PIERWSZA CZĘŚĆ
ROŻANEGO WIANKA.
WSTĘPEK DO PIERWSZEJ
części Wianka Rożanego.
Błogosławię Cię Panno z Twej świętobliwości,
Z pokory, z cnot obfitych i z takiej godności,
Iż cię między innemi Pan Twoj obrał sobie
Za matkę, oblubieńcę, na wieczną cześć Tobie.
Naprzod posła wielkiego od siebie wyprawił,
Ktory do Ciebie wszedszy, tak Ci słowo zjawił:
„Bądź zdrowa, łaski pełna, Niebieski Pan z Tobą.
Ciebie czcić będzie człowiek i cieszyć sie Tobą
Wszelki narod. I przejdziesz w swym błogosławieństwie
Wszytkie matki i panny, co w wiecznym przeklęctwie
I gniewie były i są. Jeszcze nie powstała,
Ani powstanie, co by z Tobą zrownać miała.”
Te słowa niezwyczajne gdyś Panno słyszała,
Myśląc, co by zacz były, barzoś sie zdumiała.
Ale Anyoł to widząc, zaś Cię słowy cieszył,
Mowiąc: „Nie lękaj sie, jam z nieba pośpieszył.
Posłem od Boga, ktoryć przez mię wiedzieć każe,
Żeś pewna łaski jego, przy ktorej okaże
Coś wielkiego. I oto poczniesz i porodzisz
Syna, i dasz mu imię JEZUS, czym dogodzisz
Wolej bożej. Bog zasię iszcząc słowo swoje,
Ktore światu objawił przez święte przodki Twoje,
Chce dać Synowi Twemu majestat krolewski
Dawida ojca Jego i wszytek dom Judzki.
I pokolenie Jakob padnie na rząd Jego,
Rząd zaś będzie i państwo do czasu wiecznego.”
Te były słowa jego, toś poselstwo miała.
A Ty, o Panno, coś na to za odpowiedź dała?
Tę: „Wiedz aniele boży, żem ja ulubiła
W czystości żyć na wieki i takem ślubiła
Bogu swemu. I zatym ja ani męża znam,
Ani go znać pragnę. Wie to na mię Pan Bog sam,
Co iż tak jest, nie inak. Jakoż to być może?”
A anioł na to: „Panno, już to być nie może
Inaczej. Sam Pan śluby wiąże, sam wie, jako
Może być rozwiązany, nie chce rady na to.
Na Cię przyjdzie Duch Święty, a moc nawyższego
Zaćmi Tobie. Lecz trzeba pokory do tego.
Przetoż cokolwiek z Ciebie wynidzie świętego,
Będzie nazwane Synem Boga nawyższego.
I abyś pewna była, że Bog łaskę swoję
Okazuje pokornym, oto ciotkę Twoję
Elżbietę pocieszył, że synem zastąpiła,
Choć stara, i ktora dotąd niepłodną była.
Teraz już szosty miesiąc, jak ją zową płodną,
Rzecz bowiem niepodobną Bog sprawi podobną.”
Tu przestał anioł. A Ty, o Panno wstydliwa,
Widząc że sprawa Pańska i rzecz niewątpliwa.
Nie wdając sie w dalszą rzecz, co Pannie przystało,
Rzekłaś pokorą wielką: „Gdyż sie już tak zdało
Przejźrzeniu świętemu i wolej Pana mego,
Że mię koniecznie mieć chce matką Syna swego,
Otożem ja jest we wszem służebnicą Jego.
Niech mi sie wszystko zstanie podług słowa twego.”
Taką odprawę dawszy posłowi wielkiemu,
I gdy już poseł odszedł ku miejscu świętemu,
Coś na ten czas, o Panno, za pociechy miała,
Coś wżdy za sprawy Boże w sercu rozbierała?
Matką być, panną zostać, nie ludzkiej to siły,
A jeszcze Boga rodzić, rzeczy więtsze były.
Boga, mowię, tego, co nieba, ziemie Panem,
Aniołow, Cherubinow, nawyższym hetmanem,
Stworzeniu Stworzyciela, człowiekowi Boga.
Było co myślić, była do wielkiej czci droga.
W onej potym pociesze, gdyś ciotkę wspomniała,
Że i ona w swych leciech syna począć miała.
Wnetże nic nie mieszkając, pobieżałaś do niej,
Ciesząc sie z tej nowiny, ktorąś miała o niej.
O tej zaś kto wypowie, jaką radość miała,
Gdy sie z Ducha Świętego pewnie dowiedziała,
Żeś Ty, o Panno Święta, do niej sie wezbrała,
Panna ta, ktora zostać Matką Bożą miała?
