Gęśl Jedenasta.
VIRTUS LAUDATUR ET ALGET.
Ja, Cnota, szcześciem cofam, jam jest bicz niecnoty,
Ja ludziom przełamuję na wierzch nieba płoty,
Za ich zdrowie piekielne twierdze przełamując,
Ile ze mnie, szczyrze je w boski tor wprawując,
A ścieżkę niepochybną k wierzchnym tłom gotując.
Jam jest śrzodek i miara w drodze k wszelkiej rzeczy
Ktorą krok pierwszych ojcow zawsze miał na pieczy,
Ktorą wniebonikli starcy przed laty deptali
A w mlekopłynne rzeki jasnobrwi wglądali.
Pieszczot żadnych nie umiem, z rozkoszą przymierza
Nie bierze, i gdziem ja jest, granic nie rozszerza
Łotrostwo. Z kimem na przek, tam moja broń zmierza.
Zasiadłam krolestwem swym miedzy przeciwniki,
Robiąc kwitnę, proznując mylę w męstwie szyki.
Miecza ni strzał mię nie strach, a kiedy rozumiem
Potrzebę, potykam się, tyłu dać nie umiem.
Na wszelką rownomyślnie idę straszną burzą,
Mnie złe przygody fraszką, choć innym dokurzą.
Ja nauk ludzi uczę, skąd nie jest utrata,
I ku Bogu za krotkie przypodobniam lata,
I po śmierci ku niebu wznoszę z tego świata.
Ja w rozum ludziom mienię zły zwyczaj i prozny,
Jam własny Zdroj Kastalski, jam Pallas, choć rozny
Tytuł mam, lecz rzecz jednaż – złych wad się nie boję,
Zawsze czerstwo, zielono, wiecznoleta stroję.
Nie srogie mi w swym biegu lotne, gorne koła,
Nie srogie błędne gwiazdy, ni sam Tytan zgoła.
Te sztuki mając w sobie, wżdym ludziom łakomym
Wzgardzona i w polu się tułam nieświadomym.
Nikt się za mię nie ujmie, bo pełno obłudy,
W sercach ludzkich, a buszno choć w postawce chudej.
Krolestwa gwałty zjęły i sprosne niecnoty,
Wolno kto się nie leni, broić wszelkie psoty.
Boskiej chwały nie pytaj, nabożeństwu oczy
Łupią, słowna też wiara w zdartej kiecce kroczy.
Praw i sprawiedliwości powaga za jaje,
Wszytkim złym się nawszęły dobre obyczaje,
Uczciwość z wstydem zaszła gdzieś w dalekie kraje.
Bog to zna, bierząc k wadze w swe niechybne szale,
A mnie (przydzie czas) przyjmie k swej bezbiednej chwale.