Na prowincji, inaczej niż pozostałe wczesne powieści Orzeszkowej, nie doczekało się osobnej recenzji w epoce. Nie zachował się także żaden ciekawy komentarz samej pisarki z okresu powstawania utworu – znowu w przeciwieństwie do innych, często wnikliwie charakteryzowanych – oprócz paru listownych wzmianek o rozpoczęciu, kontynuowaniu i zakończeniu pracy oraz jednej, dość ogólnikowej uwagi, która począwszy od ujęcia Marii Żmigrodzkiej, weszła później na stałe do repertuaru krytycznoliterackich sądów o powieści[1]. Zazwyczaj traktowano Na prowincji jako utwór pozbawiony cech indywidualnych, stanowiący komplementarną część zwartego kompleksu debiutanckich tekstów tendencyjnych, i poprzestawano na przywołaniu tytułu (ewentualnie z parozdaniowym streszczeniem) albo w ogóle pomijano powieść w omówieniach wczesnego dorobku autorki (na przykład: „Ominęliśmy tu wiele jej utworów […] dlatego, że są pod pewnym względem, jak Na prowincji […], prostym innych zmodyfikowaniem”[2]. Najczęściej podkreślano pokrewieństwo czy wtórność trzeciej powieści Orzeszkowej wobec Ostatniej miłości, widząc w obu ostrzeżenie przed „nierozumnymi” małżeństwami; opinię taką potwierdziła zresztą sama autorka[3]. Ponadto zestawiano Na prowincji – ze względu na temat lub formę – z powieściami Rozstajne drogi, Ostatnia miłość, W klatce, Pan Graba, Pamiętnik Wacławy, Wesoła teoria i smutna praktyka, Pompalińscy[4].
Utwór miał szanse przykuć uwagę recenzentów jedynie bezpośrednio po publikacji[5], ponieważ w latach następnych jego wątpliwą rangę przyćmiły kolejne, coraz bardziej udane osiągnięcia pisarki. Najwięcej szczegółowych, choć bezlitośnie krytycznych uwag poświęcił Na prowincji Piotr Chmielowski, który zajął się tekstem Orzeszkowej już w 1869 roku, jednoznacznie odmawiając mu wartości: „niewiele przedstawia interesu, gdyż sytuacje są powtórzeniem z dawniejszej powieści tejże autorki p.n. Ostatnia miłość. […] Jest to malowanie, do którego użyto więcej wody niż farb”[6]. Jeszcze ostrzej, wręcz kpiarsko potraktował dwudziestodwuletni krytyk debiutanckie płody niespełna trzydziestoletniej pisarki w obszernym szkicu z roku następnego, dezawuując różne ich aspekty, od języka po monotonię tematyczną i karygodną rozwlekłość. Słuszne na poziomie ogólnym zarzuty nie znalazły jednak potwierdzenia w słabo motywowanej argumentacji w odniesieniu do konkretów. Chmielowski ocenił głównie kreacje bohaterów, bazując nadal na założeniu, że Na prowincji stanowi bliźniaczą wersję Ostatniej miłości; porównawszy pary kobiecych i męskich protagonistów obu utworów, skonkludował, że heroiny ilustrują dwie wersje tego samego banalnego przypadku, a pozytywne postaci męskie – dwa niekonsekwentne przypadki różnych zachowań w tej samej sytuacji[7]. Błędne przesłanki, wynikłe z zafiksowania na identyczności dwóch fabuł, oraz opaczne komentarze nie mogły doprowadzić recenzenta do wartościowych i odkrywczych wniosków. Podobnie nieskoordynowane były pozostałe uwagi: skłonny do wstrzemięźliwego uznania dla głównej bohaterki Chmielowski bez wyraźnych powodów odmówił jej ostatecznie wartości, a wyróżniając wśród „wypchanych myślami autorki manekinów” postać letkiewicza-utracjusza, uznał ją równocześnie za „oklepaną”[8].. Stanowisko swoje złagodził nieco po przeszło dwudziestu latach; wypowiadając się głównie o powieściach z lat siedemdziesiątych, utwory wcześniejsze skwitował pobłażliwym komentarzem, że koncentrowały się na „ogólniejszych, teoretycznych […] kwestiach (wychowanie, emancypacja kobiet, ścieśnienie sfery działalności itp.)[9].
Na prowincji niezbyt często uwzględniano w wystąpieniach okolicznościowych, pojawiających się z okazji wydania pism zbiorowych, jubileuszy czy po śmierci pisarki. Utworowi poświęcano raczej zwięzłe omówienia (na przykład uwagi Henryka Gallego, krytykujące pobieżną charakterystykę postaci oraz niezbyt trafnie komentujące fabułę[10]), dłuższe wypowiedzi należały do wyjątków i bazowały głównie na streszczeniu – jak głos Edwarda Sedlaczka, komplementującego „jedną z najserdeczniejszych powieści Orzeszkowej” i „zbiór myśli pięknych, głęboko wnikających w życie ludzkie”[11].lub wartościowsze studium Antoniego Mazanowskiego, który pozytywnie oceniał jasno przeprowadzoną tendencję („skutki niedołężnego wychowania”), umiejętny obraz rozpadu małżeństwa oraz plastyczne, choć nie do końca wiarygodne kreacje męskich bohaterów (to ostatnie odróżnia Na prowincji od innych powieści, specjalizujących się w portretach kobiet)[12].. O zaletach utworu wspominano zresztą rzadko; chwalono jeszcze postać „sympatycznego karczmarza Szlomy”[13]., „pierwszego Żyda w twórczości Orzeszkowej”[14]., podkreślano mniej lub bardziej udany obraz prowincjonalnego środowiska[15][16]. albo wzruszano się romansowymi perypetiami „pięknej, nieszczęśliwej bohaterki”[17]. Powieść niejako hurtowo podlegała takiej samej ocenie jak pozostałe debiutanckie, „przeciążone treścią”[18] utwory pisarki: szanowano ich wkład pedagogiczny na wczesnym etapie walki o przemianę światopoglądowej i obyczajowej mentalności społeczeństwa, ale krytykowano (w różnym stopniu) tendencyjność, dydaktyzm, postromantyczno-sentymentalne konwencje oraz nieprzekonujące rozwiązania formalne.
Z biegiem lat rodzaj zarzutów ulegał zmianie, a znajomość tekstu wydawała się maleć, lecz nie zapominano o ważnej roli, jaką odegrał w swoim czasie. „Pierwszych powieści Orzeszkowej dziś się już nie czyta, ale kto spisze, ile im zawdzięcza polskość na Litwie, ilu ludziom one dodały otuchy i siły w ich walce o utrzymanie się na ziemi przodków!”[19] – zauważał Wilhelm Feldman w retrospektywie historycznoliterackiej wydanej po raz pierwszy w 1902 roku. Swoistym hołdem złożonym po latach Na prowincji były prywatne wspomnienia Władysława Bukowińskiego, wymieniającego utwór obok najgłośniejszych dokonań pisarki[20]. Dwudziestowieczne feministki zarzucały jednak wczesnym powieściom pisarki przestarzały model kobiecości, spełniającej się w małżeństwie, a nie w pracy zawodowej[21] Z drugiej strony tradycjonalistyczni krytycy, sięgając po przykład Na prowincji, wytykali brak głębszego ukazania miłości oraz nieobecność refleksji metafizycznej przy nadmiernej idealizacji „mężów nauki”; chociaż równocześnie z uznaniem odnotowywali brak zacietrzewienia w portretowaniu szlachty[22].
Na tle dziewiętnastowiecznej recepcji wyróżniła się pozytywna opinia Aurelego Drogoszewskiego. W obszernym, pochodzącym z roku 1912 omówieniu twórczości Orzeszkowej, przyznając Na prowincji zwyczajowy bagaż usterek i wad – moralizatorski dydaktyzm, naiwną utopijność, schematyczność – krytyk uznał jednocześnie utwór za „najlepszą powieść tej najwcześniejszej doby działalności pisarskiej [tj. lat 1866–1874]”, w której została zaprezentowana centralna dla autorki kwestia „stosunku wzajemnego obu płci” oraz „bezwiednego, ślepego pociągu”[23].. Powołał się przy tym na przekonującą wiarygodność diagnoz psychologicznych: „Zwłaszcza wyśmienicie umie autorka odtworzyć stan młodej dziewczyny, «panny na wydaniu», z jej rozmarzeniem, z jej nieokreślonymi trwogami i porywami”[24]. Drogoszewski powtórzył utrwalony sąd o ścisłym pokrewieństwie debiutanckich powieści Orzeszkowej[25]., zwracając uwagę, że w tym ciągu Na prowincji reprezentuje oryginalne podejście do newralgicznej tematyki małżeńskiej. Podczas gdy wcześniejsze Początek powieści, Rozstajne drogi, Ostatnia miłość, Wesoła teoria i smutna praktyka upatrywały recepty na udany związek w „rozwadze”, która jako „owoc należycie pokierowanego wychowania […] ma grać rolę odczynnika rozpoznawczego”, Na prowincji wskazuje dodatkowe, „subtelniejsze” narzędzie zdolne zapobiec nieszczęściu, czyli „siłę […] przewidywania przyszłości; za jej pomocą można otamować ślepy pociąg przyrodzony” [26].. Wyjątkowe uznanie Drogoszewskiego dla tej powieści Orzeszkowej znalazło potwierdzenie w fakcie, że właśnie na niej krytyk oparł ilustrację haseł epoki w swojej broszurce o polskim pozytywizmie, zapoczątkowując także tradycję porównywania wzorcowej postaci powieści do bohatera oświeceniowej utopii Krasickiego[27].
W latach międzywojennych Na prowincji zniknęło z horyzontu zainteresowań krytyki literackiej; postulowano raczej „renesans” późnej twórczości autorki Ad astra[28]. I znowu pojawił się wyjątek: wypowiedź Ireny Krzywickiej, która, choć nie wymieniała tytułu powieści, mogła się także do niej odnosić. W „najstraszliwszych kiczach, których nie szczędziła Orzeszkowa swoim czytelnikom”, publicystka dostrzegła odważne przełamywanie obyczajowego tabu w wizerunkach małżeństwa oraz cenny ładunek autobiografizmu[29]. Paradoksalnie, Na prowincji nie cieszyła się powodzeniem także w latach socrealizmu, bo zapewne zawierała zbyt mało ideologicznie pożądanych przesłanek [30]. Można zaryzykować tezę, że krytycy do drugiej połowy XX wieku nie mieli istotnego pomysłu na odczytanie utworu; chyba nie tylko ze względu na niższą jakość artystyczno-poznawczą czy przestarzałą poetykę. Na prowincji po prostu wymykała się bardziej atrakcyjnym i forsowanym kryteriom oceny: nie była sztandarową ilustracją potrzeby emancypacji kobiet jak Marta, w kwestii błędnego wychowania mężczyzn nie mogła konkurować z Panem Grabą, nie łamała tabu obyczajowego i nie zawierała wyrazistych aluzji biograficznych, nie przynosiła pionierskiej diagnozy popowstaniowych przemian w przestrzeni wiejskiej, nie prezentowała też środowiska miejskiego czy nowoczesnych profesji pozytywistycznych – jak czyniły pozostałe wczesne utwory. Nie znaczy to, że sytuacja recepcyjna zmieniła się radykalnie w okresie późniejszym. Jednak powstające prace, zorientowane na socjologiczno-ideologiczną, a później poetologiczną (strukturalistyczną) egzegezę twórczości Orzeszkowej, dostarczały niekiedy rzeczowych konstatacji także w odniesieniu do Na prowincji.
Wczesną powieść pisarki uwzględniła Mieczysława Romankówna w rozprawie powstałej w czasie wojny, a opublikowanej w roku 1948. Utwór nie wyłonił się tu jako przedmiot spójnych zabiegów analityczno-interpretacyjnych, lecz – zgodnie z koncepcją studium – został poddany selektywnemu oglądowi egzemplarycznemu i „rozczłonkowany” na wiele uwag osadzonych w światopoglądowych i estetycznych kontekstach wczesnego dorobku autorki (na przykład spenceryzm czy emancypacja). W rezultacie praca zawierała liczne rozproszone wzmianki o wybranych aspektach i elementach świata przedstawionego Na prowincji; dotyczyły one utylitarystyczno-eudajmonistycznej postawy pozytywnych bohaterów powieści („altruizm ograniczony przez względny egoizm” Andrzeja i Bolesława), postulowanego ideału pracy, krytycznego obrazu dewocji, patriotyzmu rozumianego jako „miłość ziemi i natury” oraz – najszerzej omówionych – motywów związanych z wiedzą przyrodniczą, jak również cierpieniem w życiu postaci[31]. Zgodnie z utrwaloną linią recepcji powieść Orzeszkowej stała się ilustracją filozoficznych haseł pozytywizmu i świadectwem mentalnego wizerunku pisarki z lat młodości. Novum ujęcia polegało na tym, że dokładniej ową ilustrację scharakteryzowano. Na temat utworu Orzeszkowej nie zabrał głosu czołowy powojenny monografista pisarki Edmund Jankowski; poprzestał on na wymienieniu tytułu Na prowincji w swoim studium biograficznym oraz na przygodnej wzmiance w jednym z artykułów, gdzie zwrócił uwagę na występujący w powieści motyw napoleoński[32].
Na lata sześćdziesiąte XX wieku przypadły za to pierwsze znaczące wypowiedzi o utworze w nowszej literaturze przedmiotu. Przede wszystkim ukazała się kanoniczna, obszerna, wnikliwa monografia Marii Żmigrodzkiej[33] która dostarczyła solidnej bazy kontekstualnej i poetologicznej wczesnej twórczości Orzeszkowej, a w odniesieniu do Na prowincji przyniosła wiele ustaleń oraz konstatacji. Według Żmigrodzkiej powieść zawierała „pierwszy, tak szeroko – szerzej znacznie niż W klatce – zarysowany program cywilizowania prowincji, której problemy stanowiły obsesję powieściopisarstwa młodej Orzeszkowej” [34].. Główny realizator tego programu prezentował trzeci z kolei wariant „bohatera postępu”, jaki wyłonił się w twórczości młodej autorki; po wcześniejszym „wcieleniu idei, nauki i pracy” (Ostatnia miłość) czy „pożytecznym” realiście (Z życia realisty) „powieściowy ideał” w Na prowincji „zapoczątkuje ten rodzaj gloryfikacji patriotycznych tradycji i obyczaju drobnej szlachty, który pełne rozwinięcie znajdzie po latach w Nad Niemnem”[35]. Równocześnie badaczka zwróciła uwagę na międzypowstaniową proweniencję (romansowego) konfliktu powieściowego i reprezentatywnej galerii postaci (wzorce Kraszewskiego oraz Korzeniowskiego), a w głównej bohaterce dostrzegła „typ sielankowej dzieweczki stylizowany na Mickiewiczowską Zosię”[36].. Dominantą wypowiedzi Żmigrodzkiej o utworze Orzeszkowej pozostała jednak, często nadinterpretowana, wymowa relacji społecznych (prawdopodobieństwo prestiżu średniozamożnego szlachcica, jego stosunek do warstw wyższych, a nawet decorum pochodzenia i tematu); obciążenie balastem ideologii marksistowskiej przeszkodziło w wyłonieniu obiektywnych, wartościowych analiz[37].. Cenne natomiast są komentarze Żmigrodzkiej na temat konstrukcji fabuły romansowej czy aksjologii powieści (tu ciekawa opinia o pasywności pozytywnego bohatera i braku ukarania negatywnego, co stanowi wyjątek na tle innych wczesnych utworów), a także spostrzeżenia tyczące postaci epizodycznych (badaczka doceniła portret sympatycznego, „uprzemysłowionego” magnata anglomana)[38].
