DROGA PIĄTA. Piąta droga Twoja była, o moj namilszy
Dobrodzieju, kiedy Cię oni złośliwi Żydowie do onej cięmnice prowadzili i zepchnęli Cię z onego
wschodu, ażeś padł na ziemię i roztrąciłeś sie
niewinny Baranku, Panie Jezu Kryste, od onego
srogiego upadnienia na ziemię. Oto ja też upadam
nędzna grzesznica na oblicze swoje, dziękując Ci
z całego serca swego za tak wielką łaskę i okrutną
mękę. A proszę Cię, uchowaj mię upadku
dusznego i cielesnego przed oblicznością nieprzyjacioł
moich. Nie ciesz głownego nieprzyjaciela mego
szatana, wyrwi mię z mocy a paszczeki jego, przez te
wszytkie udręczenia, ktoreś dla mnie cierpiał, w onej
smrodliwej cięmnicy, gdzieś związany siedział
na ziemi w onym srogim błocie. Proszę Cię, o
moj namilszy Odkupicielu, wywiedźże mię z cięmnice
potępienia wiecznego a niewolstwa grzechu,
a oświeć mię siedmią darow Ducha Świętego,
abym przeciwko Tobie więcej już nie grzeszyła. Amen.
Za tym mowić Pacierz i Zdrowę Maryją.
WTORA CZĘSC
ROZANEGO WIANKA. WSTęPEK DO WTOREY
częſci Rozánego Wianká. BLogoſłáwię ćię Pánno z twoiéy ćiérpliwośći/
Serce twoie naświętſzé/ y wſzyſtkie wnętrznośći/
Któré ták był przeráźił okrutny miecz ſrogi/
Gdy ſię z tobą rozſtawał ſynaczek twóy drogi/
Idąc ná mękę ſrogą/ w ták okrutné ręce:
Co tám zá ſmutek twóy był/ kiedyś w onéy męce/
W żáłoſnym ſercu ſwoim go náſzládowáłá/
Potyméś y oczymá ſwoimi pátrzáłá/
Gdy ná krzyżu vmiérał/ nie bez twéy żáłośći/
Gdźie duſzę twą przeráźił ćiężki miecz boleśći?
Naprzód/ gdy był w ogroycu/ támeś iuż ćiérpiáłá/
Gdyżeś onę wſzytkę noc o tym rozmyśláłá.
Co ſię ztwoim namilſzym ſynaczkiem wodźiło/
Iákoć ſam był powiedźiał/ że trzebá było/
Iżeby ták vćiérpiał/ zá náſzé tu złośći/
A ná ſobie odnośił/ tákie zelżywośći.
Syn záśię twóy miły/ gdy iuż ćiérpieć poczynał/
Piérwſzy pot zá nas grzéſzné z ćiáłá krwáwy wylał.
Przed Oycem ſwym niebieſkim/ ná twarz ſwą vpádał/
A Oyćiec mu z ręki ſwéy ón kielich podawał:
Weź ij ſynu namilſzy/ ieſt to wola moiá/
Aby byłá rozlaná niewinna kréẃ twoiá.
Ty ſam maſz wſzyſtkie mego ludu grzéchy zgłádźić/
Vpadek ich nadrożſzą śmierćią ſwą nápráwić/
Vſłyſzałem iuż bowiém ich ſmętné wołánié/
Bym miłośiernym weyźrzał ſwoim okiem ná nie.
Syn záś iáko poſłuſzny/ wolą Oycá ſwégo
Czyni á idźie w ręce ludu okrutnégo:
Którzy nie lutośćiwie tám ſię nań rzućili/
Opák ręce związawſzy/ bijąc prowádźili
Przed ſąd nieſpráwiedliwy/ á ludźie złośliwé/
Którzy kłádli nań ſwoie świádectwá fałſzywé.
A ty naświętſza Pánno/ kiedyś go vyźrzáłá
W ręku okrutnych kátów/ ledweś go poznáłá.
Onę naśliczniéyſzą twarz/ zbili y zeplwáli/
A przez onę wſzyſtkę noc odpocząć niedáli:
Włócząc go po vlicách/ tám y ſám wodźili/
Od ſędźiego do ſędźiego/ by go ſądźili.
Piłat ſię im wymawia: lecz chcąc vhámowáć
Onych vpór okrutny/ dał go vbiczowáć:
Aby ſię iuż do woléy nád nim nápaſtwili/
A ſkárawſzy ták ſrogo/ záśię go puśćili.
Y cożeś tám zá żáłość święta Pánno miáłá/
Gdyś go w ónych okrutnych złych ręku widźiáłá?
