Już to księżyc raz drugi wypełnia swe rogi,
jak mię sroga choroba i ból trapi srogi:
raz mię jako listeczkiem wiatr potrząsa drzączka,
a raz drugi rozpala straszliwa gorączka;
gorączka niewytrwana, która mię tak żywo
iście pali jak ogień suszone łuczywo.
Już ciało me wywiędłe, już zaledwie jaka
na mnie twarzy dawniejszej została poznaka.
Jako wątły kwiateczek w gniewnej niebios chwili
dżdżów wylewem ubity mdłą główkę w dół chyli,
sypie się i omdlewa, tak we mnie - nie lada
schorzałej - myśl i wszelka uwaga upada.
O, którego litości żaden nie ogarnie,
spójrz z niebios, dobry Jezu, na moje męczarnie,
spójrz a wesprzyj mię Twoją wielosilną ręką,
abym przed niewytrwaną nie upadła męką!
Nie, nie proszę ja o to, by od mego ciała
ta choroba precz poszła i precz gdzieś leciała,
lecz o to jedno proszę, przez co mogę, Panie,
abyś siłę i stałość dał mi na wytrwanie.
Niech tym ogniem do szczętu ciało dogorywa,
byle tylko myśl moja i dusza ma żywa
zasilona Twą łaską miała męstwa tyle
oprzeć się i hymn zawsze śpiewać Tobie mile.
Jezus dobry, łaskawy, skatowany srogo,
jest nędznym na odwodzie z pomocą swą drogą,
więc-że, więc, moja duszo, rzuć ciężące brzemię,
pełna dobrej otuchy, strach, skwierki o ziemię!
Ucisz się, uspokoj się, słodkie Pańskie Imię
niechaj brzmi w twoich uściech, niech brzmi w twoim rymie!
On tym, co Go z ufnością wezwą sercem całem:
jest nieprzebitą tarczą, murem, zamkiem, wałem.