[Brak kart początkowych A1 - B2]
Jedzieszli też z szkutámi, zá tobą wołáią:
Trátuj, trátuj, daj myto. Nie daszli, tárgáią.
Daj wojskie, daj duchowne, wymyślone myta,
Lepiej by się tám odrzec wozić do Prus żytá.
Kiedy tego ucisku nászy nic nie dbáją,
Po tym swoję utrátę po czásie poznáją.
Przedawajże jáko chcesz Włoszku i Niemczyku,
Wszák cię zá to urzędnik nie powiedzie w łyku.
Przedawaj też, jáktorze, weneckie tkánice,
Wywroć głupim ziemiánkom ich mieszki ná nice.
Przedaj száfran mieszány á rzecz, iż moráwski,
Wszák nie káżdy krolá zna, kupi pan Zoráwski.
Przedaj drogo złotogłow, powiedz, iż dziś drogi,
Wszák wiesz dobrze, iż go nikt nie kupi ubogi.
Nie dawajcie też tanie aksámitu, Włoszy,
Wszák was o to żadny pan z Polski nie wypłoszy.
Gdyż niektorzy Polacy o to nic nie dbáją,
Jáko nadrożej mogą, niechaj przedawáją.
Iż ledá stroj nadroższy, by jedno rzekł: włoski,
By się też nań zástawić, kupi narod polski.
Poki nászy Polacy tych Włochow nie ználi,
Poty nieprzyjacielom dobrze odpieráli.
Ale dziś wojewodzic, by się też zastáwić,
Musimy się do tych Włoch, widzieć świat, wypráwić.
Już się wrocił do domu, przywiodł dwa dziánety,
Trzy tysiące czerwonych wypádło z kálety.
Ali koń zwiesieł głowę, chocia dziánet włoski,
Przetrwał go lichy rusak álbo wáłách polski.
Przydzie się znowu ćwiczyć z nászymi kozaki,
Bo nie zrowna ćwiczenie tu włoskie z Polaki.
Narod to zniewieściáły, bo w mászkárách chodzi,
Ku rycerskiej potrzebie nam się nie przygodzi.
Pierwej ci tu tych Włochow nigdy nie bywáło,
Fráncá, piżmo, sáłatá, z nimi to nástáło.
Owy pludry opuchłe, szkárpety, mostárdy,
Niedawno to tu przyniosł włoski narod hárdy.
Pátrzże zásię doktorá, ják receptą szali,
Zmowi się z aptekárzem, czárt pogánu gali.
Ow złoty od uryny, ow zá senes listki,
Biorą wielkie pieniądze, dádzą trochę drzystk.
Turbit, drágant, aloes, mástyki, kanfory,
Wyniszczą mieszki, skrzynie, dobędą komory.
Zmowią się ná chorego doktor z aptekárzem,
Káżdy swoj kuńst ukaże, áby był lekárzem.
Doktor z swym urynałem, aptekarz z klisterą,
Musi, rad nie rad umrzeć, przed tą ich mizerą.
Bábá z wánną wyjedzie, chce też być lekárką,
Syropy, ántydotá waży więtszą miárką.
Przymawiájąc obiemá, iż bábámi stoją,
Co im báby przyniosą, tym lud chory goją.
Ale tej nászej pracej chytro używáją,
Zamorskim ziele zową, ktore od nas máją.
Pátrzcież, jákie utráty ná ubogie ludzi,
Co żywo swemi kuńszty ich pieniądze łudzi.
O kupiach.
Rozdzielenie trzecie.
Pojdzieszli też do owej pięknej sukiennice,
Tám też prędko wywrocą twoj mieszek ná nice.
Falendyszem przęzwáli włoskie sukno drogie,
Aby chytrzej szaleli Polaki ubogie.
Dla práłatow per cento drugie sukno zowie,
Aby ták wyłudzáli pieniądze Włochowie.
Náwozili kotnorow by mieszki obráżáć,
Kupcie, mili Polacy, jest się w czym okazáć.
A kupiwszy wyskubuj po pioreczku z bárwy,
Poprzedamy ná ten stroj ony chude kárwy.
I owce, bo niezdrowe, ná zimę przedamy,
Wszak, chwáłá Bogu, inne bydło ná to mamy.
Gdzie stámety podzieli, duplány, kołtrysze,
Albo ony máchelskie, sterdomskie, bondysze.
Wszystko to zodmieniáli, by drożej przedáli,
A ná nas Niemczykowie złote wyłudzáli.
Pieczęciámi nádstáwi mitel foder kieru,
Nigdy polskie pieniądze nie będą mieć mieru,
Jeśli się nie obaczą w tákowym szyderstwie,
Ustáwy nie uczynią jáko w inszym księstwie.
Bo najdzie w sukiennicach tákowego nokciá,
Mierząc sukno wyciąga, zginą go dwá łokciá.
Pojdzieszli też przez owy i tám, i sám krzyże,
Ali, woła krámárká, kupcie pánie bryże.
Mam też dupłe kitajkę, mam płotno rąbkowe,
Albo czego wam trzebá, dajcie się w rozmowę.
Mam też pytel do młyná, mam práwe gálery,
Ktorych ináczej nie dam po czterzy tálery.
Ale ja wam powiedam, słuchajcie mię dziatki,
Ná wásze to pieniądze zástáwiono siatki.
Chrońcie się tych białych głow, co nád węglim siedzą,
Bo ná násze kálety piją, dobrze jedzą.
O wy zaś smátrużánki, co wlázły wysoko,
Jáko łupią ledá zacz widziwá ná oko.
Zamsz przedáją skopowy, cośmy leszem zwáli,
Zá trzy grosze tákową skorkę pierwej brali.
A dzisia zá piętnaście tákowej nie pytaj,
Jedno, jáko oná chce, zá mieszek się chwytaj.
Skory z cielcow wypráwią, á rzeką: Jelenie.
Nie dbáją, ták się nam zda, o duszne zbáwienie.
Nuż zásię ony báby, co siedzą ná trecie,
Jeśli z nimi tárgujesz, zábájąć kálecie.
Bo nic máłpá nie robi, nád węglim się piecze,
To się bábá czerwieni, dobrze się nie wściecze.
Ostrzegam cię, nieboże, nie miej śnimi skłádu,
Skoro cię wyrozumie, zádá-ć w miedzie jádu.
Tákież i owy szwaczki, co nam szyją wzorki,
Umieją też wyprożnić młodym ludziom worki.
Żywi się, jáko może, gorzałką, niciámi,
Czásem tym, czásem owym, jáko wiecie sámi.
Solne, máślne, owiesne i śledziowe játki.
Wszędzie pioro upuścisz, byś nabárziej głádki.
I ty nędzne sienniczki, co siáno przedáją,
Widzim jáko ná łáwce siáno roztrząsáją.
Zwinie snopek by kądziel, we dwoję przepásze,
Co żywo stawia sieci ná pieniądze wásze.
O, wy nędzne pieniądze, toście w lichej cenie,
Żadny was nie záchowa, ledá gdzie wyżenie.
Miecą wámi, frymárczą ledá zacz, po tárgoch,
Tułacie się po kąciech, po pániech, po smárdoch.
Jákoż u nas niemieckie táláry nástáły,
Tákże też wszystki rzeczy żywności zdrożáły.
Nie bywáły tu pierwej tákie czásy głodne,
Gdy stráwę kupowano zá pieniądze drobne.
Podźmyż zásię do szynku jáki nierząd w mierze,
Bez ustáwy, jáko chce, ták zá kwartę bierze.
Jákom widział ná sejmie ná ten czás w Piotrkowie,
Kwartę winá siedm groszy dawáli szynkowie.
Kwartę winá siedm groszy dawáli szynkowie.
Tákże i tu w Krákowie, idź do pániej Marty,
Nie da jedno pięć groszy złego winá kwárty.
Roztworz wino, száfárko, bo-ć sie włoczká rzuci,
Im go więcej dolewasz, tym jest lepszej chuci.
Pojdzieszli też Pod Wieniec gdzie, do pániej Haski,
Zjesz wątrobkę cielęcą, przypłácisz máłmazki.
Po sześci grosz kwartę sobie ustáwili,
Ktorą pierwej w Menicy, po dwu groszu pili.
Jeśli sie niżej udasz gdzie do pániej mátki,
Ostrzegaj sie byś nie zbył brámowánej szátki.
Gdzie sie kolwiek obrocisz, chcesz poczynáć hojnie,
Pojdziesz z prożną kobiáłką, jákoby po wojnie.
Ty wszystki miánowáne w Krákowie kobiety,
Rozszyndują prostakom z pieniędzy kálety.
A ták was upominam chudzi brácia mili,
Abyście prostym trunkiem nigdy nie gárdzili.
Wiele pożytkow miewa kto rad trzeźwi bywa,
Ma nogi pogotowiu złego rázu zbywa.
Lepiej miech groszem nádmiesz, niżli wiátrem dudy,
Boć rády przypisuią szynkarki obłudy.
Chrońcie sie z chorągiewką wieńcá zielonego,
Prędko z ciebie uczyni błazná mierzionego.
Panom to dopuszczono pijáć dla lekárstwá,
Hipokrás, sálspárelę, á nie dla obżárstwá.
Chudzinie sie zejdzie jedno proste piwo,
Bo młyn wodá zábráłá, máłe mamy mliwo.
O rzemieśnikách niezbożnych.
Rozdzielenie czwarte.
Báran Práwy mowi:
Nuż zásie, co ja powiem około rzemiosłá,
Niemáło tym pożytkow náuká przyniosłá.
Ktorzy sie go uczyli i sztuki dziáłáją,
Lepiej niż oracz ná wsi z niego używáją.
Wiele jest tákich rzemiosł, ktore ludźmi szalą,
Zwłaszczá, co ogniem robią, alchimiją palą.
Pátrzaj jedno złotniká, ják sobie ugadza,
Do grzywny srebrá miedzi trzy łoty przysádza.
A wżdy rzecze, iż to jest págáment prawdziwy,
Na tych máłych miásteczkách ich wárstát fałszywy.
Gliwáksem srebro złoci, rozpuści kęs złotá,
Chroni oczu od rtęci, ważna to robotá.
Pomścim sie nád złotem, szkodliwego dymu,
Wszák nie trzebá po odpust słáć o to do Rzymu.
Nátka wosku w pierścionki, purysu w łáncuszki,
Wczás to ná ty postáwne násze pánie duszki.
