Log in
Dokumenty
Kolekcje
Byty
Media
/
Byty
/
Pontus
Pontus
Typ:
Osoba
6695
Fragmenty z tym bytem
9
Misja / Henryk Bardijewski
Misja / Henryk Bardijewski
·
[1. Dworzec kolejowy]
Misja / Henryk Bardijewski
Misja / Henryk Bardijewski
·
[3. Konferencja specjalistów]
Misja / Henryk Bardijewski
Misja / Henryk Bardijewski
·
[2. Dom wczasowy]
Misja / Henryk Bardijewski
Misja / Henryk Bardijewski
·
[4. Kościół]
Misja / Henryk Bardijewski
Misja / Henryk Bardijewski
·
[5. Więzienie]
Misja / Henryk Bardijewski
Misja / Henryk Bardijewski
·
[7. Partie]
Misja / Henryk Bardijewski
Misja / Henryk Bardijewski
·
[8. Uniwersytet]
Misja / Henryk Bardijewski
Misja / Henryk Bardijewski
·
[6. Hippisi]
Szablony użycia
204
(chodząc pokazuje) W tym miejscu zbudowalibyśmy scenę. Widownia tu. Może być nawet balkon. Tam garderoby, pracownie. Hall. Na górze pokój do prób. Wszystko można zrobić!
(cicho) Idiota... To jest ośrodek metodyczny.
(do Leona) Długo mam czekać?
(do Leona) Odzyskał pan ubranie?
(do okienka) Halo! Jeszcze jedną porcję gulaszu! W ogóle szykujcie jedzenie, cały turnus przyjechał!
(do Pierwszej) Przepraszam, siostro, ten tu pan właśnie pyta, co to jest za kościół?
(krzyczy mu w twarz) Albo pan zaczniesz wypoczywać, albo...
(łagodnie) Nikt wam, Botylda, nie przeszkadza być mądrym w pojedynkę. Jeżeli wystarczy wam tylko wyjść za drzwi, żeby nabrać rozumu – to nie namyślajcie się, warto wyjść.
(odwraca się, zaskoczony) Czy wy myślicie, że ja – że ja – coś ukrywam?
(po chwili) Co za bzdury...
(po chwili) Tera... Tera!
(po namyśle) Przestań żreć, Tera!
(podbiega do okienka, puka) Halo, czy można dostać jeszcze jedną porcję gulaszu?
(siadając) Idźcie spać, ludzie. Nie denerwujcie mnie ponad zwykłą miarę.
(wskazując na Botyldę) Czy to był jeden z tych, co pana ograbili? Niech pan się dobrze przyjrzy.
(zadowolony) Tego się po państwu nie spodziewałem.
A co to jest?!
A co to za ludzie?
A czego tu pilnować? Drugi też może spać, jeżeli ma gdzie. Tutaj nikt się nie kręci. Miasteczko od tej stacji spalone, najbliższa wieś pusta, co najwyżej jakieś zwierzę z lasu podejdzie. Wczoraj podeszła koza. Popatrzyła i zaraz uciekła. Rozgośćcie się. Czym chata bogata. Może macie coś do jedzenia?
A gdzie oni w ogóle są, ci studenci?
A ja jednak uważam, że jeżeli Pan Bóg ma już być, to powinien być mniejszy, niż to się powszechnie głosi. I nasz. Na skalę jednostki, nie kosmosu. Niech się zajmuje każdym z nas, nie obrotami ciał niebieskich i mleczną drogą!
A jeżeli nie zdobędzie władzy?
A my chcemy zrobić z tego teatr. Nie róbmy z wszystkiego teatru, moi drodzy! Nie każdego można tak łatwo przepędzić...
A od kogo? Człowiek sam decyduje, czy jedzie odpocząć, czy nie! Bądźże pan mężczyzną, do diabła! Niech pan wypoczywa!
A oficjalne osobistości? Nie widziała pani, jak wychodzą z pociągu i witają się z każdym? Nawet się całują. Pójdź, dziecko, ja cię też ucałuję.
