moi będący na funkcjach, dokładali wszelkich starań, by mnie ratować. Lecz interwencja ich nic nie pomogła – bo numery nasze były już zapisane. Wstawił się nawet za mną żołnierz n.[niemiecki] – katolik z Chorzowa i wobec całego bloku i kapów zapewnił, że mi się najmniejsza krzywda nie stanie. Ja jednak więcej wierzyłem w opiekę Boską, w pomoc mojego ukochanego orędownika św. Teofila, który mnie dotychczas nigdy nie zawiódł, niż w zapewnienia ludzi zmiennych; niestałych. I rzeczywiście tydzień minął spokojnie. Nikt mnie nie bił. Byłem nawet dozorcą nad pewną grupą pracujących. Jak będzie dalej – nie wiem. Ale zdaje mi się, że to tylko pułapka. Diabeł także najpierw chytruje, prowadzi słodkie rozmowy, by potem dopiero zapuścić jad trujący...
Jeżeli życie więźnia porównać by można do walki, gdzie toczą się krwawe ataki na froncie i spokojna akcja na tyłach, to przyznam szczerze, że dotychczas byłem tylko na tyłach, gdzie niebezpieczeństwo życia było mniejsze a tryb życia spokojniejszy. Obecnie przechodzę na front... i dobrze, że tak jest! Oto widzę to życie więźnia, krzyku tego od rana do nocy do ciężkiej pracy, w całej swej prawdzie. Głód Więźniowie otrzymywali trzy posiłki w ciągu dnia. Rano wydawano im tylko pół litra „kawy”, a raczej gotowanej wody z namiastką kawy zbożowej lub „herbaty”, czyli wywaru z ziół. Płynów tych przeważnie nie słodzono. Posiłek południowy składał się z około 1 litra zupy, której podstawowymi składnikami były ziemniaki, brukiew oraz niewielkie ilości kaszy jaglanej, mąki żytniej, ekstraktu spożywczego „Avo”. Zupy gotowane dla więźniów były niesmaczne i często zdarzało się, że nowo przybyli nie chcieli ich jeść lub spożywali je z obrzydzeniem. Na kolację wydawano około 300 gramów czarnego chleba, do którego dodawano około 25 gramów kiełbasy albo margaryny lub łyżkę stołową marmolady czy sera. Otrzymany wieczorem chleb miał być spożywany także rano, lecz wygłodzeni więźniowie zjadali najczęściej całą porcję natychmiast. Należy zaznaczyć, że wartość odżywcza tych posiłków była niska.
Niewystarczająca ilość pożywienia i jednocześnie ciężka praca przyczyniały się do wyniszczenia organizmu, który stopniowo zużywał zapasy tłuszczu oraz białko mięśni i tkanek narządów wewnętrznych. Prowadziło to w konsekwencji do skrajnego wychudzenia i do choroby głodowej, która stała się przyczyną znacznej liczby zgonów w obozie. Więźniowie cierpiący na chorobę głodową, nazywani w obozie „muzułmanami”, padali również często ofiarą selekcji do komór gazowych.
Wyżywienie więźniów uległo pewnej poprawie od drugiej połowy 1942 r., gdy władze obozowe zezwoliły na przysyłanie więźniom paczek żywnościowych. Przywilej ten nie obejmował jednak Żydów oraz sowieckich jeńców wojennych.
wierci