O wagę sie nie stáraj, odda wszystko cáło,
Wżdy sie przedsie okruszkow nam nieco dostáło.
Bogá sie o to żadny złotniczek nie boi,
Kiedy pięknie sláchciankę w łáncuszki przystroi.
Szynkowne te rzemiosłá máją obyczáje,
Jáko w cechu ustawią, ták káżdy przedáje.
Pojdzieszli do rymárzá, drogie uzdy, torki,
Dziesięć złotych wyrobi, z jednej krowiej skorki.
Mowią: „Pánowie sláchto, strawiłem w Burkacie,
Nagrodzcie mi to zásie, dobrą zbroję macie”.
Drugi rzecze: „Kupiłem poście wielką szczukę,
Gdym swoiego rzemiosłá okázował sztukę”.
Trzeci rzecze: „Ścinałem świec poście trzydzieści,
Kosztuje mię to wiele, blisko zlotych sześci.
Ktoż to nam ma nágrodzić? Nikt, jedno ziemiánie,
Smowmy sie jednostájnie, zszedwszy sie w cech, ná nie.
Nie wádzi-ć ich nam podskuść, poprzedalić broszki,
Zbrojá dwádzieściá złotych, ná koń rząd bez troszki.
Szle, puszliszká, nagłowki, cugle, ták przedáwáć,
Jákośmy ustáwili, ináczej nie dáwáć.
Pojdzieszli do kusznierzá, dáwáć podszyć szubkę,
Musisz dziesięć złotych dáć, ledwo skryje dupkę.
A jestli też twojemi liszkámi podszyje,
Lepiej cie on podgoli, niżli bárwierz zmyje.
Jeśli też popielicze kupisz u nich futro
Oglądajże ie potym, odmieni sie jutro.
Natrze kretą wiewiorkę, rzecze: „popielicá”,
Kupi jáka niewiástá, uboga nędznicá.
Nie trzebá jej blejwáysu, dosyć go w kożuchu,
Biáła będzie ná licu, biáła i po brzuchu.
Ale owy czapniczki, fortel też swoj wiedzą,
Według losu porządkiem, w swych kramnicách siedzą.
Konew piwá z imbierem pod sobą piástując,
Popiją sie kobiety, społu sie czestując.
Záchwyciłá powietrza, odmieniłá mowę,
Zátacza sie po domu, nárzeka ná głowę.
Páni czapkę przepiłá, á z niego sie śmieje.
Powie, iż ją ukrádli, cisnęcy sie drabi,
Rzecze mąż: „Często wżdy ten drabik czapki szwabi”.
Kráwcy nie są szynkowni, jáko i murárze,
Przeto im przekażáją w robotách szturárze,
Chocia mistrz, máca, szuka, gdzieby wyrznąć płátek,
A wżdy od száty weźmie, jáki on chce datek.
Niedawno sie wyuczył, już dom, ogrod kupił,
A wżdy zajźrzy sturárzom, by sam ludzi łupił.
Ale mu zá złe nie miej, boć robił u dworu,
Przeto trzeźwiem nie bywa, tylko do nieszporu,
Jutro obiecał uszyć żupan, száráwáry,
Licz pieniądze od száty, pátrz pilno przez spáry.
Jeśli spełná włożono ony drugie cwykle,
Mow ty co chcesz drugiemu, z płacia sie wywikle.
Pojdzieszli też do szewcá, chciejże kupić boty,
Ktore pirwej bierano tylko zá dwá skoty.
Dziś nie dadzą ináczej, jedno zá pułkopek,
Jákoż sie ma dobrze mieć nász ubogi chłopek,
Musisz dobrze zápłácić i ono kopyto,
Ktore czwieczki popsował, gdy twe boty szyto.
Zápłáć też kołácyją bo wiele przepili,
Jedzieszli też z szkutámi, zá tobą wołáią:
Trátuj, trátuj, daj myto. Nie daszli, tárgáią.
Daj wojskie, daj duchowne, wymyślone myta,
Lepiej by się tám odrzec wozić do Prus żytá.
Kiedy tego ucisku nászy nic nie dbáją,
Po tym swoję utrátę po czásie poznáją.
Przedawajże jáko chcesz Włoszku i Niemczyku,
Wszák cię zá to urzędnik nie powiedzie w łyku.
Przedawaj też, jáktorze, weneckie tkánice,
Wywroć głupim ziemiánkom ich mieszki ná nice.
Przedaj száfran mieszány á rzecz, iż moráwski,
Wszák nie káżdy krolá zna, kupi pan Zoráwski.
Przedaj drogo złotogłow, powiedz, iż dziś drogi,
Wszák wiesz dobrze, iż go nikt nie kupi ubogi.
Nie dawajcie też tanie aksámitu, Włoszy,
Wszák was o to żadny pan z Polski nie wypłoszy.
Gdyż niektorzy Polacy o to nic nie dbáją,
Jáko nadrożej mogą, niechaj przedawáją.
Iż ledá stroj nadroższy, by jedno rzekł: włoski,
By się też nań zástawić, kupi narod polski.
Poki nászy Polacy tych Włochow nie ználi,
Poty nieprzyjacielom dobrze odpieráli.
Ale dziś wojewodzic, by się też zastáwić,
Musimy się do tych Włoch, widzieć świat, wypráwić.
Już się wrocił do domu, przywiodł dwa dziánety,
Trzy tysiące czerwonych wypádło z kálety.
Ali koń zwiesieł głowę, chocia dziánet włoski,
Przetrwał go lichy rusak álbo wáłách polski.
Przydzie się znowu ćwiczyć z nászymi kozaki,
Bo nie zrowna ćwiczenie tu włoskie z Polaki.
Narod to zniewieściáły, bo w mászkárách chodzi,
Ku rycerskiej potrzebie nam się nie przygodzi.
Pierwej ci tu tych Włochow nigdy nie bywáło,
Fráncá, piżmo, sáłatá, z nimi to nástáło.
Owy pludry opuchłe, szkárpety, mostárdy,
Niedawno to tu przyniosł włoski narod hárdy.
Pátrzże zásię doktorá, ják receptą szali,
Zmowi się z aptekárzem, czárt pogánu gali.
Ow złoty od uryny, ow zá senes listki,
Biorą wielkie pieniądze, dádzą trochę drzystk.
Turbit, drágant, aloes, mástyki, kanfory,
Wyniszczą mieszki, skrzynie, dobędą komory.
Zmowią się ná chorego doktor z aptekárzem,
Káżdy swoj kuńst ukaże, áby był lekárzem.
Doktor z swym urynałem, aptekarz z klisterą,
Musi, rad nie rad umrzeć, przed tą ich mizerą.
Bábá z wánną wyjedzie, chce też być lekárką,
Syropy, ántydotá waży więtszą miárką.
Przymawiájąc obiemá, iż bábámi stoją,
Co im báby przyniosą, tym lud chory goją.
Ale tej nászej pracej chytro używáją,
Zamorskim ziele zową, ktore od nas máją.
Pátrzcież, jákie utráty ná ubogie ludzi,
Co żywo swemi kuńszty ich pieniądze łudzi.
O kupiach.
Rozdzielenie trzecie.
Pojdzieszli też do owej pięknej sukiennice,
Tám też prędko wywrocą twoj mieszek ná nice.
Falendyszem przęzwáli włoskie sukno drogie,
Aby chytrzej szaleli Polaki ubogie.
Dla práłatow per cento drugie sukno zowie,
Aby ták wyłudzáli pieniądze Włochowie.
Náwozili kotnorow by mieszki obráżáć,
Kupcie, mili Polacy, jest się w czym okazáć.
A kupiwszy wyskubuj po pioreczku z bárwy,
Poprzedamy ná ten stroj ony chude kárwy.
I owce, bo niezdrowe, ná zimę przedamy,
Wszak, chwáłá Bogu, inne bydło ná to mamy.
Gdzie stámety podzieli, duplány, kołtrysze,
Albo ony máchelskie, sterdomskie, bondysze.
Wszystko to zodmieniáli, by drożej przedáli,
A ná nas Niemczykowie złote wyłudzáli.
Pieczęciámi nádstáwi mitel foder kieru,
Nigdy polskie pieniądze nie będą mieć mieru,
Jeśli się nie obaczą w tákowym szyderstwie,
Ustáwy nie uczynią jáko w inszym księstwie.
Bo najdzie w sukiennicach tákowego nokciá,
Mierząc sukno wyciąga, zginą go dwá łokciá.
Pojdzieszli też przez owy i tám, i sám krzyże,
Ali, woła krámárká, kupcie pánie bryże.
Mam też dupłe kitajkę, mam płotno rąbkowe,
Albo czego wam trzebá, dajcie się w rozmowę.
Mam też pytel do młyná, mam práwe gálery,
Ktorych ináczej nie dam po czterzy tálery.
Ale ja wam powiedam, słuchajcie mię dziatki,
Ná wásze to pieniądze zástáwiono siatki.
Chrońcie się tych białych głow, co nád węglim siedzą,
Bo ná násze kálety piją, dobrze jedzą.
O wy zaś smátrużánki, co wlázły wysoko,
Jáko łupią ledá zacz widziwá ná oko.
Zamsz przedáją skopowy, cośmy leszem zwáli,
Zá trzy grosze tákową skorkę pierwej brali.
A dzisia zá piętnaście tákowej nie pytaj,
Jedno, jáko oná chce, zá mieszek się chwytaj.
Skory z cielcow wypráwią, á rzeką: Jelenie.
Nie dbáją, ták się nam zda, o duszne zbáwienie.
Nuż zásię ony báby, co siedzą ná trecie,
Jeśli z nimi tárgujesz, zábájąć kálecie.
Bo nic máłpá nie robi, nád węglim się piecze,
To się bábá czerwieni, dobrze się nie wściecze.
Ostrzegam cię, nieboże, nie miej śnimi skłádu,
Skoro cię wyrozumie, zádá-ć w miedzie jádu.
Tákież i owy szwaczki, co nam szyją wzorki,
Umieją też wyprożnić młodym ludziom worki.
Żywi się, jáko może, gorzałką, niciámi,
Czásem tym, czásem owym, jáko wiecie sámi.
Solne, máślne, owiesne i śledziowe játki.
Wszędzie pioro upuścisz, byś nabárziej głádki.
I ty nędzne sienniczki, co siáno przedáją,
Widzim jáko ná łáwce siáno roztrząsáją.
Zwinie snopek by kądziel, we dwoję przepásze,
Co żywo stawia sieci ná pieniądze wásze.