Uważniejszym interpretatorem Na prowincji okazał się także w swych monografiach Jan Detko, uznając powieść, obok Pompalińskich, za „bardzo charakterystyczną dla twórczości młodej Orzeszkowej”[39]. Atuty jego omówienia to sumienna prezentacja fabuły i oryginalna perspektywa ujęcia powieści tendencyjnej nie w zwyczajowym kontekście pozytywistycznym, lecz w narodowym. Badacz wydobywa ukryte w tekście motywy napoleońskie i powstańcze oraz stawia tezę, że postulowany program ekonomiczno-społeczny nie był „zaprzeczeniem, lecz kontynuacją dawnych walk narodowowyzwoleńczych”, a pisarka „musiała delikatnie zestrajać […] propagowane przez siebie «legalne» poczynania z ich «nielegalnym» sensem”[40]. Według Detki fabuła powieści opiera się na antynomii siły budującej i siły burzącej męskich protagonistów, a raczej uosabianych przez nich „postaw” i „zasad”[41].
Rozwijające się w kolejnych dekadach XX wieku badania tekstologiczne chętnie wykorzystywały wczesne powieści Orzeszkowej jako doskonałe przykłady poetyki, a zwłaszcza strategii narracyjnych literatury tendencyjnej. Na prowincji pojawiało się w nich stosunkowo rzadko; po utwór sięgnął w swej monografii Janusz Barczyński, który poddał analizie model i funkcje bohatera pozytywnego, konstrukcję milieu, a przede wszystkim przejawy auktorialności w dyskursie narracyjnym (uogólnienia, antycypacje, komentarze, sentencje itp.)[42].. Natomiast klasyczna praca Anny Martuszewskiej odwołała się do Na prowincji jedynie w paru szczegółach przy omawianiu onomastyki, auktorialności, deskrypcji postaci, a także tez powieści tendencyjnychZob. [43].. Dopiero po latach badaczka poświęciła powieści więcej uwagi, podejmując rozważania nad modyfikacją tradycyjnego wątku romansowego i konstrukcją początków wczesnych utworów Orzeszkowej w odniesieniu do paradygmatycznego modelu Początku powieści z roku 1866. Tekst Na prowincji zaistniał u Martuszewskiej w triadzie z Panem Grabą oraz Wesołą teorią i smutną praktyką, które to trzy utwory „można uznać też za realizację programu zawartego w Początku powieści”[44]. Wszystkie prezentują dramat nieudanego małżeństwa w kontekście problematyki społecznej i wykazują pokrewieństwo kompozycyjno-fabularne: gros powieściowej akcji rozgrywa się po ślubie pary bohaterów, wbrew wcześniejszym konwencjom wątków miłosnych. Interesującą konstatacją badaczki było odczytanie tej modyfikacji jako polemicznej (i pozbawionej happy endu) „repliki na powieść Zachariasiewicza Po ślubie” [45]. Wnikliwych rozpoznań dokonała również Grażyna Borkowska, analizując partie dialogowe Na prowincji. Oprócz cech charakterystycznych dla wielu wczesnych tekstów Orzeszkowej (jak „model konwersacji wysokiej, inwokatywnej” czy delimitacyjne, ekspozycyjne i substancjalizacyjne, tj. kreujące postać, funkcje dialogu) badaczka wykazała liczne osobliwości właściwe tylko temu utworowi: należą do nich rozbudowana rola rezonera autorskiego („sceptyk, nauczyciel i moralista”), archaiczna alegoryzacja monologu wewnętrznego (sytuacja wyjątkowa w twórczości pisarki), „oryginalny i niepowtarzalny” przykład okresu retorycznego[46].. Ponadto w pracach z przełomu XX i XXI wieku pojawiały się wzmianki o Na prowincji przy rozpatrywaniu różnych problemów i w różnych kontekstach badawczych[47]., dowodzące, że nie było to dzieło zapomniane – co znalazło wyraz w syntezie historycznoliterackiej Ewy Ihnatowicz z roku 2000, gdzie powieść awansowała „do bardziej znanych utworów z tezą”[48]..
Nowe impulsy do zajęcia się tekstem Na prowincji nadeszły ze strony badań o nachyleniu kulturowym. Po dłuższym okresie milczenia, gdy wydawało się, że utwór znajduje się poza horyzontem zainteresowań współczesnej humanistyki, niespodziewanie pojawił się w centrum kilku interesujących propozycji[49]), analizując w antropologicznej perspektywie René Girarda „śladową obecność” w Na prowincji motywu namiętnej zazdrości i budzących ją, „voyeurystycznych” scen podglądania – według badacza Orzeszkowa wypracowała „strategię usuwania” zazdrości w imię względów etycznych oraz z obawy przed „horrorem”, do którego prowadziłby „efekt sobowtórów oraz przemocy”, związany z „konwergencją kilku pragnień”.. Barbara Noworolska w swojej monografii poświęconej portretowaniu epoki w twórczości Orzeszkowej rozwinęła dokładniej tropy obecne wcześniej w literaturze przedmiotu (tradycje oświeceniowe i romantyczne, ideologia pozytywistyczna, wątki niepodległościowe, stylizacja mickiewiczowska, tradycje idylliczne w powieści) oraz zwróciła uwagę na aspekty do tej pory nieomawiane (motta utworu, inspiracje myślą Jeana-Jacques’a Rousseau, Benjamina Franklina, Józefa Mianowskiego). Na prowincji to według badaczki nie tylko mickiewiczowska „powieść o życiu Polaków na ziemiach zabranych w momencie historycznych przemian”, ale także ilustracja koncepcji z Emila Rousseau, według której studiowanie prowincji sprzyja uchwyceniu najbardziej charakterystycznych cech naroduZob. [50].. Podkreślając ambiwalentną, pesymistyczno-optymistyczną tonację utworu, Noworolska wyraźniej niż inni interpretatorzy wyakcentowała i obszernie omówiła obecną w nim myśl niepodległościową, związaną nie tyle z przeszłością powstańczą, ile z testamentem ojców niepodległości amerykańskiej, głównie Kościuszki i Franklina („Franklinowski utylitaryzm zwycięża i przynosi nie tylko materialną nadzieję”; „wydaje się […], że cytat z Franklina otwiera furtkę do głębszej interpretacji”)[51]. Ciekawej analizie zostało poddane także drugie, „fatalistyczne” motto powieści, ewokujące topikę dance macabre[52]. Do mniej przekonujących należą nadinterpretowane nieco paralele z Panem Tadeuszem (analogia Adampol–Soplicowo). Generalnie w ujęciu Noworolskiej wczesna powieść Orzeszkowej urosła do tekstu ważnego, stojącego u boku najważniejszych dokonań literackich epoki („utwory takie jak Orzeszkowej Na prowincji, Nad Niemnem czy Potop Henryka Sienkiewicza wskazują na dużą rolę wspólnoty działania wszystkich klas społecznych należących do narodu”[53].). Powieść została też zrehabilitowana pod względem formalnym, jako „utwór, który choć ma słabizny wynikające z braków warsztatowych, to w konstrukcji ogólnej jest dość jednolity”[54].
Pokrewną refleksję, na pograniczu badań poetologicznych i kulturowo-historyczno-antropologicznych, podjęła Aneta Narolska w monografii poświęconej kategorii przestrzeni we wczesnych powieściach pozytywistki, gdzie również wiele elementów i aspektów świata przedstawionego Na prowincji po raz pierwszy doczekało się wnikliwej, niejednokrotnie subtelnej analizy (na przykład arkadyjska, biblijna i Mickiewiczowska topika pejzażu, relacje człowieka z przyrodą i architekturą, semantyka różnych „przestrzeni miłości”, dworek jako ucieleśnienie polskiej tradycji rycerskiej, portret prowincjonalnego miasteczka i prowincjonalnej mentalności)[55]. Co więcej, badaczka przyznała utworowi rolę wyjątkową lub zgoła pionierską: tutaj „stworzy pisarka swój pierwszy «litewski raj»”; począwszy od tej powieści, ogrody w prozie Orzeszkowej będą wyrażać „kwintesencję polskości”; „Bezsprzecznie najpełniejszy obraz kresowych dworków przyniesie Na prowincji, podczas gdy pozostałe ujęcia są uproszczone i schematyczne”[56].. Z pracy Narolskiej wyłania się obraz powieści jako tekstu bardzo istotnego dla pierwszej fazy twórczości autorki, zarówno ze względu na jego reprezentatywność, jak odrębność (wbrew pokutującym stereotypom badaczka często różnicuje debiutanckie Ostatnią miłość, W klatce oraz Na prowincji).
W rozważaniach Marty Piwińskiej na temat ambiwalentnej roli miłości w powieściach Orzeszkowej, siły równocześnie niszczącej i życiodajnej, ujęcie erotyzmu w Na prowincji okazało się kluczowe[57].. W radykalizmie, z jakim ta zapomniana powieść ukazała destrukcyjny żywioł Erosa, badaczka widzi zresztą przyczynę niepopularności utworu. Obficie cytowany tekst Na prowincji dostarczył Piwińskiej kluczowych – dla literackiego i interpretacyjnego dyskursu na temat erotyzmu – metafor „choroby” i „halucynacji”. Autorka zwróciła też uwagę na postać „uzależnionej od podbojów erotycznych”[58] Karliczowej, arystokratki uwodzicielki, która zapowiada późniejszą kreację Franki w Chamie. W artykule pojawiło się wreszcie stwierdzenie, które w dziejach recepcji powieści ma charakter precedensowy: „zapowiada ona niemal wszystkie przyszłe tematy pisarki. Ważne też wydają […] się zawarte w niej sądy. Później Orzeszkowa nie będzie wyrażać swych przekonań tak ostro”[59]. Badaczka, kontynuując feministyczną opcję Krzywickiej i dokonując podobnego przewartościowania mało popularnej powieści, uzupełniła zarazem lukę w rozpatrywaniu Na prowincji jako romansu, ponieważ w poświęconych tej problematyce pracach utwór zajmował zaskakująco mało miejsca[60].
Kolejna pozycja, w której Na prowincji znalazło się w centrum uwagi, to monografia Ewy Skorupy z 2019 roku[61]. Autorka w niedocenianej powieści odkryła „wspaniały materiał do analiz fizjonomiczno-patognomicznych”, dowód, że „Orzeszkowa doskonale rozumie delikatne powiązania i zależności między ulotnym w badaniu światem ducha a obserwowaną, namacalną fizycznością”[62]. Nie wnosząc nowatorskich tez w odczytanie utworu, badaczka zaproponowała nader adekwatny język jego analizy, problematyka „złych wyborów wynikających z uwiedzenia złudnym i kuszącym pięknem fizycznym” wpisuje się bowiem idealnie w kontekst myśli Lavaterowskiej[63].. Wśród fizjonomicznych diagnoz charakterów, temperamentów i profesji bohaterów Na prowincji najbardziej innowacyjnie została przedstawiona – inspirowana antropologicznym dyskursem ciała – mowa spojrzenia, dotyku i głosu. Na tej podstawie Skorupa wskazała właściwości utworu świadczące o doskonaleniu warsztatu młodej pisarki (rozwój techniki kontrastu, skomplikowanie i pogłębienie portretów heroiny oraz utracjusza-lekkoducha, poszerzenie i urozmaicenie „diagnostyki fizjonomicznej” wzroku czy dotyku w porównaniu z wcześniejszymi utworami). Oprócz tego pojawiła się propozycja osadzenia Na prowincji w publicystyce Orzeszkowej oraz w komparatystycznym kontekście twórczości George Sand[64].. Praca Skorupy przyniosła wreszcie nowość w dziejach recepcji utworu: graficzne portrety postaci, sporządzone podług fizjonomicznych wskazówek narracji. Abstrahując od trafności konkretnych propozycji plastycznych, oryginalną inicjatywę trzeba docenić jako jedyny przypadek wizualizacji tekstu Na prowincji.
Najnowsza publikacja, w której poświęcono uwagę Na prowincji, autorstwa Iwony Wiśniewskiej, to omówienie roli „zakątka, partykularza, prowincji” w wybranych wczesnych tekstach Orzeszkowej[65].. Badaczka w sposób wnikliwy rozważyła semantykę tytułu powieści, zwracając uwagę na widoczny u młodej pisarki zabieg „dowartościowania prowincji”, która ukazana została niejednoznacznie: w duchu gogolowskiej satyry, ale też jako „niemal arkadyjska wizja […] z pieśni sobótkowych Kochanowskiego” – a główny bohater to równocześnie i „rasowy prowincjusz”, i jego zaprzeczenie, czyli „obywatelski i człowieczy ideał”[66].
Osobny rodzaj recepcji można zauważyć w popularnonaukowym obiegu medialnym. Na stronach internetowych księgarni pojawiły się hasła i notki reklamujące wydanie Na prowincji w formie e-booka. Witryny polecają powieść jako „jeden z mniej znanych utworów pisarki” i „świetne uzupełnienie lektury Nad Niemnem” lub odwołują się do chwytliwych haseł tematyki kresowej oraz obyczajowej: „Akcja umiejscowiona jest na kresach. Powieść tworzy przejmujący portret ziemiańskiej rodziny”[67][68]..
Na zakończenie warto podkreślić rozbieżności w propozycjach genologicznych, jakie pod adresem utworu wysuwali krytycy i historycy literatury dokonujący jego klasyfikacji typologicznej. Chmielowski zaliczył Na prowincji do „powieści psychologicznych”, zaznaczając, że autorka usiłuje „nadać swym psychologicznym studiom jakiś cel obszerniejszy, społeczny”, ale z braku talentu, „widząc wszystko przez szkła zmniejszające, nie może podołać takiemu zadaniu”[69].. W opinii Feldmana podział tematyczny tomów w wydaniu zbiorowym Pism pod redakcją Drogoszewskiego przeznaczał Na prowincji miejsce wśród powieści „kobiecych i rodzinnych”[70]. Stanowisko Żmigrodzkiej było niejednoznaczne: z jednej strony autorytatywnie wyrokowała (z niejakim wypaczeniem chronologii tekstów), że „utwór miał kontynuować zapoczątkowany przez Pana Grabę rodzaj powieści społecznej”; z drugiej strony przyporządkowała fabułę Na prowincji do konwencji romansowych; jeszcze gdzie indziej wydawała się sugerować termin „społeczny melodramat”[71]. Podobne eklektyczne rozwiązania wysunęły Martuszewska – optując za romansem podporządkowanym problematyce społecznej[72]., Borkowska – pisząc o „sztucznym połączeniu powieści tendencyjnej z romansem”[73], oraz Noworolska – podkreślając stan przejściowy między „konwencją romansową dryfującą w stronę melodramatu” a powieścią społeczną[74].. Pojawiła się także propozycja wykluczająca tradycję romansu[75]..