A Pan Bóg? Pan Bóg jest najważniejszy.
A skąd państwo wiedzą, że to jest stacja?
A spalone miasto?
A ty, Melanio? Ty nie dasz ani grosza?
A wy – aktorami?
Ach tak. A teraz – czy teraz długo tu pozostaniecie?
Ale za to jaka tu cisza... Jeżeli co gwizdnie, to najwyżej ptak; jeżeli się co przetoczy, to chyba chmura po niebie. Jak w sanatorium tu jest albo jeszcze lepiej. Tylko pierwszej nocy źle spałem. Wciąż zdawało mi się, że pociąg nadjeżdża. Że podróżni biegają po peronie. Majaki takie miałem kolejowe.
Ani ja. Odłóżcie te wasze zabawki i siadajcie. Może macie coś do jedzenia?
anie kościelny Pontus
Będzie to, co zechcemy. Trzeba się tylko zdecydować. (do nowoprzybyłych) Czego państwo szukają?
Bliscy są w tej chwili daleko. Wyobrażam ich sobie jedynie – mężczyzn, dzieci, kobiety. Najczęściej kobiety. Może mnie pamiętają, może już nie. Im człowiek starszy, tym z pamięcią gorzej – z pamięcią o nim.
Bóg zapłać. (do Tery) Co łaska...
Buntu? Nie było.
Bzdura. Tu nie ma nic, co by przypominało stację, a przede wszystkim pociąg.
Bzdury.
Cały kraj.
Ceremonia jedzenia... Przysięgam, że Pan będzie z nas zadowolony.
Cholerny świat... Miała być przerwa obiadowa i obiad... Jeść mi się chce!
Chyba że dopiero po przedstawieniu...
Ci państwo dosyć już mają obcych.
Co jest niepewne, Tera?
Co pan opowiadasz! Kto?!
Co wam jest?
Co wy? Chyba... chyba nie przestaliście wierzyć?!
Coś z tego zrobimy. Żeby tam nie wiem co.
Czego chcecie? Tylko nam nie mówcie, że tu jest państwowy teatr i że my wszyscy jesteśmy aktorami!....
Czemu?
Czy nie byłoby lepiej, żeby Pan Bóg sobie zabierał złych, a nam zostawiał dobrych?
Czy pomysłowi...
Czy w ogóle można się z Nim skontaktować oczami? Człowiek nie może kontaktować się z Bogiem tym samym zmysłem, którym kontaktuje się z drugim człowiekiem. Do tego musi służyć jakiś zmysł dodatkowy, niestety, brakujący.
Dawno się nie nudziłem, nareszcie mogę sobie na to pozwolić. Ale jakoś mi nie wychodzi. Roztętniony jestem jeszcze, rozdygotany w środku. Każdego dnia myślę, że może już jutro nadejdzie nuda, a przynajmniej znudzenie – i nic. Zamiast nudy przyszliście wy.
Dlaczego właśnie ja?
Dlatego tu jestem. Wszystko nabiera sensu z chwilą, kiedy staje się potrzebne. A ten budynek jest mi potrzebny. A teraz i wam także. Na razie jako dach nad głową, a później...
Do jakiej roboty?
Dobrzy ludzie, co może wasza biedna sztuka wobec życia...
Dosiąść? Ja zaraz się na nim położę!
Europę.
Gdybym leżał w grobie, tobym się przewrócił.
I tak do miasta cię odeślemy, Tera, żeby ci zrobili sekcję. Ostatecznie to jest zabójstwo polityczne, popełnione w toku nielegalnej walki frakcyjnej.
I to ma być materiał na siostrę... Pierwsza zwątpiła!
Ideową także!
Ile to siekier można wykuć z dwóch kilometrów, ile kos. Wiele pożytku z takich dwóch kilometrów.
Ja bym chciał wpierw posłuchać racji. Obie strony muszą mieć jakieś swoje racje.
Ja nawet nie wiem, co to za wyznanie...
Ja pootwieram puszki...
Ja poza żołądkiem mam jeszcze głowę.