O, wy nędzne pieniądze, toście w lichej cenie,
Żadny was nie záchowa, ledá gdzie wyżenie.
Miecą wámi, frymárczą ledá zacz, po tárgoch,
Tułacie się po kąciech, po pániech, po smárdoch.
Jákoż u nas niemieckie táláry nástáły,
Tákże też wszystki rzeczy żywności zdrożáły.
Nie bywáły tu pierwej tákie czásy głodne,
Gdy stráwę kupowano zá pieniądze drobne.
Podźmyż zásię do szynku jáki nierząd w mierze,
Bez ustáwy, jáko chce, ták zá kwartę bierze.
Jákom widział ná sejmie ná ten czás w Piotrkowie,
Kwartę winá siedm groszy dawáli szynkowie.
Kwartę winá siedm groszy dawáli szynkowie.
Tákże i tu w Krákowie, idź do pániej Marty,
Nie da jedno pięć groszy złego winá kwárty.
Roztworz wino, száfárko, bo-ć sie włoczká rzuci,
Im go więcej dolewasz, tym jest lepszej chuci.
Pojdzieszli też Pod Wieniec gdzie, do pániej Haski,
Zjesz wątrobkę cielęcą, przypłácisz máłmazki.
Po sześci grosz kwartę sobie ustáwili,
Ktorą pierwej w Menicy, po dwu groszu pili.
Jeśli sie niżej udasz gdzie do pániej mátki,
Ostrzegaj sie byś nie zbył brámowánej szátki.
Gdzie sie kolwiek obrocisz, chcesz poczynáć hojnie,
Pojdziesz z prożną kobiáłką, jákoby po wojnie.
Ty wszystki miánowáne w Krákowie kobiety,
Rozszyndują prostakom z pieniędzy kálety.
A ták was upominam chudzi brácia mili,
Abyście prostym trunkiem nigdy nie gárdzili.
Wiele pożytkow miewa kto rad trzeźwi bywa,
Ma nogi pogotowiu złego rázu zbywa.
Lepiej miech groszem nádmiesz, niżli wiátrem dudy,
Boć rády przypisuią szynkarki obłudy.
Chrońcie sie z chorągiewką wieńcá zielonego,
Prędko z ciebie uczyni błazná mierzionego.
Panom to dopuszczono pijáć dla lekárstwá,
Hipokrás, sálspárelę, á nie dla obżárstwá.
Chudzinie sie zejdzie jedno proste piwo,
Bo młyn wodá zábráłá, máłe mamy mliwo.
O rzemieśnikách niezbożnych.
Rozdzielenie czwarte.
Báran Práwy mowi:
Nuż zásie, co ja powiem około rzemiosłá,
Niemáło tym pożytkow náuká przyniosłá.
Ktorzy sie go uczyli i sztuki dziáłáją,
Lepiej niż oracz ná wsi z niego używáją.
Wiele jest tákich rzemiosł, ktore ludźmi szalą,
Zwłaszczá, co ogniem robią, alchimiją palą.
Pátrzaj jedno złotniká, ják sobie ugadza,
Do grzywny srebrá miedzi trzy łoty przysádza.
A wżdy rzecze, iż to jest págáment prawdziwy,
Na tych máłych miásteczkách ich wárstát fałszywy.
Gliwáksem srebro złoci, rozpuści kęs złotá,
Chroni oczu od rtęci, ważna to robotá.
Pomścim sie nád złotem, szkodliwego dymu,
Wszák nie trzebá po odpust słáć o to do Rzymu.
Nátka wosku w pierścionki, purysu w łáncuszki,
Wczás to ná ty postáwne násze pánie duszki.
O wagę sie nie stáraj, odda wszystko cáło,
Wżdy sie przedsie okruszkow nam nieco dostáło.
Bogá sie o to żadny złotniczek nie boi,
Kiedy pięknie sláchciankę w łáncuszki przystroi.
Szynkowne te rzemiosłá máją obyczáje,
Jáko w cechu ustawią, ták káżdy przedáje.
Pojdzieszli do rymárzá, drogie uzdy, torki,
Dziesięć złotych wyrobi, z jednej krowiej skorki.
Mowią: „Pánowie sláchto, strawiłem w Burkacie,
Nagrodzcie mi to zásie, dobrą zbroję macie”.
Drugi rzecze: „Kupiłem poście wielką szczukę,
Gdym swoiego rzemiosłá okázował sztukę”.
Trzeci rzecze: „Ścinałem świec poście trzydzieści,
Kosztuje mię to wiele, blisko zlotych sześci.
Ktoż to nam ma nágrodzić? Nikt, jedno ziemiánie,
Smowmy sie jednostájnie, zszedwszy sie w cech, ná nie.
Nie wádzi-ć ich nam podskuść, poprzedalić broszki,
Zbrojá dwádzieściá złotych, ná koń rząd bez troszki.
Szle, puszliszká, nagłowki, cugle, ták przedáwáć,
Jákośmy ustáwili, ináczej nie dáwáć.
Pojdzieszli do kusznierzá, dáwáć podszyć szubkę,
Musisz dziesięć złotych dáć, ledwo skryje dupkę.
A jestli też twojemi liszkámi podszyje,
Lepiej cie on podgoli, niżli bárwierz zmyje.
Jeśli też popielicze kupisz u nich futro
Oglądajże ie potym, odmieni sie jutro.
Natrze kretą wiewiorkę, rzecze: „popielicá”,
Kupi jáka niewiástá, uboga nędznicá.
Nie trzebá jej blejwáysu, dosyć go w kożuchu,
Biáła będzie ná licu, biáła i po brzuchu.
Ale owy czapniczki, fortel też swoj wiedzą,
Według losu porządkiem, w swych kramnicách siedzą.
Konew piwá z imbierem pod sobą piástując,
Popiją sie kobiety, społu sie czestując.
Záchwyciłá powietrza, odmieniłá mowę,
Zátacza sie po domu, nárzeka ná głowę.
Páni czapkę przepiłá, á z niego sie śmieje.
Powie, iż ją ukrádli, cisnęcy sie drabi,
Rzecze mąż: „Często wżdy ten drabik czapki szwabi”.
Kráwcy nie są szynkowni, jáko i murárze,
Przeto im przekażáją w robotách szturárze,
Chocia mistrz, máca, szuka, gdzieby wyrznąć płátek,
A wżdy od száty weźmie, jáki on chce datek.
Niedawno sie wyuczył, już dom, ogrod kupił,
A wżdy zajźrzy sturárzom, by sam ludzi łupił.
Ale mu zá złe nie miej, boć robił u dworu,
Przeto trzeźwiem nie bywa, tylko do nieszporu,
Jutro obiecał uszyć żupan, száráwáry,
Licz pieniądze od száty, pátrz pilno przez spáry.
Jeśli spełná włożono ony drugie cwykle,
Mow ty co chcesz drugiemu, z płacia sie wywikle.
Pojdzieszli też do szewcá, chciejże kupić boty,
Ktore pirwej bierano tylko zá dwá skoty.
Dziś nie dadzą ináczej, jedno zá pułkopek,
Jákoż sie ma dobrze mieć nász ubogi chłopek,
Musisz dobrze zápłácić i ono kopyto,
Ktore czwieczki popsował, gdy twe boty szyto.
Zápłáć też kołácyją bo wiele przepili,
5
Sen májowy,
Pod gájem zielonym pustelniká
jednego.
Uda mi sie rozmyślać o niniejszym wieku,
Jako są wszelkie rzeczy przeciwne człowieku
Jaką w ludziech odmienność te czasy szczyniły,
Zwierciadło Boskiej prawdy na ziemi zaćmiły.
Jako mają pogani swe dary od Boga:
Jako na chrześcijany często bywa trwoga.
Złośliwi planetowie nad nami przewodzą,
Walki, głody, i mory, i wszystko złe rodzą.
Coś nowego k temu świat ukazać sie bierze,
Bo żadna rzecz na świecie nie stoi w swej mierze.
Płocho stoją porządki, płocho i kościoły,
Powstały przeciwko nam i same żywioły.
Jeśli na nas nie wejźrzy swym okiem Pan miły,
Pewnie by nas planety ku ziemi schyliły.
Te rzeczy rozmyślaiąc, po dąbrowiem chodził,
W ten czas gdy pod Bliźnięty swoj woz Tytan Tu: Helios, bóg uosobienie Słońca, jeden z tytanów woził Gdy słońce było w znaku Bliźniąt, czyli w okresie około drugiej połowy maja do pierwszej połowy czerwca. Określenie wywodzące się ze starożytnej astronomii, zachowywane w astrologii do dziś, choć obecnie Słońce jest z Ziemii widoczne na tle kolejnych gwiazdozbiorów Zodiaku w zmienionym porządku (na tle Bliźniąt w okresie 21 czerwca - 20 lipca). .
Wonią mi wdzięczną z kwiecia ziemia podawała,
Osobne potwierdzenie głowa moja miała.
Ptacy też rozmaite głosy wymyślali,
Chwalebne sprawy Pańskie głośno wysławiali. A iij Koso- 6 Sen majowy. 6.
Kosowie i grzywacy, kukały, gżegżołki,
A brzęczęcy na kwieciu zbierały miod pszczołki.
W tymże miejscu ze zdrojow ciekła żywa woda.
Tegoż mi sie trafiła dnia czysta pogoda:
Słuchaiąc rozkosznego śpiewania słowika,
Słodki mię sen umorzył nagle pustelnika.
Dziwym widział w zaśnieniu: jawnie mi sie zdało,
Żem widział wojska wielkie, źwierz, ptastwa niemało.
Wilk ze wszemi źwierzęty, na Orła powstawał, Krolewic. Cesarz.
Orzeł z ptaki wszystkimi naprzod mu nie dawał.
Wilk mowił srogą mową ku jego posłowi,
Czemu mi tu przekaża, powiedz tak Orłowi:
Przestań Orle na gęsiach, mojeć konie, woły,
Wina zboża nie ruszaj, z mej własnej stodoły:
I z ziemie precz wyciągaj, nie tu twego bytu,
Musisz dać posesyją bez wszelkiego kwitu.
Twoja rzecz po powietrzu jako ptaszek latać,
Nie chciej tu Orle z ptaki naszej ziemie chwatać.
Wszak wiesz, jako o naju u Ezopa stoi,
Iż sie Orła zębiaty Wilk namniej nie boi.
Orzeł zasię powiedział: Wilku, być ci w sieci,
Mam na cię sprawiedliwość, ktora jaśnie świeci.
