Oto jedno zdarzenie, rzucające trochę światła na pozakulisowe życie lagrowe. Takie można by mnożyć w dziesiątki, setki... Cóż się stało z owym transportem letnim, liczącym ok. 1 000 Polaków? Pojechali do Kuratorium pod Berlin! Tak – do krematorium, bo nikt z nich już nie żyje. Zginęli tą samą ohydną śmiercią – przez zatrucie! Jak czule żegnałem się z p. Grajnerem z ParuszowaBrak dokumentów dotyczących więźnia o takim nazwisku., Najprawdopodobniej chodzi o Stefana Pytlocha lub PytlachaPytlokiem z Chorzowa i z innymi kolegami – nie wiedząc... że na zawsze!
Widzicie moi ukochani, jak blisko śmierci jesteśmy. Dziś żyjemy – jutro nas może nie być. Każda minuta, każda godzina, dzień każdy utrzymania się przy życiu, to dowód cudownej opieki Bożej. Jeżeli zginiemy, niech przynajmniej te parę kartek, zapisanych w wielkim niebezpieczeństwie i ze strachem /dlatego czasem nie wyraźnie/ dają kiedyś świadectwo prawdzie. Was wszystkich zaś nie przestanę prosić o modlitwy, i jeszcze raz modlitwy, do chwili kiedy nad ukochaną polską ziemią zaświeci jutrzenka złotej wolności! Kiedy do Was wrócę, uścisnę i o wszystkim opowiem. Opowiem jaką potęgą była dla nas Msza św. odprawiona w okolicznościach grożących śmiercią. Komunia św. stawiająca na nogi zrozpaczonych, wątpiących więźniów!