(1861-1944), redaktor, edytor, tłumacz (zob. biogram w: PSB, t. 29), w latach 1901-1907 z własnych funduszy wydawał i redagował „Chimerę”. Dużą część życia poświęcił na gromadzenie i edycję dzieł Cypriana Norwida: zob. C. Norwid, Pisma zebrane, Warszawa 1911 – wydano tomy A, C i E; przerwany wybuchem II wojny światowej druk tomu F ukazał się w Krakowie w 1946 r. w opracowaniu Wacława Borowego. Planowane tomy B, D, G, H nie ujrzały światła dziennego. Zob. też: C. Norwid, Wszystkie pisma do dziś w całości lub we fragmentach odszukane, t. 3-6, 8, 9, Warszawa 1937-1938. Tom 7 odbity w 1939 r., zachował się w jednym korektowym egzemplarzu, wydał go Z. Zaniewicki w Londynie w 1957 r. Podczas okupacji Przesmycki przebywał na zmianę w mieszkaniu w domu przy Mazowieckiej 4 i we własnej posiadłości tzw. Samotni w Chyliczkach pod Warszawą. Zajmował się nadal Norwidem. Podczas powstania warszawskiego nie chciał opuścić domu przy Mazowieckiej. Przeprowadzony przez kuzyna do mieszkania przy ul Kruczej 34, nie zgodził się wyjść z Warszawy po powstaniu. Zmarł w zaimprowizowanym szpitalu przy ul. Żurawiej 31 dnia 17 października 1944 r. Prywatna biblioteka Miriama, licząca ok. 7000 tomów spłonęła w 1944 r. Autografy norwidowskie ocalały w piwnicy domu przy ul. Mazowieckiej. Zob. B. Koc, Miriam. Opowieść biograficzna, Warszawa 1980.
Wacław Borowy, który brał udział w „akcji pruszkowskiej” ratowania dzieł sztuki, książek, rękopisów z Warszawy po powstaniu warszawskim, notował w swoich Dziennikach (zapis z 7 stycznia 1945 r.): „Dziś naczelnym zadaniem grupy «uniwersyteckiej» było wybranie rękopisów z piwnicy Miriama. Jechaliśmy z uczuciem dużej niepewności, bo przedwczoraj Koczorowski i Korzeniewski zbadali stan rzeczy tylko z grubsza i stwierdzili jedynie, że wśród «ciuchów» piwnicznych zachował się słynny album z rysunkami Norwida i że luźne kartki z niego były porozrzucane, przed niedawnym zaś czasem zjawił się u Grycza jakiś krewniak Miriama i oświadczył, że Norwidiana są schowane w trzech miejscach, że tylko on ma o nich dokładną wiadomość i udzieli jej, jeśli się go weźmie z naszą grupą do Warszawy (jeśli nie, «niech zginą te rzeczy»). Można było przypuszczać, że w informacjach tego szantażysty jest coś z prawdy (acz Grycz interpretował je sobie inaczej: Miriam w ostatnich czasach miał dużo pieniędzy, i to w dolarach i złocie. Sprzedał bowiem Samotnię pod Chyliczkami; było rzeczą prawdopodobną, że pieniądze te zostały schowane razem z rękopisami i ów facet chciał się do nich dostać). Okazało się, na szczęście, że można się było bez niego obejść. [...] Grupa nasza składała się dzisiaj z 15 ludzi. Przedwczoraj w bramie domu na Mazowieckiej 4 stał posterunek policyjny, dozorujący robotników rozkopujących gruzy. To też dziś szliśmy na podwórze tego domu przez wyłom w ruinach ul. Świętokrzyskiej. Okazało się, że dziś już posterunku nie było, brama stała otworem, a w piwnicach widoczne były ślady gospodarki „szabrowników”: wiele rzeczy zabrali, inne poprzewracali, cały wygląd piwnicy się odmienił. Zapanowała wśród nas konsternacja. Przystąpiono jednak do pracy i powoli zaczęły się odnajdywać rzeczy, o które nam chodziło: naprzód karton Wyspiańskiego do Iliady, potem portret Miriama (robiony przez Stahrowskiego ?), potem książki i papiery. Łańcuszkowo podawano wszystkie te materiały z piwnicy do bramy, gdzieśmy je (Makowiecki, Kossonoga i ja) segregowali. Mieszanina była wielka: książki z biblioteki Tomasza Przesmyckiego (ojciec Miriama), notatki i korespondencja Adama Przesmyckiego (bratanka), papiery szkolne pani Hoene-Przesmyckiej, etc. Wśród nich rozproszone Wrońsciana, klisze i plansze do „Chimery”, korespondencja redakcyjna, wreszcie i Norwidiana. M.i. ukazał się słynny album i wiele fotografii, rysunków norwidowskich dotąd nieznanych. Praca była ciężka: w zimnie, brudzie, pierzu i piasku. W pewnej chwili wylazł z piwnicy Koczor[owski] z granatową teką i patetycznie oświadczył: «Spełniłem już największy mój obowiązek. To jest autograf Vade-mecum».
Dopiero o 11 1/2 byliśmy w Bibliotece i mogliśmy się rozgrzać przy żelaznym piecyku. Wygłosiłem dla naszych współpracowników 5-minutową pogadankę o Miriamie i Norwidzie. Zjawił się Lorentz. Uprosiliśmy go, żeby zabrał Vade-mecum w swoim samochodzie. [...]
Zjadłszy obiad za zł 60, prowadzę Makowieckiego i Korzeniewskiego do swojego mieszkania na ul. Kościuszki 52 i tu otwieramy tekę z przywiezionym przez Lorentza Vade-mecum. Okazuje się jednak, że patos Koczor[owskiego] był przedwczesny: to nie autograf, to tylko zbiór odpisów i wycinków, przygotowany z myślą o tomie B wydania zbiorowego. Ale i to jest ciekawe i cenne. [...]
8 I (p[oniedziałek]. Z Biblioteki Uniwersyteckiej tylko się dzisiaj wywozi worki poprzednio upakowane. Wobec tego zgłaszam się do udziału w pracy porządkowania zbiorów miriamowskich przewiezionych wczoraj do Pruszkowa. Idziemy z Makowieckim i Koczorowskim do głośnego „Dulagu”. [...] W jednym w bocznych pomieszczeń baraku nr IV, wyjątkowo czystym (widocznie służbowym) składa się teraz worki z książkami z BN i BUW. Tamże złożono worki napełnione wczoraj na Mazowieckiej 4. Improwizujemy stół – ze skrzyń, fragmentu jakiegoś wózka i desek – i we trzech przeglądamy zawartość kilkunastu worków i dzielimy ją na grupy: książki, korespondencja i inne papiery Miriama i jego rodziny, Wrońsciana, materiały do opracowania i wydania Norwida, grafika Norwida, wreszcie auto-grafy Norwidowskie. Albowiem po dłuższej chwili – zaczynają się i one wyjawiać: powoli ujawniają się prawie wszystkie, jest m.i. Kleopatra, Aktor, Za kulisami, Pierścień wielkiej damy, Bogarodzica, Milczenie, nowele, różne drobne wiersze, Assunta, A Dorio, Emil na Gozdawiu, przekład Odyssei, wreszcie i Vade-mecum. Z pojawieniem się tego ostatniego doznajemy dreszczu wzruszenia. Na półżartobliwy wniosek Koczora zdejmujemy czapki. Makowiecki powiada, że w związku z okolicznościami (Vade-mecum w baraku w Pruszkowie!) – można użyć słów norwidowskich o ideale, co sięgnął bruku. (W. Borowy, Dzienniki, rękopis w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego).