele znaczy cielesność w nas, którzy niestety nie jesteśmy tylko cielesnością. I to jest gorycz. To jest najpodstępniejszy wynalazek bogów.
Dusza czy ciało?
Właściwie nie wiem. W każdym razie jedno z tych dwojga, a może raczej kombinacja obu.
Myślałem, że miłość która skłania do takich wzniosłych decyzji jest wzniosła. A pan mówi: Ciało.
Właściwie powinienem pana namawiać na to, aby pan tam poszedł. Toby było w moim interesie, pan rozumie, taka reklama dla lokalu. A jednak pan wie co ja panu powiem? Nie podoba mi się to wszystko. Wrogowie, zawsze pomawiali pana o bezbożność. I okazuje się teraz, że mieli rację. W tym jest coś bezbożnego, coś poprostu nieprzyzwoitego. Bogowie proszę pana to wielkie słowo. Ja człowiek grzeszny jestem, wiadomo, ale bogów szanuję. I mówię: Niech pan nie idzie.
Pan jest bardzo poczciwy.
Poczciwy to znaczy z przeproszeniem głupi. Taki co to się daje wszystkim skubać, he, he. Taki to ja znowu, chwała Bogu nie jestem.
Doprawdy byłbym szczęśliwy gdybym mógł pana posłuchać.
No widzi pan.
Ale nie mogę.
My tu, zdaje się napróżno…
Niestety, napróżno.
Tak. No to…
Właściwie… już późna godzina.
Rzeczywiście.
Strumień.więc nie nad morzem dom ostatecznie? 55, 56, 57
Aha.
Taki sobie – zwykły. Ciągle mnie męczy, dokąd on też może płynąć.
Jak to strumień – do rzeki.
Właśnie. Ile razy usłyszę
Tak. Pan się jednak zmienił. Chociaż zawsze pan był trochę nerwowy.
No to już na nas czas.
Nie zatrzymuję was, panowie, bo okolica rzeczywiście musi się wam wydać nieprzyjemna. Nawet
Niech pana bogowie strzegą.
I was, panowie. A żonie proszę zanieść pozdrowienia.
Dziękuję.
To dobrze.
Dobrze?
Proszę.
Jeszcze chwilę. Podajcie mi rękę.
Nie rozumiem.
Zwyczajnie – rękę.
Cóż to znaczy?
Nic – tylko…
Tylko?
Kto wie, kiedy znowu będę trzymał w dłoni
Persefono, królowo za siedmiorgiem zielonych drzwi,
Persefono, królowo za siedmiorgiem zielonych świec,
Persefono, królowo za siedmiorgiem zielonych pieczęci.
Pani o trzech oczach z żelaza,
Pani o trzech piersiach z żelaza,
Pani o dziewięciu żywotach z żelaza – usłysz mnie.
Niechaj brama piekieł po raz pierwszy otworzy się przed
Och, jak tu pusto. Czy nikt się nie zjawi? Naprawdę chce mi się płakać. Hop, hop!
Znalazł się nareszcie. Jaki grubasek.
Tylko bez poufałości.
Co ty mówisz?
Słyszałam o takim. Ale ty nie masz wcale trzech głów, nie jesteś pies.
Milcz, bezbożna. Coś za jedna.
Nazywam się Eurydyka. A ty wyglądasz jak pękata skarbonka.
Jaki on poczciwy.
Nie jestem poczciwy.
Niech i tak będzie.. To wszystko jest bardzo dziwne. Zaczynam rozumieć, że znajduję się na tamtym świecie. Ach tak długo czekam., Jestem bardzo zmęczona.
Czemu się gniewasz?
Jesteś bezbożna.
Proszę cię nie zostawiaj mnie samej,
Nie powinnaś do Cerbera mówić „
Uderzyć. Trochę się jednak boję. I co się mówi?
Blacho, zawieszona między dwoma światami, blacho cicha jak błyskawica porusz się i niechaj brama piekieł otworzy się przede mną.
Trzeba czekać.
Słychać muzykę.
To muzyka podziemi.
Jaka piękna.