Kiedy oné ſzáteczki/ tám z niego zdźiéráli/
A ták obnáżónégo/ do ſłupá wiązáli:
Bijąc bez miłośierdźia miotłámi ſrógiémi/
Biczmi/ á náoſtátek łáncuſzki oſtrémi/
Którémi poránili iego święté ćiáło/
Aż ſię wſzyſtko krwią świętą iego obléwáło.
A tyś ná iego mękę okrutną pátrzáłá/
A od żáłośći wielkiéy wſzytkáś omdléwáłá.
Potym káći okrutni/ gdy ſię go nábili/
Odwiązáwſzy od ſłupá we krwi porzućili
W onéy iego naświętſzéy/ iuż ták zránionégo/
Aż na ćiele nieználazł y mieyſcá cáłégo.
Potym mu po ſzáteczki iego iść kazáli/
Iżeby ſię wnie obłókł/ przykro nań wołáli.
On ſzedł iáko poſłuſzny/we wſzem ich ſłucháiąc/
A ná wſzyſtkę ich wolą/ iuż ſię podawáiąc.
Ale oni źli káći/ ták okrutni byli/
Ani ſię niewinnośći iego vżalili.
Záśię oné ſzáteczki tám zniego zdźiéráli/
A ták ieſcze mu więtſzéy boleśći przydáli:
Która iuż w rány iego ták byłá wewrzáłá/
Ze kiedy go zwłóczyli/ znowu ſię kreẃ láłá:
A ná pośmiéch páwłókę záśię nań włożyli/
Ná ſtołku poſádźiwſzy/ ſproſnie go bluźnili.
A vplotſzy koronę z ćiérznia ták oſtrégo/
Włożyli mu ná głowę ziádu okrutnégo:
Kiymi ćiężkiémi w głowę mocno ią tłoczyli/
Kość wſzytkę áż do mozgu okrutnie zránili.
Tám po twarzy naświętſzéy droga kreẃ płynęłá/
Poſpołu y ze łzámi: bo go boleść zięłá/
W któréy namilſzy ſyn twóy/ drogie łzy wyléwał/
A od onych ſrogich ran nápoły vmiérał.
Y iuż go naświętſza kreẃ práwie vchodźiłá/
A kędy ſtąpił ſzćiéſzká ze krwie ſię czyniłá.
Y práwie wſzyſtká drogá krwią ſię obléwáłá:
Y przetóż człowiecza moc iuż w nim vſtawáła.
Przedśię oni źli káći ták okrutni byli/
Ani ſię niewinnośći iego vżalili.
Wiedli go do Piłatá iuż ták zránionégo:
Piłat kiedy go vyźrzał ták ſrodze zbitégo:
Zdźiwił ſię okrućiéńſtwu ludu złośliwégo/
Y iął záraz myślić o wyzwoleniu iego:
Vkazał go im z ganku/ by ſię vżalili
Nád iego niewinnośćią/ iżby go puśćili.
A oni ná Piłatá tym więcéy wołáli/
Aby był vkrzyżowan/ tego pożądáli.
A on ſię im wymawia: iż nie ma przyczyny/
By go miał ná śmierć ſkázáć/ bez wſzelákiy winy.
Náwet Lotrá iednégo Bárrábaſza złego
Chćiał im wydáć/ by chćieli/ dla wyzwolenia iego.
Oni záś krzyknęli: Nie tego tám miéć chcemy/
Lecz Iezuſá/ o którym tęć ſpráwę dáiemy:
Ze fałſzywie lud zwodźił/ y kośćioł zburzyć chćiał:
Náſzym królem ſię czynił/ choć téy mocy nie miał:
Náwet y ſynem Bożym wſzetecznie ſię mienił/
Prze co wedle praw náſzych/ śmierć ſrogą záwinił.
Otóż iuż puść owégo/ á vkrzyżuy tego/
Vkrzyżuy/ vkrzyżuy: Nic to/ choćiaż kreẃ iego
Będźie ná nas/ y dźiećiach náſzych. Smierći godźien:
Ieſli go nam nie wydaſz/ będźieſz tego ſzkodźien:
Y v Cęſárzá pewnie téż łáſkę vtráćiſz/
Ieſli tego człowieká złego nie zátráćiſz.
Zlękł ſię Piłat nieborak/ Ceſarzá ſię boi:
A niewié/ iż ſtwórzyćiél iego przed nim ſtoi.
Niewié/ iż go Bóg Oyćiec przy ſobie poſádźi/
A ſámégo y z Zydy złą śmierćią zágłádźi.
Niewié/ że przećiwniki pod nogi podłoży/
A iego chwałá święta wiecznie ſię pomnoży.