Recepcja Na prowincji przeszła zatem dość zaskakującą ewolucję: od umiarkowanego zainteresowania, poprzez zapomnienie, po rodzaj swoistego renesansu w ostatnich dekadach. Jednak mimo stosunkowo częstej obecności w publikacjach naukowych powieść nie doczekała się właściwie osobnego omówienia czy wstępu w którejś z edycji, z reguły dostarczała materiału ilustracyjnego określonym tezom badawczym. Utwór Elizy Orzeszkowej z 1869 roku funkcjonuje głównie jako tekst archiwalny i dokument historycznoliteracki, który nigdy nie miał szansy ani na żywotną obecność w odbiorze kolejnych pokoleń czytelników czy w kanonie lektur edukacyjnych, ani na jakąkolwiek adaptację w świecie mediów. Rezonans powieści za granicą również był nikły; Na prowincji doczekało się przekładu tylko na język rosyjski (w ramach sześciu wydań z lat 1903–1993)[76].
Powieść Orzeszkowej z 1869 roku była w pewnym sensie utworem przełomowym: ostatnim w „nastroju romantyczno-doktrynerskim” i „sentymentalno-dydaktycznym” [77], który nie zdobył większego uznania krytyki – oraz ostatnim tak bardzo ciążącym w stronę dziedzictwa post- i preromantycznego, biedermeierowskiego, oświeceniowego, a nawet wcześniejszego. Podobnie jak inne teksty debiutantki powstawał w dość niespokojnych okolicznościach biograficznych, w czasie zmagań o utrzymanie majątku, spłatę kolejnych kontrybucji oraz unieważnienie małżeństwa. Jednocześnie był to okres niezmąconego jeszcze, rokującego na przyszłość narzeczeństwa z Zygmuntem Święcickim oraz końcówka egzystencji we względnie bezpiecznym azylu ziemiańskim [78]. Antynomiczny stan zawieszenia między rozpaczą a nadzieją, przygnębieniem a entuzjazmem, spokojem a nudą najwyraźniej odzwierciedlił się w tonacji tej właśnie powieści, jednej z mroczniejszych w tym okresie i równocześnie tchnącej naiwną, bukoliczną pogodą. Wewnętrzna sprzeczność utworu sięga głębiej: mimo jawnego dydaktyzmu wydaje się on najmniej pozytywistyczny w gronie bardziej „postępowych”, a jako najbardziej idylliczny spośród nich jest przecież najbliższy późniejszej, „rustykalnej” Orzeszkowej. Bardzo konwencjonalne Na prowincji nie wpisuje się też całkowicie w poetykę literatury tendencyjnej – dzięki umiarkowanej auktorialności, elementom narracji personalnej, niejednoznacznym rysunkom postaci, dość rzeczowej tonacji i przyczynowo-skutkowej logice fabuły. Ponadto powieść, choć naiwnie melodramatyczna, wolna jest przecież od patetycznej, afektywnej pretensjonalności, jaka cechuje wiele fragmentów późniejszego Pana Graby.
Przy tym wszystkim utwór wprowadza interpretatora w niejaką konfuzję. Co począć z banalną tezą, ilustracją oczywistych prawd i życiowych truizmów („Młoda kobieto, pamiętaj, że tylko człowiek o zaletach umysłu i charakteru, nie wybrany z powodu powierzchownych wartości, jest dobrym towarzyszem życia” [79])? Jak oceniać spektakularne pedagogiczne fiasko, jakie ponosi tutaj wzorcowy sposób wychowania panny, której „lampa rozumu” gaśnie w ogniu namiętności, a maksyma, że „siła rozumu i szlachetności mężczyzny” zawsze musi wywrzeć na kobietę „wpływ atrakcyjny”, okazuje się iluzją[80]. Niewiarygodnej logice owego pedagogicznego fiaska poświęcony jest w powieści emocjonalny passus na pograniczu narracji personalnej i auktorialnej (zob. s. ).? Przyjrzenie się poszczególnym aspektom powieści i przetestowanie różnych perspektyw jej oglądu pozwoli może lepiej zrozumieć differentia specifica tego konkretnego przypadku „niedołęstwa”[81] twórczego, jak sama autorka po latach surowo ochrzciła swoje juwenilia.
Jeśli początkowe utwory Orzeszkowej są „ogniwami, które różnostronnie zahaczają się o siebie i jakby wywijają się z poprzedzających”[82], to trzecia powieść autorki „wywija się” z kilku wcześniejszych publikacji. Spełnia antyromansowy postulat Początku powieści (1866); uzupełnia Ostatnią miłość (1867), z której „o szczegółach pożycia niedobranych małżonków prawie niczego się nie dowiadujemy”[83]; wzbogaca obraz „klatki” prowincji (W klatce, 1867) o „klatkę” małżeństwa; nawiązuje również do takich nowalijek pisarskich jak Beata czy Wspomnienia z powiatu pińskiego[84]. Utwór z pewnością zawiera też ślady dziedzictwa, jakie zwykło się przyjmować dla wczesnego dorobku Orzeszkowej: inspiracje prozą międzypowstaniową (Feliks Bernatowicz, Józef Korzeniowski, Józef Ignacy Kraszewski, Jan Zachariasiewicz – wątki miłosne, obrazkowe fizjonomie rodziny, środowiska i prowincji), francuską (Jules Michelet, George Sand, Victor Hugo – postromantyczna retoryka i patos, wątki emancypacyjne), rosyjską czy angielską (Nikołaj Gogol, Charles Dickens, William Makepeace Thackeray, Jane Austen – elementy społecznej satyry, liryczno-kameralne studium obyczaju), choć trudno przypisać im decydujące znaczenie. Eklektyzm gatunkowy tekstu wypada określić mianem romansu społecznego; jest to właściwie rodzaj sfabularyzowanego traktatu o przyczynach i skutkach nieudanego małżeństwa (być może zainspirowany słowami Micheleta: „wyobraziłem sobie dwoje młodych ludzi, których żenię i których śledzę w ciągu całego ich życia”[85]). I jeśli w Panu Grabie widziano powieść dla mężczyzn, a w Pamiętniku Wacławy utwór dla kobiet, Na prowincji komplementarnie je łączy, będąc przestrogą zarówno przed złym wychowaniem młodzieńców, jak nierozważnym postępowaniem panien – przy czym nie jest to jeden z „licznych obrazów nieszczęśliwych małżeństw, zawartych z konwenansu lub wyrachowania”[86]. Powtarzana uporczywie teza o pokrewieństwie powieści z Ostatnią miłością, Panem Grabą czy W klatce jest słuszna tylko częściowo, bo habitus wychowania i małżeństwa nie wyczerpuje horyzontu poznawczego Na prowincji; wydaje się, że utwór porusza więcej zagadnień czy aspektów rzeczywistości niż tamte, nawet jeśli czyni to powierzchownie, stereotypowo lub w sposób enigmatyczny. Być może wynika to z niezbyt skoordynowanej, eklektycznej i poszukującej formuły powieściowego dyskursu, niekoniecznie jednak musi być uznane za wadę.
Na miano „epika prowincji”[87] zasłużyła Orzeszkowa dzięki całokształtowi swej twórczości; można jednak wątpić, czy przyczynił się do tego jej wczesny utwór, mający hasło prowincji w tytule. Nikt z recenzentów specjalnie nie zachwycał się „urzędowymi” obrazami „bez życia i kolorytu”[88], a raczej z kolorytem stereotypowych fizjonomii dobrze znanych z literatury międzypowstaniowej (dworków, pałacu, karczmy, wiejskich i małomiasteczkowych charakterów). Tym bardziej z dzisiejszej perspektywy trudno docenić tę schematyczną, umownie typową scenerię, pozbawioną wyrazistości krajobrazowej, etnograficznej czy kresowej, która miała przesądzić o atrakcyjności dojrzałej prozy pisarki. Koloryt lokalny Na prowincji sprowadza się głównie do onomastyki: Niemna, Polesia, Kowieńszczyzny, Kobryńszczyzny zaszyfrowanej w „powiecie K.” oraz autentycznej nazwy Adampol[89]. Anonimowe pozostają miasteczko X. oraz miasta powiatowe K. i N., a toponimy Piaseczna, Pszeniczna, Topolin – w mniejszym stopniu zapożyczona od nazwy rzeki Niemenka – wydają się czysto literackie. Prawdopodobnie jesteśmy w nadniemeńskich, rodzinnych stronach autorki, a rozległy płaski krajobraz ewokowany w części drugiej odpowiada południowym terenom Grodzieńszczyzny, bliżej litewskiego Polesia[90]. Lokalna białoruska wieś ukrywa się za powieściowym horyzontem; służący faworyt to stereotypowa kreacja przebiegłego człowieka gminu, zaledwie raz wzmiankowane są wiejskie „mołodyce”. Niedookreśleniu przestrzenno-środowiskowemu towarzyszy rozmycie fabularnej chronologii[91]. Sporadycznie pojawiają się aluzje do okresu postyczniowego (na przykład brak młodych mężczyzn w życiu towarzyskim), ale klimat obyczajowy, konkretne wydarzenia kulturalne i stosunki ekonomiczne (majątek z „chatami” na sprzedaż, uwolnienie z pańszczyzny jako inicjatywa prywatna) wskazują, że sześcioletnia akcja toczy się raczej przy końcu lat pięćdziesiątych lub na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych[92]. Niewykluczone, że w epoce Orzeszkowej enigmatyczny chronotop powieści konkretyzował się przez nieczytelny już dzisiaj klucz fabularny;[93] być może gdzieś w okolicy Ludwinowa czy Milkowszyzny rozegrały się dramatyczne losy prototypu Wincuni.
W sumie obraz regionu nie może się równać ze wspaniałym, krajobrazowo-etnograficznym i obyczajowo-społecznym portretem stron nadniemeńskich, jaki zarysowała pisarka w swej wczesnej publicystyce. W Na prowincji nie ma jeszcze widocznego tąpnięcia ziemiańskiego status quo i nieuniknionych przemian modus vivendi, o których wspominała rzetelna kronikarka szóstej dekady stulecia: „bankructwa większe i mniejsze, częściowe i zupełne, mnożyć się zaczęły w sposób prawdziwie przerażający”[94]. Powieściowa prowincja Orzeszkowej nie jest też prowincją Balzakowską, z którą nieraz zestawia się diagnozy polskiej autorki. Według trafnego określenia Jerzego Tyneckiego to świat „pokostowanej ogładą staroświeckości”. A także świat ambiwalentny, zbudowany według czarno-białego schematu; tak jakby Orzeszkowej chodziło o ukazanie janusowego oblicza peryferii, podobnie jak czyniła to w ówczesnej publicystyce[95].
Z jednej strony prowincja wywiera wpływ destrukcyjny wskutek (cenzuralnie przemilczanej) sytuacji społeczno-politycznej, relacji dyktowanych przez stanowe przesądy, a także uniwersalnych wad ludzkich i słabości.
Nie znasz Pan […] – pisała w roku 1868 do warszawianina Józefa Sikorskiego – życia prowincji: wsi i miast małych, nie wiesz, jak w nich ludzie żyją i grzeszą, i boleśnie marnują się w próżniactwie i występku; a ja to wiem […] i płaczę nieraz nad nimi krwawymi, wewnętrznymi łzami, bo pragnęłabym innymi ich widzieć[96].
Pierwszoplanową rolę w tych występkach odgrywa społeczne targowisko próżności oraz chorobliwych ambicji, najostrzej zdemaskowane w życiorysie młodego Snopińskiego i potępione między innymi w obszernej perorze hrabiego Kaliksta. Aprobowany w powieści dystans międzystanowy nie jest wyrazem zachowawczości, o jaką oskarżała pisarkę krytyka marksistowska, lecz obroną hierarchii opartej na autentycznych wartościach, na surowej separacji plew ludzkich od jednostek wartościowych („ludzie niemajętni, a zasługujący na szacunek, nie napadają często […] salonów, bo nie mają na to czasu”, s. ). Właściwym elitom (hrabina) nie przeszkadza fraternizowanie się ze zdolnymi reprezentantami warstw niższych, a zdegenerowane salony (Karliczowa) pozostają w toksycznym związku z pieczeniarzami, których hodują na swoją oraz ich własną zgubę. Oprócz dramatu pierwszoplanowych postaci, będącego efektem prowincjonalnego marnotrawstwa, epizodycznie widzimy inne, mniej szkodliwe, ale nie mniej uciążliwe przejawy „małości, pretensjonalności i nietolerancji”[97], typowe dla mikrośrodowisk (plotkarskie „poczty parafialne”). Na ile ten negatywny obraz odzwierciedla prowincję litewską w ogóle, pozostającą w tyle za wymarzoną stolicą Królestwa i będącą „przestrzenią marginalizowaną, zapadłym kątem”[98]? Można podejrzewać, że w trzeciej powieści Orzeszkowej skumulowały się niejako kompleksy oraz uprzedzenia grodzieńskiej „prowincjuszki”[99].
Z drugiej strony Na prowincji ukazuje to wszystko, co Orzeszkowa chciała tam widzieć: potencjał zdolnych, energicznych ludzi i nieograniczone możliwości „sprawnie działającej komórki, budującej większy organizm społeczny”[100]. Ciekawa hipoteza Barbary Noworolskiej każe widzieć w utworze i jego tytule ilustrację koncepcji Jeana-Jacques’a Rousseau wyłożonej w Emilu: „Ducha i obyczaje narodu badajcie na oddalonej prowincji”, jako że „w takich właśnie odległych zakątkach naród przejawia swój charakter i pokazuje, jaki jest w swej istocie bez domieszek”[101]. U polskiej autorki ukazuje on potencjalne możliwości, zaprogramowane według optymistycznego scenariusza „Franklinowskiej zasady użyteczności społecznej”[102]. Skądinąd nie można zapominać, że pozytywne wzorce poznała pisarka w latach sześćdziesiątych z autopsji:
Jak w nieczęstych jeszcze, lecz już rozpoczynających się tu i owdzie próbach agronomicznych reform i ulepszeń, ujawniały się pierwsze kroki ku podniesieniu miejscowej kultury, ku dźwignięciu rolnictwa […], tak również w filantropijnych uniesieniach czczych, dorywczych […] spoczywało jądro przyszłego rozwoju[103].