Wydaje ci się piękna? To muzyka grozy śmiertelnej. Hymn oficjalny
Kto? (siada w niedbałej pozie)
Proszę cię, nie krzycz tak głośno, bo ucieknę. To wszystko jest niezwykłe. Ta długa podróż… Najpierw ktoś mnie prowadził, ale potem musiałam iść sama, zupełnie sama. Bałam się, ale teraz już dobrze. Ta blacha ma łagodny blask, jak oczy męża, jak oczy kochanka…
Śpi.
Kto?
No
Jestem bóg. Już raz mnie widziałaś.
Świecisz jak lampa.
Przychodzę z ciemności, jest
Mówią, że palce boga parzą.
Zobacz.
Nie, tylko drżą.
Ja lubię kłamać. To ty prowadziłeś mnie tak długo?
Tak.
A to jest tamten świat?
To jest tamten świat, państwo umarłych. Rządzi tu
Persefona… czy to jest kobieta jak ja?
To jest bogini. Mówią że codzień myje się dzięgciem. To wzmacnia podobno okrucieństwo. Mówią także, że ma w piersiach serce z żelaza i że to żelazo od wielu lat rdzewieje w ciele. Ale tego nie powtarza się głośno. Wogóle nikt jej dokładnie nie widział.
A ty kto jesteś?
Hermes.
Jakiś ty smutny. Czy jesteś
Jestem piekielnym wilkiem.
To ich boli? Masz taki nieśmiały uśmiech –
To bardzo boli.
Więc dlaczego to robisz? Czy jesteś zły?
Nie jestem zły. Nie tylko źli robią złe rzeczy –
Wszystko jest bardzo smutne.
Pieje kogut
Jeszcze nie. Jestem taka znużona.
Widzisz, chwila jest osobliwa. Potem… kiedy wejdziesz…
Czemu mnie straszysz?
Nie prześlesz komu słowa pożegnania?
Tamten drugi?
Nie pamiętam. Ale proszę cię, nie mów tak smutno. Przecież ty też będziesz dobry dla mnie.
Oto jest brama, na której napisano: porzućcie nadzieję. Brama, która otwiera się tylko w jedną stronę. Która nie wypuszcza ludzi ni bogów. Patrzysz na mnie jak dziecko, kiedy nie wie, za co je karzę. To może lepiej, że nie rozumiesz.
Będziesz dobry, prawda? Ja wiem (zasypia)
Zasnęła.
Co tam znów – po nocy…
Nie gderaj. Weź ją na ramiona. Zasnęła.
Jeszcze czego. Odkąd to śmiertelników wnosi się do
Cicho, staruszku. To
Osobliwość jakaś?
Nie. Mulier.
Jak?
Mulier – mówię. Znaczy: kobieta – po łacinie.
Takie. Po co gadasz po łacinie?
To język sakralny. Widzisz, w pewnym momencie nam, bogom, potrzeba czegoś takiego do życia. Słowo, którego profan nie rozumie, gest, jasny tylko dla wtajemniczonych, którzy przeszli
Zakochał się. Czysty wariat.
Wiesz, mam żal do mojej matki. Nie powinno się wydawać za mąż córek, które nie umieją rozpaczać.
Przecież to było wbrew jej woli.
Tak mówią bogowie i ludzie. Ale nie trzeba zbyt dowierzać ani bogom ani ludziom. Któżby chciał wziąść odpowiedzialność za to, co się stało? Za to, że przyzwyczaiłam się do piekła. Zaczynam tyć. Ciało moje świeci jak czarna emalia.
Rozkwitasz,
Bransolety, topione w ogniu, co pali grzeszników.
Czemu wzdychasz?
Ten, co przewoził łódką dusze?
Ten sam. Ostatnio zaniedbał się biedaczek w takiej ciężkiej służbie.
To osobliwe Nigdy nie rzuciłam mu kawałka chleba a przecież kiedy przechodzę koło jego legowiska liże ziemię, na której stanie moja noga.
Liże ziemię, na której stanie twoja noga – nie z głodu. ty masz irytujący sposób stąpania,
Znowu, piłeś.
