[kontynuacja z k. 27r.]
Twarz miał, co gromem powagi uderza,
Źrenica… czarna, a jak słońce złota.
Jam go nie widział, nie znał za żywota,
Ale spytajcie wielkiego kanclerza,
Który tu stoi… — lub inne panięta…
Lecz kanclerz… Kanclerz najlepiej pamięta,
Bo żył z nim… razem urósł na rycerza,
Razem… przez całe poszedł kawalerstwo;
Potem rozeszli się — ów na kanclerstwo,
A ów do trumny… spytajcie kanclerza,
Jeśli potrzebne tu żywota śledztwo,
On da najlepsze o żywym świadectwo.
Ja stoję jako świadek… pogrobowy…
Nic nie wiem… głosu publicznego bronię…
Gdym go zobaczył, to już był w koronie
Męczeńskiej, już był… krótszy… już bez głowy…
Chciałem go jednak… oglądać… po zgonie…
Zwłaszcza… że jakaś trapiła mię zmora.
Lud szeptał głucho… ścięto senatora
I na przedmieściu trup leży czerwony.
Wyszedłem, słyszę jakieś głuche dzwony,
Widzę lud w kupach u Wisły zarzecza,
Słucham… ci szepcą: kat uciekł od miecza,
A ci… kazano głowę uciąć katu,
A ci… że niosą trumnę do senatu.
A trumna krwawą zdaje się potworą,
A za nią idzie małych dziatek czworo
W koszulkach czarnych — dziatki jeszcze drobne,
Mówią — a, mówią, do ojca podobne,
I nauczone… rozpłakać się w izbie.