Londyn, 20.3.43
Drogi Żuczku. – Potwierdzam odbiór Twoich listów z dn. 5 i 15 stycznia. Korespondencja idzie teraz bardzo powoli, zdaje się, że poczta lotnicza to tylko teoria. Liczyłem na jakieś bezpośrednie wiadomości przez Piątkowskiego, który stale przebywa w Kanadzie, ale, jak mi mówił (był kilka dni w Anglii), Nowego Jorku jeszcze nie odwiedził. Myślę jednak, że prędzej czy później go poznacie.
Depeszowałem kilka dni temu w najważniejszych sprawach, zapomniałem prosić o recenzję z nowej sztuki WilderaZob. A. Cwojdziński, The Skin of Our Teeth, „Tygodnik Polski”, Nowy Jork 1943, nr 31. Wierzyński nie napisał recenzji z tej sztuki dla „Wiadomości Polskich, Politycznych i Literackich”., podobno ciekawa. Może Katarzyna spróbuje? Pisma Waszego nie widziałem ani razu poza nr. 1, który przywiózł ktoś bezpośrednio. Na tej podstawie dałem notatkęZob. notatka o „Tygodniku Polskim” w: „Wiadomości Polskie” 1943, nr 5 z 31 stycznia i przedruk pięknego wiersza Leszka. Nie rozumiem, dlaczego nie wysyłacie. Dlaczego Leszek milczy?
Twoje rękopisy wszystkie wydrukowane, tytułu wiersza o Wieniawie nie zdążyłem już zmienić.
Załączam listy dla moich sponsorówTj. sygnatariuszy (wystawców) affidavitu dla Grydzewskiego (zob. przyp. 9 do listu nr 11) [9 października 1941]., zechciej je łaskawie przesłać. Oczekuję dokumentów tutaj.
Jestem wściekły na Neumana, że nie doręczył drobiazgów dla Ciebie, Leszka, Julka i Józia, zapewne wysłał je razem z bagażami inną drogą. Doprawdy, dziwię się, że nie załatwił mi takiej bagatelki: przecież chodziło właśnie o bezpośrednie doręczenie. Mógł mi po prostu odmówić, wysłałbym wtedy pocztą i dawno byście je mieli. Biblię dla Ciebie także zwrócono, bo mimo dedykacji trzeba podpisywać jakieś zobowiązania, że zwróci się wpływ za nią itp., więc wolałem wysłać ją przez okazję.
Za „Time” bardzo dziękuję, MillerNie udało się ustalić, o kogo chodzi przesyła „American Mercury”, „Atlantis” i „Harper’s Magazine”, resztę tutaj kompletuję.
Czarnomskiemu przekazałem Twoją prośbę listownie – jesteśmy w stosunkach raczej chłodnych z powodów, które łatwo zrozumiesz. Oj, co się stało z tym wybranym narodem!
Kolin nie znajduje się w świetnej pozycji finansowej, tak że nie licz na żadne wpłaty. Ja moją gażę dostaję w ośmiu ratach, pomimo to nie narzekam, bo szanuję L[indenfelda] za charakter, jaki wykazuje. To naprawdę rzadkość w dzisiejszych czasach. Niestety, przy całej swojej inicjatywie i rozmachu, pozbawiony jest wszelkich zdolności realizacyjnych, i stąd wszystkie kłopoty. Mógłby wydawać tylko słownik i robić na tym pieniądze, on ma większe ambicje, i to trzeba nawet podziwiać.
Łobodowski wolny. Miałem od niego list z Madrytu i szereg wierszy. Jeden do BroniewskiegoGrydzewski nie drukował tego wiersza w „Wiadomościach Polskich”., ale zakończenia nie można drukować, niestety, ze względu na rym do „Broniewski”. Wybiera się do Lizbony, stamtąd tutaj. Pisałem do niego, żeby się zastanowił, bo klimat tutejszy nie jest wskazany dla jego płuc. Poza tym możliwe, że został zwolniony pod warunkiem, że wyjedzie do kraju neutralnego ze względu na swój wiek wojskowy. Raczyński jest au courant całej sprawy i zdaje się, że dużo tu zrobił. Łobodowski pełen fantazji i planów na przyszłość.
Marian, jak mi się wydaje, nie wybiera się teraz do Ameryki. Nie wiem, czy pamiętasz rozmowę Suzina z WokulskimOdnośny fragment powieści Bolesława Prusa Lalka brzmi następująco:
„Wokulski wyglądał tak okropnie, że Suzin przerwał, a potem zmienił temat rozmowy.
– A ty wiesz – ciągnął – co mnie przed wyjazdem mówiła Maria Siergiejewna o swojej córce?… «Ot – mówiła – głupia Luboczka! wciąż tęskni i tęskni za tym padlecem Wokulskim. Ja jej tłomaczę: ty i nie myśl o panu Wokulskim. Pan Wokulski siedzi sobie w Warszawie i gra na fortepiano: Jeszcze Polska nie zginęła!… a o takiej głupiej dziewczynie i nie pomyśli… A Luboczka nic, jak kamień…». I jeszcze mówi Maria Siergiejewna: «Czort mnie do ich parszywej Polski, niechaj ona i nie zginęła, ale mnie dziecka żal…»” (B. Prus, Lalka, oprac. J. Bachórz, B. Utkowska, t. 2, Warszawa–Lublin 2017, s. 365–366).
, kiedy mu opowiada, że tłumaczył swojej córce, że pan Wokulski śpiewa Jeszcze Polska nie zginęła i o niej nie myśli. To samo, zdaje się, dzieje się obecnie z Hemarem, który robi tu dobrą robotę, zwłaszcza, że doskonale nauczył się po angielsku i pisuje już samodzielnie wiersze satyryczne (jeden niedawno drukowaliśmy).
O Jerzym nie mamy żadnych wiadomości.
Bardzo żałujemy wszyscy StrońskiegoStanisław Stroński w rządzie gen. W. Sikorskiego piastował w latach 1940–1943 tekę wicepremiera i ministra informacji i dokumentacji; został zdymisjonowany 18 marca 1943 r., bo wprawdzie ostro kłóciliśmy się z nim, ale dymisja jego nie oznacza żadnej poprawy na lepsze w rzeczach najważniejszych, a był to jedyny minister mający zrozumienie dla spraw kulturalnych, poza tym osobiście dobry (pomijam inteligencję i dowcip).
Poza tym jeśli chcesz wiedzieć, co myślę, czytuj uważnie „Wiadomości”.
Ściskam Was najserdeczniej.
MGrydz