Ogień mnie upija. Ogień, w którym grzesznicy się palą. Duszę się – och,
On jest odrażający, a przecież nie można go potępiać. Pamiętasz, kiedy mnie porwał na swój wóz, pamiętam te rozhukane czarne konie i kłęby siarki. Nie patrzał na mnie. Z zaciśniętymi ustami, z nawisłą brwią szarpał cugle. Dopiero potem, gdybyśmy już byli na dole, gdy w ciemnościach syczały olbrzymie jaszczury,
Przywykniesz, przywykniesz, dziecino…
Z początku litowałam się nad każdą duszą. Jakże przerażały mnie plugawo
Chcesz mnie przerazić?
Być może pragnę cię przerazić. Być może pragnę abyś się nie dał przerazić. Jestem podstępna i musisz się strzec.
Jesteś podstępna, ale ja nie będę się strzegł.
Ujarzmiłeś ocean, a teraz próbujesz ujarzmić
Tak.
Czego żądasz?
Oddaj mi
Zbyt wiele jak na rzeczywistość a zbyt mało jak na hasło.
Nie rozumiem.
Jak cień sprawia, że światło błyszczy,
tak śmierć sprawia, że istnieje życie.
Jak trwoga sprawia, że istnieje śmiech,
I póki będzie życie, będzie lęk.
I póki będzie życie, będzie męka.
…. I cóż – nie mówisz nic,
Czemuś im to pokazała? Walczyłem całe życie, by wymazać te słowa ze słów świata. Walczyłem, a teraz stoję tutaj bezsilny i zawstydzony. Bo nie dlatego wdarłem się przez bramę piekieł, aby rozsadzić tę skałę. Bo przyszedłem tu nie po zbawienie wszystkich, ale po jedną duszę, po jedną kobietę, po jeden cień…
Coś ci do śmiechu człowieka? Cóż ci do mego buntu? Ty jesteś z rodu bogów.
Potępiona wśród bogów, jak ludzie są potępieni wśród stworzeń. Kto wie, może nieraz siedząc tu na tym tronie
Osobliwe to słowa, a ja muszę pamiętać, że jesteś podstępna.
Zły masz słuch
Czekasz?
To największa tajemnica
Na co czekasz?
Jeśli jest istota pod gwiazdami, która się tego domyśla, tą istotą jest bluźnierca Orfeusz.
Znam ten głos. Ktoś bardzo znajomy mówił takim głosem, a może mówił takie słowa.
Może ty sam mówiłeś je.
Może ja sam. Ale teraz. –
Teraz?
Teraz
Biada mnie i tobie.
Co to znaczy?
Bardziej?
Bo ponad śmierć. I skoro dla niej mąż ziemski przeszedł wrota piekieł.
Coś ci powiem – była jak dziecko. Codzień usypiałem ją piosenką, którą się śpiewa dzieciom. Nie dosłuchiwała jej nigdy do końca. Zasypiała.
Głos ci się zmienił. Czemu mówisz tak cicho?
Mylisz się, nie była piękna. Była tylko słaba. Zawsze bałem się, że umrze. To był jej czar – ta bezradność.
Głos twój stał się jak muzyka.
Zabiłaś ją.
Czy bardzo mnie nienawidzisz?
Nienawidzę cię.
Tam, na ziemi mówią, że w sercu pani piekieł mieszka wściekłość bardziej śmiertelna, niż wściekłość rozjuszonego słonia.
Mimo to przyszedłeś.
Tak.
Przyszedłeś bez trwogi.
Któż ci rzekł, że przyszedłem bez trwogi.
Ujarzmiłeś własną trwogę. I
Tak…
Zbliż się i popatrz, człowiecze. Oto moje oczy – są wzruszone i miłosierne. I oto powiem ci słowa, które chciałabym powiedzieć, które mi podpowiada moje wzruszenie i miłosierdzie.
Co tam szumi w dole?
Trzy rzeki podziemne: gniewu, płomienia i płaczu.
A ta u naszych stóp?