Przywiodłeś cudzy narod na niewinne ptaki, Turek.
Przez cię okrutni Smocy gniotą nieboraki.
Łacniej sie było tobie zgadzać społu z nami,
Niżliby Rosomacy mieli władać nami.
Wielbłąd idzie na pomoc Wilkom z wschodu słońca,
Aby niewinne ptaki podawił do końca.
Orzeł posłał do Strusa, co klucz Piotrow nosi, Papież
By mu byli na pomoc, wszystkich ptakow prosi. Przyle- 7 Sen majowy. 7.
Przyleciał Strus na pomoc do Rakus Orłowi,
Leciał potym do Węgier, jął mowić Wilkowi:
Jako ty śmiesz w swej gębie świętą szablę nosić,
A tyś skąsał zęboma, swych chrześcijan dosyć.
Daj szable, daj i pierzcień, bo nie tobie służą,
Więcej tu Rosomacy, niżli Wilcy płużą.
Wilk mu zasię powiedział: Leć precz Panie Strusie,
I zawrzy sie (ja radzę) w swym złotym lamusie. Rzym.
Jeśli sie nie najadasz żelaza w swej włości,
Najesz sie go tu dosyć aże do sytości.
Strus mu zatym jął łajać: Jest temu lat kilka,
Węgrzy Krola psa mieli, teraz zasię Wilka,
I węża łakomego, co dzieci połyka:Krolowa Izabella.
Ale poślem Bociana, co rad węże smyka.
Wilki w sieci połowim, a Wielbłądy w dole,
Rosomaki połupim, Lamparty, Sobole:
Mięso wasze psom damy, nogi, głowy, brzuchy,
Z skor waszych poczynimy czeladzi kożuchy.
Harpie poślem do was, Wilk zasię powiedział,Tatarowie.
Ci ptacy z nami będą, abyś o tym wiedział:
Te poślemy oględać wasze wszelkie sprawy,
Co wam trunki i smaczne splugawią potrawy.
Orzeł zasię tak mu rzekł: poślem na nie Kruki,
Co im oczy wykłuią i zmylą ich sztuki.
Poślem Gryfy, co im pstre namioty wywrocą,Hiszpani. Książęta.
I ten źwierz nieskrocony, sieciami okrocą.
Zatym przyszły źwierzęta z wielką mocą starsze,
I wzięły gwałtem gniazdo w onym kraju ptasze.
Starego Rossomaka z pośrzodka stracili,
A nowego wybrali co znim dobrze pili.Segiet. Soliman Selim. Ten to 8 Sen majowy. 8.
Ten to ptakom iął mowić: Jestem ja bicz Boży,
Ktory, Machometowę wiarę wszędzie mnoży.
Nie przepuszczę żadnemu, kto nie Besermanem,
Bog w niebie rozkazuje, ja na ziemi Panem.
Strus mu zaraz zatym rzekł: Jeśliś jest bicz Boży,
Czemusz tedy ten twoj bicz dobrych nie rozmnoży?
A złych czemu nie karze, co lud Boży trapią,
Morduią, zabijaią, żywności ich drapią?
Potym przyszedł Lew mocny, przyleciał Pelikan,
Ktore posłał w poselstwie na ten świat wielki Pan
Zjął zimny strach źwierzęta, chcieli precz uciekać.
Czynił Lew do wszystkich rzecz: Nie chciejcie sie lękać.
Czemu sie o cudzy świat tak srodze wadzicie,
Wiele naszych poddanych źwierzątek tracicie.
Wszakeście opatrzeni żywnością na świecie,
Czemuż jeden drugiego o kęs ziemie gniecie?
Wiedząc, iżeście tu są jako jedni goście,
Barzo krotki tu wiek wasz, prożno sie nie wznoście.
Snadź sie drudzy chcą czynić tu ziemskimi Bogi,
Nie wierzą, by nad nimi miał Bog swoj bicz srogi.
Idź Woźny, swoje wici przyłoż im do boku,
Aby nie doczekali do drugiego roku,
Kiedy takową srogość światu okazuią,
A mnie na niebie Boga nad sobą nie czuią.
Przystąpiło powietrze, wielki lud pożarło, Mor w wojsku obu.
Przez sto tysiąc z obu stron tam ludzi pomarło.
Widziałem potym stolec cudnie przyprawiony,
Na nim siedział Monarcha, a Panowie z strony.Krol z Radami
Siedli też w swych Infułach Księża po prawicy,
Ziemska rada siedziała Krola po lewicy. Zbiory 9 Sen majowy. 9.
Zbiory wielkie ze wszech stron pieszych, jezdnych, stali,
Jedni drugich jakoby snadź nigdy nie znali.
Przed Monarchą goły miecz jeden Pan piastował,
Jakoby był pijany, przed wszemi szermował.
Wyszedł k niemu z cepami jeden błazen prawy,
Podź ty zemną szermować, a schowaj miecz krwawy.
Przed Duchownymi zasię księgi piastowano,
Spory pisma świętego przed wszemi czytano.
Wyrwał sie jakiś rzecznik, Statutem szermował,
Gadanie w świętym pismie zaraz zahamował:
Mowięcy, co wam potym, że o tym mowicie,
Żadnego na swą wiarę tu nie nawrocicie.
Czekajcie, że czas przyjdzie, ktorego potrzeba,
Obaczym sie, gdy nam czas sam pan ześle z nieba.
Czytajcie radniej Statut, pożyteczniej będzie,
Głośniej wam niż Biblia w imieniu zagędzie.
Potym po małej chwili wielkie wojska przyszły,
Wiodły je białegłowy i same w przod wyszły.
Nad pierwszym zacna Pani była przełożona,Polska ziemia.
A jakoby na twarzy trochę zasmucona.
W prawej ręce sierp ostry, w lewej kłosie miała,
Nie wiem, co z Anteusem synem swym gadała.Anteus
Wzięła miecz Rycerzowi, wzięła księgi Księżej,
Kiedy sie nie zgadzacie, będzie wszystkim ciężej.
Prokuratorowi Statut on z ręku wydarła,
Uderzyła o ziemię, a potym podarła,
Mowiąc srogimi słowy: żeście pobłądzili,
Tak w Wierze, jak w Statucie, alboście sie spili.
Do błazna sie rzuciła, i słukła oń cepy,
Więcej sie ten lud kocha w błaźniech, alboć ślepy. B W dru- 10 10. Sen majowy.
W drugim Pani o dwu głow była przełożona,Węgierska ziemia.
Na jednej czapkę miała, na drugiej Korona.
Więc o prawej ręce kubek pozłocisty miała,
A w lewej grono wina, w uściech chleb trzymała.
Trzecie wojsko białychgłow barzo płocho stało,Wałaska ziemia.
Stroną wszystko chodziło, jakoby sie bało.
Starsza sie rozkudłała, posąg miała srogi,
Wołu dwiema rękoma trzymaiąc za rogi.
Anteusza widziałem płacząc w swej starości,Anteus
Iż doczekał na świecie takiej odmienności:
Wołając biada, biada, już przyszły te czasy,
Musim przed Antychrystem, uciec w gory lasy.
Juści przyszedł do morza z wielkością Wielbłądow,
Dość miedzy chrześcijany błędow i nierządow.
Jużci jest, oto jego idą własni słudzy,
Prozno go jeszcze dłużej czekać maią drudzy.
Już z wojski oto idą, iuż są drudzy z skorby,
Pojdą w swar o Chrystusa, aż sie imą za łby.
Dopiroż będzie wielkie wszędzie krwie roźlanie,
Płacz, ucisk, głody, mory, i prześladowanie.
Potym ku mnie przystąpił, mowiąc on mąż srogi:
Wstań Pustelniku, a pisz ktore widzisz trwogi.Pustelnik.
Imę pytać: co tego zbioru za przyczyny,
Powiedział: Polska matka to jest z swymi syny.
To drugie wojsko wyszło z Węgierskiej krainy,
Do ktorych sie przybliża zmocniony lud inny.
Dwie głowie znamionuią, dwu Panow w tej ziemi,
Będzie im żal, że kiedy byli niezgodnemi.
Srebro, złoto, wino, chleb znaczy ich kraj hojny,
Przetoż dawno używa ze wszystkich stron wojny. Wilka 11 Sen majowy. 11.
Wilka nosi Krolewic, a Orzeł Cesarski:
Wilk z źwierzęty z Pogany, Orzeł z nami ptaki.
Strusa z kluczem maluią, na miejscu Papieskim,
Ktory winien by pomoc wszem Książętom Rzeskim.
Trzecie wojsko, co stroną tu owdzie chodziło,
Wojsko toż to Wałaskie z matką swoją było.
Naszy byli, ale ich Pogani na poły
Teraz mają: w swej ziemi mają dobre woły.
Pytałem go, ktoby był, tak mię z tym odprawił:
Jestem Anteus ziemski: przetożem sie stawił,
Abyś wiedział, co znaczą ty wojska zebrane,
A twoj sen precz nie leciał przez wrota kościane.
A zatym mi brzmieć imą w moich uszu słowa,
Ktore mowiła ona pierwsza białagłowa,Polska ziemia.
Przed onym majestatem, i przed wszystką radą,
Także i przed posłami, co na Sjem zjadą:
Synowie, ktorzyście są własni moi mili,
I ze mnie wszystkorodnej matki sie zrodzili,
Co wam powiem, bierzcie w swe uszy i w swe głowy,
Miejcie o spolnym dobrym pilniejsze rozmowy.
Nie dajcie sie na stronę prywacie uwodzić,
Bo to i wam, i dziatkom waszym będzie szkodzić.
Otoście mię matkę swą własną opuścili,
A cudzych ziem zwyczajow i spraw sie napili.
Patrzcie, jakiem ja państwo wam nagotowała,
A jak walecznych ludzi dość pohołdowała.
I chowałam was prawie, jako syny, corki,
W dostatku wielkim, właśnie jako matka pszczołki.
Płodem świętym, powietrzem zdrowym opatrzała,
A wżdym u was niewdzięczną macochą została. B ij Gdy 12 Sen majowy. 12.
Gdy z obcych ziem zwyczaje wy do mnie wnaszacie,
Wiedzcie, że mię na sztuki matkę swą targacie.
Takież gdy nieprzyiaciel po mnie zbrojno chodzi,
Ciężko mi to, a ciężej, gdy w naszej krwi brodzi.
Także w swoich kościelech, gdy słyszę roznice,
Nie mogę być bez smutku i wielkiej tesknice.
