27.9.64
Drogi Kaziu. – Dziękuję Ci za list i za rady, ale jak się pewnie domyślasz, nie obiecuję poprawy. Wprost przeciwnie: zagrzałeś mi palec, którym stukam niewprawnie na maszynie. Powiem Ci tylko, że niczego tak w życiu nie nienawidziłem jak obmierzłego plemienia rooseveltowskiego. Nie niszcz tego listu.
Nie mam oczywiście zamiaru wdawania się w polemikę, bo niestety od wielu lat różnimy się do tego stopnia w poglądach na najbardziej istotne zagadnienia, że obawiam się, iż moje wywody pociągnęłyby nowe zadrażnienia, których chcę uniknąć. Tych trzydzieści lat, które mi pozostało, pragnąłbym przeżyć ze wszystkimi w zgodzie, tym bardziej z Tobą.
Jedna tylko uwaga formalna. Zarzucasz mi, że nie znam Ameryki. Ostatecznie kilka milionów rdzennych Amerykanów będzie głosowało na Goldwatera. Jeżeli oni także nie znają Ameryki, nie muszę się wstydzić swojej ignorancji.
Poza tym nie rozumiem, dlaczego nie pozwalasz mi na zacytowanie tego, co piszesz. Przecież nie chodzi tu o subiektywne sądy literackie, których ujawnienie może Cię krępować, ale o sprawę zasadniczą. Chętnie wydrukuję w formie listu czy pod literkami. I brak odpowiedzi zagwarantowany.
Na zakończenie muszę Cię zmartwić. Przewiduję klęskę GoldwateraTym razem Grydzewski nie pomylił się w przewidywaniach: Lyndon B. Johnson odniósł w listopadowych wyborach prezydenckich w USA przytłaczające zwycięstwo (zdobył 61 procent oddanych głosów, co było największym odsetkiem w historii wyborów w USA), Barry M. Goldwater uzyskał większość tylko w sześciu stanach, w tym w rodzinnej Arizonie., a jak wiesz, moje przepowiednie nigdy się nie sprawdzają.
Uściski serdeczne.
P.S. Dopatrzenie się w ustępie o broni nuklearnej aluzji do Goldwatera świadczy o daleko posuniętej psychozie nuklearnejZob. [M. Grydzewski], "Silva rerum: Szantaż nuklearny", „Wiadomości” 1964, nr 29 (955) z 19 lipca.. To jest maccarthyzm w czystej formie. Ale pomysł nie jest zły i żałuję, że pierwszy na to nie wpadłem.