To jest Lete, rzeka niepamięci. Posłuchaj, co szepcze:
Napij się wody mojej, o urodzony pod słońcem,
Napij się wody mojej, co wszelką mękę koi.
Zapomnieć, zapomnieć, zapomnieć – oto jest szczęście najwyższe
dla tych, co się zginają pod jarzmem przeznaczenia.
Ociężała jest. Czy
Ociężała jest nie z nadmiaru snu ani z nadmiaru znużenia, ale jak każda rzecz duża, jak duże zwierzę.
Gwałtowna jest.
Jedynie jej ociężałość może ujarzmić jej gwałtowność. To jest rzeka chora śmiertelnie.
Rzeki chorują jak ludzie. Własną gwałtowność ujarzmić to się nazywa dwojako: Potęga lub cierpienie.
Cóż wiesz o tym, śmiertelniku?
Zapomniałem się pochwalić, że poskromiłem 40 lwów, a także ocean.
I przyszedłeś tu, by poskromić
Tak.
By poskromić zmienność świata?
Tak.
By poskromić czas.
Słowa w twych ustach olbrzymieją i odbijają się podstępnym echem od skał. Odpowiadam „tak” i brzmi to w ustach człowieka zuchwali i nikle. Ale powiem ci co innego, dystyngowany boże w nienagannie ułożonej chlamidzie. Wśród żyjących pod słońcem, krąży stara pieśń – legenda o woli, która zwycięża śmierć. Nieszczęśliwi próbują niekiedy realizować tę pieśń…
To jest piękne, i owszem.
Patrzysz na mnie osobliwie.
Nadchodzi chwila, gdy dusze pokrzepiają się u wodopoju. Widzisz posuwający się kocioł płomieni. Posłuchaj
O ogniu bardzo wielki,
tyś duszne pocieszenie,
grzeszników ucieszenie,
od piekła zachowanie,
Dla brzydkiej chutliwości
robak rozryje kości
krew kurzy z sprośnej gęby,
mdleją struchlałe zęby.
Niechaj się pada ciało,
że grzechu pożądało.
O wyborne płomienie,
nasza radość to ninie.
Alleluja grzesznicy
zawołajmy dziś wszyscy.
Amen po trzykroć amen.
Święć się czyśćcowy płomień.
A tamci na boku? Idą zamyśleni. Nie dolega im żadna tortura.
Ci są najbardziej godni współczucia. Posłuchaj co mówią:
Dwie są prawdy, a nie ma trzeciej. Jedna głosi, że człowiek ma wartość jedynie jako pożywka dla hodowli bakterii zła i dobra, jako mysz doświadczalna, której szczepią chorobę moralności. Druga prawda głosi, że ludzkie grzechy i cnoty są błahe i nieważne, jak bakterie w próbówce, co milionami rodzą się i giną. To są dwie prawdy, a nie ma trzeciej.
Przechodzą. Za nimi nadejdą nowi. Tam… czy poznajesz?
Słodka, senna
Cicho. Jest jak jutrzenka, gdy wschodzi.
Eurydyko
Czy mnie poznajesz?
Nie
Boisz się mnie?
Nie.
Orfeusz Czy
Nie.
Odpowiada jak ptaszek, co umie śpiewać tylko jedną piosenkę. Czy ona zawsze jest taka senna? Jakże się odmieniła. Oczy ma nieopisane, ruchy podobne do łez płynących.
Mów do niej cicho, bo się spłoszy.
Czemu mnie budzisz? Ty nie jesteś
On jest dobry dla ciebie?
Nie wiem. Jest jak powietrze. Jest ciemny.
Smutno w ciemności. Wyprowadzę cię na światło dnia. Pani piekieł wróciła ci ziemskie życie. Jesteś znowu moja.
Myślisz, że jestem twoja...
Lica masz nieuchwytne jak westchnienie. W ustach twych nie [/53] słowa lecz echa słów. Ogarnia mnie strach przed dotknięciem twych paluszków
Czemu tak głośno wołasz?