Dlatego też portretowanie prowincji jest tutaj mimo wszystko mniej bolesne niż w innych wczesnych powieściach debiutantki. Nawet jeśli przypomina ona klatkę, to można w niej urządzić egzystencję ze wszech miar optymalną. Wzorcowy bohater Bolesław Topolski, pozostając na miejscu i zażywając sielskich rozkoszy, potrafi równocześnie wcielić w życie nowinki agronomiczne i przemysłowe oraz zdobyć ogładę człowieka stołecznego, zorientowanego w bieżącym życiu kulturalnym. Naturalnie dzieje się tak dlatego, że naprawdę dysponuje magicznymi możliwościami, o jakie ironicznie posądza go jego protagonista – przebywa w utopijnym wymiarze powieści tendencyjnej.
Można zatem powiedzieć, że eklektyczny wizerunek prowincji u Orzeszkowej łączy dwa projekty: centralistyczny, właściwy pozytywistom przypisującym centrum rolę edukacyjną wobec peryferii – oraz policentryczny, zgodnie z którym postęp odbywa się w oparciu o lokalne wartości i tradycje[104].
Gdzie w Na prowincji tkwi jądro tendencyjności? Biorąc pod uwagę intensywność werbalizacji w tekście, na plan pierwszy wybija się przesłanie o niewłaściwym wychowaniu płci męskiej, włożone w usta wszystkich głównych bohaterów i natrętnie powtarzane od początku do końca powieści unisono z narratorem oraz rezonerem autorskim. Teza zostaje uwypuklona ze szczególną ostrością przez założenie „wrodzonych zdolności i wielkiej siły żywotnej” Aleksandra Snopińskiego, którego potencjalnie „niepospolity umysł” padł ofiarą błędnej pedagogiki rodzicielskiej (s. ). Druga w kolejności jest teza o niewłaściwie zawieranych małżeństwach oraz nauka kierowana do dziewcząt na wydaniu. Służą im trzy płomienne inwokacje narratora (znów wspieranego przez rezonera), przestrzegającego przed wyborem partnera pod wpływem „bezmyślnego instynktu” i „halucynacji serca” (s. ) – jak również prezentacja zewnętrznej i wewnętrznej ewolucji Wincuni Niemeńskiej (Snopińskiej); „smutna jej dola [ma] być zwierciadłem przeznaczeń tysiąca innych” (s. )[105]. Przypadek mężczyzny ilustruje niejako a posteriori efekty głoszonej tezy; przypadek kobiety, apriorycznie zapowiedziany w narracji, jest rozwijany przed oczyma czytelnika na bieżąco, co dodaje przewidywalnej akcji pewnego atrakcyjnego napięcia. Wątki tych dwojga nosicieli tendencji etyczno-wychowawczych tworzą symetryczne, przecinające się kontrapunkty, które można przedstawić graficznie:
Startująca z korzystnej pozycji życiowej wychowanica Bolesława marnuje cały kapitał edukacyjny, podążając w dół za „halucynacją” i pociągiem zmysłowym, po czym, poniósłszy klęskę małżeńską, rodzinną i macierzyńską, dojrzewa do rozpoznania siebie oraz właściwych wartości życia. Zaniedbany i próżny jedynak, wiedziony nie tylko interesownością, ale też szczerym uczuciem, otrzymuje życiową szansę rozwoju u boku wartościowej partnerki, ale niezdolny do podjęcia takiej próby nieuchronnie powraca, podobnie jak ona, do punktu wyjścia, choć na przeciwstawnym jej poziomie. Ich drogi przecinają się tylko dwukrotnie, w momentach namiętnego zauroczenia (A) oraz bolesnego rozczarowania (B). Ilustracja oczywistej skądinąd tezy pedagogicznej tworzy w Na prowincji jedyny przekonujący, pod wieloma względami wiarygodny (realizm psychologiczny, obyczajowy, socjologiczny) obraz rzeczywistości, czyli pozbawioną happy endu, ponurą diagnozę – w przeciwieństwie do utopijnej tezy pozytywistycznej.
Ta ostatnia, potraktowana irytująco naiwnie i nader schematycznie, obecna jest na planie dalszym, toteż wymienić ją można dopiero na trzecim miejscu w rankingu tendencyjnej perswazji. Rola ideologii społecznej jest bez wątpienia istotna: buduje rangę wzorcowej postaci Bolesława Topolskiego i zapewnia przeciwwagę dla wątku romansowego, w ścisłym związku z koncepcją „rozumnego” małżeństwa. A jednak wydźwięk programu pozytywistycznego w Na prowincji jest słabszy niż w innych utworach tej doby. Po pierwsze, to antycypacja haseł epoki projektowanych na lata wcześniejsze, nie pozytywizm sensu stricto; Bolesław i Andrzej są raczej pionierami niż realizatorami programu pracy organicznej. Owa prepozytywistyczna utopia średniozamożnych folwarczków szlacheckich, Niemenki i Topolina, gdzie panuje idealna harmonia mieszkańców dworku z wieśniakami, otoczeniem, naturą i nowoczesnością, w równej mierze spełnia pożądane wzorce gospodarczo-społeczne, co nawiązuje do tradycji literackich Mikołaja Doświadczyńskiego przypadków, biedermeierowskich patriarchalnych idylli ziemiańskich czy klasycznych toposów sielanki[106]. Wyraźnie obecny jest tutaj oświeceniowy, Roussowski klimat mentalny. Po drugie, ilustracja modernizującej się prowincji jest podejrzanie i natrętnie optymistyczna. Widzimy wiejską oraz małomiasteczkową arkadię, zamieszkaną przez „zacnego” proboszcza, „kochaną naszą hrabinę” (na pozytywnym przykładzie zamożnych właścicielek ziemskich zależało autorce szczególnie), „roztropnego i oświeconego” karczmarza, miłosiernego urzędnika, ofiarnego lekarza, poddających się ochoczo wezwaniu do pracy organicznej hreczkosiejów i czuwającego nad wszystkim męża opatrznościowego Bolesława, inicjatora innowacji rolnych, przemysłowych, zdrowotnych i oświatowych. Rys ten od początku wzbudzał protesty interpretatorów, mówiących wprost o „cudach ekonomicznych” dziejących się w powiecie X[107]. Skąd ów swoisty regres w zestawieniu z mniej korzystnie, ale wiarygodniej ukazanym wysiłkiem organicznikowskim W klatce? Znowu można podejrzewać, że cudowny rozkwit powieściowej okolicy spełnia kompensacyjno-konsolacyjne marzenia samej autorki, która w powieści zaprzecza temu, czego doświadcza w życiu[108]. W efekcie – i to po trzecie – świat Na prowincji wykazuje zatarty status ontologiczny; echa ziemiańskiej idylli sprzed katastrofy 1863–1864 nakładają się w nim na projektowaną utopię pozytywistyczną. Trzecia powieść Orzeszkowej obejmuje nie tylko cząstkowe stylizacje mickiewiczowskie, na co od dawna wskazuje literatura przedmiotu[109], ale także jako całość stanowi rodzaj mickiewiczowskiego rozrachunku z „ostatkami” czasów przedstyczniowych, swoiste pożegnanie i zarazem hołd złożony odchodzącej w przeszłość arkadii ziemiańskiej. A wpisana w nią elegijna sielankowość (malownicze scenerie przyrody, hezjodowy rytm pracy i dni) ma także podtekst biograficzny[110]. Na prowincji zapowiada późną twórczość pisarki, w której organicznicy utopiści, choć niepewni efektów swoich wysiłków, w pozamiejskiej prowincji będą widzieć jedyny azyl chroniący przed złem miasta, cywilizacji i świata.
Jak zauważył dziewiętnastowieczny krytyk literacki, pierwsze utwory Orzeszkowej należy traktować nie jako „obrazy życia”, lecz jako „zbiory sylwetek charakterów”[111]. Sąd ten sprawdza się także w odniesieniu do Na prowincji; charaktery postaci napędzają tutaj fabułę, stoją w centrum sporu aksjologicznego, decydują o egzemplifikacji tezy. Wczesną twórczość pisarki zwyczajowo ceniono za kreacje kobiece, ale ona sama akcentowała w Na prowincji centralną parę protagonistów męskich[112] – im też najczęściej poświęcano komentarze lub komplementy. Generalnie konfiguracja bohaterów, jak zwykle u Orzeszkowej, jest regularnie symetryczna. Posiłkując się wzorcami lavaterowskimi, pisarka rozstawia paralelne lub kontrastowe kombinacje dwójkowe: Aleksander Snopiński – Bolesław Topolski, Wincunia Niemeńska – Matylda Karliczowa, Jerzy Snopiński – Andrzej Orlicki[113]. Mimo że pełnią funkcje oczywistych wehikułów tezy, określenie ich mianem „sztywne i papierowe” albo „karykatura”[114] wydaje się krzywdzące. „Gdzież był winowajca? […] Winnych tam nie było”[115] – komentował recenzent zniuansowaną, nie do końca jednoznaczną aksjologię protagonistów Na prowincji. Ci ostatni nie pasują też do dualizmu wytykanego wczesnej twórczości Orzeszkowej, gdzie rzekomo funkcjonują dwie kategorie ludzi: kochających ciało, którzy „ulegają rozczarowaniu, cierpieniom, nieszczęściom”, oraz kochających duszę, których spotyka „Eden na ziemi”[116].
„Najplastyczniej, lubo za idealnie trochę, odtworzyła autorka postać Bolesława”[117]. Istotnie, obdarzony królewskim imieniem mówiącym, pozytywny heros powieści jest kreacją dość urozmaiconą. Ma cztery twarze: wzorcowego gospodarza i działacza społecznego – reprezentanta drobnej szlachty, nosiciela staropolskiej tradycji rycerskiej i patriotycznej[118] – bohatera romansu – oraz jednostki cierpiącej, obdarzonej rysami myśliciela. Jako idealny bohater pracy organicznej jest najbardziej skuteczny, choć najmniej atrakcyjny; ogólniki programu i ich gładka realizacja sprawiają, że obce mu są problemy Wilka Garbowieckiego[119]. Niewykluczone, że postać Topolskiego zainspirował bohater Dziwadeł Kraszewskiego, idealny gospodarz i opiekun ludu, który reprezentował podobne poglądy („nie dla samego serca swojego żyjemy, nie dla tej jednej miłości kobiety, ale dla miłości ludzi, dla wszystkich”[120]). Rolę nowoczesnego sarmaty Polonusa, sugerowaną przez mowę ezopową, odgrywa bohater Orzeszkowej niejako z tradycji literackiej i przygodnie. Dwie pozostałe funkcje są ściśle powiązane: Topolski ponosi klęskę w życiu osobistym, przyjmując postawę szlachetnie pasywną i rezygnując z walki o własne szczęście[121]. W świetle ówczesnych poglądów Orzeszkowej można powiedzieć, że jedyna wada Bolesława to zbytnie zapamiętanie się w uczuciu, bo, jak deklaruje autorka motta W klatce, „miłość mężczyzny dla kobiety nie powinna być alfą i omegą ludzkiego istnienia, […] ugiąć się, złamać się pod nią może tylko człowiek słaby”[122] – tymczasem bohater Na prowincji dwukrotnie się załamuje. Dodaje to rumieńców tej skrajnie wyidealizowanej postaci oraz motywuje istnienie u jej boku pomocnego „anioła stróża”. Wreszcie momenty quasi-objawień czy kontemplacji Topolskiego zapowiadają podobne motywy w przyszłych utworach pisarki[123]. W jego postać autorka najwyraźniej wpisała klimat lat spędzonych w odludnej Milkowszczyźnie, mimowolnie antycypując swój przyszły los samotnicy z Grodna[124].
„Jaśnieje pomiędzy wszystkimi przyrodnik Andrzej”[125]. Bynajmniej nie jest tylko „plączącym się bez wyraźnej potrzeby filozofem-«naturalistą», komentującym postępki bohaterów”[126]. Orlicki stanowi drugie, doskonalsze wcielenie bohatera pozytywnego, któremu pomaga osiągnąć dojrzałość społeczną i osobowościową. Zjawiający się zawsze w porę deus ex machina, powiernik ratujący Bolesława w sytuacjach kryzysu, nauczyciel surowej etyki obowiązku i wyrzeczenia, postać koturnowa, budząca skojarzenia z mentorami klasycystycznych Bildungsromane, z hierofantem ostatecznych wtajemniczeń, z Mistrzem powołującym kolejnego apostoła, odpowiada w powieści za tonację namaszczonego, bardziej lub mniej znośnego patosu. Amator przyrodnik to równocześnie archetyp uczonego oraz wyraźny ślad ówczesnej biografii i fascynacji lekturowych samej Orzeszkowej (być może literacki hołd złożony luminarzom oświecenia i nawiązanie do Stanisława Staszica, który także prowadził badania w Karpatach)[127]. Postać Andrzeja Orlickiego mogła mieć pierwowzory w sylwetkach polskich botaników i biologów; należał do nich na przykład znany w Europie pionier ornitologii Kazimierz hrabia Wodzicki (1818–1889)[128].
„Oklepany już letkiewicz, utracjusz”[129]. Aleksander Snopiński stanowi ogniwo pośrednie pomiędzy okazem nieszkodliwego, ośmieszonego dandysa prowincjonalnego a typem demonicznego łajdaka w stylu Graby[130]. Nie wiadomo, czy i na ile użyczyły mu rysów – bo i taką hipotezę można postawić – charakter lub styl życia Piotra Orzeszki oraz jego środowiska[131]. Niektóre elementy na poły dandysowskiego, na poły hulaszczego prowadzenia się bohatera (zainteresowanie końmi, ekscentryczny pomysł sprowadzenia łabędzi z Warszawy) wskazują na bałagulstwo, typowe dla złotej młodzieży kresowej w połowie XIX wieku. Pomimo natrętnie powtarzanej opinii, że obdarzony rozlicznymi talentami[132] młodzieniec stał się ofiarą przestarzałych metod wychowawczych tudzież ślepej miłości rodziców, Aleksander jest konsekwentnie prezentowany jako urodzony sybaryta i hedonista. Stylizowany na moralitetowego kusiciela o zniewalającej urodzie staje się, podobnie jak Graba, niemal wcieleniem czystego zła; na nim żona „uczyła się ciemnych tajemnic natury ludzkiej” (s. )[133]. To on, wiedziony ambicją oraz próżnością rywala, kieruje intrygą i akcją powieści. I to on zwycięża w wymiarze fabularnym, zadając kłam dydaktycznej tezie wczesnych utworów Orzeszkowej o nieuniknionej karze dla winowajcy (Na prowincji jest pod tym względem wyjątkiem[134]). Perspektywie moralitetowej towarzyszy jednak psychologicznie pogłębione ujęcie postaci. Chwalono ukazanie degrengolady Aleksandra od zakochanego do nieczułego męża, ale ciekawy jest także obraz wewnętrznej szamotaniny człowieka słabego; motyw grzesznika na próżno tęskniącego za dobrem będzie kluczowy dla późnej twórczości „kazuistki sumienia”. W sumie wina Snopińskiego zostaje zrelatywizowana – ten „urodziwy, lecz słaby i nieco podły młodzieniec”[135] jest „najnieszczęśliwszym z ludzi” jako ofiara cudzych błędów oraz „przyzwoity grzesznik”, dręczony samoświadomością (s. , ).