Nie lubię też łakomstwa, opilstwa i pychy,
Chcę, aby syn każdy moj był stateczny, cichy:
Jeździł po moich piersiach na koniu we zbroi,
Takiej sie gotowości zły Tatarzyn boi.
Nie na swoje sąmsiady, ale na Turczyny
Konia osiadł, i zbroię włożył z szefeliny.
Ale sie wy podobno wolicie gnieść sami,
Wszędzie pełno jest niezgod, waśni, miedzy wami.
Prawa za mocą idą, Pan chudzinę gniecie:
A wżdy sie k temu wszyscy przychylić nie chcecie,
Jakobyście z odmętu tego wypłynęli,
A żebyście do końca w nim nie potonęli.
Nuż o rządzie domowym, ktoby co chciał mowić,
Albo co z dobrym waszym tu u was stanowić,
Za Ocean albo Niepr uciekać by musiał,
I gdzieś z Polski daleko za Tatry sie kłusał.
Azaż mało na wszystkim zbytku tego czasu,
Nic nas to nie obruszy chuć idą k nam z lasu.
Nie wiem, by to na Polskę przedtym przychadzało,
Aby kiedy ze wszech stron tak barzo gorzało:
Jak sie teraz zaniosło, widzimy, nie dbamy,
Niechaj będzie jako chce, gdy sie dobrze mamy.
To odmowiwszy ona Pani, umilknęła.
A zaś druga o dwu głow z płaczem mowić ięła: Ach ma 13 Sen majowy. 13.
Ach ma miła Korono życzliwa, i siostro, Węgierska ziemia.
Turek na mię naostrzył swoię szablę ostro:
Takież Niemiec hartuje swoje szefeliny,
Już mię prawie ogarnął wszystkę narod inny.
Już mi co lepsze zamki wzięła okrutna dzicz,
Prawie Pan Bog przepuścił na mię ten srogi bicz.
Ze wszech stron nieprzyiaciel puszcza na mię strzały,
Czemuchmy sie w potrzebie tak siebie zaprzały?
Raczże sie dziś w tej mojej przygodzie zmiłować,
Chciej moje miłe syny w potrzebie ratować.
I te nieprzyiaciele, co biorą me cory,
Wyżeńmy z Europy w Kakauzyskie gory.
Albo precz za Grecyją i Czerwone Morze,
Niech naszych dzieci więcej nie biorą w poborze.
Zbędziemy-li poczciwie tych niewdzięcznych gości,
Przyjdziem zasię ku onej pierwszej swej wolności:
Jakążmy w on czas mieli, gdy twoj syn krolował, Krol Władysław.
Ktory mnie i me syny, jak własne miłował.
Mieli naszy synowie w on czas złote czasy,
Gdy moje wino pili po pieniądzu masy.
Był chleb, były konie, woły, srebrne rudy,
Poki tu nie bywały Tureckie obłudy.
Był lud, nalazł wszystkiego, co było potrzeba,
Dziś jedno co płacz idzie ustawnie do nieba.
Ratuyże mię, proszę cię, o cię też gra idzie,
Od sąmsiada do sąmsiada rad więc ogień przyjdzie.
To żałosnie wyrzekszy, płaczem sie zalała,
A matka jej zaś, Polska tak odpowiedziała:Polska ziemia.
Panu Bogu sie poleć ma miła siestrzyczko,
Ten wie jako sprawuje swe stworzenie wszystko. B iij Jeślić 14 Sen majowy. 14.
Jeślić ten nie pomoże, prożna w kim nadzieja,
Trudno sie domowego masz ustrzedz złodzieja.
Ktory sie iuż głęboko wkopał w twoje gory,
I ciebie samej ledwie nie obłupił z skory.
Skarby zboża i grunty wywrocił na nice,
Pobrał miasta i zamki, zwysiekał winnice.
Pan Bog na nas posyła przez nie swoj bicz srogi,
Przeto wszyscy cierpimy od nich dziwne trwogi.
Cierp do czasu (ma rada) gdzie możesz ulegaj,
Tylko wżdy Bożej chwały proszę nie odbiegaj.
Wszystko to, co u ciebie, u mnie sie też dzieje,
Moja Rzeczpospolita tam i sam sie chwieje.
Niestworność w moich wielka, niesporo obronie,
Gdzie co jedno poczniemy, wszystko w łeb Koronie.
Wierz mi, o moja siostro, mam z sobą co czynić,
Myśląc, jako też z pośrzod nieprzyiacioł wyniść.
Ze wszech stron nieprzyiaciel dobrze mi nie myśli,
Zły Tatarzyn Podolskie często pola kryśli.
Moskwa za uchem trąbi, od Sweda przestrogę
Mieć muszę: Aczbym rada, pomoc ci nie mogę.
Szła precz ziemia Węgierska, a głową kinęła,
Idąc k ziemi Wołoskiej, tak z sobą mowiła:
Jeszcze pojdę do ziemie sąmsiednej Wołoskiej,
Ktora jest w przyległości ze mną ziemi Polskiej.
W przygodzie przyjaciela narychlej poznamy,
Nie tak nam więc oń trudno, gdy sie dobrze mamy.
Zatym rzecze: Sąmsiado wejrzy na mię jasno, Węgierska ziemia.
Widzisz od nieprzyjaciela jak mi barzo ciasno.
Ratuyże mię w przygodzie, jak miła sąmsiada,
Ja też ciebie ratuię zawżdy barzo rada. Turcy 15 Sen majowy. 15.
Turcy co dzień z mocą swą na mię sie obrocą,
I do końca iuż ogniem me włości popłoczą.
A jeśliże z Tatary pospołu sie ruszą,
Iuż mię do szczętu zniszczą i wiecznie zagłuszą.
Można-li rzecz pomoż mi? Powie na ty słowa
Wołoska ziemia, barzo smutna białagłowa: Wołoska ziemia.
Moja namilsza siostro, nie śmiejże sie ze mnie,
Zaż nie widzisz na oko, co sie dzieje u mnie.
Dosyć smętku i żalu ja też mam w swej głowie,
Pobrali mi niedawno dziatki Tatarowie:
Corki, syny i skarby, i polny dobytek,
Wypędzono do Tatar, i do Turek wszystek.
Syny me drugie, ktorych Turcy nie pobrali,
Te Polacy u siebie pościnać kazali.
Jeszcze to mowią, żebym im na zdradzie była,
I okrutne Tatary na nie przywodziła:
Albo żebym im w piciu słać miała truciny,
Sam Bog to wie, żem Polszce nie dała przyczyny
Do nieprzyiaźni: Turcy tak nas zniewolili,
Że tego słuchać musim, kogo nam wstawili.
Ach niestetyż prze moich synaczkow niezgody
Nie mogę oto onej mieć pierwszej swobody!
Na złośliwe pasierby przyszły dzieci moje,
Możesz-li ty, opatruy radzę lepiej swoje.
Boże sie żal na nasze głupie chrześcijany,
Iż wolą oto przestać z niecnymi pogany,
A niżli z sobą mieszkać w chrześcijańskiej zgodzie,
Prze ich wielką niestworność przychodzim k tej szkodzie.
Dla nich oto nam Turcy w srogości panuią,
A co rok w Europie to nam państw ujmuią. Prawie 16 Sen majowy. 16.
Prawie co chcą, to na nas przewodzą uporą,
Dziatki nasze nieszczesne w dziesięcinie biorą.
Żony i corki nasze sobą nie władają,
Wszystko, co chcą pohańcy, po swej woli mają.
Ktorzyby nas od tego słusznie mieli bronić,
Nie chcą sie chrześcijanie ku temu przykłonić.
Wolą Panowie Niemcy walczyć z sobą sami,
Niżliby ciągnąć mieli na pogany z nami.
A snadniej by im przyszło snadź za cudzą ścianą,
I z nimi za pomocą czynić od nas daną.
Swięty Duchu natchniże ty sam zwierzchne pany,
A daj zgodę i miłość miedzy Chrześcijany:
Aby sie wżdy nad nami kiedy zmiłowali,
A tym srogim pohańcom spolnie odpierali.
To powiedziawszy, poszła w las gęsty jodłowy.
A Hurska ziemia ięła mowić tymi słowy: Węgierska ziemia.
Prożno widzę mam szukać u swoich pomocy,
Bo je też ze wszystkich stron oblegli ci smocy.
Iużci światem władaią, i ziemią i wodą,
Gdzie co z nimi poczniemy, wszędzie z naszą szkodą.
Wiedzą bo chrześcijańskie nasze obyczaje,
Iż każdy na wczesności domowej przestaje.
Nie chcą nędze przycierpieć, brzucha swego zchudzić,
Leżąc prożno na miejscu, wolą swoj czas zmudzić.
By sie też jako oni tychże spraw chwycili,
Jeszcze by swojej rzeczy nieźle poprawili.
By sie chcieli zabawić sprawy rycerskimi,
Poprzestawszy tych biesiad z pułmiski zbytnimi.
W lud sie dobrze opatrzyć, i ćwiczyć siodłaki,
Łacno z takich poczynić piesze i Kozaki. Ale pro 17 Sen majowy. 17.
Ale prożno głuchemu co dobrego radzić,
Gdy nie chce ucha swego do mych ust przysadzić.
Iuż i tam i sam macam, na Posły nakładam,
Nie jest jeden coby mię ratował swą radam.
Coż tedy dalej czynić Panie Boże miły,
Że mię wszystki w sąmsiectwie siostry opuściły.
Niebo, ziemia, planety przeciw mnie powstały,
Żadnej mi w mym nieszcześciu pociechy nie dały.
A to wszystko prze moich synow zachowanie,
Zstało sie to nade mną Boskie rozgniewanie.
Prze ich wnętrzne rozruchy, rozliczne upory,
Łacno sie wdarli Turcy do mojej komory.
Bog jaśnie je pokarał, bo źli barzo byli,
I jako kogo podyść, to tylko myślili.
Ieden po drugim zamki gwałtem sobie brali,
Boga, cnoty i wiary iuż prawie nie znali.
Z sobą rzadko bywali w przyjacielskiej zgodzie,
Zachowania nie mieli w postronnym narodzie.
Z wierzchu gładka postawa, w sercu nieprawości,
Nieradzi z cudzych krain przyjmowali gości.
Pany swoje właściwe częstokroć zdradzali,
Słowa także nikomu swego nie trzymali.