Imię jest bardziej rzeczywiste niż spojrzenie, którym mnie dotykasz. Dźwięk posiada magiczną moc. Chcę cię otoczyć siecią dźwięków jak dzikie zwierzątko, co się niedość oswoiło.
Co to?
Przypomnij sobie ten głos. Już raz go słyszałaś. To zgrzyt olbrzymich zawiasów bramy piekieł, której szczęki rozwierają się zawsze by chwycić, a nigdy by oddać. Dziś stanie się rzecz niezwykła.
Powinnam się cieszyć?
Jestem senna.
Ja cię obudzę.
Jest żółte jak pieniądz i gorące jak jajko w żarze. Nie można na nie spojrzeć bo się ślepnie.
Niedokładnie pamiętasz. Jest wspaniałe i łagodne. Rodzi życie.
Co to jest życie? Używasz niejasnych wyrazów. Nie wiem.
To wszystko jest dla ciebie za trudne,
...
Nocami woda szumiała.
Pamiętam.
W sąsiedztwie nikt nie mieszkał, tylko ten stary
No, ty też byłaś ananas.
A wieczorem robiłaś się poważna i cichutka jak mały kamyk.
Aha. Tak mówiłam. A ty zawsze się śmiałeś. Patrzcie jaki wamp. Szczeniak
I okrywałem cię kocem
Nie patrz na mnie tak mocno. W twoich oczach jest trwoga i męczy mnie.
Zapomniałam się śmiać. On nie śmieje się nigdy.
Kto?
Musisz go słuchać?
On jest jak powietrze. Chcę żeby zawsze był dokoła mnie. Żeby był zamiast powietrza.
Jest cały ciemny i wargi ma ciemne i twarde jak złoto. Czasami błyszczą w mroku.
Chodziliśmy po skałach. W przepaści huczały błyszczące [/57] rzeki wieczności,
... I zadziwiłam się głęboko, zapadłam w
Mówisz rzeczy okropne. Sama nie rozumiesz, co mówisz.
Dokąd mnie prowadzisz?
Ależ na ziemię
Nie chcę światła. Chcę żeby było ciemno, bardzo ciemno.
Tam będziesz ze mną. Będziesz szczęśliwa.
Kiedy ja tutaj jestem szczęśliwa.
Dusze idą do wodopoju. I ja pójdę.Chcę pić.
Chcę pić – letejską wodę. (odchodzi) [/58]
Jest woda, a jakże. Zaraz przyniosę, zdaleka pewnie przychodzicie.
Z bardzo daleka.
I pójdziecie znowu,
Dlaczego tak myślisz.
Po twarzy wam widać, panie, żeście z takich, co przychodzą z daleka i odchodzą daleko.
(pije wodę) Woda. Dziwny smak.
Jak to woda
Dawno nie piłem wody.
A cóżeście pijali, panie? Nie wyglądacie na takiego, co po gospodach przez całe życie wisi przy dzbanie piwa.
Czy mnie nie poznajecie?
Słabe moje mam oczy, a słońce dziś oślepia.
Pamiętacie
Do imion ostatnio mam kiepską pamięć. Imię, panie, nieważne. Powiedz mi lepiej co robisz na tym bożym świecie? Czyś szewc czy pasterz czy garncarz, abym cię uczcił według twojej pożyteczności.
Prawdę mówiąc nie łatwo na to odpowiedzieć. Różnie bywało. Zajmowałem się w życiu nauczaniem młodzieży.
Toś bakałarz.
A także leczeniem. Cuda robiłem.
Toście znachor.
Pieśni również składałem.
No, wiele mieliście, panie, umiejętności. Nie widzą mi się tacy ludzie. Bywają powierzchowni i pyszni.
Masz rację. I ja też byłem pyszny. Powiedźcie mi, człowieku, macie przecież mieliście synów?
Miałem dwóch. Umarli.
A żona?
Też umarła.
Niedobra taka starość.
Każdy Liść kiedyś opada. Spadli jak liść. I ja niedługo spadnę. Śmierć – zwykła rzecz. A co jest zwykłe, jest dobre. Czy chcecie jeszcze wody?
Bóg zapłać, jużem się napił.