Ja się też jakoś oprę pokusom. Dobranoc.
Ja także. Troszkę tu jesteśmy osłabieni.
Ja!
Jak uważacie, Tera. Mnie możecie oszukać, ale Pana Boga nie oszukacie. (do Botyldy) Co łaska.
Jak uważacie...
Jasna cholera... No nic się nie udaje! Nic. Głodny jestem.
Jest może niejasna, ale nic jej niejasności nie zagrozi.
Jest, proszę pani, z tym że jedzenie i picie trzeba mieć ze sobą. Podoba mi się pani, Melanio. (do Sabiny) Pani też mi się podoba, ale już nie tak bardzo. Niemniej obie panie witam serdecznie pod moim dachem.
Jesteśmy na wczasach...
Już powiedziałem. Ja tutaj jestem gospodarzem. Kładźcie się i niech noc ma nas w swojej opiece.
Już tyle rzeczy mi przeszło – cóż znaczy jeden dyplom. Dosyć mam cudzych propozycji, dosyć urządzania mi życia. Teraz ja coś zaproponuję.
Kiedy on przyjdzie? Może już idzie? Może byśmy zaczęli bez niego?
koledze
kolego Pontus
Komu to mówisz? Gdyby nie ja, zbłaźniłbyś się, Tera, jak nigdy dotąd.
Konferencja specjalistów. Obcym wstęp wzbroniony.
Kto? Niech będzie, że władze zwierzchnie. Chyba wiecie, że istnieje władza zwierzchnia?
Kto? Tylu już przychodziło... Nakręcali nas jak zegarki i szli dalej, nie wiadomo – prawdziwi czy nie?... Może już nie ma nic autentycznego, może my jesteśmy ostatni? Nie uwierzę już nikomu, w nic! To mnie mają wierzyć, mnie. Mnie!
Którzy, proszę pana?
Ktoś przyszedł. Znowu.
Ledwie się tu pomieścimy. Obawiam się, że centrum i lewica będą musiały poszukać sowie miejsca gdzie indziej.
Milcz, Melanio.
Mnie również. Ale przede wszystkim wy mi się podobacie. Gdzie wasz teatr ma stałą siedzibę?
Mnie także. Porządny chłop z ciebie, Tera. Można z tobą konie kraść!
Módlcie się.
Moim zdaniem jest tylu bogów, ilu ludzi. Każdy ma swojego.
Moja?
Można to przerobić na coś innego. Na schronisko. Na mleczarnię. Na muzeum. Na warsztat naprawy maszyn, czy przetwórnię owoców. Albo zrobić z tego po prostu magazyn.
Na początku wszystko brzmi poważnie i szczerze. Najgorszy jest ciąg dalszy.
Na przykład Sąd Ostateczny.
Na razie nikt was stąd, Botylda, nie wygania, a siostrzenica nawet się urządziła. Płaćcie bez obawy.
Na tarasie!
Nabierać sił i być w pobliżu. Lubię mieć dziewczynę pod ręką. A kiedy zechcę...
Naprawdę masz boleści?
Nasz krewny, a mimo to kradł tory.
Nic, ale za to parę razy zaczynałem. W sumie uzbiera się moich studiów na jeden doktorat.
Niczego nie ruszać! Krok do tyłu! No już! Wiecie, co to jest dyscyplina organizacyjna? Komu zawdzięczacie ten obiekt i ten stół zastawiony? Gdyby nie moja ideowość i przedsiębiorczość, bylibyście teraz na cudzej łasce. (zaczyna przemawiać) Stronnictwo nasze...
Nie biegać po kościele!
Nie jestem cynikiem.
Nie jeszcze.
Nie ma nikogo osobno. Wszyscy są tutaj.
Nie ma. A kto to taki?
Nie przyszło mi do głowy, że to może być dom wypoczynkowy... Jak mogło mi to nie przyjść do głowy? Przecież to takie proste. Proszę was – bądźcie na wczasach.
Nie słyszałem o takiej zasadzie.