Vśiadſzy ſam ná ſądźie/ w trąby kazał trąbić/
Gdy miał ſynaczká twégo ná onę śmierć ſądźić:
Aby wſzyſcy Dekretu onégo ſzucháli/
Rzékł: Gdyż to wola wáſzá byſmy ná śmierć zdáli
Człowieká tego: Ia ſię wam z tym opowiádam:
Téy krwie winien bydź niechcę: to wié ná mię Bóg ſam/
Wam zá to odpowiádáć/ nie mnie/ wſzák vyźrzyćie:
Otóż go tám maćie/ y iuż go vkrzyżuyćie.
Ten dekret/ gdyś naświętſza Pánno vſłyſzáłá/
Coś/ proſzę pánno/ zá żał ná duſzy ſwéy miáłá?
Co zá ſmętek/ gdy ſię iuż kátóm doſtał w ręce/
Zwłaſczá gdyś widźiáłá/ że iuż był w ćiężkiéy męce?
Kiedy łáńcuch żelazny ná ſzyię włożyli/
Krzyż ſrogi ná rámioná: potym prowádźili
Przez wſzyſtko miáſto/ namniéy Pánu niefolguiąc/
Bijąc/ trącáiąc/ co wſkok z Pánem poſtępuiąc.
Y choć drogą dáleką był bárzo zemdlony/
Pod krzyżem téż vpadał/ będąc vćiążony:
Przedśię ná to niedbáli/ lecz iáko pśi wśćiékli/
Sromotnie bez litośći práwie Páná wlékli:
Zczegoś ty/ Pánno święta/ wielką żáłość miáłá/
Gdyś ná to okrućieńſtwo ták wielkie pátrzáłá:
Y rádábyś ſię byłá kniemu przyſtąpiłá/
A on ſrogi krzyż nośić pomogła mu byłá:
Lecz złośliwi kátowie/ przyſtępić nie dáli/
Pcháiąc ćię/ nie vczćiwéć ſłowá zádawáli.
A gdy go iuż ná ono mieyſce wprowádźili/
Támże go ná kámieniu oſtrym poſádźili.
Siedźiał podiąwſzy rękę/ ná on krzyż pátrzáiąc/
Który mu gotowáli/ á łzy wyléwáiąc.
A gdy iuż on ſrogi krzyż iemu zgotowáli/
Iżeby poſzedł do nich/ przykro nań wołáli.
On ſzedł iáko poſłuſzny/ ręce ſwé złożywſzy:
A Bogu Oycu śiebie w ręce poruczywſzy.
Tám go ná on krzyż ſrogi gwałtem porzućili/
Okrutnémi gwoźdźiámi do niego przybili:
Aż ſię członki naświętſzé wſzytki potárgáły/
Y święté żyły iego gwałtem ſię porwáły.
A tyś naświętſza Pánno/ od wielkiéy żáłośći/
Vpádłá ná twarz ſwoię/ bo wſzyſtki wnętrznośći/
Dla męki ſyná twégo/ iuż zránioné były:
Czym ſię Symeonowé proroctwá ſpełniły:
Ze ćię to miáło potkáć/ y ten ſmutek wielki/
Ták iednák/ żeś ty ſámá/ tákże człowiek wſzelki
Miał ztąd miéć poćiechy ſwé: á nieprzyiaćiele
Zetrzéć moc Boſka miáłá: Tych záś bárzo wiele
Powſtáć miáło/ co mieli chwałę wieczną dáwáć
Bogu/ y Imię iego ná wieki wyznáwáć.
Támże kiedy iuż Páná ná on krzyż rozbili/
Wpośrzód między dwá łotry z krzyżem poſtáwili:
Iżeby ſię tym więcéy z niego nágrawáli:
A tobie więcéy ſmętku Pánno przydawáli.
Czym ſię właſnie ſpełniły iuż proroctwá ony:
Iże Pan między łotry miał bydź policzony.
A to wſzyſtko/ y inſzé wſzytkie zelżywośći/
Skromnie Pan dla nas znośił/ z ſwéy wielkiéy milośći/
Którą ma przećiwko nam. A tu iuż w téy męce
Nie máiąc nic wolnégo/ bo nogi y ręce
Były ná krzyż rozpięté/ ieno ięzyk wolny/
Którym ſię ták iął modlić zá ten lud ſwowolny:
Odpuść/ Oycze móy/ proſzę/ niewiedzą co czynią/
Proſzę/ niech w záślepieniu tym ſwoim nieginą.
Rzecz wielka/ że omawiał ſwé nieprzyiaćiele/
Przed Oycem ſwym niebieſkim/ choć ran bárzo wiele
Od nich ná ćiele ſwym naświętſzym odnośił/
Przedśię zá nié ták pilnie Bogá Oycá prośił.
Y ten to ich vpadek/ więcéy go fráſował/
Niżeli oná męká/ którą podéymował.