Zgadłeś, jestem cudzoziemcem. A myślę o tym, że jak wiele właściwie jest prawd. Prawda ludzi żywych i ludzi umarłych. Prawda buntowników i pokornych.
Bogów też jest wielu, a przecież (właściwie) jeden rządzi,-
Widzę, że jesteś świadomy boskich rzeczy.
Za młodu jeździłem po morzach i trapiły mnie wielkie troski. Ale odkąd siedzę tutaj zdala od ludzi, inne myśli do mnie przychodzą- nie wiem skąd, jak cudza owca, co się czasem przybłąka i przystanie do stada.
Bywa tak?
Gdzie tam, panie. Prędzej co zginie, jak
Góry blisko, to zaglądają. Pastuchy je nazywają
Był tu podobno jeden, co chciał je wyleczyć, oswoić, rozumiecie, żeby wróciły do domów, każda do rodziny.
Coś przypominam sobie. Tyle, że mnie to nigdy nie ciekawiło.
Nawet mówili o tym dużo- był sławny.
Ale im już nic nie pomoże. Bogowie urządzili, że jedni są dobrzy, drudzy źli, jedni płaczą, drudzy się śmieją. A ten człowiek to musiał być farmazon. Tacy, mijają szybko. Przechodzą drogami z wielkim szumem koło dębów, za chwilę już ich nie ma, a dąb zostaje. No, ja już muszę iść do pracy. Owca mi się wczoraj okociła.
Panie, hej, panie.
Co tam?
Nie idźcie w tę stronę
Dzięki wam, dobry człowieku. Bóg wam zapłać za przestrogę
To wzgórze ma coś szczególnego. Czy nie jest to miejsce, którego szukam, miejsce gorejące i płoche, jak gorejące i płoche było życie Orfeusza i będzie śmierć. Tak, to powietrze śmierci. Ma dziwny czar. Jego milczenie podnieca jak zbyt długa pauza między dwoma słowami.
Cudzoziemiec.
Cudzoziemiec. Szkoda. Nie będziesz mi mógł udzielić informacji czy tędy nie szedł pewien mężczyzna w sile wieku? Dokładnie nie wiem jak teraz jest ubrany, bo już dosyć dawno nie widzieliśmy się. Nazywa się
Nie słyszałem.
Toś prostak, bracie.
A co to dziś za rocznica?
Śmierci
Pieśń o centaurach. Idąc do
To napewno ta. Zaśpiewaj ją, mój człowieku, wśród nas nikt jej nie pamięta.
Brawo, brawo. Ażem się popłakał. Mój człowieku, chociaż wydajesz mi się pochodzić z dosyć lichej familii, z dołów, jak to mówią, społeczeństwa, jednak gotów jestem zaprosić cię na dzisiejszą uroczystość, abyś- naturalnie za przyzwoitym wynagrodzeniem- odśpiewał…
Za wynagrodzeniem- ha, ha. Bardzo mi żal, ze muszę odtrącić tak ponętną propozycję. Jestem
Śmiejesz się jednak w sposób prawie
Jeśli chcesz w istocie tego dokonać, radzę ci, znakomity panie, oddal się jaknajprędzej z tego miejsca.
Dlaczego?
Bo tu niebardzo bezpiecznie. Nie jest wykluczone, że gdzieś blisko
Menady. Jestem w niebezpieczeństwie życia. Ach, na co mnie ta kobieta naraża. !