Nie szkodzi. To są rozmowy kuluarowe. Trwa przerwa w obradach i wszystko, co teraz mówimy, ma charakter nieoficjalny, kuluarowy.
Nie wiem. Zdawało mi się, że znikną, kiedy się poruszę. Ale oni są naprawdę. Zostawili przecież ślady. Poszli na górę, tam są. Zostawili przecież ślady.
Nie.
Niech nie zawracają głowy, tu nie będzie żadnej uczelni. Więzienie miało być i też nie ma, a przecież to jest jeszcze pilniejsze. Ostatecznie kształcić się można za granicą, ale nie słyszałem, żeby jakiś kraj trzymał za granicą swoich więźniów.
Niech pan nie myśli, że nie potrafimy obronić naszych kobiet. My tu już niejedno razem przeżyliśmy.
Niedawno.
Niedobrze z wami, Tera.
Nigdy chłopem nie byłem. Ale przyznaję, że gleba, która nie daje płodów, niewiele ma sensu. Sens gleby jest w ziarnie.
Nigdy dotąd nie żyłem w komunie. Czy z tego można wystąpić?
Nikt nie ma prawa jej ruszać!
Nikt nie ma, ale...
No co stoicie – wyrzućcie ich! Tera, zawiń rękawy!
No co tak stoicie, sprzątajcie! Dwa i pół tysiąca kalorii...
No co, Tera, widziałeś kiedy ministra z takiej odległości?
No cóż – świat.
No cóż, Tera, oni spełnili swoją misję. Teraz nasza kolej.
O wiele łatwiej, ale do tego też trzeba wykształcenia. Bez wykształcenia człowiek może doczepić tylko samego siebie.
O właśnie, może kościół.
Obiekt jest zajęty.
oraz łatwiej się angażujesz, Tera. Żebyś nie żałował.
Owszem.
Owszem. Chcemy zagospodarować obiekt.
Pan minister pozwala.
panie Pontus
Panowie, trzymajcie swoje kobiety, bo ja kaszę mam tylko dla moich!
Parę dni.
Płaćcie, kochani, nie żałujcie grosza na artystów! Należy im się za grę i fatygę..
Po co koncentrować rodzinę? Niech żyje rozproszona, wrastająca w cały kraj równomiernie – w góry, w niziny, w wybrzeże. Niech będzie na piaskach i na żuławach, i w puszczy; w centrum, i nadgraniczna; wiejska, miejska i podmiejska... Zresztą ja nie mam rodziny.
Ponieważ może być zatruta.
PONTUS (nacierając) Won!
PONTUS
Pontusa
Pontusowi
Powoli, Botylda, zastanówcie się jeszcze.
Powoli. Pierwszy to ja uwierzyłem. Zebrałem nawet pieniądze. Co prawda nie wiem po co, bo za nie i tak tu nic nie można kupić.
Przecież nie śniło mi się... Byli tu – kobieta z mężczyzną, kobieta sama i jeszcze jeden mężczyzna – byli tu, mieli skierowania...
Publiczność… Zapomniałem, że musi być i publiczność.. No cóż, moi drodzy, nie widzę innego wyjścia. Trzeba będzie dookoła wy odbudować miasto! Z Odbudujemy je! A wy, póki co, będziecie jeździć.
Rozmawiać? A z kim?
Są ślady?
Są. Tędy trzeba, przez peron.
Stop, nie wolno. Widzicie przecież, że konferencja specjalistów.
Tak dużo ludzi na świecie, że wszyscy wszystkich przypominają. Nie trzeba się tym przejmować, tylko w miarę możności robić wszystko, żeby się odróżniać. Dobrze całuje ta mała.
Tak jest, po ludziach. (podchodzi do Leona) Co łaska, proszę. Na kościół.
Tak jest.
Tak, ma się rozumieć. A co z wyżywieniem? Przyślą?
Taki... Tera się nazywa.
Tam jest peron.
ten człowiek
Tera! Tera, zbudź się! No zbudź się, do diabła!