Lecz więtsza radość była, gdy Cię już ujźrzała,
Zwłaszcza gdy pozdrowienie od Ciebie słyszała,
Gdzie z onej pociechy, Ciebie i Owoc Twoj
Błogosławiąc, krzyknęła: „Coż to sprawił Pan moj?
Albo skąd to przyszło, że Matka Pana mego
Przyszła do mnie? Z głosu bowiem Twego,
Skoro zagrzmiał w ustach mych, dziecię od radości
Ledwie że nie wyskoczy z moich starych kości.
O, błogosławionażeś Ty, coś uwierzyła.
Wszystko sie bowiem zstanie, na coś pozwoliła.”
To rzekszy, przestała. A Ty, o Panno święta,
U Boga, u aniołow i u ludzi wzięta,
Na słowa ciotki swojej niceś nie mowiła,
Tylkoś Pana swojego tak błogosławiła.
„Wielb i chwal duszo moja wielce Pana mego.
Wielb, raduj sie i ciesz sie z Stworzyciela swego,
Bo wejźrzał na pokorę służebnice swojej.
Odtąd sławić mię będą wszyscy we czci mojej.
Sprawił mi wielkie rzeczy Ten, ktory mocny jest.
Okazał to, że Jemu nic trudnego nie jest.
Swięte jest imię Jego, lecz i łaska Jego
Trwa tam, gdzie sie Go boją do wieku drugiego.
W ramięniu plec swoich moc i siłę pokazał,
Harde by wiatr rozproszył, co chciał, to dokazał.
Zsadził mocarze z stołka, pokorne wystawił,
Łaknącym dał syt chleba, bogacze dobr zzbawił.
Przytulił Izraela, dzieciąteczko swoje,
Wspomniał na miłosierdzie i na przodki moje.
Co ślubił ojcom naszym, swemu Abramowi,
Potomstwu wszytkiemu i wiecznemu domowi.”
Tą pieśnią jak przystało Pana uwielbiwszy,
Staruszce też, jako młodsza, trochę posłużywszy,
Do domuś sie wrociła. Potym gdy czas przyszedł,
Żeś w Betlejem miasteczku, jako dekret wyszedł,
Syna swego powiła. Powiedz, matko droga,
Coś miała za pociechę? Powiedz, o uboga
Na on czas położnico, co wżdy za radości
Twoje były, gdyś Pana i Krola wieczności,
Z ciała i z kości swoich, w człowieczej osobie,
Dzieciątkiem malutkim nam, aniołom i sobie
Na świat wypuściła? Coś, Panno, za wesele
Miała, gdyś go widziała? Słow nie trzeba wiele,
Sama rzecz świadczy, żeś tym krole, przodki swoje
Wszytki przerownała, a oczy tylko Twoje
Tak godne były widzieć i cieszyć sie z Tego,
Ktory był ich zbawieniem, i świata wszytkiego,
I o ktorego z dawna prorocy prosili,
Iżeby tu na świecie tak szczęśliwi byli,
Żeby nie umierali, ażby oglądali
Tę pociechę, na ktorą od wiekow czekali.
A Tyś jedno samiuczka tak szczęśliwą była,
Żeś nie tylko oglądała, ale i zrodziła.
Wielkieś tedy pociechy, Panno, w ten czas miała,
Nie mniejsze, gdyś śpiewania anielskie słyszała.
Chwała na wysokości Bogu niechaj będzie,
A pokoj dobrej wolej ludziem niech brzmi wszędzie.
Co też słysząc na on czas oni pasterzowie,
Zdumieli sie, gdy rzekli do nich aniołowie:
„Wiedzcie, iże w Betlejem Krol sie wam narodził,
Aby lud swoj z szatańskiej mocy wyswobodził.
Idźcież oglądajcie go, a chwałę mu dajcie.
A tę piosnkę wesołą z nami mu śpiewajcie.”
Takci Pan nasz nie gardzi ubogiemi swemi
Pasterzyki, szle do nich z poselstwy takiemi.
Co minęło Heroda w pysze nadętego,
Pychą sie bowiem brzydzi, nie rad widzi tego,
A pokorne podwyższa, Jego w nich kochanie,
I miłosiernym okiem swoim patrzy na nie.
Przyczym też i to mieć chce, żeby wszelkie ciało,
Onemu tu samemu chwałę oddawało.
Stądże gwiazdę ukazał na niebie wysokim,
Aby tu zaświeciła po świecie szerokim,
Dając znać o swym przyszciu, iżby Monarchowie
Dawali Mu cześć, chwałę tu ziemscy Krolowie.
Monarsze niebieskiemu, iżby sie kłaniali,
A jako Panu swemu chwałę oddawali.