Poczciwiec nie wie nawet jaką mi oddał przysługę. Potrzebne mi było takie spotkanie. Człowiek potrzebuje czasami obecności drugiego człowieka- nic więcej, tylko obecności. Ktoś śpiewa- nie, to złudzenie. To jeszcze nie one. Nim nadejdą jest nieco czasu. Właściwie trzebaby zrobić rachunek sumienia, a może coś w rodzaju testamentu. O czym to się mówi w obliczu śmierci, kiedy dusza więziona w ciele – jak powiada Plato – wraca do swojej niebieskiej ojczyzny, do świata idei. A ciało pozostaje. Żałosna okoliczność. Przyzwoitość nakazywałaby je pożegnać. Powłoka cielesna… Muszę wam wyznać wstydliwą tajemnicę. Diablom się przywiązał do tego, że ją posiadam. Łączy nas sentyment, mnie i moje ciało. Zapewno śmieszna rzecz a jednak można usprawiedliwić podobną słabostkę. Noga, brzuch, język- chwyta mnie rozrzewienie. Czymże byłbym bez tego bogactwa. ? Nie lubimy myśleć o tym. Czujemy się wtedy trochę niepewnie. Człowiek czasami staje się zuchwały i mówi: to moje. Albo zgoła nieostrożnie: To ja, Niebezpieczne słowa, najmilsi. Bo wreszcie nadchodzi chwila, gdy rozstaniemy się z tym wszystkim. Czeka mnie wielka podróż, a jestem z rodu koczujących, których synowie którzy zatracili cnotę ojców cnotę tęsknoty i lękam się wielkiej podróży.
Zwierzę.
Jakie?
Święte, święte zwierzę. Dzika maciora.
Zwierzątko. Czy można je obłaskawić?
To twój zawód.
Rozkoszna mała. Tylko ślepia ma paskudne.
Darujcie, panie. Oprawca mi je wyłupił, a oprawcy pachołki - figlarny człeczyna - znów je wstawił przez swawolę, ale źrenicami do środka.
Jesteś ślepa.
To nieważne. Samicom oczy nie potrzebne do patrzenia.
A do czego?
Żeby wabić, panie.
Osobliwa kokieteria, ale nie podchodź za blisko. Mogę zobaczyć, że drżysz.
Ja zawsze drżę.
Ty jesteś
Znasz mnie, panie.
Zapomniałem imienia.
Czemu się śmiejesz?
Ty mnie najbardziej nienawidzisz
Ach, widzę w twych oczach coś zachwycającego. Rodzi się coś zachwycającego na odległości między piersią
Co?
Ależ śmierć, moja śmierć.
Czemuś tu przyszedł
Być może sam nie wiem czemu. Może instynkt ciemny mnie tu zagnał, instynkt, który kieruje krokami zwierząt. Może przyszedłem do was po dar, a może sam dar przynoszę, łup dzikim łowczyniom. Podobno was barbarzyński bóg nauczył osobliwych obrzędów. Nauczył jak się rozszarpuje lwy, by zdobyć ich moc. może przyprowadziła mnie tu wyrocznia, a może przychodzę jako winowajca.
Jako winowajca?
Pamiętasz gdy tu szedłem – wtedy to ty zawołałaś w krzakach:
Kto cię nauczył kochać
Chciałbym pogładzić twą głowę nieszczęsną i odrażającą. Kudły na niej dawno nieczesane wiją się jak osobliwa roślinność. I ten ruch głowy spłoszonego ptaka, jaki miała
Kto cię nauczył kochać
Trudniej poskromić.
Czyż nie wiesz,
Co to jest Ananke?
Nie śpi nigdy.
Więc podobna jest do nas.
Świat cały wierzy w nią, ale ona nie może dotąd uwierzyć w siebie. To ją chroni. Myślę, że nie ma wyobraźni, dlatego zdoła władać światem.
Czy ona jest potworem?
Możliwe, że ma tylko gardło i ogromny żołądek, który może pochłonąć wszystko: zwierzęta, ludzi i konstelacje gwiazd.
A jeśli ma wyobraźnię?
Pobożni nie powinni o tym myśleć.
Bardzo długo byłam pobożna. Wypełniałam to, do czego mnie przeznaczyła Ananke. A teraz nie chcę.
Nie chcę zabijać. Popatrz, na ziemi i na niebie świecą drogie kamienie. Strumienie gaworzą jak senne dzieci w kolebkach. To noc pokoju. Coś osobliwie łagodnego zniża się od gwiazd. Niby ogień przeźroczysty, będący zarazem śmiechem, żywioł czuły i cenny jak serce w piersiach, radość nieśmiertelna.
Co robisz?