„Lepiej udają się typy kobiece, np. Wincunia”[136]. Trudno dzisiaj zachwycać się „typem sielankowej dzieweczki stylizowanym na Mickiewiczowską Zosię”[137], jakkolwiek dotyczy to jedynie początkowych sekwencji powieści; kolejne partie, ukazujące przemianę bohaterki od pierwszej naiwnej, poprzez zakochaną dziewczynę, po dojrzałą kobietę, zasługują na uznanie i potwierdzają sąd o udanych portretach niewieścich w prozie debiutantki[138]. Wincunia staje się, w przeciwieństwie do Aleksandra, wcieleniem ludzkiej (kobiecej) godności i skruchy. Bliska wiktoriańskiemu modelowi „anioła w domu”[139], bierna męczennica rodem z romansu, nie pasuje do stereotypu emancypującej się bohaterki powieści tendencyjnych, nie przypomina też ulubionego przez dojrzałą Orzeszkową stoickiego „typu kobiety: «mędrca i anioła»”[140][141]. Nie ilustruje „kobiet unieszczęśliwionych przez narzucone im małżeństwo” lub „zniekształconych duchowo przez wychowanie”[142] – wprost przeciwnie, unieszczęśliwia się sama, okazując się kompromitująco odporna na cały bagaż starannego wychowania, jakie otrzymała; słusznie Piwińska wyakcentowała bezprecedensowy radykalizm, z jakim Na prowincji ostrzega przed destrukcyjnym, patologicznym żywiołem erotyzmu[143]. Wątek Wincuni – być może najbardziej atrakcyjny i nowoczesny dyskurs powieści – odpowiada za antyromansowy wydźwięk utworu, nie szczędząc intymnych, nieraz odważnych jak na epokę pisarki objawów dziewczęcej psychofizjologii, szczegółów pożycia małżeńskiego czy materialnych trosk codzienności. Bohaterce będącej nosicielką tezy towarzyszą skądinąd tropy wyszukanie retoryczne lub poetyckie[144]; kolejny dowód antynomii i kontrastów budujących świat Na prowincji.
„Typ kusicielki reprezentuje pani Karliczowa”[145]. Z postaci drugoplanowych interesująco prezentuje się femme fatale prowincji – mentorka Aleksandra, wdowa zabijająca nudę romansami i goniąca resztkami młodości tudzież majątku. Matylda Karliczowa – z jednej strony kolejne wcielenie „salonowego wampira w postaci pięknej, kapryśnej pani”[146], z drugiej postać zapowiadająca bohaterkę Chama – jest pierwszą bowarystowską i całkiem udatną kreacją w twórczości Orzeszkowej. Narracja z uwagą poświęca jej osobne studium, podkreślając rolę „zatrutych” lektur oraz kapryśne usposobienie i sprzeczności niespokojnego charakteru. Podobnie jak młody Snopiński (a także anielsko-szatańska Klotylda, bohaterka W klatce), pani Karliczowa to typ „przyzwoitej grzesznicy”, która wyrządza zło, nie będąc w istocie złą; ostatecznie nawraca się, przyjmując oświadczyny wartościowego człowieka. Jej przypadek stanowi kontrapunkt losów Wincuni, a także wariant wielu innych kreacji w utworach Orzeszkowej: podobnie jak bohaterka Ostatniej miłości pokochała w życiu „po raz ostatni” i podobnie jak skruszona heroina W klatce ulega przemianie; jej religijna dewocja, mająca „w sobie coś pierwotnego”, zapowiada satyrę Pierwotnych; wreszcie jej osobowość oraz sposób traktowania Aleksandra antycypują postaci Pani Luizy i Dobrej pani.
„Wyróżnia się małomiejski karczmarz Szloma”[147]. Spośród pozostałych figur powieści, obok sympatycznej, żydowskiej pary oberżystów – mających śmieszne słabostki, lecz niewątpliwie zasilających grono pozytywnych bohaterów – uwagę zwraca epizodyczna postać hrabiego Kaliksta K. (N.). Wystylizowany na flegmatycznego dżentelmena bogacz, cyncynat, wzorowy gospodarz i światły obywatel w jednej osobie[148], to obok hrabiny X. jeszcze jedna naiwna ilustracja programu społecznego w wydaniu sfer wyższych, ale też rzadka w późniejszej twórczości Orzeszkowej postać dickensowska, ukazana w również wyjątkowej, żartobliwej tonacji (pełna dyskretnego humoru scena oświadczyn). Podwójna fizjonomia Snopińskich, rubasznego dzierżawcy i jego skrzętnej, ograniczonej żony, nie wyróżnia się niczym szczególnym, jest stereotypowa, niezbyt konsekwentna psychologicznie i faktycznie trąci karykaturą[149]. Warto natomiast zwrócić uwagę na przelotnie zarysowaną postać Antosi, „sieroty, przez miłosierdzie trzymanej w domu państwa Snopińskich” (s. ); migawki naświetlające przedmiotowe traktowanie jej przez dobroczyńców dają wyobrażenie o gorzkim losie istot jej podobnych. Wreszcie interesujący szczegół fabularny, przeprowadzka rodziców Aleksandra na nową dzierżawę na Polesiu, perypetia zapewne konieczna dla pożądanego przebiegu akcji, to jeszcze jeden dowód na rozmycie biało-czarnych wizerunków postaci. Fakt zwolnienia uczciwego pracownika przez hrabinę, skądinąd ukazaną w pozytywnym świetle, może być interpretowany jako efekt nieudolnych metod gospodarowania przez rzetelnego, acz niewykształconego Snopińskiego seniora„[150] – lub wiarygodne odbicie stosunków lokalnych, pełnych zawiści i intryg.
Wydaje się, że dzisiaj najbardziej atrakcyjnym aspektem Na prowincji pozostaje studium namiętności i perypetii miłosnych postaci; nie przypadkiem korzenie prozy tendencyjnej tkwiły w tradycji roman de passion, nieprzypadkowo też Chmielowski uznał utwór za powieść psychologiczną[151]. Znowu pojawia się pokusa sięgnięcia po kontekst biograficzny: choć trzecia powieść Orzeszkowej nie zawiera tak wyraźnych aluzji jak Ostatnia miłość, również przepracowuje nieudane małżeństwo pisarki, ilustrując „kajdany i piekło”, „ciężką niedolę obustronną takich przygodnych związków”[152][153]. Antycypuje także oczekiwany związek ze Święcickim jako niedoszłe do skutku, wzorcowe stadło Wincuni i Bolesława[154]; ich historia byłaby freudowskim symptomem podświadomej obawy przed matrymonialną klęską.
Mimo że interpretatorzy chętnie klasyfikują trzecią powieść Orzeszkowej jako antyromans, trudno zaprzeczyć, że utwór zawiera liczne relikty tradycji romansowej lub – jak chcą niektórzy – sentymentalnej[155]. Należą do nich: klasyczna antynomia urody złotowłosej heroiny oraz antyheroiny brunetki („Madonna lub dziwka”), idealizacja kochanków, elementy intrygi i przeczucia, niespełniona i tragiczna namiętność, „męczeństwo” heroiny, melodramatyczny finał z eksponowaną sceną jej śmierci, a nade wszystko motyw miłości jako istotnej wartości egzystencjalnej[156]. Pozostaje oczywiście kwestia, na ile jest to miłość sentymentalna albo w ogóle miłość budująca. Oprócz amor patriae i caritas Bolesława, a także rozsądnej, choć osobliwej fiksacji Kaliksta, właściwie każdy rodzaj miłosnego zaangażowania bohaterów – od uczucia rodzicielskiego po różne formy erotyzmu – okazuje się destrukcyjny. Zgodnie z dewizą pisarki, parafrazującą słynne „Gdzie rozum śpi, budzą się upiory”[157], niebezpieczne „szał”, „halucynacja”, „instynkt”, „szaleństwo” czy „choroba” niszczą dotknięte nimi ofiary (nie wyjmując rodziców). Oznaki namiętności przejawiają też niemal wszyscy protagoniści utworu: Wincunia, wnikliwie studiowana w kolejnych stadiach zauroczenia, zakochania i upojenia, i w różnych „objawach […] ognistej natury” (s. ); Aleksander ze swoim temperamentem hedonisty; romansowa i ognista Karliczowa; nawet panujący nad emocjami, chłodny Kalikst; jak również Bolesław, u którego narracja podkreśla „drżenie głosu” i „nagłe ogniste rumieńce”, będące sygnałem „płomienistej, namiętnej natury” (s. , ). Można powiedzieć, że lejtmotyw zmysłowej namiętności, choć eksponowany niezbyt natrętnie, jest wszechobecny. Zawiera go także jeden z początkowych pejzażowych kadrów, ukazujący witalność przyrody w głębi gaju, gdzie „wrzało najgęstsze, najbardziej rozbudzone i rozmaite życie natury. […] ruszały się miliony drobnych, śpiewających i kochających się na wyścigi istot” (s. ).
Sentymentalne aspekty pomnikowej sylwetki Topolskiego nie przykuwały zwykle uwagi, ale to on właśnie reprezentuje tradycję romansową w najczystszej postaci; jest czułym miłośnikiem natury i wykazuje odruchy typowe dla romantycznego kochanka – po odejściu narzeczonej myśli o zemście i zabiciu rywala, podejmuje próbę samobójczą (co niezbyt pasuje do innych cech jego osobowości), pragnie umrzeć wraz z ukochaną[158]. Rozpaczliwą, chwilami frenetyczną namiętność Topolskiego można wprost nazwać werterowską, a ratuje go przed nią tylko skuteczna interwencja wcielenia stoicyzmu, altruizmu i racjonalizmu, jakim jest Andrzej Orlicki. Trójkąt Wincunia–Bolesław–Aleksander przypomina zresztą Cierpienia młodego Wertera, jedynie męskie postaci ulegają modyfikacji. Tekst Na prowincji przywołuje także inne toposy „wysokiej” kultury romantycznej. Relacja nauczyciela Bolesława i uczennicy Wincuni nawiązuje w pewien sposób do historii Abelarda i Heloizy oraz bohaterów Nowej Heloizy Rousseau. Zwerbalizowany zostaje nieodzowny, dantejski motyw wspólnej lektury niedoszłych kochanków, a rolę „księgi zbójeckiej” odgrywa tutaj poemat Słowackiego W Szwajcarii, który u kresu życia Wincenty użycza nieszczęśliwej parze wyrazów na ujawnienie ich niewypowiedzianych uczuć[159]. Trwająca po grób wierność Topolskiego, na którą żona Aleksandra odpowiada w chwili śmierci deklaracją wzajemności, to echo mitu Tristana i Izoldy; wielokrotnie eksponowany motyw włosów Wincuni wydaje się wręcz świadomą ewokacją Izoldy Złotowłosej[160]. Jeszcze inne skojarzenia może budzić „wyraz jej oczu, ten wyraz jej dziwny, głęboki, cały zasnuty tajemnymi płomieniami” (s. ) – pokrewny spojrzeniu tajemniczej Ligei z noweli Edgara Allana Poego, które wyraża wolę życia i miłości silniejszych nad śmierć. Złotowłosa heroina Orzeszkowej umiera wreszcie śmiercią czysto romansową i literacką, przykładnie ukarana; bynajmniej nie na suchoty, tylko z racji niemożliwego do stłumienia uczucia do Bolesława oraz dręczących ją wyrzutów sumienia („młodą kobietę zabija cierpienie moralne”, s. ).
Na tym kończą się pokrewieństwa z tradycją romansu, którą Orzeszkowa posługuje się w celach polemicznych. Finał powieści przynosi psychologiczne studium heroiny rozpamiętującej swoje dobiegające kresu życie[161] oraz oskarżenia pod adresem sakramentalnej przysięgi małżeńskiej, blokującej kobiecie odzyskanie wolności[162]. Trudno jednoznacznie orzec, na ile ten trzykrotnie powtórzony przez Bolesława (i raz sugerowany przez narratora) zarzut jest logiczny i wiarygodny. Bezproblemowy rozwód, z którego nie bez racji pokpiwał Chmielowski[163], stał się wszak udziałem nieszczęśliwej żony w Ostatniej miłości. Naturalnie, zwyczaj praktykowany w sferach wyższych z pewnością nie funkcjonował w prowincjonalnym środowisku (drobno)szlacheckim; myśl o takim sposobie wyjścia z małżeńskiego klinczu pojawia się – być może – tylko w głowie nonszalanckiego Aleksandra, zresztą bez żadnych konsekwencji. Nie sposób jednak oprzeć się wrażeniu pewnej sztuczności katastrofy spiętrzanej w finale; wymagała jej nie tyle logika sytuacji, ile wyrazistość dydaktycznego, idealistycznego przesłania powieści – to ostatnie zapewne zniweczyłby wszelki kompromis z życiowym pragmatyzmem.
Ale materia wątku miłosnego trzeciej powieści Orzeszkowej kusi do uruchomienia jeszcze innych kluczy interpretacyjnych, zaproponowanych w badaniach nad baśniowo-mitycznymi archetypami fabuł romansów.[164] Mutacja przypowieści o Pięknej i Bestii jest w Na prowincji oczywista – z oczywistym również zastrzeżeniem, że „u Orzeszkowej Bestia pod wpływem Pięknej wcale nie pięknieje, […] pozostaje Bestią”, a zamiast grozy obłaskawionej pojawia się groza ujawniona[165]. Bardziej interesujące perspektywy otwiera mit o Amorze i Psyche, filozoficzna baśń o „zauroczeniu pięknością, którego czar polega na nieświadomości i tajemniczości. Dążenie do niej jest przedstawione […] jako porwanie, którego sprawca pozostaje nieznany, a rozpoznany – znika”[166]. Piękny Aleksander (czyżby nieprzypadkowo nosił drugie imię Parysa?) jest dla Wincuni takim potężnym czarem, któremu daje się porwać i który, zdemaskowany, znika z jej życia. Podczas gdy mąż pozostaje zmysłowym Amorem, cierpiętnicza droga, jaką przebywa żona pokutująca za swe pożądanie piękna, doprowadza ją do rozpoznania smutnej prawdy i przeobraża w istotę duchową, Psyche – „z jedwabnych pieluch gąsienicy stawała się motylem o rozwiniętych skrzydłach ducha” (s. ) – by ostatecznie całkowicie ją odcieleśnić. Spełnia się alegoryczna, platońsko-chrześcijańska wykładnia mitu o zabarwieniu gnostyckim: pożądanie piękna (zmysłowe w stosunku do Aleksandra, duchowo-cielesne wobec Bolesława), nawet jeśli wiąże się z upadkiem, prowadzi do heroicznego, transcendentnego zwycięstwa. Konotacje platońskie w rozumieniu symboliczno-archetypalnym określają też związek Wincunia–Bolesław. Są to oczywiście dwie połówki nieszczęśliwie rozdzielonej całości, dwa ciążące ku sobie pierwiastki animy i animusa, dwa dopełniające się elementy żeńskości i męskości (te ostatnie konotuje semantyka nazwisk: wysokie drzewo topoli i płynny żywioł rzeki Niemna). Platońskich „połówek” można się także dopatrzeć w osobliwie rozpisanej scenerii przestrzennej – półkolistej konfiguracji otoczenia dworków Topolina i Niemenki, połączonych gajem niczym sanktuarium oraz biegnącą przezeń ścieżką niczym pępowiną podtrzymującą życiodajną relację[167]
[168]. W historii tych dwojga bohaterów mit Psyche i Amora funkcjonowałby odwrotnie: zmysłową, erotyczną i nieuchwytną jest „wieczna kobiecość” partnerki, a za nią podąża partner, który per aspera ad astra osiąga doskonałe spełnienie w świecie wartości duchowych, wyzbywając się pragnień cielesnych.