Jakoż i na ten czas przez te niebieskie znaki
Trzech krolow wzbudził, dając znać, że to Krol taki
Tu do nich przychodzi, co włada i gwiazdami,
I twierdzą niebieską, i ziemskiemi rzeczami.
Taż gwiazda sprawą Jego przed nimi świeciła,
I już do onej szopki Twojej prowadziła,
W ktorejeś z Synem Twoim święta Matko była,
Boś go też nie w krolewskich pałacach rodziła,
Ale w ubogiej stajni, między bydlątkami
Siedziałaś droga perło kwitnąca cnotami,
Piastując na swym łonie Krola niebieskiego.
Woł i osieł, acz bydło, znali Pana swego,
A na swoje kolana przed Nim upadali,
A zziębłego z gąb swoich parą zagrzewali.
Potym przyszli oni trzej szczęśliwi krolowie,
Mając to za nawiętszą już pociechę sobie,
Iż naleźli Dzieciątko, ktorego szukali,
A na twarz swą upadszy, chwałę Mu dawali.
Złoto Mu darowali, jak swemu Krolowi,
Mirrę, jak śmiertelnemu we wszem człowiekowi,
Kadzidło, jako Bogu prawemu oddali,
I zaś inszą drogą ku domu odjechali.
O, jakaż Twa pokora święta Panno była,
Iżeś się z takich rzeczy nic nie unosiła,
Tylkoś się z wielkich pociech w sercu swym kochała,
Ktoreś jednę po drugiej tuż po sobie miała.
Przy czym i to nie mniejsza, gdyś Synaczka swego
Do kościoła zaniosła, bo to był dom Jego,
Gdzieś go ofiarowała, jakoć zakon kazał,
Lecz sprawa Boża była, bo się tam ukazał
Symeonowi i tym, co nie wychodzili
Z kościoła onego, a ustawnie prosili
Pana, by nie umarli, ażby oglądali
Tę Pociechę, na ktorą dawno czekali.
Co gdy już oglądali, tam Symeon miły,
Ktorego pociechy, o Panie, wielkie były,
Błogosławiąc wziął Pana i rzekł: „Jużyż opuść,
Moj Panie, sługę swego. Już śmierć na mię dopuść.
Boś ludowi swemu dał miłosierdzie swoje,
Oczy też moje widzą to zbawienie Twoje,
Ktoreś sprawił przed ludem wszego świata tego,
Swiatło pogańskie, chwałę Izraela Twego.
Już, Panie, widzę Syna z nieba zesłanego,
Opuśćże już w pokoju, proszę, sługę swego.”
Jakoby rzekł: „Gdyż Cię już oczy me widziały,
Już nie pragnę tego, by na to patrzać miały,
Widzieć Cię, w onych ręku nieprzyjacioł Twoich,
Bowiem masz wiele cierpieć tu dla złości moich.
Proszę Cię, nie zasmucaj mię, starca swojego,
Żebym Cię miał oględać tak utrapionego.
Raczej niechaj już umrę, do ojcow swych idę,
Pocieszę ich, gdy do nich z tą nowiną przyjdę,
Iżeś się już narodził, moj namilszy Panie,
A iżeś już wysłuchał ich smętne wołanie.
Ty jednak, święta Panno, te wszystkie żałości,
Tu na sobie odniesiesz, a Twoje wnętrzności,
Okrutny miecz przerazi, bo ten Syn Twoj drogi,
Będzie tu za nas wydan, przez narod swoj srogi.
Jednym – przedsię wiedz, Panno – będzie na powstanie,
Drugim zaś dla złości, na wieczne skaranie.”
Te słowa gdyś słyszała, z pilnościąś chowała,
Coby wżdy w sobie miały, zawżdyś rozmyślała.
Dzieciąteczko zasię rosło u ludzi w miłości,
Także i w pomnożeniu wszelakiej mądrości.
A gdy miał dwanaście lat, kiedyś Go straciła,
Tam go pilnie szukając, znalazłaś Go była
W kościele z doktorami pilnie się gadając,
A im pisma prorockie wszystkie wykładając.
Gdzie się Jego mądrości wszyscy dziwowali
W młodych leciech, iż się Mu prawie zdumiewali.
Proszę Cię tedy, Panno, przez te Twe radości,
Ktoreś tu jeszcze miała w dziecinnej małości,
Z namilszego Dzieciątka jedynego Twego,
Stworzyciela i Syna, i Boga swojego,
Ktoremuś jak Bogu chwałę oddawała,
A jako o człowieka pilnie się starała.
Rękoma zawsze swemi świętemi robiła,
I tym siebie samę i Synaczka żywiła.
Proszę, daj mi godnie Twe rozbierać pociechy,
Krom tych bowiem więtszej nie pragnę mieć uciechy.