Oto flet, którym zwołują się
Łudzisz się,
Uśmierzyłeś
Popatrz na swe palce. Szkli się na nich krew. To nie są palce prząśniczki. Mają osobliwy kształt.
Te palce oddały flet. Pójdź, o panie. Będę twą sługą, będę cię wielbić. Moja słodycz przyniesie ci pociechę, moja wdzięczność – zapomnienie. Spokojne, ciche życie…
Ciche życie…
Pójdź,
To ich muzyka.
Straszna.
Nie słuchaj.
Nie będę słuchać. Nie wiem jak mogłam to znieść. Jak mogłam tańczyć przy wtórze. Ale teraz.
Teraz nie jesteś już menadą.
Nie jestem. Jaka ulga.
Będziesz żyła wśród ludzi. w jasnym domu pełnym kwiatów. Będziesz miała dom i dziecko
Tak. Będę nosić delikatne sukienki. Stanę się płochliwa i pokorna.
Na progu chaty będziesz nucić dziecku kołysanki i trefić włosy przed zwierciadłem, by uczynić się piękną oczom małżonka.
A zimą – gdy wiatr od gór przyleci, będziemy razem z nim układać modlitwy, które niosą ludziom ukojenie i gotować zioła, które leczą choroby. A kiedy dziecko w kołysce zapłacze – zaśpiewam mu kołysankę. Przypomnę sobie kołysanką, jaką już kiedyś nuciłam memu małemu syneczkowi. Temu, którego zabiłam.
Nie myśl o tym.
Ale wiesz – nigdy nie będę nachylać się nad kołysanką. dziecko mogłoby się przestraszyć moich oczu, mogłoby zapłakać. Przecież babka powiedziała do mnie, gdy miałam 15 lat: Aglae- ty masz oczy zbrodniarki. Orfeusz Nie myśl o tym.
Odejdźmy stąd.
Odejdźmy. Jak ja nienawidzę tej muzyki. Wsącza się w krew i nienawidzę mojej krwi.
Nie słuchaj.
Ach, panie, proszę was, jeśli mam się wyleczyć, bądźcie pobłażliwi. Nie żądajcie odrazu zbyt wiele. Zacznijmy wprzód od rzeczy najprostszych. Najpierw trzeba mi będzie wyłupić oczy – z głowy – oczy zbrodniarki.
Co ty mówisz?
A potem, panie – wytoczymy krew z moich żył. Tak, trzeba to zrobić ale dokładnie, co do kropelki. Bo jak zostanie choć kropla, to może się zdarzyć, że zacznie się burzyć w żyłach, gdy zadudnią nasze bębny frygijskie, gdy daleko zaskowyczą flety.
Zamilcz.
A potem, panie, trzeba mi będzie połamać nogi obie, żeby nie porwały się już nigdy do tańca, żeby nie poniosły mnie nocą w góry, na polanę. Jeśli to wszystko uczynimy, dalej pójdzie już łatwo.
Posłuchaj,
Tak. Nie zaznam rozkoszy, jaką daje rozpacz.
Coś wyrzekła. Opamiętaj się. Nocami będziesz spała. Napełni cię spokój i czystość. Nie będziesz grzeszyć ni mordować.
Nie zaznam rozkoszy, jaką daje grzech i mord, jaką daje zbrukanie i poniżenie.
Zapadasz w otchłań i mówisz nową otchłań. To ta piekielna muzyka. Jakiś czar okuwa twe członki. Oczy masz ślepe.
Samicy oczy nie są potrzebne do patrzenia.
Obudź się.
Witajcie nadobne. Oto ten, którego szukacie. Ujarzmił centaury, oczarował ocean, zwiedzał piekło, flirtował z Persefoną- bardzo pracowicie sobie żył. Ale wszystko na świecie na koniec.
Pokłon tobie święty mężu.
Ile oczu! Oczy chmurne, zniecierpliwione, złośliwe, okrutne, oczy bezwstydne- bogowie! Ani jednej pary oczu łagodnych.
Pokłon tobie, święty mężu.
Z nieba na ziemię spływa szaleństwo
Pokłon tobie, święty mężu.
Kto wy?