A tak, moja cna Polsko, ostrzegam też ciebie,
Wiaruy sie też tej plagi lada w dzień u siebie:
Boć barzo poszli na to synaczkowie twoi,
W postawie, w obyczajach, jako byli moi.
A co jeszcze gorszego, iż siedzisz w pojśrzodku
Wszędzie swych nieprzyjacioł: z boku, z tyłu, z przodku.
Siedziwa wszem na celu, wszyscy w nas strzelaią,
Za nami, jak za murem, drudzy pokoj maią. C A wżdy 18 Sen majowy. 18.
A wżdy im to niewdzięczno, o naszym złym radzą,
Więcej im zawżdy Prusy, niżli Turcy wadzą.
To rzekszy, poszła płacząc zaraz z wojski swemi.
A Polska ięła słowy narzekać rzewnemi: Polska ziemia.
Niebo, i płodna ziemio bądź ze mną żałosna,
Iż jest taka ślepota w moich synach sprosna.
Oto mi bliską plagę sąmsiada winszuje,
A wżdy z nich żaden sie w tym by namniej nie czuje.
Coż ja mam z nimi czynić uboga sierota,
Nie mam skarbow po temu, nie mam srebra, złota.
W budownych miastach, zamkach małom sie kochała,
W przestronnym polu zawsze wszystkę ufność miała;
Skarby moje, chleb, piwo, żelazo na pługi,
Potraciłam cne on i swej ojczyzny sługi.
Ktorychem dość piersiami swymi wychowała
I prawie na wszystek świat wszędzie rozsyłała.
Niepośledniejsza była Wanda moja corka,
Nad ktorą jeszcze stoi usypana gorka.
Wiele z moich synow, mężow czystych wychadzało,
Wiele i Krolow sławnych z Rycerstwem bywało.
Był on święty Piast, byli oni Bolesławowie,
I z Władysławy, oni też Kazimierowie.
Bywali i Panowie Radni prawie święci,
Ktorzy Rzeczpospolitą mieli na pamięci.
Piasek morski a niżbym ich zliczyła słowie,
Rozniejszych obyczajow są dziś synaczkowie:
Ktorzy tylko macają, gdzie kupić zagony,
A małą pieczą maią o dobro Korony.
Smolinsk wzięto, a wżdy ich to namniej nie ruszy,
Sląsko dawno odpadło, a wżdy na to głuszy. Tatarzyn 19 Sen majowy. 19.
Tatarzyn Ruskie ziemie częstokroć plundruje,
A przedsię przeciwko im nikt sie nie gotuje.
Pomścilichmy sie tego na Sejmie poborem,
Wżdy Moskwi wrota stoią do Litwy otworem.
Wolą drudzy ćci sprawiać, do Gdańska szafować,
Zarosłe lasy kopać, stare wsi kupować.
Upstrzyć Panią w złotogłow, w aksamint, w forboty,
Niżli w pole wyjachać leżeć pod namioty.
Słyszą, że sie Tatarzy po granicy wiją,
A wżdy moi weseli, skaczą, huczą, piją.
Żaden narod pod słońcem nie miał tej wolności,
Jakoście wy tu mieli w mojej Polskiej włości.
Obaczcież sie w tym dobrze synaczkowie mili,
Byście marnie klejnotu tego nie stracili.
Czego bym ja wam iście swej krwi nie życzyła,
Z waszego bym nieszczęścia smętna barzo była.
Ale niechajże sam Pan z nieba o was radzi,
A ta moja przestroga niech wżdy wam nie wadzi:
Bo nie może być lepiej, jakobym życzyła.
To rzekszy ona Pani, do ziemie zniknęła.
W tym sie ocknął Pustelnik snem ciężkim zmorzony,
I jął z sobą rozmyślać dziwnie sprawy ony.
Sen májowy,
Pod gájem zielonym pustelniká
jednego.
Uda mi sie rozmyślać o niniejszym wieku,
Jako są wszelkie rzeczy przeciwne człowieku
Jaką w ludziech odmienność te czasy szczyniły,
Zwierciadło Boskiej prawdy na ziemi zaćmiły.
Jako mają pogani swe dary od Boga:
Jako na chrześcijany często bywa trwoga.
Złośliwi planetowie nad nami przewodzą,
Walki, głody, i mory, i wszystko złe rodzą.
Coś nowego k temu świat ukazać sie bierze,
Bo żadna rzecz na świecie nie stoi w swej mierze.
Płocho stoją porządki, płocho i kościoły,
Powstały przeciwko nam i same żywioły.
Jeśli na nas nie wejźrzy swym okiem Pan miły,
Pewnie by nas planety ku ziemi schyliły.
Te rzeczy rozmyślaiąc, po dąbrowiem chodził,
W ten czas gdy pod Bliźnięty swoj woz Tytan Tu: Helios, bóg uosobienie Słońca, jeden z tytanów woził Gdy słońce było w znaku Bliźniąt, czyli w okresie około drugiej połowy maja do pierwszej połowy czerwca. Określenie wywodzące się ze starożytnej astronomii, zachowywane w astrologii do dziś, choć obecnie Słońce jest z Ziemii widoczne na tle kolejnych gwiazdozbiorów Zodiaku w zmienionym porządku (na tle Bliźniąt w okresie 21 czerwca - 20 lipca). .
Wonią mi wdzięczną z kwiecia ziemia podawała,
Osobne potwierdzenie głowa moja miała.
Ptacy też rozmaite głosy wymyślali,
Chwalebne sprawy Pańskie głośno wysławiali. A iij Koso- 6 Sen majowy. 6.
Kosowie i grzywacy, kukały, gżegżołki,
A brzęczęcy na kwieciu zbierały miod pszczołki.
W tymże miejscu ze zdrojow ciekła żywa woda.
Tegoż mi sie trafiła dnia czysta pogoda:
Słuchaiąc rozkosznego śpiewania słowika,
Słodki mię sen umorzył nagle pustelnika.
Dziwym widział w zaśnieniu: jawnie mi sie zdało,
Żem widział wojska wielkie, źwierz, ptastwa niemało.
Wilk ze wszemi źwierzęty, na Orła powstawał, Krolewic. Cesarz.
Orzeł z ptaki wszystkimi naprzod mu nie dawał.
Wilk mowił srogą mową ku jego posłowi,
Czemu mi tu przekaża, powiedz tak Orłowi:
Przestań Orle na gęsiach, mojeć konie, woły,
Wina zboża nie ruszaj, z mej własnej stodoły:
I z ziemie precz wyciągaj, nie tu twego bytu,
Musisz dać posesyją bez wszelkiego kwitu.
Twoja rzecz po powietrzu jako ptaszek latać,
Nie chciej tu Orle z ptaki naszej ziemie chwatać.
Wszak wiesz, jako o naju u Ezopa stoi,
Iż sie Orła zębiaty Wilk namniej nie boi.
Orzeł zasię powiedział: Wilku, być ci w sieci,
Mam na cię sprawiedliwość, ktora jaśnie świeci.
Przywiodłeś cudzy narod na niewinne ptaki, Turek.
Przez cię okrutni Smocy gniotą nieboraki.
Łacniej sie było tobie zgadzać społu z nami,
Niżliby Rosomacy mieli władać nami.
Wielbłąd idzie na pomoc Wilkom z wschodu słońca,
Aby niewinne ptaki podawił do końca.
Orzeł posłał do Strusa, co klucz Piotrow nosi, Papież
By mu byli na pomoc, wszystkich ptakow prosi. Przyle- 7 Sen majowy. 7.
Przyleciał Strus na pomoc do Rakus Orłowi,
Leciał potym do Węgier, jął mowić Wilkowi:
Jako ty śmiesz w swej gębie świętą szablę nosić,
A tyś skąsał zęboma, swych chrześcijan dosyć.
Daj szable, daj i pierzcień, bo nie tobie służą,
Więcej tu Rosomacy, niżli Wilcy płużą.
Wilk mu zasię powiedział: Leć precz Panie Strusie,
I zawrzy sie (ja radzę) w swym złotym lamusie. Rzym.
Jeśli sie nie najadasz żelaza w swej włości,
Najesz sie go tu dosyć aże do sytości.
Strus mu zatym jął łajać: Jest temu lat kilka,
Węgrzy Krola psa mieli, teraz zasię Wilka,
I węża łakomego, co dzieci połyka:Krolowa Izabella.
Ale poślem Bociana, co rad węże smyka.
Wilki w sieci połowim, a Wielbłądy w dole,
Rosomaki połupim, Lamparty, Sobole:
Mięso wasze psom damy, nogi, głowy, brzuchy,
Z skor waszych poczynimy czeladzi kożuchy.
Harpie poślem do was, Wilk zasię powiedział,Tatarowie.
Ci ptacy z nami będą, abyś o tym wiedział:
Te poślemy oględać wasze wszelkie sprawy,
Co wam trunki i smaczne splugawią potrawy.
Orzeł zasię tak mu rzekł: poślem na nie Kruki,
Co im oczy wykłuią i zmylą ich sztuki.
Poślem Gryfy, co im pstre namioty wywrocą,Hiszpani. Książęta.
I ten źwierz nieskrocony, sieciami okrocą.
Zatym przyszły źwierzęta z wielką mocą starsze,
I wzięły gwałtem gniazdo w onym kraju ptasze.
Starego Rossomaka z pośrzodka stracili,
A nowego wybrali co znim dobrze pili.Segiet. Soliman Selim. Ten to 8 Sen majowy. 8.
Ten to ptakom iął mowić: Jestem ja bicz Boży,
Ktory, Machometowę wiarę wszędzie mnoży.
Nie przepuszczę żadnemu, kto nie Besermanem,
Bog w niebie rozkazuje, ja na ziemi Panem.
Strus mu zaraz zatym rzekł: Jeśliś jest bicz Boży,
Czemusz tedy ten twoj bicz dobrych nie rozmnoży?
A złych czemu nie karze, co lud Boży trapią,
Morduią, zabijaią, żywności ich drapią?
Potym przyszedł Lew mocny, przyleciał Pelikan,
Ktore posłał w poselstwie na ten świat wielki Pan
Zjął zimny strach źwierzęta, chcieli precz uciekać.
Czynił Lew do wszystkich rzecz: Nie chciejcie sie lękać.
Czemu sie o cudzy świat tak srodze wadzicie,
Wiele naszych poddanych źwierzątek tracicie.
Wszakeście opatrzeni żywnością na świecie,
Czemuż jeden drugiego o kęs ziemie gniecie?
