Log in
Dokumenty
Kolekcje
Byty
Media
/
Byty
/
Blatt
Blatt
Typ:
Osoba
Fikcyjny
6681
Fragmenty z tym bytem
6
Dzień gniewu/Roman Brandstaetter
Wersja z 1971 roku
·
Akt II
Dzień gniewu/Roman Brandstaetter
Wersja z 1971 roku
·
Akt III
Dzień gniewu/Roman Brandstaetter
Wersja z 1962 roku
·
Akt I
Dzień gniewu/Roman Brandstaetter
Wersja z 1962 roku
·
Akt II
Dzień gniewu/Roman Brandstaetter
Wersja z 1962 roku
·
Akt III
Dzień gniewu/Roman Brandstaetter
Wersja z 1971 roku
·
Akt I
Szablony użycia
80
BLAT Przeor wybaczy, ale ja już dość Zaznałem cierpień od waszego krzyża.
BLATT W cóż ja mogę wierzyć? Za dużo widziałem piekła. Aby mógł uwierzyć w niebo. Żydowski los. Żydowski pech. Żyda nawet na pustyni Jeżeli Żyd ma umrzeć ze zimna, To go nawet na pustyni dopadnie dopędzi mróz, Jeżeli Żyd ma umrzeć od upału, To na nawet na biegunie pod dopędzi pustynne słońce. Żyda zawsze los wyrzuca na płonące wyspy, A każda deska, której się chwyta Na burzliwej wodzie zamieni się w kamień. Ten naród ma pecha. I ten pech nasi oni nazywali nasi mędrcy nazwali wybraństwem! my
BLATT W cóż ja mogę wierzyć? Za dużo widziałem piekła. Aby mógł uwierzyć w niebo. Żydowski los. Żydowski pech. Żyda nawet na pustyni Jeżeli Żyd ma umrzeć ze zimna, To go nawet na pustyni dopadnie dopędzi mróz, Jeżeli Żyd ma umrzeć od upału, To na nawet na biegunie pod dopędzi pustynne słońce. Żyda zawsze los wyrzuca na płonące wyspy, A każda deska, której się chwyta Na burzliwej wodzie zamieni się w kamień. Ten naród ma pecha. I ten pech nasi oni nazywali nasi mędrcy nazwali wybraństwem! m
BLATT (
BLATT (bardzo zmieszany) Tak. Żyd…
BLATT (bez słowa zatoczył się pod ścianę. Oparł się ręką o krucyfiks wiszący na ścianie)
BLATT (chwycił dłoń Przeora i chce ją pocałować) Ja – – ojcze przeorze – – ja – –
BLATT (chwycił dłoń Przeora i chce ją pocałować) Ja… ojcze przeorze… ja…
BLATT (jedząc) Tam jest piekło. Ale to piekło Nie rozstąpi się jak Morze Czerwone I Emanuel Blatt nie przejdzie Suchą nogą na drugi brzeg. Emanuel Blatt to ja. Stolarz. Przed wojną pracowałem u mojego ojca. Mieliśmy warsztat stolarski w miasteczku. Tuż obok rynku. W żydowskiej ulicy. Szyld był od frontu. Szło się od podwórza. Nikt z mojej rodziny nie został przy życiu. Nikt. Tylko ja. Uciekłem do lasu. Kilkudziesięciu Żydów także uciekło do lasu. Teraz idzie obława z psami. Wszystkich złapią. (wstał) Dzięk
BLATT (jedząc) Tam jest piekło. Ale to piekło Nie rozstąpi się jak Morze Czerwone I Emanuel Blatt nie przejdzie Suchą nogą na drugi brzeg. Nie przejdzie Emanuel Blatt – to ja. Stolarz. Przed wojną pracowałem u mojego ojca. Mieliśmy warsztat stolarski w miasteczku. Tuż obok rynku. W żydowskiej ulicy. Szyld był od frontu. Szło się od podwórza. Nikt z mojej rodziny nie został przy życiu. Nikt. Tylko ja. Uciekłem do lasu. Kilkunastu Żydów także uciekło do lasu. Teraz idzie obława z psami. Wszystkich złapią. Hit
BLATT (milczy)
BLATT (niepewnie) Przeskoczyłem przez mur w ogrodzie… Wszedłem do klasztoru bocznymi drzwiami. One były otwarte…
BLATT (niespokojnie patrząc na przeora, to znów na chór) Co się tutaj stało!? (głośniej) Co się tutaj stało!? (krzyczy) Co się tutaj stało!?
