(1896–1961), pułkownik Wojska Polskiego, dyplomata. Brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej 1920 r., po czym pełnił służbę w Polskiej Misji Wojskowej we Francji, jednocześnie kształcąc się w École Supérieure de Guerre (Wyższej Szkole Wojennej) w Paryżu, którą ukończył w 1922 r. Następnie pracował w Sztabie Generalnym w Warszawie jako oficer do zadań specjalnych, a w latach 1925–1929 był zastępcą attaché wojskowego przy Ambasadzie RP w Paryżu. W 1930 r. formalnie przeniesiony w stan nieczynny z II oddziału Sztabu Generalnego (tzw. Dwójki) wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie (według niektórych wspomnień) prowadził w Nowym Jorku agendy o charakterze półwojskowym. Do kraju wrócił tuż przed wojną i ponownie wstąpił do armii, a wkrótce potem został attaché wojskowym polskiej misji w Londynie. Wiosną 1940 r. brał udział w bitwie o Narwik jako zastępca szefa sztabu Samodzielnej Brygady Strzelców Podhalańskich, następnie uczestniczył w walkach o Francję. Po klęsce Francji, przez Hiszpanię i Portugalię dotarł do Londynu, a stamtąd jako attaché wojskowy do Ottawy. Powrócił do Europy, by wziąć udział w inwazji na Normandię; jako jeden z pierwszych oficerów alianckich wkroczył do wyzwolonego Paryża; w 1945 r. pełnił służbę w Polskiej Misji Wojskowej przy Naczelnym Dowództwie Alianckich Sił Ekspedycyjnych. Po wojnie wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie wkrótce przyjął obywatelstwo amerykańskie i współpracował z armią amerykańską. Z notatek dziennikowych Lechonia wiemy, że podczas pobytów w Waszyngtonie spotykał się z nim na towarzyskich i politycznych rozmowach. W ostatnim okresie życia był prezesem zarządu i dyrektorem wykonawczym ekskluzywnego hotelu Carlyle przy Madison Avenue na Manhattanie. Jego żoną była Fira Benenson. Barwny portret tej niepospolitej postaci nakreślił Wacław A. Zbyszewski we wspomnieniu pośmiertnym: „Janusz Iliński był przede wszystkim 'un homme du monde'. Był człowiekiem bardzo gładkim, bardzo obytym, bardzo otrzaskanym. Był bardzo przystojny, i miał kolosalne powodzenie u kobiet, od wielkich księżniczek do perypatetyczek: i te sukcesy na pewno ułatwiły mu rozległe kontakty, z których słynął. A poza tym miał on wrodzony, naturalny i nadzwyczajny dar nawiązywania stosunków z ludźmi: czuł się dobrze i swobodnie w każdym towarzystwie, wśród największych snobów, i wśród bohemy, w sztywnych kołach urzędniczych i wojskowych i wśród żydowskich aferzystów, na wyglansowanej posadzce ambasad, i w podejrzanych knajpkach, na bibkach i na libacjach w najmniej wybrednych towarzystwach. […] W ogóle trzeba by Prousta, by skreślić prawdziwą sylwetkę Ilińskiego. […] Pod pozorami 'bon-vivant, conctactman’a', światowca krył się inny człowiek, głębszy i ciekawszy, człowiek bardzo zdolny, bardzo bystry, który może miał nawet chwilami poczucie, że zdolności niepospolitych nie wyzyskał, że je zmarnował” (W.A. Zbyszewski, Janusz Iliński, „Kultura” 1961, nr 10).