Ach, jak straszne rozpoczęły się jęki! Dantejskie sceny! Piekielne męki! Przerażające wołania w niebogłosy o litość! Ścinające krew w żyłach wzdychania! Obsługa SK mieszkającego nad bunkrami oraz koledzy bloku sąsiedniego oświadczali: do późnej nocy jak zza grobu dochodziły nas ich jęki: Wielki Boże, zmiłuj się nad nami! O Boże miłosierny skróć katusze nasze! Ześlij nam śmierć! Wybaw nas! Z bólu okropnego niektórzy drapali ściany – gryźli palce; wpadali w obłąkanie... Ach jak straszna musi być śmierć przez powolne duszenie się. Tego opisać nie można. Sam Pan Bóg wie co się z tymi żywcem pogrzebanymi działo.
Lekarze i pielęgniarze rozeszli się do swoich zajęć. Bez dyskusji, bez komentarzy, wzruszeni do głębi położyliśmy się spać. Usnąć nie mogłem. Serce waliło ciągle młotem. Nie wiedziałem, czy to zjawa, czy rzeczywistość! Ciągle widok tych biednych ofiar przesuwał się przed oczyma. Myśl, jak straszne muszą znosić męczarnie – wyrzucała mię z łóżka, krajała serce!. Powoli przychodziłem do siebie. Teraz dopiero zrozumiałem, dlaczego byłem nieobecny podczas pobytu Komisji na sali, dlaczego prawie w tej chwili poszedłem zrobić sobie opatrunek! Pan Bóg to zrobił! Pan Bóg nie chciał, by jego sługa wskazywał tych, którzy na śmierć pójść mieli.