(1929–2009), córka Mieczysława Broniewskiego, określanego przed wojną mianem „króla cukru” (był właścicielem siedmiu cukrowni i wiceprezesem Związku Cukrownictwa Polskiego). We wrześniu 1939 r. rodzina przez Rumunię dotarła do Francji; tu Maria po wojnie zdała francuska maturę i zaliczyła dwa lata studiów w Wyższej Szkole Handlowej w Paryżu. W czerwcu 1948 wróciła do Polski; nie dostała się na studia i pracowała jako urzędniczka, m.in. w Wojewódzkiej Komisji Planowania Gospodarczego; jej młodzieńcze małżeństwo z Franciszkiem Iwanickim wcześnie się rozpadło. W 1953 r. wyszła za mąż za Arnolda Szyfmana (starszego od niej o 48 lat). Po latach wspominała: „Nasz stosunek był jasno zrozumiany przez nas oboje – ku obopólnemu zadowoleniu. Moja rola miała być przede wszystkim reprezentacyjna. Miałam powiększać splendor, który otaczał Arnolda, i sprawiać, aby dom-cudo na Prezydenckiej funkcjonował bezbłędnie, z precyzją i elegancją. Arnold chciał się chwalić żoną młodą, dekoracyjną, wzbudzającą zazdrość, do pokazywania i do przedstawiania. Żoną z dobrego domu i koniecznie... gojką! (Arnold ochrzcił się w roku 1909). Tego wszystkiego potrzebował, a ja mogłam zapewnić mu to, czego chciał. W zamian dane mi było uczestniczyć w tym świecie splendoru u boku wielkiego człowieka. To że Arnold i ja czuliśmy się dobrze ze sobą, to że nawet na swój sposób bardzośmy się wzajemnie pokochali – było szczególnie miłym dodatkiem” (M. Gordon-Smith, W labiryncie teatru Arnolda Szyfmana. Wspomnienia żony, posłowie J. Waldorff, Warszawa 1992, s. 53–54). Różnica wieku małżonków budziła sensację i dezaprobatę; we wspomnieniach Jerzego Waldorffa „w powszechnym tym zgorszeniu udziału nie brałem, […] było to klasyczne małżeństwo z rozsądku i żadna ze stron o napięciu uczuć Julii do Romea nie myślała. Oblubienica pochodziła z wysokiego ziemiaństwa, przez wojnę i komunizm sprowadzonego na poziom życia wielce skromny, ale wcześniej panna zdążyła nabyć ogłady, że zaś była w dodatku inteligentna i pracowita, więc nauczyła się władać biegle francuskim i angielskim: idealna reprezentacja domu najwyżej szanowanego, zgoła legendą osnutego dyrektora teatru w Polsce. Taka ja pamiętam – znakomicie ubraną, o najpiękniejszych manierach, raczej milczącą i tylko ładnie uśmiechniętą – zamiast plotkowania, czym zajmowały się inne dyrektorowe. Nie była też aktorką, więc nie budziła też zawiści gwiazd sceny, a dużo mówiono o tym, jak wytwornie razem i taktownie przyjmuje gości w eleganckim apartamencie swego męża, gdzie na obiadach i kolacjach jawili się najwyborniejsi przybysze z całego świata, poczynając od Arturostwa Rubinsteinów i Laurence’a Oliviera z żoną” (J. Waldorff, Posłowie, w: M. Gordon-Smith, W labiryncie teatru Arnolda Szyfmana, dz. cyt., s. 387). W 1955 r. Maria na życzenie męża podjęła pracę w Wydawnictwa w Językach Obcych „Polonia”, a jednocześnie w 1958 r. studia anglistyczne na Uniwersytecie Warszawskim (magisterium w 1961 r,). W 1963 r. otrzymała na rok Teaching Fellowship na Michigan University w Ann Arbor i wyjechała do Stanów Zjednoczonych. Po otrzymaniu posady wykładowcy na Western Ontario University (w miejscowości London niedaleko Toronto), w 1965 r. rozwiodła się z Szyfmanem. W 1966 r. wyszła za mąż za Kanadyjczyka, Ronalda Jacksona Gordon-Smitha, doktora ekonomii. Około 1994 r. powróciła na stałe do Polski. Oprócz cytowanych wyżej wspomnień pod nazwiskiem Maria Gordon-Smith wydała m.in. popularną biografię Chopina (współautor G.R. Marek, przekł. A. Szpakowska, Warszawa 1990) oraz francuskiego malarza Jeana-Baptiste’a Pillementa (Pillement, wyd. w jęz. ang., Cracow 2006); zajmowała się też pracą przekładową z języka polskiego na angielski.