kiedy załadowano pierwszy wóz – 70 ofiar. Odjazd do krematorium. Pod osłoną nocy, kiedy wszystko pogrążone w głębokim śnie, jedziemy zwolna, po cichu. Mijamy bloki, bramę główną, stajemy przed krematorium. Dalej do pracy! Z 3 m wysokości zrzucano na twardy beton nieszczęśliwe ofiary, a chwytając za rękę lub nogę wlekło się je do wnętrza w przyległej hali. Ach, gdzież tu poczucie godności ludzkiej? – gdzież prawa czci wobec nieboszczyków? Te świątynie, w których kiedyś mieszkał Duch św. podobne teraz do kupy śmierdzącego mięsa, która za chwilę stanie się pastwą płomieni, olbrzymiego pieca. Kto ponosi odpowiedzialność?
2 noce trwała ta praca z wywożeniem zatrutych do krematorium. O straszna zbrodnio! Nikt o tobie nie wie – ale wie Wszechmogący Bóg! Zmywano krew, ścierano ślady! Zdaje mi się, że ślady tej wielkiej zbrodni pozostaną na zawsze. Nikt i nic nie zmyje ich wobec Boga — wobec historii. Czyż nie można o takich męczarniach powiedzieć: Jak tęcza barwiąca w obłokach wiecznej chwały, tak imiona ich błyszczą w obłokach – chwały niebieskiej. I ten szczęśliwy, kto padł wśród zawodu, jeżeli poległym cały da innym szczebel do sławy grodu.