Log in
Dokumenty
Kolekcje
Byty
Media
/
Byty
/
Tera
Tera
Typ:
Osoba
6694
Fragmenty z tym bytem
10
Misja / Henryk Bardijewski
Misja / Henryk Bardijewski
·
[1. Dworzec kolejowy]
Misja / Henryk Bardijewski
Misja / Henryk Bardijewski
·
[3. Konferencja specjalistów]
Misja / Henryk Bardijewski
Misja / Henryk Bardijewski
·
[2. Dom wczasowy]
Misja / Henryk Bardijewski
Misja / Henryk Bardijewski
·
[4. Kościół]
Misja / Henryk Bardijewski
Misja / Henryk Bardijewski
·
[5. Więzienie]
Misja / Henryk Bardijewski
Misja / Henryk Bardijewski
·
[7. Partie]
Misja / Henryk Bardijewski
Misja / Henryk Bardijewski
·
[8. Uniwersytet]
Misja / Henryk Bardijewski
Misja / Henryk Bardijewski
·
[9. Aktorzy]
Misja / Henryk Bardijewski
Misja / Henryk Bardijewski
·
[6. Hippisi]
Szablony użycia
168
(cicho do Pontusa) Zgódźcie się, to jest niezła posada. I mnie weźcie na zastępcę.
(po chwili) Jeżeli o mnie chodzi, to ja bym wolał po.
(po chwili) Już prędzej wrócą ci letnicy z góry...
(przechodząc na stronę Pontusa) Wiecie co, Pontus, jak mam nie jeść, to wolę z wami. Przynajmniej będę wiedział, dlaczego nie jem.
(puszczając Leona) Nie ma mowy. Pontus i Botylda są razem z nimi. Mają ich na oku. Tym razem nam nie znikną.
(stając w wyjściu na peron) Tak?
(wchodzi z plecakiem, strój półwojskowy) Dlatego, widać, rozkradli. Dwa kilometry toru brakuje.
(widząc ubranego Leona) Oddali?
(wstając od stołu) Najadłem się. Teraz jestem gotowy na wszystko. Podprowadźcie mnie do łóżka.
(wygląda na zewnątrz) Nikogo.
(wykładając z plecaka jedzenie) Nie nudno?
A ja mam wykształcenie żołnierskie. Wiem, co trzeba robić, żeby się nie dać zabić. Wiem, jak się atakuje, zdobywa i utrzymuje teren i jak się opatruje rany. Reszta jest sprawą Boga i panów oficerów. (ogląda stację) A tędy wojna przeszła tylko w postaci rabunku.
A kolacja lewicy została!
A kto tu mieszka? Czyje to łóżko? Wy. Wasze. Możecie tu czekać do końca życia – kolej tu już nigdy nie wróci.
A państwo dokąd właściwie jadą?
A później to wszystko zniszczeje. Chyba że to jest zabytek pierwszej klasy.
A reszta? Schowałeś?
A wasz bufet co — źle zaopatrzony?
A wy inaczej. Zaswędzi was, to się pomodlicie. Ja zamiast się modlić, wolę telefonować. Próbowaliście rozmawiać z tego aparatu, co stoi u zawiadowcy?
A wyście co skończyli?
Aha... No to śpij.
Ale chyba nie na stałe?
Ale ktoś musi zostać przy jedzeniu.
Ani ja.
Bardzo przytomna. (biegnie do drzwi)
Bardzo słusznie, opierać się trzeba na ludziach. Oczywiście, należy nam się teraz odpoczynek, ale skoro obowiązek woła, to nie będę się uchylał.
Bardzo wiele. Tylko że pociąg nie dochodzi. Co to za stacja, do której można tylko furą dojechać...
Będę miał. Na razie ogarnia mnie senność. (wali się na łóżko)
Bo nie mamy co. Chodź pan do Pontusa – u nas jest jasna sytuacja, my wiemy, czego chcemy!
Chciałem tylko powąchać.
Chodźmy, Pontus... Prędzej!
Cicho... Co jest?
Co się stało?
Co za poświęcenie... Nie bądź taki mądry, bracie Botylda. Jak idą wszyscy, to wszyscy.
Coś podobnego. Dobrze grała. Nic nie dała po sobie poznać.
Cóż to za propozycja, Pontus?
Czy to wiadomo jak Pan Bóg wygląda?
Dla mnie wystarczy.
Dlaczego nie? Stacja graniczna między starym a nowym krajem. Między naszą biedą, a wspaniałym krajem przyszłości.
