Bóg Wszechmogący prośby wysłuchał! O szlachetna godzino mojego życia! O pamiętna niedzielo – 16 listop.[ada], kiedy to – po 11 miesiącach dane mi było odprawić prawdziwą Mszę św.! Krzesło było ołtarzem, szklanka złotym kielichem, chusteczka korporałem! Serce mi skowyczało, waliło młotem z radości, – z niebiańskiego szczęścia! Była to wotywna do Najś.[więtszego] Serca Jez.[usowego] jako podziękowanie za cudowną Opiekę z prośbą o dalsze łaski dla 70 księży, jacy są w lagrze. Osoba, która dostarczyła wina i hostii pozostaje niezapomniana w pamięci, jako instrument woli Bożej. Przy następnym razie postaram się Komunię św. zanieść Tadkowi Paczule na Krankenbau, o którego starałem się jak o brata. Czyż nie ma w tym wszystkim woli Bożej? A ostatnio – zostałem zwolnionym z Krankenbau i przydzielony na "Buna Werke", by mnie w przeciągu 2 mies.[ięcy] wykończyć. 2 mies.[iące] mijają a ja zamiast chudnąć – przybieram na wadze, zamiast zamierać – odżywam, zamiast słabnąć – nabieram sił! A i psychicznie, nerwowo odrestaurowałem się. Wyglądam wyśmienicie! Szkoda, Ciociu, że mnie nie widziałaś. Czyż to nie opatrznościowe? Cudowne?! Tak! Nie załamuję się! Nie bójcie się!
O drugiej ponurej stronie medalu, o ścinających krew w żyłach scenach, o krematorium – boję się pisać. Zdawało się czasem, że nerwy wypowiadają posłuszeństwo. Przetrwałem. Jeżeli Bóg pozwoli, opowiem Wam kiedyś ustnie, – jeżeli zginę jak tysiące innych, duch mój żyć będzie!