Jednak za najbardziej adekwatny kontekst mitograficzno-archetypowy wypada uznać mit Pigmaliona i Galatei, podskórnie drążący tekst Na prowincji. Temat kreowania kobiety przez mężczyznę jest tu wszechobecny, na płaszczyźnie narracji, fabuły, ideologii i symboliki[169]. W powieści funkcjonuje aż trzech Pigmalionów. Najważniejszym z nich jest naturalnie Bolesław Topolski, dumny demiurg Wincuni: „Mogę w istocie powiedzieć, że po części sam stworzyłem w niej duszę”; „Tak, on czuł się, i słusznie, ojcem jej duszy!” (s. , ). Po raz pierwszy dziewczyna prezentowana jest niczym zachwycające dzieło sztuki, żywy posąg na piedestale: stoi na kamiennej ławie, karmiąc gołębie, podziwiana przez spoglądających na nią mężczyzn [170]. Czyn Bolesława to jednak niepełny akt stworzenia duszy niedoświadczonej i pozbawionej świadomości ciała. Dlatego, paradoksalnie, prowincjonalny pigmalion nie stwarza tej istoty dla siebie, lecz dla innego – Aleksandra, który będzie tym właściwym, mitologicznym Pigmalionem. Dopiero on ożywia kamienną, uśpioną naturę Wincuni, budząc w niej kobietę, ciało, zmysłowość i odwzajemnione, autentyczne emocje[171]. I znowu, paradoksalnie, Aleksander w końcowym efekcie otrzymuje inną galateę niż ta, której pragnął – zaspokajając jej potrzeby zmysłowe i wywołując przesyt, przyczynia się do pełnego rozwoju osobowości Wincuni, która dopiero teraz staje się kobietą idealną, o jakiej marzył Bolesław („ukazała się jemu stokroć piękniejsza niż dawniej, opromieniona dojrzałością ducha, który przeglądał w jej spojrzeniu, światlejszy, wyraźniejszy niż wprzódy”, s. ), i kobietą wreszcie go kochającą. Czy obaj pigmalioni w tym wzajemnym przekazywaniu sobie z rąk do rąk swoistego psychosomatycznego surowca twórczego dają bohaterce szanse na samodzielny rozwój, należy wątpić; nawet dojrzewając jako zawiedziona żona i oddana matka, Wincenta czerpie impuls z tego, co zasiał wcześniej (i sieje nadal) czuwający nad nią opiekun. A ponieważ ostateczne połączenie Wincuni-Galatei i Bolesława-Pigmaliona okazuje się niemożliwe, na koniec bohaterka powraca jakby do stanu wyjściowego: leży „po całych dniach jak biały posąg”, ze wzrokiem utkwionym nieruchomo w słońce oraz w tego, który ją stworzył (s. ).
Trzecim, całkowicie nieomylnym Pigmalionem jest Kalikst, który nie ukrywa satysfakcji z aktu stworzenia nowej Matyldy, choć sprzyjające temu okoliczności mogłyby nieco osłabiać rangę czynu: „ofiarowanie pani mego majątku wtedy, gdy go najbardziej potrzebujesz, sprawia mnie samemu wielką dozę zadowolenia” (s. ). Nie jest to wprawdzie niska radość bogacza z kupna upragnionego przedmiotu, a raczej czysta rozkosz tworzenia, albo raczej poprawiania dzieła chybionego, „szczególnej psychologicznej zagadki” wybranki: „zdało mi się, że czytam jakąś dziwną książkę, której jednę kartę pisał anioł, drugą szatan. […] wzięło mię pragnienie, aby […] wkładać w księgę ducha pani inne, przeze mnie samego pisane” (s. ). Skruszona femme fatale będzie jedyną szczęśliwą Galateą szczęśliwego Pigmaliona na prowincji. Po śmierci tej nieszczęśliwej nieszczęśliwy pigmalion Topolski zajmie się już tylko stwarzaniem szczęśliwej okolicy.
Dzisiejsze emancypantki i feministki powinny się śmiertelnie obrazić na powieść Orzeszkowej. Wizja biernej, cierpiętniczej kobiecości, zdanej na stwarzającą dłoń męską – być może bagaż bardziej odziedziczony po romansie niż komentarz do ówczesnych obyczajów – jest w niej porażająca, jedyna samodzielna aktywność heroin to wybór pożądania i namiętności, o jakie woła ich emocjonalna, cielesna natura. Ale jeśli to ostatnie może zyskać uznanie w oczach wielu współczesnych, to dla Orzeszkowej, faktycznego Pigmaliona wszystkich kobiecych postaci, było kamieniem obrazy i czymś jednoznacznie nagannym; pisarka inaczej, bardziej humanistycznie niż genderowo rozumiała ideał emancypacji i w jego imię broniła kobiecości przed nią samą.
Na prowincji zadaje kłam ubolewaniom, że w powieściach Orzeszkowej – szczególnie wczesnych – nie spotykamy „umysłu, zaniepokojonego zagadką wszechbytu, dręczonego tajemnicą, pokrywającą przyczynę przyczyn”, a bohaterowie jej „nie mają ani czasu, ani ochoty […] do wnikania w głąb duszy, do rozmowy z Bogiem […]. Pozytywni to mężowie, wpatrzeni w ziemię, nie podnoszący tęsknego wzroku do nieba”[172]. Nie wspominając już o fakcie, że pozytywni bohaterowie powieści niejednokrotnie kontemplują „nieznane przestrzenie wieczności”, a spojrzeniu w niebo i na ziemię poświęcona jest osobna dygresja[173] – stwierdzić trzeba, że akurat Na prowincji prezentuje się pod tym względem całkiem interesująco. Poza tym to jeden z nielicznych utworów, który ukazuje migawki kościelnych obrzędów i (przedstawioną korzystnie) postać księdza. Także o Bogu, rzecz jasna nieortodoksyjnym, jest kilkakrotnie mowa, zarówno w płaszczyźnie narracji, jak i przemyśleń postaci.
Jeśli odrzucić lekki „pokost” realiów czasoprzestrzennych i diagnoz psychologicznych, fabuła powieści tworzy właściwie szkielet uniwersalnych historii życiowych, które mogłyby się wydarzyć zawsze i wszędzie; klasyczny schemat moralitetu, z psychomachiami bohaterów postawionych przed wyborem dobra lub zła. Brak wprawdzie wyraźnej perspektywy eschatologicznej i zachwiana zostaje aksjologia winy i kary, ale „winowajczyni” jest przykładnie ukarana, a semantyka „grzechu” (grzech, grzesznik, grzeszny) pojawia się w utworze blisko trzydziestokrotnie. Wyraźna aura metafizyczna, czy wręcz religijna, towarzyszy sylwetce Bolesława, wykreowanej za pomocą odwołań i stylizacji biblijnych na ulubiony typ Orzeszkowej – naturę skłonną do samotności, quasi-mistycznej kontemplacji, „cichego rozmyślania i modlitewnego niemal skupienia ducha” (s. ). Bogobojna pracowitość oraz chrystusowa, altruistyczna gotowość poniesienia ofiary dodatkowo wzmacniają ten wizerunek[174]. Znamienny jest kryzys, jaki bohater przechodzi po odejściu narzeczonej do próżnego, „zepsutego” Aleksandra.
I zapytał Bolesław słowami Hioba: „Czemu grzeszny zemrze w swej obfitości, nie znając trosk; prawy umrze smutny i obu zaniosą do ciemnego grobu?”. Zwiesił głowę i umysł jego począł błąkać się po rozdrożu zwątpień, graniczących z rozpaczą; w uchu brzmiało nieustannie drżące bólem bez granic pytanie Hiobowe (s. ).
Choć Topolski przekazał wychowanicy swoją koncepcję Boga „litościwego jak najrzewniejsze miłosierdzie” (s. ), w momencie załamania jawi mu się niezrozumiały i surowy „Jehowa”, który na pytanie o sens zła i przyczynę niesprawiedliwości ma tylko jedną odpowiedź: napomnienie i przywołanie człowieka do pokory. Z tą różnicą, że poddany próbie człowiek XIX stulecia, w przeciwieństwie do wiernego z Us, usiłuje mimo wszystko udzielić odpowiedzi, zgodnych z filozofią epoki i podsuwanych przez stoickie nauki Orlickiego (utylitarystyczny i historiozoficzny wymiar cierpienia jednostki żyjącej dla zbiorowości). Teza o ludzkiej bezradności wobec egzystencjalnej i eschatologicznej tajemnicy wybrzmiewa jednak bardzo głośno; „pytania hiobowe” powrócą dopiero w późniejszych utworach Orzeszkowej, począwszy od Chama.
Konstrukcja fabuły Na prowincji nie cierpi w sposób szczególnie rażący na usterki typowe dla utworów tendencyjnych – być może dzięki swej wyjątkowej prostocie i przejrzystości[175]. Dwie części, z których każda kończy się katastrofą, konfrontują ze sobą, także w scenerii pór roku, dwie epoki życia kobiety: upojne wiosnę-lato młodości oraz klęskę wieku dojrzałego, który staje się jesienią-zimą życia. Akcję tworzy wiele obrazkowych, również często antynomicznych ujęć[176]; dopełniają je fizjonomiczne portrety pierwszo- i drugoplanowych postaci, listy bohaterów oraz dygresje i komentarze auktorialnej narracji. Mimo że tych ostatnich jest dość sporo (niemal dwadzieścia), a wydarzeniom brak dynamiki, napięcie statycznej fabule nadają dylematy życia wewnętrznego postaci – „sam przedmiot dramatyczny bardzo silnie porywa czytelnika”[177].
Oprócz eksponowanej z upodobaniem techniki kontrastu powieść zawiera parę ciekawych efektów estetycznych. Należy do nich, oceniane krańcowo rozbieżnie, kuriozalne exemplum rozbudowanej psychomachii Wincuni, z barokowymi, alegorycznymi personifikacjami dobroci, sumienia, namiętności i wspomnień – ryzykowny, choć intrygujący przykład zakorzenienia prozy Orzeszkowej w tradycji klasycznej[178]. Interesujące są awangardowe, impresjonistycznie kadry wizualne[179] oraz wyrafinowany plastycznie finał utworu. Ciekawy jest także rodzaj kompozycyjnej miniklamry, jaką tworzą na początku i przy końcu tekstu epizody z udziałem wron, budujące wymowny kontrast [180]. Zwracają wreszcie uwagę wyestetyzowane efekty świetlne. W kluczowych momentach akcji powraca obraz zachodzącego słońca, który buduje nastrój wyciszonych pejzaży, tworzy liryczne lub dramatyczne tło wewnętrznych przeżyć postaci, koresponduje z gasnącym życiem bohaterki, a także z nostalgiczną aurą odchodzącej arkadii ziemiańskiej. Psychologicznie zrozumiały głód światła towarzyszący umierającej Wincuni ewokuje symbolikę kultów solarnych i nadaje finałowi charakter swoistego misterium[181]. Nie do końca udanym efektem są natomiast ogólnikowe motta, nader luźno powiązane z powieściowym przesłaniem; zarówno dedykowany całości topos wanitatywny, jak truistyczna sentencja przypisana części pierwszej (druga motta nie ma) sygnalizują jedynie wybrane wątki tekstu.
Na prowincji nie jest i nigdy nie była atrakcyjną powieścią. Jednak swoją specyfiką i pewną nietypowością wyróżnia się na tle debiutanckich utworów Orzeszkowej. Jeszcze wyraźniej niż one zapowiada „niemal wszystkie przyszłe tematy pisarki”[182]: społeczno-obyczajowe, narodowo-patriotyczne, psychologiczno-egzystencjalne, filozoficzno-metafizyczne – a różne epizody, wątki i postaci utworu zawierają zalążki takich osiągnięć artystycznych jak Dobra pani, Nad Niemnem, Cham, Anastazja, Melancholicy, Ad astra. Przepracowując tematy roztrząsane w innych utworach i przećwiczone „ponad potrzebę w różnych fabularnych wariantach”[183], autorka Na prowincji potrafiła przecież znaleźć dla nich jeszcze jedną, odrębną formułę. Kulturowa historia powieści z pewnością znajduje tutaj ciekawą ilustrację. Równocześnie pewne uniwersalne refleksje utworu – jak na przykład ta, że „młodzi ludzie łączą się w małżeństwo, nie znając siebie i nie rozumiejąc […], do czego mają dążyć” (s. ) – pozostają ciągle aktualne.
Na prowincji to według dzisiejszych kryteriów genologicznych trzecia powieść Orzeszkowej, po Ostatniej miłości i W klatce (począwszy od debiutu była to już dziewiąta pozycja beletrystyczna pisarki). Niewiele wiadomo o genezie utworu. Został napisany stosunkowo szybko, między grudniem 1868 a kwietniem 1869 roku, prawdopodobnie na zamówienie redaktora „Tygodnika Mód” Jana Kantego Gregorowicza[184]. Równocześnie młoda autorka pracowała nad publicystyczną rozprawą o kobietach oraz powieścią Pan Graba; być może nieporozumienia z redaktorem „Gazety Polskiej” w kwestii tej ostatniej skłoniły Orzeszkową do chwilowego zawieszenia pracy i zajęcia się w przerwie, niejako po drodze, innym tekstem. Rękopis powieści się nie zachował. Pierwodruk pod tytułem Na prowincji. Powieść w dwóch częściach ukazał się w roku 1869, w numerach 29–50 „Tygodnika Mód” (od 17 lipca do 11 grudnia)[185]. Była to jedna z licznych publikacji Orzeszkowej na łamach czasopisma, z którym współpracowała w latach 1868–1877, a które, choć nie cieszyło się jej zbytnim szacunkiem, reprezentując bardzo przeciętny poziom[186], było wygodne ze względu na usłużną życzliwość niewymagającego redaktora. Pisarce sprzyjał też fakt, że świadomą polityką Gregorowicza była próba pozyskania najwybitniejszych piór kobiecych[187].. Skądinąd decyzja drukowania Na prowincji w „Tygodniku Mód” mogła być elementem taktyki wydawniczej autorki usamodzielniającej się w pertraktacjach z redaktorem „Gazety Polskiej”[188].