Wiedząc, iżeście tu są jako jedni goście,
Barzo krotki tu wiek wasz, prożno sie nie wznoście.
Snadź sie drudzy chcą czynić tu ziemskimi Bogi,
Nie wierzą, by nad nimi miał Bog swoj bicz srogi.
Idź Woźny, swoje wici przyłoż im do boku,
Aby nie doczekali do drugiego roku,
Kiedy takową srogość światu okazuią,
A mnie na niebie Boga nad sobą nie czuią.
Przystąpiło powietrze, wielki lud pożarło, Mor w wojsku obu.
Przez sto tysiąc z obu stron tam ludzi pomarło.
Widziałem potym stolec cudnie przyprawiony,
Na nim siedział Monarcha, a Panowie z strony.Krol z Radami
Siedli też w swych Infułach Księża po prawicy,
Ziemska rada siedziała Krola po lewicy. Zbiory 9 Sen majowy. 9.
Zbiory wielkie ze wszech stron pieszych, jezdnych, stali,
Jedni drugich jakoby snadź nigdy nie znali.
Przed Monarchą goły miecz jeden Pan piastował,
Jakoby był pijany, przed wszemi szermował.
Wyszedł k niemu z cepami jeden błazen prawy,
Podź ty zemną szermować, a schowaj miecz krwawy.
Przed Duchownymi zasię księgi piastowano,
Spory pisma świętego przed wszemi czytano.
Wyrwał sie jakiś rzecznik, Statutem szermował,
Gadanie w świętym pismie zaraz zahamował:
Mowięcy, co wam potym, że o tym mowicie,
Żadnego na swą wiarę tu nie nawrocicie.
Czekajcie, że czas przyjdzie, ktorego potrzeba,
Obaczym sie, gdy nam czas sam pan ześle z nieba.
Czytajcie radniej Statut, pożyteczniej będzie,
Głośniej wam niż Biblia w imieniu zagędzie.
Potym po małej chwili wielkie wojska przyszły,
Wiodły je białegłowy i same w przod wyszły.
Nad pierwszym zacna Pani była przełożona,Polska ziemia.
A jakoby na twarzy trochę zasmucona.
W prawej ręce sierp ostry, w lewej kłosie miała,
Nie wiem, co z Anteusem synem swym gadała.Anteus
Wzięła miecz Rycerzowi, wzięła księgi Księżej,
Kiedy sie nie zgadzacie, będzie wszystkim ciężej.
Prokuratorowi Statut on z ręku wydarła,
Uderzyła o ziemię, a potym podarła,
Mowiąc srogimi słowy: żeście pobłądzili,
Tak w Wierze, jak w Statucie, alboście sie spili.
Do błazna sie rzuciła, i słukła oń cepy,
Więcej sie ten lud kocha w błaźniech, alboć ślepy. B W dru- 10 10. Sen majowy.
W drugim Pani o dwu głow była przełożona,Węgierska ziemia.
Na jednej czapkę miała, na drugiej Korona.
Więc o prawej ręce kubek pozłocisty miała,
A w lewej grono wina, w uściech chleb trzymała.
Trzecie wojsko białychgłow barzo płocho stało,Wałaska ziemia.
Stroną wszystko chodziło, jakoby sie bało.
Starsza sie rozkudłała, posąg miała srogi,
Wołu dwiema rękoma trzymaiąc za rogi.
Anteusza widziałem płacząc w swej starości,Anteus
Iż doczekał na świecie takiej odmienności:
Wołając biada, biada, już przyszły te czasy,
Musim przed Antychrystem, uciec w gory lasy.
Juści przyszedł do morza z wielkością Wielbłądow,
Dość miedzy chrześcijany błędow i nierządow.
Jużci jest, oto jego idą własni słudzy,
Prozno go jeszcze dłużej czekać maią drudzy.
Już z wojski oto idą, iuż są drudzy z skorby,
Pojdą w swar o Chrystusa, aż sie imą za łby.
Dopiroż będzie wielkie wszędzie krwie roźlanie,
Płacz, ucisk, głody, mory, i prześladowanie.
Potym ku mnie przystąpił, mowiąc on mąż srogi:
Wstań Pustelniku, a pisz ktore widzisz trwogi.Pustelnik.
Imę pytać: co tego zbioru za przyczyny,
Powiedział: Polska matka to jest z swymi syny.
To drugie wojsko wyszło z Węgierskiej krainy,
Do ktorych sie przybliża zmocniony lud inny.
Dwie głowie znamionuią, dwu Panow w tej ziemi,
Będzie im żal, że kiedy byli niezgodnemi.
Srebro, złoto, wino, chleb znaczy ich kraj hojny,
Przetoż dawno używa ze wszystkich stron wojny. Wilka 11 Sen majowy. 11.
Wilka nosi Krolewic, a Orzeł Cesarski:
Wilk z źwierzęty z Pogany, Orzeł z nami ptaki.
Strusa z kluczem maluią, na miejscu Papieskim,
Ktory winien by pomoc wszem Książętom Rzeskim.
Trzecie wojsko, co stroną tu owdzie chodziło,
Wojsko toż to Wałaskie z matką swoją było.
Naszy byli, ale ich Pogani na poły
Teraz mają: w swej ziemi mają dobre woły.
Pytałem go, ktoby był, tak mię z tym odprawił:
Jestem Anteus ziemski: przetożem sie stawił,
Abyś wiedział, co znaczą ty wojska zebrane,
A twoj sen precz nie leciał przez wrota kościane.
A zatym mi brzmieć imą w moich uszu słowa,
Ktore mowiła ona pierwsza białagłowa,Polska ziemia.
Przed onym majestatem, i przed wszystką radą,
Także i przed posłami, co na Sjem zjadą:
Synowie, ktorzyście są własni moi mili,
I ze mnie wszystkorodnej matki sie zrodzili,
Co wam powiem, bierzcie w swe uszy i w swe głowy,
Miejcie o spolnym dobrym pilniejsze rozmowy.
Nie dajcie sie na stronę prywacie uwodzić,
Bo to i wam, i dziatkom waszym będzie szkodzić.
Otoście mię matkę swą własną opuścili,
A cudzych ziem zwyczajow i spraw sie napili.
Patrzcie, jakiem ja państwo wam nagotowała,
A jak walecznych ludzi dość pohołdowała.
I chowałam was prawie, jako syny, corki,
W dostatku wielkim, właśnie jako matka pszczołki.
Płodem świętym, powietrzem zdrowym opatrzała,
A wżdym u was niewdzięczną macochą została. B ij Gdy 12 Sen majowy. 12.
Gdy z obcych ziem zwyczaje wy do mnie wnaszacie,
Wiedzcie, że mię na sztuki matkę swą targacie.
Takież gdy nieprzyiaciel po mnie zbrojno chodzi,
Ciężko mi to, a ciężej, gdy w naszej krwi brodzi.
Także w swoich kościelech, gdy słyszę roznice,
Nie mogę być bez smutku i wielkiej tesknice.
Nie lubię też łakomstwa, opilstwa i pychy,
Chcę, aby syn każdy moj był stateczny, cichy:
Jeździł po moich piersiach na koniu we zbroi,
Takiej sie gotowości zły Tatarzyn boi.
Nie na swoje sąmsiady, ale na Turczyny
Konia osiadł, i zbroię włożył z szefeliny.
Ale sie wy podobno wolicie gnieść sami,
Wszędzie pełno jest niezgod, waśni, miedzy wami.
Prawa za mocą idą, Pan chudzinę gniecie:
A wżdy sie k temu wszyscy przychylić nie chcecie,
Jakobyście z odmętu tego wypłynęli,
A żebyście do końca w nim nie potonęli.
Nuż o rządzie domowym, ktoby co chciał mowić,
Albo co z dobrym waszym tu u was stanowić,
Za Ocean albo Niepr uciekać by musiał,
I gdzieś z Polski daleko za Tatry sie kłusał.
Azaż mało na wszystkim zbytku tego czasu,
Nic nas to nie obruszy chuć idą k nam z lasu.
Nie wiem, by to na Polskę przedtym przychadzało,
Aby kiedy ze wszech stron tak barzo gorzało:
Jak sie teraz zaniosło, widzimy, nie dbamy,
Niechaj będzie jako chce, gdy sie dobrze mamy.
To odmowiwszy ona Pani, umilknęła.
A zaś druga o dwu głow z płaczem mowić ięła: Ach ma 13 Sen majowy. 13.
Ach ma miła Korono życzliwa, i siostro, Węgierska ziemia.
Turek na mię naostrzył swoię szablę ostro:
Takież Niemiec hartuje swoje szefeliny,
Już mię prawie ogarnął wszystkę narod inny.
Już mi co lepsze zamki wzięła okrutna dzicz,
Prawie Pan Bog przepuścił na mię ten srogi bicz.
Ze wszech stron nieprzyiaciel puszcza na mię strzały,
Czemuchmy sie w potrzebie tak siebie zaprzały?
Raczże sie dziś w tej mojej przygodzie zmiłować,
Chciej moje miłe syny w potrzebie ratować.
I te nieprzyiaciele, co biorą me cory,
Wyżeńmy z Europy w Kakauzyskie gory.
Albo precz za Grecyją i Czerwone Morze,
Niech naszych dzieci więcej nie biorą w poborze.
Zbędziemy-li poczciwie tych niewdzięcznych gości,
Przyjdziem zasię ku onej pierwszej swej wolności:
Jakążmy w on czas mieli, gdy twoj syn krolował, Krol Władysław.
Ktory mnie i me syny, jak własne miłował.
Mieli naszy synowie w on czas złote czasy,
Gdy moje wino pili po pieniądzu masy.
Był chleb, były konie, woły, srebrne rudy,
Poki tu nie bywały Tureckie obłudy.
Był lud, nalazł wszystkiego, co było potrzeba,
Dziś jedno co płacz idzie ustawnie do nieba.
Ratuyże mię, proszę cię, o cię też gra idzie,
Od sąmsiada do sąmsiada rad więc ogień przyjdzie.
To żałosnie wyrzekszy, płaczem sie zalała,
A matka jej zaś, Polska tak odpowiedziała:Polska ziemia.
Panu Bogu sie poleć ma miła siestrzyczko,
Ten wie jako sprawuje swe stworzenie wszystko. B iij Jeślić 14 Sen majowy. 14.
Jeślić ten nie pomoże, prożna w kim nadzieja,
Trudno sie domowego masz ustrzedz złodzieja.
Ktory sie iuż głęboko wkopał w twoje gory,
I ciebie samej ledwie nie obłupił z skory.