Potym záwołał: Prágnę. Oni do vſt iego
Podáli ocet z żółćią: lecz pić niechćiał tego.
Tám/ o Pánno naświętſza/ coś zá żáłość miáłá/
Gdyś go w tákim vtrapieniu ná krzyżu widźiáłá?
Ani w tákim prágnieniu dáłá ochłodzenia/
Ani máćierzyńſkiégo ſwégo poćieſzenia.
A on widząc twóy ſmętek/ przemówił do ćiebie:
Niewiáſto/ oto ſyn twóy. Ianowi téż ćiebie
Iuż zá mátkę oddał. O iákoś go miłował/
Móy pánie/ gdyś mu ten ſkarb/ mátkę ſwą/ oddawał?
Aczći nierówny frymárk/ Pan ſługę oddawa/
A ſam przez okrutną śmierć/ ztobą ſię rozſtawa.
Potym záśię wielki głos z vſt ſwoich wypuśćił/
Mówiąc: Boże/ boże móy/ czemuś mię opuśćił?
Záczym ſię źiemiá trzęſłá/ opoki pádáły/
Choćiaż ták twardé/ przedśię żáłość pokazáły.
Słóńce téż nád obyczay zbyło ſwéy świátłośći/
Ani iuż chćiáło świéćić/ dla wielkiéy żáłośći.
A Lotr to wſzyſtko widząc/ tám zſobą zátrwoży:
O záprawdę/ iże to bydź muśi ſyn Boży.
Słyſząc iż drugi bluźni/ rzecze témi ſłowy:
Proſzę bráćie/ day pokoy/ zániechay téy mowy.
Myſmy wprawdźie táką śmierć/ wiéſz to/ záſłużyli/
Zá tákowé wyſtępki/ iákieſmy czynili:
Ale on ieſt niewinny/ á ták ſkromnie znośi/
Zá ſwé nieprzyiaćioły ieſcze Bogá prośi.
O ſczęśliweſz tám było iego náwrócenié/
Dáné mu było bowiém prędko rozgrzéſzenié.
Przed tákim ſpodwiednikiem grzéchy ſwé wyznawał/
Co z gruntu ſercá ludzkie práwie rozeznawał.
Y vyźrzał w nim Pan wiárę/ y ſerce ſkruſzoné/
Przeto téż ſłowá iego były przypuſczoné
Do iego świętych vſzu: gdyż do Páná ſwégo
Modli ſię: Wſpómni pánie ná ſługę ſwoiégo.
Widząc go ták nędznégo/ pánem go miánuie/
A on mu téż zárázem niebo obiecuie.
Potym rzékł ſzóſté ſłowo: Iużći ſię ſpełniło:
Iákoby rzékł/ co o mnie nápiſano było.
A zátym iuż konáiąc/ Oycu duſzę w ręce
Polécał y oddawał/ w onéy ſrogiéy męce.
Támże duſzá naświętſza/ do piekłá sſtąpiłá/
By oné święté oyce/ z mąk ich wybáwiłá:
Którzy onéy poćiechy/ ták dawno czekáli/
A tám w onych ćiemnośćiách/ do niego wołáli:
Rozſtąpćie ſię niebioſſá/ á nam zeſłánégo/
Zeſzli/ náſz wieczny Boże/ pomázáńcá ſwégo.
Ktoż wypowié/ iáka rádość onych świętych byłá/
Gdy ié oná ták wielka świátłość oświéćiłá?
A poznawſzy/ iż do nich ón ich Król przychodźi/
Co ié z ónych ćiemnośći wiecznych wyſwobodźi/
Y iuż oglądawſzy go/ chwałę mu dawáli/
Iż ié raczył odkupić/ ná twarz ſwą pádáli.
A ty/ naświętſza Pánno/ przedśię w téy żáłośći/
Stáłáś ſmętnie pod krzyżem: á z wielkiéy miłośći/
Ządáłáś z krzyżá złożyć/ iego święté ćiáło/
Któré ſię/ iego drogą krwią/ wſzyſtko polało.
Potym Nikodem z Iozwem/ ná ten czás przybyli/
Aby ćię w onym ſmętku twoim poćieſzyli.
Támże naświętſzé ćiáło/ ze czćią zdéymowáli:
A w ónym nowym grobie z płáczem pochowáli.
Proſzę ćię/ Pánno święta/ przez twoie łzy drogie/
Któréś tu wyléwáłá/ tám przy onym grobie:
Przyczyń ſię zá mną grzéſzną/ do ſyná ſwoiego/
Bym byłá vczeſtniczką/ świętych zaſług iego.
Niech pámiątká w mym ſercu/ o nim nieuſtánie:
Co mi zá iéy przyczyną/ rácz dáć/ wieczny Pánie.