Dóbr kultury narodowej wywozić nie wolno.
Dobranoc.
Dostanie nowe, różowe okulary. A pani otrzyma przydział młodości i entuzjazmu. A Melania – kochanka, a potem męża, mieszkanie i dzieci.
Gdyby to się udało przeforsować na którymś z soborów…
Gdzie?
Gdzie? No mów, człowieku, kto cię napadł?!
Grunt, żeby tak samo jedli.
I energetyczni!...
I po co się tak eksponować... Macie coś specjalnego do pokazania?
I pomyśleć, że tyle lat jadłem w nieświadomości...
Ja jestem dosyć nudny.
Ja jestem zastępcą.
Ja nie marzę, a jeżeli, to krótko. Co zamarzę, to zrobię, co zamarzę, to zrobię. A właściwie nie tyle zamarzę, co pomyślę. Może nawet nie tyle pomyślę, co poczuję.
Ja się nie sprzeciwiam.
Ja też nie, cóż w tym dziwnego…
Ja!
Ja? Ja dotąd jeszcze nigdy…
Ja?…
Jak wszystkim.
Jako człowiek. Wystarczy. Nie bój się, że...
Jasny gwint, jak jeszcze raz się tu pojawicie… (napierają na obcych, ogólne zamieszanie. Po krótkim oporze obcy opuszczają scenę)
Jasny gwint, to jest myśl! Ja już mam nawet nazwę – „Tor”!
Jedno takie słowo – a wygonimy!
Jeszcze ślubów nie składała.
Jeżeli o mnie chodzi, to niczego mi pani nie zakłóci.
Już go mają. Pontus, nie daj się znowu nabrać.
Już? Co do mnie, to nie jestem tego taki pewny. Wiem tylko jedno. Ten budynek nie może zniszczeć. Ja na to nie pozwolę.
Kto daje i odbiera...
Kto ma [to] wszystko robić? I po co? Najlepiej zajmijcie to dla siebie. Ściągnijcie rodzinę, krewnych. Ziemia czeka na ziarno, trawa na krowie pyski. Umiecie ziemi dogodzić, żeby rodziła?
Którędy się tam wchodzi?
Ktoś musi wziąć na siebie tę odpowiedzialność. I ryzyko pomyłki.
Łapy przy sobie, Pontus!
Mają – żywnościowe! Czegóż wy, Pontus, jeszcze marudzicie?
Mamy tu jeszcze małżeństwo. Ci państwo.
Mieliśmy tu taki teatr, że na te wasze laleczki już się nawet patrzeć nie chce! Ja tego nie będę oglądał.
Mówię o stacji. Ocalała – nie wiadomo po co. Bez torów, bez miasta – bez sensu.
Może i niedobra…
Może pomóc?
My sami!
My też. Ale nawet byle czego nie mamy.
Myśmy tu już przed różnymi magnificencjami stali, obyci jesteśmy. Tylko nie myślcie, że zrobicie z nas studentów!
Na co nadać?
Na coś jednak trzeba postawić i ustabilizować się. Takie stronnictwo to dobra rzecz, ja bym przystąpił.
Na dworcu to nie spanie. Łóżko chociaż wygodne?
Na jednoosobowym najlepiej spać na zmianę. Jeden śpi, a drugi pilnuje.
Na razie potrzebny nam jest pomysł – parę pomysłów – na nocleg. Bo przenocujecie nas chyba, Pontus?
Nic mi od tego nie lepiej. Dobry rząd to i z daleka poczujesz.
Nic nie myślę. Zobaczyłem kasjera, to wszystko. Wiecie o tym, że go zobaczyłem, i reszta należy do was. To jest wasza stacja, nie moja.
Nie jesteście starzy, Pontus. Skoro przeżyliście wojnę, to teraz do śmierci macie daleko.
Nie liczyłem.
Nie łatwiej doczepiać bezsens?
Nie ma. Ale przecież go widziałem! Siedział w granatowym rozpiętym mundurze. Dosyć młody...
Nie twój interes.
Nie wiem. Chcieli, zdaje się, wyjechać za granicę.
Nie zasłużyliście, Botylda, na to, żeby się dla was narażać. Ale może kiedyś będziecie mieli dzieci – dla nich to zrobiłem.
Nie zostanie. Pod tym względem będzie z nas bardzo zadowolony. Krajać chleb?
Nie, kwit obok. W przechowalni bagażu.
Nie, na razie tylko Melania przyszła.
