Gęśl Dziesiąta.
Ειρ᾽ηνη μεγαλον του̃ θεου̃ ᾽ανθρώποις δω̃ρον
Ciebie ja, luba Irene, wspomionę,
Ilekroć zgodnocięgłą stronę
Palcy swymi nawiedzę,
Tylko niech pod twym wolnie prawem siedzę.
Ty trzymasz w ręku gałązki Laurowe,
Wiecznozielone. Hederowe
Wieńce lubią twe skronie,
Jaśniuchny twoj woz, biełsze śniegu konie.
Nie trzymam z Marsem, co na bitne boje
Cwiczy swe szable, ćwiczy zbroje,
Nie płużą u mnie miecze,
Gdy niebaczna dłoń w luby pokoj siecze.
Temisz też krętne wartogłowe plemię,
I dumy mętne jej nie prze mię,
Dość męki gdzie fałsz zdobią
A kupną wargą prawdę jak chcą robią.
I to też nie mniej mam za burdę wierę,
Kradzieżą dybać na Wenerę,
Bo ta prętko smak traci,
A krotką słodkość długą troską płaci.
To mego, żywot wieść sobie spokojny,
Prozen wszech brzękow krwawej wojny,
Niechaj zbroja rdzewieje,
Ja pokoj wolę, w nim się wszystko śmieje.
Nad to wiernego tak zażyć człowieka,
Jak Bog z dawnego nadał wieka,
W tym tak pilować cnoty,
By nad nią nie szedł gorą kruszec złoty.
Coż nad to więcej, człowieku, potrzeba,
Jedno kiedy ma z gębę chleba
A w pokoju używa,
Zdrowym się czując? Toć fortuna żywa.