BLATT (opuścił wzrok, idzie do drzwi. Z jego ręki wypadł pejcz. Wyszedł)
BLATT (podczas ostatnich słów Chóru zatrzymał wzrok na krucyfiksie. Patrzy na rozpiętego na krzyżu Chrystusa, jakby go po raz pierwszy zobaczył. Jak pod działaniem przemożnej siły, której nie może się oprzeć, idzie do krucyfiksu) Dlaczego On tak bardzo podobny jest Do człowieka? Dlaczego On tak bardzo podobny jest Do człowieka? (opuszcza głowę i zasłania twarz dłonią)
BLATT (podczas ostatnich słów chóru zatrzymał wzrok na krucyfiksie. Patrzy na rozpiętego na krzyżu Chrystusa, jakby go po raz pierwszy zobaczył. Jak pod działaniem przemożnej siły, której nie może się oprzeć, idzie do krucyfiksu) Dlaczego On tak bardzo podobny jest do człowieka? Dlaczego On tak bardzo podobny jest do człowieka?
BLATT (podniósł głowę i, patrząc w twarz Chrystusa, ręce wzniósł w górę, rozkrzyżował je, jakby chciał w swoich ramionach zamknąć postać umęczonego Boga. Woła) O Adonaj! Adonaj!
BLATT (podniósł głowę i, patrząc w twarz Chrystusa, ręce wzniósł w górę, rozkrzyżował je, jakby chciał w swoich ramionach zamknąć postać umęczonego Boga. Woła) O, Adonaj! Adonaj!
BLATT (podniósł powoli głowę i utkwił wzrok w Bornie)
BLATT (powoli zbliża się do Borna)
BLATT (stanął w drzwiach z lewej strony podczas czytania ostatniego zdania z „Martyrologium”. Wygląda jak widmo. Jest obdarty i brudny. Lękliwym wzrokiem obrzucił obecnych. Postąpił kilka kroków naprzód) Dzień dobry. Przepraszam.
BLATT (stanął w drzwiach z lewej strony podczas czytania ostatniego zdania z „Martyrologium”. Wygląda jak widmo. Jest obdarty i brudny. Wzrokiem szczutego zwierzęcia obrzucił obecnych i krucyfiks. Zdjął z głowy czapkę i mnie ją w rękach. Postąpił kilka kroków naprzód. Mówi niepewnie.) Dzień dobry... Przepraszam...
BLATT (stanął, niewidoczny w drzwiach refektarza)
BLATT (stoi milczący i bezradny, z opuszczoną głową. Krew sączy się z jego czoła, spod kolczastej korony)
BLATT (stoi nieporuszony)
BLATT (stoi zapatrzony przed siebie, jakby nie słyszał tego, co się dzieje za murami klasztoru)
BLATT (usiadł. Je łapczywie)
BLATT (wszedł, idzie do Przeora) Przyszedłem, żeby podziękować ojcu przeorowi. To jest dobry klasztor. I ludzie są dobrzy. Ja takich dobrych ludzi długo nie widziałem. Moja twarz już nie jest żydowska. W tym białym habicie czuję się tak, Jakbym był w wiosennym ogrodzie, Z dala od ludzi. Nikogo nie ma dokoła. Jestem sam. Zupełnie sam. Jak strasznie byłoby stąd wyjść. Któż uwierzyłby, Że w tym nędznym świecie może być miejsce Tak ciche i tak spokojne jak ten klasztor. Nikt tutaj nie krzyczy. Wszyscy mówią łag
BLATT (wszedł, idzie do Przeora) Przyszedłem, żeby podziękować ojcu przeorowi. To jest dobry klasztor. I ludzie są dobrzy. Ja takich dobrych ludzi długo nie widziałem. Moja twarz już nie jest żydowska. W tym białym habicie czuję się tak, Jakbym był w wiosennym ogrodzie, Z dala od ludzi. Nikogo nie ma dokoła. Jestem sam. Zupełnie sam. Jak strasznie byłoby stąd wyjść. I pomyśleć, Że w tym chwiejącym się świecie może być miejsce Tak ciche i tak spokojne jak ten klasztor. Nikt tutaj nie krzyczy. Wszyscy mówią
BLATT (wszedł. Rozejrzał się trwożliwie dokoła. Do Przeora) Gdzie on jest?