W sposób niejasny prezentuje się kwestia pierwodruku książkowego powieści, który prawdopodobnie był odbitką z czasopisma. Podawana w bibliografiach, notach bibliograficznych i różnych źródłach informacja o warszawskim wydaniu Na prowincji z 1870 roku nie znajduje potwierdzenia w faktycznym stanie zasobów bibliotecznych; egzemplarza książki o tych parametrach nie znaleziono ani w księgozbiorach bibliotek krajowych, ani w ważniejszych bibliotekach zagranicznych. Nie wiadomo, czy mieli do niej dostęp kolejni edytorzy tekstu (noty bibliograficzne mają tylko dwa ostatnie wydania, z roku 1951 oraz 1965). Nic nie wskazuje, by tak było, ponieważ informacje o edycji z roku 1870 są nader enigmatyczne, sprowadzają się do podania daty i miejsca, bez żadnych dodatkowych szczegółów. Co więcej, prawdopodobne źródło późniejszych informacji o tym wydaniu, czyli Bibliografia Karola Estreichera z 1876 roku, także nie podaje pełnych danych[189]. Najwcześniej, bo w roku 1870, o istnieniu odbitki Na prowincji informował Piotr Chmielowski, omawiając powieści wydane w 1869 roku; trudno orzec, czy znał publikację z autopsji, czy również czerpał ze źródeł pośrednich[190]. Istnienie wydania książkowego w sposób niezbity potwierdza korespondencja Orzeszkowej do Leopolda Méyeta z okresu przygotowań do wydania zbiorowego w latach osiemdziesiątych[191].. Fakt zaginięcia egzemplarzy pierwodruku książkowego powieści nie dziwi. Już w roku 1883 redaktor jednego z czasopism chwalił pomysł wydania pism zbiorowych Orzeszkowej („w handlu bowiem księgarskim wiele jej utworów jest wyczerpanych”)[192], a do dnia dzisiejszego edycje książkowe debiutanckich powieści pisarki przetrwały w postaci nielicznych singli i należą do rzadkości. Wydanie Na prowincji z roku 1870 musiało zatem ulec w obiegu czytelniczym całkowitemu „zaczytaniu”, znikając ze wszystkich publicznie dostępnych księgozbiorów (trudno ocenić pod tym względem stan zasobów prywatnych).
Za życia autorki utwór w postaci książkowej został opublikowany jeszcze tylko raz, w ramach warszawskiego wydania Lewentala z 1884 roku (Tanie zbiorowe wydanie powieści, t. 4–5). Orzeszkowa, zdecydowawszy się na tę edycję ostatecznie za namową Jana Karłowicza, postanowiła nie wprowadzać żadnych poprawek w swych pierwocinach literackich, aby ukazać „typ rozwijania się umysłu i twórczej zdolności kobiety-samouka”[193].. Dotyczyło to również Na prowincji, której tekst, podobnie jak innych utworów, oparto na pierwodruku czasopiśmienniczym[194]. Mimo to obie wersje powieści – z „Tygodnika Mód” oraz z TZWP – wykazują sporo różnic językowo-formalnych. Ustalenie autorstwa zmian jest trudne, epistolografia pisarki nie zawiera bowiem żadnych uwag w tej kwestii; wiadomo tylko, że nie zawsze była zadowolona z przebiegu prac wydawniczych, narzekając ogólnie na samowolne obchodzenie się redaktorów z tekstam[195].i. Jak asertywnie stwierdził Julian Krzyżanowski, wydanie książkowe zawiera „poprawki stylistyczne […], sporządzone za życia, a może i przy bezpośrednim współudziale Orzeszkowej”[196]. Rezygnacja ze zmian merytorycznych istotnie nie musiała oznaczać rezygnacji z poprawek formalnych, zwłaszcza że pisarka już w latach sześćdziesiątych skarżyła się na „niezmierne mnóstwo drukarskich błędów” w publikacjach „Tygodnika Mód”[197]. Powtórzyła to samo, gdy przygotowywane było zbiorowe wydanie pism, co więcej, korespondencja z Salomonem Lewentalem zaświadcza, że pisarka odczuwała potrzebę kontroli, upominając się o przesłanie „korekty powieści Z życia realisty do poprawienia błędów drukarskich”[198]. Jednak na tle ówczesnych obyczajów redaktorskich, które sankcjonowały bezceremonialne „poprawianie” autora, korekta mogła być także dziełem nieujawnionego z nazwiska redaktora, takiego na przykład jak Stanisław Krzemiński („przygotowywał pisma Orzeszkowej do wydania, a w niektórych czynił nawet znaczne poprawki w zakresie różnych realiów, np. w powieściach z życia żydowskiego”[199].) albo Wincenty Korotyński (intensywnie „poprawiał” tekst Nad Niemnem do pierwodruku[200]). W rezultacie edycja Na prowincji z 1884 roku wprowadziła bardzo dużo drobnych korekt formalnych (błędy drukarskie) i interpunkcyjnych, sporo zmian ortograficznych, fleksyjnych i leksykalnych, mniej – składniowych, stylistycznych czy frazeologicznych, a najmniej – merytorycznych (sprostowanie błędu w anegdocie o Auguście III Sasie). Znaczną część tych zmian stanowiły zabiegi modernizujące, które objęły przede wszystkim ortografię, interpunkcję (zapis dialogów) i fleksję. Równocześnie w wielu wypadkach pojawiły się także starsze formy leksykalne i (w mniejszym stopniu) fleksyjne[201]. Wydanie Lewentalowskie zachowało jednak trochę usterek pierwodruku (literówki, opuszczone wyrazy, niezręczności gramatyczne i składniowe, nielogiczności). Z racji niestarannej formy językowej obu przekazów, a przede wszystkim mnóstwa literówek w pierwodruku, pojawiają się nieraz wątpliwości, czy pomiędzy wydaniem czasopiśmienniczym i książkowym występują faktyczne różnice, czy są to jedynie konsekwencje zaniedbań korektorskich. Na przykład w zdaniu pierwodruku: szczerze zazdroszczę panu, że widziałeś teatr warszawskie niegramatyczne wyrażenie mogło oznaczać zarówno błędną liczbę mnogą przydawki, skorygowaną w podstawie na teatr warszawski – jak i błędną liczbę pojedynczą dopełnienia w znaczeniu teatra warszawskie, odrzuconym w podstawie (analogicznie w przypadku rzekomej odmiany najcięższe spełnić pracę [prace?] / najcięższą spełnić pracę). Podobne wątpliwości budzą hipotetyczne literówki (m.in. ażali/azali, ktore/które, na/nad, narzuczoną/narzuconą, Panie Tomasz / Panie Tomaszu, rozpełzdły/rozpełzły, sliczna/śliczna, sród/śród, ula/celu, wyobrażni/wyobraźni, wyrabionych/wyobraźni), a także frazy, w których można widzieć zarówno usterki niestarannego pierwodruku, jak i niezręczności językowe tej wcześniejszej wersji tekstu (np. roje owadów i grające w promieniach słońce / roje owadów, igrające w promieniach słońca; sprowadzić mogą nam niebo nasze / sprowadzić mogą na niebo nasze).
Utwór doczekał się trzech wydań pośmiertnych. Dwa z nich przyniosły edycje zbiorowe: Pisma. Wydanie zbiorowe zupełne w opracowaniu i ze wstępem Aurelego Drogoszewskiego (t. 11, Warszawa 1913, Gebethner i Wolff) oraz Pisma zebrane pod redakcją Juliana Krzyżanowskiego (t. 3, Warszawa 1951, Książka i Wiedza); osobno wydano Na prowincji w opracowaniu anonimowym (Warszawa 1965, Czytelnik). Aureli Drogoszewski oparł się prawdopodobnie na wydaniu Lewentala, korygując tekst w dość znacznym stopniu oraz eliminując kresowe właściwości stylu Orzeszkowej[202].. Julian Krzyżanowski podstawą swej edycji uczynił pierwodruk, z uwzględnieniem „drobnych poprawek stylistycznych” zawartych w wersji z 1884 roku[203]. Redaktor wydania odrębnego zdecydował się na kontaminację druków z lat 1884 i 1913[204]. W praktyce trzy pośmiertne publikacje powieści były dość synkretycznym rezultatem korzystania z wszystkich wcześniejszych, ponadto wprowadzały dodatkowe korekty i zmiany. Już w XXI wieku ukazało się kilka wydań cyfrowych Na prowincji, tekst powieści jest również dostępny w domenie publicznej[205].
Podstawą niniejszej edycji jest wydanie Lewentalowskie z 1884 roku – jedyne zachowane obecnie wydanie książkowe powieści, jakie ukazało się za życia autorki. Głównym powodem takiego wyboru podstawy jest fakt, że edycja z roku 1884 jest znacznie bardziej uporządkowana i skorygowana niż niestaranny pierwodruk, a także pod wieloma względami bliższa dzisiejszym normom typograficznym oraz – w wielu przypadkach – językowym. Oprócz sporadycznie występujących literówek, wadliwych czy brakujących wyrazów, a także pewnych niekonsekwencji w zapisie zwrotów obcojęzycznych, skrótów, tytułów i dialogów, forma graficzna podstawy nie wymagała większej korekty.
W niniejszej edycji zdecydowano się na wprowadzenie pięciu emendacji i trzydziestu dwu koniektur. Emendacji dokonano na podstawie tekstu pierwodruku: uzupełniono brakujące części składniowe (i [młody czło]wiek), dla potrzeb logiki zdania skorygowano końcówkę fleksyjną wyrazu (znajomych, których u niego widziała → znajomych, których u niego widział), dodano brakujący znak wykrzyknienia (oj[!]), a także wymieniono nielogiczny pytajnik na wykrzyknik (Na krok odstąpić siebie nie mogą i żeby pięćdziesiąt osób było koło nich, on zawsze siedzi przy niej? → Na krok odstąpić siebie nie mogą i żeby pięćdziesiąt osób było koło nich, on zawsze siedzi przy niej!) oraz zlikwidowano pytajniki niezgodne z dzisiejszymi normami interpunkcyjnymi (jak się […] wyda? czy spodoba się […]? → jak się […] wyda, czy spodoba się […].). Pozostałe zmiany to koniektury. W szesnastu przypadkach dotyczą one interpunkcji w miejscach, w których brakowało znaków, były niezgodne z dzisiejszymi normami interpunkcyjnymi lub nie udało się znaleźć dla nich logicznego uzasadnienia: to wprowadzenie sześciu wykrzykników, dwóch pytajników, jednego wielokropka, zamiana trzech wykrzykników na pytajniki i trzech pytajników na kropki oraz likwidacja nieuzasadnionej pauzy na początku partii narracyjnej. Wykrzykniki lub pytajniki wstawiono w zdaniach, gdzie całkowity brak interpunkcji w kontekście emocjonalnej tonacji wypowiedzi oraz wołającej/pytającej intencji interlokutora był rażący, stwarzając pewien dysonans odbiorczy. W trzynastu wypadkach zmieniono strukturę akapitów: dwa akapity wprowadzono zgodnie z obowiązującymi dzisiaj normami zapisu dialogów, aby oddzielić słowa postaci od wypowiedzi narratora, pozostałych jedenaście interwencji dotyczy likwidacji pojedynczych akapitów wewnątrz krótkich lub niezbyt długich wypowiedzi postaci (zapis w podstawie uznano za potencjalnie dezorientujący i zbyt sprzeczny ze współczesnymi normami). Wydzielanie akapitów w dłuższych wypowiedziach bohaterów pozostawiono bez zmian. Trzy ostatnie koniektury dotyczą leksyki i składni. Wprowadzono jeden brakujący i zrekonstruowany domyślnie wyraz (i [prędzej] przypuściłabym, że w nocy słońce zaświeci), wymieniono słowo nielogiczne w kontekście (zależności → niezależności), wreszcie zmieniono część zdania (było tak widoczne i czystym, tak jasnym i otwartym → było tak widocznym i czystym, tak jasnym i otwartym), wprowadzając formę fleksyjną zgodną z pozostałymi formami w zdaniu. Niektóre z emendacji i koniektur pojawiły się już we wcześniejszych wydaniach z lat 1913, 1951 i 1965; jedną emendację oraz jedenaście koniektur wprowadzono po raz pierwszy.
Mimo pewnego uwspółcześnienia tekstu podstawy w stosunku do pierwodruku (między innymi kwestie spółgłosek podwojonych, łącznej i rozdzielnej pisowni wyrazów, zapisu o–ó–u, grafiki dialogów, zmian głoskowych – np. gwieździe zamiast gwiaździe itp.) ortografia podstawy nadal jest dość archaiczna z dzisiejszego punktu widzenia i w niniejszej edycji znacznie ją zmodernizowano. Usunięto e kreskowane (np. daléj, dobrodziéj, téj, żyznéj); znak zmiękczenia spółgłosek wargowych w wygłosie (głąb’, jedwab’); podwojenia spółgłosek w wyrazach obcych (np. billard, gamma, hallucynacya, kommers, parantella, summa, zainstallować); duże litery w rzeczownikach pospolitych (np. Akademia, Flora, Kwiecień, Ołtarz, Pan, Rodziców) i przymiotnikach odrzeczownikowych (np. Adampolski, Topoliński). Zmieniono ortografię zwrotu Marię z dziecięciem → Marię z Dziecięciem oraz wprowadzono dużą literę w wyrazach Żyd, Żydówka, Żydzi. Zachowano oboczność Boży/boży. Literę x zastąpiono połączeniem ks (Alexander, ex-, Kalixt → Aleksander, eks-, Kalikst). Zlikwidowano dźwięczność końcówki bezokoliczników (np. módz, pomódz → móc, pomóc) oraz głosek z, ź w różnego typu wyrazach, m.in. w formacjach przyrostkowych i przyimkach (np. blizkie, francuzki, mnóztwo, nizkiej, rzeźko, z pomiędzy, z przed → bliskie, francuski, mnóstwo, niskiej, rześko, spomiędzy, sprzed). Uwspółcześniono zapisy w zakresie on–ą i en–ę (np. bronz, ponsowy, tentent → brąz, pąsowy, tętent), a także y w funkcji i lub j (materyalnymi, poezyi → materialnymi, poezji); pozostawiono mieszczącą się w dzisiejszej normie formę Maryi w znaczeniu Matki Boskiej (czystej Maryi). Występującą w podstawie oboczność snadź/snać ujednolicono do formy współczesnej snadź. Pisownię o–ó–u – która w podstawie ma starszy wariant ortograficzny, w części zaświadczający zapewne (fonetyczne) formy regionalne (np. Jakób, powłoczysta, spodnica, spojrz, sprobować, tłómaczyć), nowszy (np. biurko, doktor, mnóstwo, nuta, zaprószonych) oraz oboczny (np. coś/cóś, ktoś/któś, mowna/mówna, wskroś/wskróś) – zmodernizowano w wyrazach Jakub i tłumaczyć; pozostałe formy zachowano. Utrzymano również regionalizmy ortograficzno-fonetyczne typu dosłuchywać się, marźnie, mężczyzni, rznęli, śpichrz, śpiżarnia, wrzaszkliwymi, a także oboczności bolesny/boleśny, chychoty/chichoty, radośny/radosny, wcześny/wczesny, wrażliwa/wraźliwa, źwierciadło/zwierciadło. Bez zmiany pozostawiono także oboczność głoskową patrzył/patrzał.