Tera. A ja jestem Pontus. Bez wyraźnego zawodu, ale z sensem. Lubię, żeby każda rzecz i każda sprawa miała sens. Gdzie mogę, to go doczepiam. Do tego trzeba mieć powołanie.
To – jeden z waszych?
To jest pan Botylda. Kradł tory.
To nie składka, tylko ofiara. Jak najwięcej.
To niech nada.
To poczekają! Rozbiorą się tymczasem, nasmarują olejkiem – nie stracą ani jednego promienia.
To też jest, moim zdaniem, niebezpieczne. I niesprawiedliwe.
To też nasi członkowie?
To trochę za mało. Zawsze byłem zwolennikiem ścierania się poglądów. Niedobrze jest, kiedy wszyscy myślą tak samo.
To znaczy, że on będzie decydował, czy ja mogę zrobić dyplom?
W każdym razie dalej. Odstąpiła od nas i czeka przy końcu życia, a nie w połowie. Rzecz w tym, żeby ten koniec popychać przed sobą na odległość nadziei, na odległość marzenia. Życie odchodzi z marzeniem.
W plecaku miałem bufet, tak jak i wy. A mieszkam tu już prawie tydzień.
W porządku. Zajmie pan to miejsce. (wskazuje ladę przechowalni bagażu) Tera będzie spał na ławce, Botylda i ja na podłodze. Łóżko oddamy kobietom.
W świątyni się nie je.
W takim razie… W takim razie – może byście tutaj osiedli?
W więzienie wierzę. Więzienie to nie kościół. Zamkną człowieka i siedzi. To się od razu sprawdza.
Wcale nie jestem pewny że nie. Między nami mówiąc, tu kiedyś była stacja. Stąd jeździło się w świat.
Wejdź, skoro pan minister pozwala.
Właśnie. Może by już pokrajać chleb?
Wojsko? o ile zdążę. Nie pomyślałem o tym.
Wolałbym nie, to znaczy, nie prawicę. Czy stronnictwo nie może mieć dwóch lewych skrzydeł?
Wstęp wolny tylko dla specjalistów.
Wszyscy są nudni – ale nie od razu. Nazywacie się ja koś?
Wszystko. Miałem aż nadto czasu. (zasuwa okienko i wraca na środek. Po chwili podchodzi do okienka i podnosi zasłonę) Tera...
Wygodne. Ale jedno. Jednoosobowe.
Z daleka wędrujecie?
Z peronu, przez pokój zawiadowcy stacji.
Za takie szyny kowale dają każde pieniądze. Sto lat to leży i nie pęka. Nie ma lepszej stali na siekiery.
Zabawne. Oni wciąż pewnie myślą, że to dom wczasowy... (z peronu wchodzi Sabina) Nie wolno, obcym wstęp wzbroniony!
Zagospodarować dalszą okolicę.
Zagospodarować najbliższą okolicę.
Zaraz ich wyrzucę.
Zaraz wrócą.
Zastanawiam się, i nie wszystko mogę zrozumieć. Pan jest absolutnie pewny, że tu jest więzienie?
Zaswędzi was, to się podrapiecie.
Zdaje się, że było o jedno „dobranoc” za dużo... Liczę, liczę i nie zgadza mi się.
Zdumiewa mnie ta pewność, z jaką nazywa pani ten budynek stacją. Był wojenny kataklizm, to nasze trzęsienie ziemi, i cała pewność siebie jest jeszcze na frontach, obsadza granice. Tu, w środku, wszystko jest przewrócone i nic nie jest tym samym, czym było. Wszystko trzeba od nowa ponazywać i na nowo poustawiać. Trzeba dużo nazw i dużo pomysłów. Nie daj Boże, proszę was, żeby był tylko jeden pomysł! Jeden na miasto – dla wszystkich miast. Jeden pomysł na wieś — dla wszystkich wsi. Jeden na chleb, który będzi
Żeby tam nie wiem co – zrobimy tu teatr!
Żeby tylko było jakieś zaopatrzenie.
Żebyście się stąd zabrali, i to szybko! (przyjmuje groźną postawę) No już!