BLATT (wyszedł na środek refektarza) Tutaj jestem. Nazywam się Emanuel Blatt. Ojcowie nie są winni. Cóż winne może być otwarte okno Albo cóż winne mogą być otwarte drzwi, Jeżeli przez nie wpada do pokoju Jesienny liść. Okno nie jest winne. Drzwi nie są winne. Wiatr jest winien. Wielki wiatr zerwał się na dworze, Wielki wiatr. Niech pan oficer każe mnie zastrzelić.
BLATT (ze smutnym uśmiechem) O Chrystusowym przyjściu na ten świat? Raczej o przyjściu mojego nieszczęścia — —
BLATT (ze smutnym uśmiechem) O Chrystusowym przyjściu na ten świat? Raczej o przyjściu mojego nieszczęścia…
BLATT A czy to wszystko, co teraz się dzieje, Nie jest dowodem, że ludzie przestali Prawdziwie wierzyć? Zatem, gdzie jest Chrystus?
BLATT Ale gdy śmietnik przyjdzie do spowiedzi I żal wyjawi, ojciec mu wybaczy?
BLATT Czy – – No, to ja już pójdę.
BLATT Czy ja mam odejść?
BLATT Czy ja mam odejść? Gdy jestem ogolony, Nie wyglądam na Żyda. Nie bójcie się. Gdy się ogolę – –
BLATT Czy ja mam odejść? Gdy jestem ogolony, Nie wyglądam na Żyda. Nie bójcie się. Gdy się ogolę…
BLATT Czy… Nu, to ja już pójdę.
BLATT Gdy włożył mi na głowę ten kolczasty drut, Boleść poczułem w sobie. Ale to nie była boleść, Która każe krzyczeć zmęczonym ustom. To była dobra boleść, która weszła we mnie Jak spokój, jak trzej aniołowie Pod namiot Abrahama, ocieniony Dębami w Mamre. (nagle) Dlaczego mnie Born nie zastrzelił? Dlaczego jeszcze żyję? (do Chóru) Dlaczego nas wszystkich nie zastrzelił? Dlaczego my wszyscy jeszcze żyjemy?
BLATT Gdy włożył mi na głowę ten kolczasty drut, Boleść poczułem w sobie. Ale to nie była boleść, Która każe krzyczeć zmęczonym ustom. To była dobra boleść, która weszła we mnie Jak trzej aniołowie Pod namiot Abrahama, ocieniony Dębami w Mamre. (nagle) Dlaczego mnie Born nie zastrzelił? Dlaczego jeszcze żyję? (do Chóru) Dlaczego nas wszystkich nie zastrzelił? Dlaczego my wszyscy jeszcze żyjemy?
BLATT Ja mam wybaczyć? Co? Ja mam wybaczyć? Śmierć moich braci? Rodziców i żony? Przeor chce, żeby ofiara wybaczyła Swoim prześladowcom? Żeby całowała rękę, Która jej zadała cios w samo serce? Żeby krew przebaczyła mordercom? Żeby spalone włosy przebaczyły krematorium? Żeby zatrute płuca przebaczyły komorom gazowym? Żeby ciało przebaczyło grobom? To przeor chce!? Ja mam wybaczyć? Ja nie chcę wybaczyć! Ani Niemcom, ani Żydom, ani sobie! Ojcze, ja przecież siebie nienawidzę! Jak nienawidzę! Proszę na mnie spo
BLATT Ja w nic nie wierzę, ojcze.
BLATT Kiedy znowu wróci?