Skarby zboża i grunty wywrocił na nice,
Pobrał miasta i zamki, zwysiekał winnice.
Pan Bog na nas posyła przez nie swoj bicz srogi,
Przeto wszyscy cierpimy od nich dziwne trwogi.
Cierp do czasu (ma rada) gdzie możesz ulegaj,
Tylko wżdy Bożej chwały proszę nie odbiegaj.
Wszystko to, co u ciebie, u mnie sie też dzieje,
Moja Rzeczpospolita tam i sam sie chwieje.
Niestworność w moich wielka, niesporo obronie,
Gdzie co jedno poczniemy, wszystko w łeb Koronie.
Wierz mi, o moja siostro, mam z sobą co czynić,
Myśląc, jako też z pośrzod nieprzyiacioł wyniść.
Ze wszech stron nieprzyiaciel dobrze mi nie myśli,
Zły Tatarzyn Podolskie często pola kryśli.
Moskwa za uchem trąbi, od Sweda przestrogę
Mieć muszę: Aczbym rada, pomoc ci nie mogę.
Szła precz ziemia Węgierska, a głową kinęła,
Idąc k ziemi Wołoskiej, tak z sobą mowiła:
Jeszcze pojdę do ziemie sąmsiednej Wołoskiej,
Ktora jest w przyległości ze mną ziemi Polskiej.
W przygodzie przyjaciela narychlej poznamy,
Nie tak nam więc oń trudno, gdy sie dobrze mamy.
Zatym rzecze: Sąmsiado wejrzy na mię jasno, Węgierska ziemia.
Widzisz od nieprzyjaciela jak mi barzo ciasno.
Ratuyże mię w przygodzie, jak miła sąmsiada,
Ja też ciebie ratuię zawżdy barzo rada. Turcy 15 Sen majowy. 15.
Turcy co dzień z mocą swą na mię sie obrocą,
I do końca iuż ogniem me włości popłoczą.
A jeśliże z Tatary pospołu sie ruszą,
Iuż mię do szczętu zniszczą i wiecznie zagłuszą.
Można-li rzecz pomoż mi? Powie na ty słowa
Wołoska ziemia, barzo smutna białagłowa: Wołoska ziemia.
Moja namilsza siostro, nie śmiejże sie ze mnie,
Zaż nie widzisz na oko, co sie dzieje u mnie.
Dosyć smętku i żalu ja też mam w swej głowie,
Pobrali mi niedawno dziatki Tatarowie:
Corki, syny i skarby, i polny dobytek,
Wypędzono do Tatar, i do Turek wszystek.
Syny me drugie, ktorych Turcy nie pobrali,
Te Polacy u siebie pościnać kazali.
Jeszcze to mowią, żebym im na zdradzie była,
I okrutne Tatary na nie przywodziła:
Albo żebym im w piciu słać miała truciny,
Sam Bog to wie, żem Polszce nie dała przyczyny
Do nieprzyiaźni: Turcy tak nas zniewolili,
Że tego słuchać musim, kogo nam wstawili.
Ach niestetyż prze moich synaczkow niezgody
Nie mogę oto onej mieć pierwszej swobody!
Na złośliwe pasierby przyszły dzieci moje,
Możesz-li ty, opatruy radzę lepiej swoje.
Boże sie żal na nasze głupie chrześcijany,
Iż wolą oto przestać z niecnymi pogany,
A niżli z sobą mieszkać w chrześcijańskiej zgodzie,
Prze ich wielką niestworność przychodzim k tej szkodzie.
Dla nich oto nam Turcy w srogości panuią,
A co rok w Europie to nam państw ujmuią. Prawie 16 Sen majowy. 16.
Prawie co chcą, to na nas przewodzą uporą,
Dziatki nasze nieszczesne w dziesięcinie biorą.
Żony i corki nasze sobą nie władają,
Wszystko, co chcą pohańcy, po swej woli mają.
Ktorzyby nas od tego słusznie mieli bronić,
Nie chcą sie chrześcijanie ku temu przykłonić.
Wolą Panowie Niemcy walczyć z sobą sami,
Niżliby ciągnąć mieli na pogany z nami.
A snadniej by im przyszło snadź za cudzą ścianą,
I z nimi za pomocą czynić od nas daną.
Swięty Duchu natchniże ty sam zwierzchne pany,
A daj zgodę i miłość miedzy Chrześcijany:
Aby sie wżdy nad nami kiedy zmiłowali,
A tym srogim pohańcom spolnie odpierali.
To powiedziawszy, poszła w las gęsty jodłowy.
A Hurska ziemia ięła mowić tymi słowy: Węgierska ziemia.
Prożno widzę mam szukać u swoich pomocy,
Bo je też ze wszystkich stron oblegli ci smocy.
Iużci światem władaią, i ziemią i wodą,
Gdzie co z nimi poczniemy, wszędzie z naszą szkodą.
Wiedzą bo chrześcijańskie nasze obyczaje,
Iż każdy na wczesności domowej przestaje.
Nie chcą nędze przycierpieć, brzucha swego zchudzić,
Leżąc prożno na miejscu, wolą swoj czas zmudzić.
By sie też jako oni tychże spraw chwycili,
Jeszcze by swojej rzeczy nieźle poprawili.
By sie chcieli zabawić sprawy rycerskimi,
Poprzestawszy tych biesiad z pułmiski zbytnimi.
W lud sie dobrze opatrzyć, i ćwiczyć siodłaki,
Łacno z takich poczynić piesze i Kozaki. Ale pro 17 Sen majowy. 17.
Ale prożno głuchemu co dobrego radzić,
Gdy nie chce ucha swego do mych ust przysadzić.
Iuż i tam i sam macam, na Posły nakładam,
Nie jest jeden coby mię ratował swą radam.
Coż tedy dalej czynić Panie Boże miły,
Że mię wszystki w sąmsiectwie siostry opuściły.
Niebo, ziemia, planety przeciw mnie powstały,
Żadnej mi w mym nieszcześciu pociechy nie dały.
A to wszystko prze moich synow zachowanie,
Zstało sie to nade mną Boskie rozgniewanie.
Prze ich wnętrzne rozruchy, rozliczne upory,
Łacno sie wdarli Turcy do mojej komory.
Bog jaśnie je pokarał, bo źli barzo byli,
I jako kogo podyść, to tylko myślili.
Ieden po drugim zamki gwałtem sobie brali,
Boga, cnoty i wiary iuż prawie nie znali.
Z sobą rzadko bywali w przyjacielskiej zgodzie,
Zachowania nie mieli w postronnym narodzie.
Z wierzchu gładka postawa, w sercu nieprawości,
Nieradzi z cudzych krain przyjmowali gości.
Pany swoje właściwe częstokroć zdradzali,
Słowa także nikomu swego nie trzymali.
A tak, moja cna Polsko, ostrzegam też ciebie,
Wiaruy sie też tej plagi lada w dzień u siebie:
Boć barzo poszli na to synaczkowie twoi,
W postawie, w obyczajach, jako byli moi.
A co jeszcze gorszego, iż siedzisz w pojśrzodku
Wszędzie swych nieprzyjacioł: z boku, z tyłu, z przodku.
Siedziwa wszem na celu, wszyscy w nas strzelaią,
Za nami, jak za murem, drudzy pokoj maią. C A wżdy 18 Sen majowy. 18.
A wżdy im to niewdzięczno, o naszym złym radzą,
Więcej im zawżdy Prusy, niżli Turcy wadzą.
To rzekszy, poszła płacząc zaraz z wojski swemi.
A Polska ięła słowy narzekać rzewnemi: Polska ziemia.
Niebo, i płodna ziemio bądź ze mną żałosna,
Iż jest taka ślepota w moich synach sprosna.
Oto mi bliską plagę sąmsiada winszuje,
A wżdy z nich żaden sie w tym by namniej nie czuje.
Coż ja mam z nimi czynić uboga sierota,
Nie mam skarbow po temu, nie mam srebra, złota.
W budownych miastach, zamkach małom sie kochała,
W przestronnym polu zawsze wszystkę ufność miała;
Skarby moje, chleb, piwo, żelazo na pługi,
Potraciłam cne on i swej ojczyzny sługi.
Ktorychem dość piersiami swymi wychowała
I prawie na wszystek świat wszędzie rozsyłała.
Niepośledniejsza była Wanda moja corka,
Nad ktorą jeszcze stoi usypana gorka.
Wiele z moich synow, mężow czystych wychadzało,
Wiele i Krolow sławnych z Rycerstwem bywało.
Był on święty Piast, byli oni Bolesławowie,
I z Władysławy, oni też Kazimierowie.
Bywali i Panowie Radni prawie święci,
Ktorzy Rzeczpospolitą mieli na pamięci.
Piasek morski a niżbym ich zliczyła słowie,
Rozniejszych obyczajow są dziś synaczkowie:
Ktorzy tylko macają, gdzie kupić zagony,
A małą pieczą maią o dobro Korony.
Smolinsk wzięto, a wżdy ich to namniej nie ruszy,
Sląsko dawno odpadło, a wżdy na to głuszy. Tatarzyn 19 Sen majowy. 19.
Tatarzyn Ruskie ziemie częstokroć plundruje,
A przedsię przeciwko im nikt sie nie gotuje.
Pomścilichmy sie tego na Sejmie poborem,
Wżdy Moskwi wrota stoią do Litwy otworem.
Wolą drudzy ćci sprawiać, do Gdańska szafować,
Zarosłe lasy kopać, stare wsi kupować.
Upstrzyć Panią w złotogłow, w aksamint, w forboty,
Niżli w pole wyjachać leżeć pod namioty.
Słyszą, że sie Tatarzy po granicy wiją,
A wżdy moi weseli, skaczą, huczą, piją.
Żaden narod pod słońcem nie miał tej wolności,
Jakoście wy tu mieli w mojej Polskiej włości.
Obaczcież sie w tym dobrze synaczkowie mili,
Byście marnie klejnotu tego nie stracili.
Czego bym ja wam iście swej krwi nie życzyła,
Z waszego bym nieszczęścia smętna barzo była.
Ale niechajże sam Pan z nieba o was radzi,
A ta moja przestroga niech wżdy wam nie wadzi:
Bo nie może być lepiej, jakobym życzyła.
To rzekszy ona Pani, do ziemie zniknęła.
W tym sie ocknął Pustelnik snem ciężkim zmorzony,
I jął z sobą rozmyślać dziwnie sprawy ony.