Nie.
Nie. Miał drugie w walizce.
Niepotrzebnie.
Nikogo bliskiego?
No co wam szkodzi – posprzątajcie, kiedy proszą...
No co, Pontus, jeszcze się namyślasz?
No cóż... sam jestem na świecie, nikt po mnie nie będzie płakał... Ja się dla was poświęcę. Żegnaj, Pontus, żegnaj, Melanio, pani Sabino, padnijmy sobie w ramiona... Bądź zdrów, panie Leonie, i ty, Botylda...
No, ptaszku... W samą porę!
O nieładnie, stryjku... Po co ci nasz tor?
O, nie ma obawy, zaczekamy.
Ostry facet. Z jakich stron?
panie Tera
Piechota.
Pierwsze słyszę. To u nas?
Po prostu przywykłem do tego miejsca. Zostanę tu, cokolwiek będzie, choćby mieli tu założyć piekło!
Pocałunek to nic złego, bracie Botylda.
Pociąg? Ja nie wiem. Może on wie.
Pociechy zaczerpnąć...
Podoba mi się ta lewica.
Pontus, on nam ucieknie!
Pontus, opamiętaj się, na co nam stronnictwo? Chyba nie brałeś tego wszystkiego poważnie?
Pontus! On znów był i zniknął!
Pontus! Ten pan chce nadać rower.
Porcję gulaszu w kasie kolejowej... Osłabł umysłowo z głodu. Nie hałasuj, Pontus.
Przecież widzę, że oddali. Durnia pan ze mnie robisz?
Przeciwnie, to już program zrealizowany. Zawsze byłem lewicowy.
Przeszukaliście dokładnie całą stację? Piwnice, strych, przybudówki?
Siadam do stołu. (siada i zaczyna jeść. Wszyscy przyglądają mu się uważnie)
Skądże. Jeżeli ktoś zaczął, to na pewno nie przestał. To zawsze musi trochę potrwać. Gdyby tak zaraz wyruszyć, to by człowiek jeszcze złapał.
Spotkałem dziewczynę, okazuje się – Melanię. Przywitaj się z państwem, Melanio.
Tak jest! Na moją komendę — do sprzątania – w tył — rozejść się!
Tak, proszę pani. Z tym że nie zajeżdża się do niego, tylko zachodzi.
Tam siedzi... Tam siedzi – kasjer!
Te? To ich.
TERA
TERA (do Pontusa) Umarł kto, czy jak?
TERA (jedząc) Nie trzeba. Jeden trup wystarczy. Nie wiecie, gdzie jest najbliższy cmentarz?
Tera moje nazwisko.
Terę
Tery
Terze
To będzie miało chociaż lokal. Nie ono pierwsze.
To brzmi poważnie i szczerze.
To dlaczego nie więzienie?
To licz barany. Barany zawsze się zgadzają.
To nie schronisko.
To też nie jest takie pewne.
To wyjdźże, człowieku, wreszcie z tych kuluarów i powiedz coś głośniej! Czas najwyższy.
Torów? A którędy by chodziły pociągi dziejów? Po czym przejedzie lokomotywa rewolucji? W razie czego przepchniemy ją kawałek! Macie chyba trochę siły?
Tu był kasjer.
Tu rzeczywiście jest brudno.
Tutaj, w siedzibie stronnictwa.
Tylko szkoda, że akurat wypadło na oświatę. Trzeba było wcześniej się zdobyć albo później.
Ubranie!
Uspokój się, Pontus.
W każdym razie ta żywność nie należy do ciebie!
W porównaniu z nimi jesteśmy organizacją wręcz masową.
Więc sprowadzicie tu swoich?
Więc zdecydujmy się na coś – i do roboty!
Wiem. Ale ja też umiem strzelać.
Właśnie. Wszystko sam zeżarł, bydlak jeden. W piekle będzie się za to smażył!
Wpuść panią, co ci zależy.
Wszyscy byśmy się przyłożyli.
Zastępca kościelnego nie płaci. Ja sam mogę zbierać.
Że metodyczny. I że w ogóle ośrodek.
Że nie można wyjść.
Ze światem. Przecież jest jakiś świat poza tą stacją. Chyba nie myślicie, że to jest wszystko, co zostało...
Zeżarłeś wszystko?! (chwyta go za klapy) Ty durniu..
Zmysł? Ja bym powiedział, że dodatkowy umysł!
Zostało mi jeszcze trochę kaszy.
Zupełnie dobrze, Melanio.