BLATT Mój nos nie jest garbaty, a moje wargi Nie są grube. Moje oczy są niebieskie. Spójrzcie, niebieskie, o, niebieskie (szeroko otwiera oczy) Takie oczy niebieskie to dzisiaj majątek. Gdy byłem mały, moja matka zawsze mówiła, Że Emanuel ma chrześcijańskie oczy. Jak niebo. (po chwili) Nie mam dokąd iść. Nie mam dokąd iść. Czy ojcowie byli w mieście? Czy ojcowie wiedzą, co się tam stało? Wyciągali Żydów z piwnic i kryjówek. Rozstrzeliwali na miejscu i furmankami Wywozili trupy za miasto, gdzie je grzebali J
BLATT Mój nos nie jest garbaty, a moje wargi Nie są grube. Moje oczy są niebieskie. Spójrzcie, niebieskie, o, niebieskie, niebieskie... (idzie od jednego ojca do drugiego, szeroko otwierając oczy na dowód, że jego oczy są niebieskie. Wypowiada te słowa z lękiem, albowiem boi się, że ojcowie na przekór oczywistej – oczywistej? – prawdzie, mogą mu nie wierzyć) Takie oczy niebieskie to dzisiaj majątek. Gdy byłem mały, moja matka zawsze mówiła, Że Emanuel ma chrześcijańskie oczy. Jak niebo. (po chwili) Nie mam
BLATT Nic od dwóch dni nie jadłem. Jestem bardzo głodny. Bałem się iść między ludzi…
BLATT Nie ma o co się sprzeczać. Jest źle, gdy Boga nie ma, Ale jest jeszcze gorzej, gdy jest, Bo wtedy już nic nie rozumiemy. I wszystko jest bez sensu. I świat, i człowiek, i życie. Jest tylko przypadek. Jak ten klasztor, Który dał mi schronienie. To jest dobry klasztor. (po chwili) Już nie mam sił wciąż rozmawiać z umarłymi. Moja pamięć jest za słaba, By mogła wszystkich w sobie pomieścić. Gdy przed snem zmawiam modlitwę za umarłych, Ich cienie tłoczą się Do mojego niezdarnego bełkotu Jak owce Jakuba do
BLATT Nie ma o co się sprzeczać. Jest źle, gdy Boga nie ma, Ale jest jeszcze gorzej, gdy jest, Bo wtedy nic już nie rozumiemy. I wszystko jest bez sensu. I świat, i człowiek, i życie. Jest tylko przypadek. Jak ten klasztor, Który dał mi schronienie. To jest dobry klasztor. (po chwili) Już nie mam sił wciąż rozmawiać z umarłymi. Moja pamięć jest za słaba, By mogła wszystkich w sobie pomieścić. Gdy przed snem zmawiam modlitwę za umarłych. Ich cienie tłoczą się Do mojego niezdarnego bełkotu Jak owce Jakuba do
BLATT Nie umiem tego zrozumieć, przeorze.
BLATT O, ileż razy patrzyłem w oczy człowieka I widziałem w jego oczach własny grób Lub w najlepszym razie miłosierdzie. Kupione za ostatni grosz. Gdy uciekałem z płonącego getta, Jakaś kobieta wskazała mi ten klasztor I szepnęła, że tutaj mieszkają dobrzy ojcowie, Którzy Żydowi nie odmówią pomocy. Przyszedłem więc do was, do tego klasztoru, Bo mnie się zdawało, że to był głos anioła. Ale Pan może nie wysyła już więcej aniołów. (po chwili) To ja pójdę... (po chwili) Ja rozumiem, że ludzie się boją. Bo któż
BLATT O, ileż razy patrzyłem w oczy człowieka I widziałem w jego oczach własny grób Lub w najlepszym razie miłosierdzie. Kupione za ostatni grosz. Zyskowne miłosierdzie. Gdy uciekałem z płonącego getta, Jakaś kobieta wskazała mi ten klasztor I szepnęła, że tutaj mieszkają Dobrzy ojcowie, którzy nędznemu Żydowi nie odmówią schronienia. Tak powiedziała. A mnie się zdawało, że to był głos Wysłannika Pana. Ale Pan Dzisiaj nie wysyła aniołów. (po chwili) To ja pójdę... (po chwili) Ja rozumiem, że ludzie się boją
BLATT Po co?
BLATT Przeskoczyłem przez mur w ogrodzie. Wszedłem do klasztoru bocznymi drzwiami. One były otwarte.
BLATT Tak. Kto tu jest przeorem?
BLATT Tak. Żyd.
BLATT Tutaj jestem. Nazywam się Emanuel Blatt. Ukryłem się w klasztorze. Ojcowie nie są winni. Cóż winne może być otwarte okno Albo cóż winne mogą być otwarte drzwi, Jeżeli przez nie wpada do pokoju Jesienny liść. Okno nie jest winne. Drzwi nie są winne. Wiatr jest winien. Wielki wiatr zerwał się na dworze, Wielki wiatr. Niech pan oficer każe mnie zastrzelić.
BLATT Wasz Bóg jest dla mnie obcy i daleki. We mnie jest pustka, którą świat wydrążył, Świat chrześcijański.
BLATT Z miasta. Stamtąd, z dołu.
BLATT Zatem dlaczego wielu spośród was Zamiast Bethlehem dźwiga w sobie piekło, A ci, co nawet są chrześcijanami I prawdę w sobie noszą, nie umieją Zabić w swym sercu zła i nienawiści?
