Zbawco świata, Jezu Boże,
jakie dzięki Tobie złożę?
Jako licha owieczka wałęsa się marnie
po krzewinach trwożliwych, odbiegłszy owczarnie,
mająca pójść na zęby leda mignie chwilka,
na zęby przegłodniałe krwawożyrce wilka,
tak na wszystkie i jam przerwy
i przepaści biegła pierwéj,
nim z światłem pożądanym, z światłem łaski Twojej
raczyłeś do niegodnej wstąpić duszy mojej,
drogę mi pokazując do wiecznej korony,
do żywota wiecznego, Boże ulubiony.
To, to światło z mej niemiłą
duszy ciemność rozpędziło,
to we mnie zapaliło miłości pochodni,
że cała już goreję k'Tobie od tych to dni.
Twej twarzy, Ciebie szukam stęsknionym pokwapem,
dusza ma być ściśniona Twym pragnie obłapem.
Już ni o czym w każdej dobie
nie chcę myślić jak o Tobie.
Nie tak szalenie kocha, nie tak, jako żywo,
miłośnik oślepiony dziewką urodziwą
ani tak kocha ociec, ni matka jedyna
pełnego wszelkich wdzięków jedynaka syna,
serce moje jak pochopnie
Twej miłości ogniem topnie.
Jako więc wosk topnisty rozpuszcza się snadnie,
gdy go słońce skwarnymi promieńmi dopadnie,
jako śniegi topnieją, gdy po mroźnej zimie
ciepła wiosna powietrzem zagrzanym wskroś przéjmie,
o mój Ogniu, co to wszytkie
niszczysz z gruntu zmazy brzydkie,
pal mię zawsze, pal więcej a więcej bez przerwy
i nie ustawaj palić, aż spalisz mię pierwéj
i póki się nie stanę cała węglem żywym
rozpalona od Ciebie duchem sprzyjaźliwym.