Odezwa, która ukazała się dzień po egzekucji Romualda Traugutta, została wydrukowana w pięciuset egzemplarzach, a następnie rozpowszechniona w kościołach i rozrzucona w miejscach publicznych. Henryk Jabłoński, autor książki o Waszkowskim, tę właśnie odezwę (a ściślej jej pierwszą część, poświęconą pamięci Traugutta i jego czterech towarzyszy straconych razem z nim), nazywa nekrologiem (H. Jabłoński, Aleksander Waszkowski, Warszawa 1963, s. 118). Odezwa była dziełem coraz bardziej osamotnionego w działaniach Waszkowskiego. Zaskoczyła jednak władze rosyjskie, odegrała też ogromną rolę w podtrzymaniu na duchu mieszkańców Warszawy. Okazało się bowiem, że nawet po śmierci dyktatora powstania struktury powstańcze nadal działają. Jak podaje Stefan Kieniewicz: „Namiestnik Berg nie posiadał się z gniewu. Aresztowania, egzekucje – na nic! Organizacja żyła, dawała znać o sobie! Ale naprawdę działał już tylko jeden człowiek: Aleksander Waszkowski” (S. Kieniewicz, Warszawa w powstaniu styczniowym, Warszawa 1983 – i wydania wcześniejsze – s. 202). Treść odezwy (cyt. za: H. Jabłoński, Aleksander Waszkowski, Warszawa 1963, s. 118–119):
Naczelnik Miasta Warszawy
Obywatele!
Pięć nowych imion przybyło do olbrzymiej listy Polskich Męczenników:
W dniu wczorajszym, wśród białego dnia, wobec tysiąca świadków, dokonane zostało morderstwo, tym ohydniejsze – że bezkarne, tym boleśniejsze dla nas – że straciliśmy pięciu bohaterów, pięciu pracowników i obrońców rodzinnego kraju.
Moskwa nie nasyciła się jeszcze krwią naszą, z dniem każdym świeżych ofiar jej potrzeba; zbójeckie sumienie cara w coraz to nowych zbrodniach szuka zapomnienia i ulgi.
Romuald Traugutt, Rafał Krajewski, Józef Tączyski* [*Wydruk: Tączyski. Na odezwie przechowywanej w Bibliotece Raperswilskiej „ą” poprawione ołówkiem na „o”], Roman Żuliński i Jan Jeziorański zostali zamordowani przez wrogów za to, że śmieli dopominać się o prawa człowieka, że ukochali nad życie Ojczyznę. Pośród niezliczonych niebezpieczeństw, przeciwności i trudów walczyli oni niemordowanie o wolność i swobodę ojczystej ziemi, poświęcali dla niej wszystko i w końcu dali życie na świadectwo świętości sprawy Narodu i moralnej jego potęgi.
Bracia! Oddajmy cześć męczennikom i uświęćmy ich pamięć nie łzą żalu i rozpaczy, ale przysięgą wstąpienia w ich ślady. Daliśmy dowody, iż umierać umiemy i że męka jest dla nas igraszką, ale bądźmy jak oni wytrwali, jak oni walczmy bezustannie, a miliony ludu wyrwiemy z nędzy i niewoli i popioły braci męczenników w wolnej spoczywać będą Ojczyźnie. Nie lękajmy się szubienicy – błogosławmy ją raczej, bo ona jest godłem naszego zbawienia, proroctwem upadku despotyzmu i barbarzyństwa.
Wczorajsze morderstwo jest wstępem do uczty, jaką dziki służalec gotuje na przyjazd cara do Warszawy. Przyjeżdża upoić się zapachem Polskiej krwi i urągać grobom pomordowanych braci. Obywatele! dziś możemy tylko pogardzać i przeklinać, rzućmy więc wzgardę i przekleństwo w nikczemną twarz kata i przyśpieszajmy chwilę, w której jako zwycięzcy będziemy go mogli o rachunek z przeszłości zapytać.
Warszawa, dnia 6 sierpnia 1864 roku