BLATT W cóż ja mogę wierzyć? W cóż ja mogę wierzyć? Za dużo widziałem piekła, Abym miał uwierzyć w niebo. Żydowski los. Żydowski los? Żydowski pech. Żydowski pech. Jeżeli Żyd ma umrzeć ze zimna, To go nawet na pustyni dopędzi mróz, A jeżeli Żyd ma umrzeć od upału, To go nawet na biegunie dopędzi pustynne słońce Pustynne słońce. A W rękach Żyda każda deska, której się chwyta Na burzliwej wodzie, zamienia się w kamień. Ten naród ma pecha. I ten pech Nasi mędrcy nazwali wybraństwem i. (poc chwili)
BLATT Czy to nie jest obojętne, Dokąd burza zapędzi wierzących ludzi? Wiara to jest mądra rzecz. Zawsze wyrzuca rozbitka Na szczęśliwą ziemię.
BLATT Dokąd?
BLATT On nie jest mym Bogiem. On jest waszym Bogiem. Mój Bóg o mnie zapomniał lub Go w ogóle nie ma. Mój Bóg? Ja widziałem Żydów, którzy wydawali swych braci W ręce siepaczy, i żydowskiego mędrca, Który pisał donosy na własnych rodaków, I żydowskich młodzieńców, którzy za życie, Przedłużone o trzy jałowe dni, Jak psy służyli swym przyszłym mordercom. I widziałem także żydowską matkę, Która własne niemowlę zadusiła w bunkrze, Aby kwileniem nie zwabiło Niemców, Czyhających za ścianą. Wszystko to widziałem. A
BLATT On nie jest mym Bogiem. On jest waszym Bogiem. Mój Bóg o mnie zapomniał lub Go w ogóle nie ma. Mój Bóg? Jest takie żydowskie przysłowie, Które mówi, że ślepiec, im dłużej żyje, Tym więcej widzi. To jest mądre przysłowie. Ja jego mądrość odczułem na własnej skórze. Ach, co ja widziałem! Co ja już widziałem! Ja widziałem Żydów, którzy wydawali swych braci W ręce siepaczy, i żydowskiego mędrca, Który pisał donosy na własnych rodaków, I żydowskich młodzieńców, którzy za życie, Przedłużone o trzy jałowe d
BLATT Przepraszam…
BLATT W cóż ja mogę wierzyć? Ja już w nic nie wierzę. Za dużo widziałem piekła, Abym mógł uwierzyć w niebo. […?] Żyda zawsze los wyrzuci [?] na [….?] płonące wyspy, a każda Deska, której się chwyta na na burzliwej wodzie,
BLATT W cóż ja mogę wierzyć? Ja już w nic nie wierzę. Za dużo widziałem piekła, Abym mógł uwierzyć w niebo. […?] Żyda zawsze los wyrzuci [?] na [….?] płonące wyspy, a każda Deska, której się chwyta na na burzliwej wodzie,
BLATT W cóż ja mogę wierzyć? W żydowski los? Jeżeli Żyd ma umrzeć ze zimna, To go nawet na pustyni dopędzi mróz, A jeżeli Żyd ma umrzeć od upału, To go nawet na biegunie dopędzi Pustynne słońce. W rękach Żyda każda deska, Której się chwyta na burzliwej wodzie, Zamienia się w kamień, który go ciągnie na dno. Żyd zawsze przewiduje nieszczęście I zawsze wychodzi mu naprzeciw. Ten naród ma pecha. I ten pech Nasi mędrcy nazwali wybraństwem. (po chwili) Nie wiem, po co chcę uratować moje życie I po co korzystam
BLATT W cóż ja mogę wierzyć? W żydowski los? Za dużo widziałem piekła, Abym mógł uwierzyć w niebo. W żydowski los? W żydowski pech? Jeżeli Żyd ma umrzeć ze zimna, To go nawet na pustyni dopędzi mróz, A jeżeli Żyd ma umrzeć od upału, To go nawet na biegunie dopędzi Pustynne słońce. W rękach Żyda każda deska, W rękach Żyda każda deska, Kktórej się chwyta na burzliwej wodzie, Na burzliwej wodzie, Zzamienia się w kamień, który go ciągnie na dno. Żyd zawsze przewiduje nieszczęście I zawsze
BLATT (stanął, niewidoczny w drzwiach refektarza)
Blatta
Blattowi
brata Emanuela
Emanuel Blatt
zbieg żydowski
Żyd
Żyda
Żydowi