W podstawie jest wiele przestarzałych już dziś form łącznej i rozdzielnej pisowni wyrazów. W niniejszej edycji wprowadzono łączną pisownię zaprzeczonych przysłówków (np. nie zupełnie → niezupełnie) i imiesłowów przymiotnikowych (np. nie ogrzane → nieogrzane) oraz przyimków (po-nad, po-przez, w koło, z za → ponad, poprzez, wkoło, zza) i niektórych spójników (np. dla tego, to też → dlatego, toteż). Natomiast pisownię łączną zlikwidowano w wyrażeniach przyimkowych (nawskróś → na wskróś; zrana → z rana) i różnych innych zwrotach, z których pewne funkcjonują w podstawie w postaciach obocznych (np. jakto, nie ma/niema, niemniej licznego, nie tylko/nie tylko, pocóż → jak to, nie ma, nie mniej licznego, nie tylko, po cóż). Zmodernizowano bardzo wyraźną w podstawie tendencję do używania dywizu. Dotyczy to form trybu przypuszczającego (np. czy-bym […] był zdolen, którym-by […] był pożyteczny, wstyd-byś zrobiła → czy bym […] był zdolen, którym by […] był pożyteczny, wstyd byś zrobiła), wyrazów z partykułą -że, -ż (było-ż, jest-że, powiedz-że, wesoło-ż → byłoż, jestże, powiedzże, wesołoż) oraz licznej grupy innych wyrażeń zapisanych z dywizem (np. czyż-by → czyżby; dla czego-żeś → dlaczego żeś; dla tego-to → dlatego to; dwudziesto-letni → dwudziestoletni; kiedy-niekiedy → kiedy niekiedy; kilkunasto-morgowego → kilkunastomorgowego; po-raz → po raz; pół-kola → półkola; sam-na-sam → sam na sam; te-to → te to; w niego-to → w niego to). W większości spośród licznych przymiotników złożonych wprowadzono (w myśl dzisiejszej normy) pisownię łączną, uznając, że człony złożenia nie są równorzędne znaczeniowo (np. blado-błękitne, brudno-błękitnymi, ciemno-zielonych, różno-barwne, różno-farbnej, srebrno-piórych, wielko-światowego, w niebo-branych, zielono-głowe → bladobłękitne, brudnobłękitnymi, ciemnozielonych, różnobarwne, różnofarbnej, srebrnopiórych, wielkoświatowego, wniebobranych, zielonogłowe). Dywiz zlikwidowano także w wyrazach z przedrostkiem eks- (eks-ekonom, eks-faworyt → eksekonom, eksfaworyt). Łącznik zachowano natomiast (zgodnie ze współczesną nam normą) w przymiotnikach złożonych z członów równorzędnych znaczeniowo (np. filozoficzno-dziejowego, hulaszczo-tęsknym, kapryśno-żartobliwą, szlachecko-demokratycznym). W dwóch przypadkach zastosowano pisownię rozłączną, uznając, że chodzi o zestawienie przysłówka i imiesłowu przymiotnikowego lub przymiotnika (drwiąco-zadowolony → drwiąco zadowolony; wesoło-pustymi → wesoło pustymi).
Występujące w podstawie różne postacie skrótów Ś-tą, Św., Ś-tej, św., Ś-go ujednolicono do formy św.; zmodernizowano skróty i t. d., i t. p., t. j. → itd., itp., tj.; bez zmian pozostawiono skróty ks. oraz M-lle. Utrzymano także pełną formę słowną rubli. Poza dwoma przypadkami: 10,000 rubli, 28 lipca, zapis liczebników w podstawie jest słowny; zachowano taką ortografię, modernizując jedynie zapis 10,000 → 10 000. Niejednolitą pisownię tytułów oraz zwrotów obcojęzycznych („pozdrowienie Anielskie”; „tajemnice Paryża”; „Historia Papieżów”; „Tadeusz”; „żyd tułacz”; „Je vous aime”; „entrée au bal”; „Il paraît, que le jeune homme est amoureux fou de cette petite fille”) skorygowano ortograficznie i ujednolicono do zapisu kursywą. Wyróżnienia – w podstawie zapisane kursywą – oddano czcionką rozstrzeloną (z wyjątkiem pojedynczych liter, gdzie pozostawiono kursywę). W jednym zwrocie francuskim wprowadzono właściwą ortografię (pèle-mèle → pêle-mêle), w paru innych uzupełniono znaki diakrytyczne (pod tym względem podstawa jest raczej staranna; tylko sporadycznie występują e, i zamiast é, î). Nieliczne literówki w tekście, głównie w drugiej części powieści, zostały milcząco skorygowane (blodyn → blondyn, dzierawie → dzierżawie, ja → jak, muzyczego → muzycznego, pierścionak → pierścionek, płomien → płomień, zabieramy → zawieramy). W rejestrze odmian nie odnotowano także ewidentnych omyłek z pierwodruku (np. wadliwej składni zdania: Sanie wjechały małymi domkami w ostawioną ulicę miasteczka zamiast Sanie wjechały w ostawioną małymi domkami ulicę miasteczka); do wykazu włączono natomiast jeden zabawny, hipotetyczny lapsus: Współdzicy Bajroni zamiast Współdzicy baroni.
W ramach modernizacji zlikwidowano cudzysłowy w monologach wewnętrznych, przy zblokowanych tekstach wierszy oraz na początku kolejnych akapitów w zapisach listów (znak ten pozostawiono tylko na początku akapitu pierwszego i na końcu ostatniego), natomiast konsekwentnie wprowadzono cudzysłowy przy wszystkich przytoczeniach słów, które są wypowiedziami lub można je za takie uznać (wobec różnorodności zapisów form podawczych w powieści Orzeszkowej nie jest to jednoznaczne). W jednym przypadku przesunięto niewłaściwie umiejscowiony cudzysłów (pisze, „że książki te […]” → pisze, że „książki te […]”). W tekście uzupełniono także brakujące litery, jeden wyraz oraz fragmenty słowa i zdania (zob. wymienione wcześniej literówki oraz uwagi w części Podstawa edycji, emendacje i koniektury).
Interpunkcja tekstu podstawy nie różni się w znacznym stopniu od norm obowiązujących dzisiaj. Skorygowano jednak pewne niezgodności. W kilkudziesięciu przypadkach jest to dwukropek w funkcji średnika (np. Coraz uroczystsza cisza obejmowała dworek: za bramą po polach rozkładały się mgły; Krótko to jednak trwało: podniósł czoło, bledsze jeszcze niż było wprzódy; Tu […] każde miejsce było […] pamiątką: tam trzeba będzie przywykać dopiero) – w miejscach tych został wprowadzony średnik. W kilku przypadkach średnik lub dwukropek zastąpiono przecinkiem (np. mówi: że kto rano wstał → mówi, że kto rano wstał; to, co czujesz; nie jest miłością → to, co czujesz, nie jest miłością) – albo pauzą, która była w pierwodruku (obejrzał się: okno pokoju Wincuni różowiało → obejrzał się – okno pokoju Wincuni różowiało). Poza tym uzupełniono zgodnie z obowiązującymi dzisiaj normami kilkanaście przecinków (np. jesteś owszem ładniejszą → jesteś, owszem, ładniejszą; Nawzajem nie sądź pan → Nawzajem, nie sądź pan; Nie pani → Nie, pani; Oleś, Oleś nie wiem nawet, kiedy wróci → Oleś, Oleś, nie wiem nawet, kiedy wróci; Twarz dziewczyny blada pod promieniami księżyca wydawała się smutną → Twarz dziewczyny, blada pod promieniami księżyca, wydawała się smutną) oraz usunięto sporo przecinków z tymi normami niezgodnych (np. Jak, przy pierwszym spojrzeniu na tameczną naturę, można było przypuścić, że → Jak przy pierwszym spojrzeniu na tameczną naturę można było przypuścić, że; pan Jerzy, przyłożył chustkę → pan Jerzy przyłożył chustkę; tym bardziej, jeśli to panu ma pomóc → tym bardziej jeśli to panu ma pomóc; w schudłej a butnie podniesionej twarzy pana, znać było → w schudłej a butnie podniesionej twarzy pana znać było). Zmieniono także interpunkcję, a szczególnie szyk w przypadku pytajników i wykrzykników: Cóż robić? panie dobrodzieju → Cóż robić, panie dobrodzieju?; Czy takimi się wydają? mospanie. → Czy takimi się wydają, mospanie?; O! tak → O, tak! Usunięto zbędną kropkę w tytule rozdziału (Falo, niewierna falo, a tak wierna.), w kilku miejscach uzupełniono sporadycznie brakujące znaki: kropkę, średnik i pytajnik.
Tekst podstawy jest bardzo uporządkowany i konsekwentny interpunkcyjnie, w przeciwieństwie do częstego braku znaków przestankowych w tekście pierwodruku, np. któraż kobieta, kochana tak, jak ty kochasz, nie pokocha (prwdr. któraż kobieta kochana tak jak ty kochasz nie pokocha), pamiętam więc, że miała na sobie (prwdr. pamiętam więc że miała na sobie), w tej samej altanie, w której dziś (prwdr. w tej samej altanie w której dziś). Różnic tych, obejmujących setki przypadków, nie odnotowywano w rejestrze odmian. W porównaniu z interpunkcją pierwodruku, opartą głównie na przecinkach, a przez to dość monotonną, przestankowanie w wydaniu z 1884 roku prezentuje się jako bardziej urozmaicone, choć nadal cechuje je predylekcja do licznych przecinków (np. Ścieżka, którą postępowali dwaj ludzie, cała zalana światłem, wiła się kręto, jak wielki wąż srebrzysty, u stóp leśnych krzewów i młodych brzozek, z osrebrzoną korą i drżącymi od wiatru liśćmi). Z jednej strony zwraca uwagę konsekwentne wydzielanie przecinkami wtrąceń składniowych (np. po pokoju i, niby tchnienie ożywcze, rozlewał; uśmiechnęła się i, obu rękoma przebiegłszy klawisze, dźwięcznym sopranem; z wolna i, jak niewyraźne echo, powtarzały), z drugiej – brak przecinków w krótkich wyliczeniach przydawkowych (np. kilka śnieżnych nad czołem wplecionych narcyzów; na wpół zmrużone wielkie i piękne jej oczy). Ale przede wszystkim podstawę charakteryzuje duża liczba średników, które w wielu miejscach zastąpiły przecinki z pierwodruku (np. Przestrach odmalował się na twarzy poczciwca; podszedł znowu do drzwi sypialni; położył rękę na klamce; Widziałem tu w przyległym pokoju fortepian; zapewne pani grywa; czy można prosić?…). Z powodów ilościowych zamiany te (, → ;) również nie zostały uwzględnione w rejestrze. Wysoką częstotliwość przecinków i średników w tekście podstawy, związaną z licznie występującymi rozbudowanymi zdaniami złożonymi, w większości zachowano; ograniczono natomiast nadmiar przecinków w miejscach, gdzie stanowił on niejaką uciążliwość w lekturze, zakłócając płynność lektury i wyraźnie pozostając w sprzeczności z praktykowanymi dzisiaj sposobami przestankowania (np. Jednego z ciepłych i słonecznych dni kwietnia, około południa, drogą między polami, wiodącą do dworu, toczyła się zwolna, parą koni zaprzężona, bryczka → Jednego z ciepłych i słonecznych dni kwietnia, około południa, drogą między polami wiodącą do dworu, toczyła się z wolna parą koni zaprzężona bryczka). Dodatkowy argument przemawiający za takim rozwiązaniem to fakt, że według ustaleń edytorskich interpunkcja samej Orzeszkowej, zaświadczona w rękopisach jej wczesnych tekstów, była „oszczędna”[206].
W stosunku do wersji czasopiśmienniczej podstawę charakteryzuje widoczne ograniczenie dość licznego w pierwodruku myślnika na rzecz przecinka, z niejaką szkodą dla tekstu w miejscach nacechowanych ekspresją, np. stanęła na krańcu widnokręgu niepojęta, niezmierzona, tajemnicza (prwdr. stanęła na krańcu widnokręgu niepojęta – niezmierzona – tajemnicza), jak również ograniczenie użycia przecinka z myślnikiem, np. przyniesiono […] lekarstwo; miał zaraz jechać, konie stoją założone (prwdr. przyniesiono […] lekarstwo, – miał zaraz jechać, – konie stoją założone). Wykrzykniki i pytajniki są w podstawie liczne i użyte zgodnie z logiką tekstu (dialogi, nierzadkie pytania retoryczne), ich liczba w porównaniu z pierwodrukiem jest większa, przy czym niekiedy występują oba te znaki (np. A tamten?! – krzyknęła namiętność; w walce z taką istotą jak pani Karliczowa, zbrukaną w bezmyślnym […] życiu?!). Użycie trzykropkowego wielokropka – nieraz w miejsce myślnika, czasem dwukropka – jest umiarkowane, choć częstsze niż w pierwodruku (gdzie występują także dłuższe wielokropki, od cztero- do dziewięciopunktowych).
Zapis dialogów i monologów postaci, unowocześniony w porównaniu z tekstem pierwodruku, jest dość zgodny z dzisiejszymi normami. W paru przypadkach wymagał jednak modernizacji, zwłaszcza w sytuacji przytaczania słów lub myśli w monologach, gdzie dokonano korekty interpunkcyjnej, między innymi wprowadzając lub usuwając cudzysłów (np. – Ha – rzekła po chwili – poprawiając okulary → – Ha – rzekła po chwili, poprawiając okulary; myśl: „jaka ona piękna!” przeszyła mi mózg → myśl: jaka ona piękna! przeszyła mi mózg; Słyszysz odpowiedź: to młode małżeństwo! → Słyszysz odpowiedź: „To młode małżeństwo!”). W zapisach dialogów usunięto kilkadziesiąt przypadków zbiegu średnika lub przecinka z pauzą dialogową (np. At, – niedbale odpowiedział Aleksander → At – niedbale odpowiedział Aleksander; kochani państwo – odezwał się pan Andrzej, – teraz → kochani państwo – odezwał się pan Andrzej – teraz; odparł Aleksander; – trzeba jakkolwiek czas zabijać → odparł Aleksander – trzeba jakkolwiek czas zabijać). Zachowano zbiegi przecinka z myślnikiem w dyskursie narracyjnym (np. nie otrzymała żadnego listu, – wyraźnie postanowił zerwać z nią; Spojrz na te pola, nad którymi teraz zachodzi słońce pogodne, – on je żyznymi uczynił; spojrz w swoję duszę, – on ją wywiódł).
W podstawie zwracają uwagę urozmaicone formy zapisu krótkich kwestii (monologów wewnętrznych) w obrębie narracji, gdzie występują różne układy akapitów i znaków interpunkcyjnych, a także częste akapity w wypowiedziach (monologach, listach) postaci. Te ostatnie w zdecydowanej większości zachowano, z wyjątkiem przypadków, gdy nadmiar lub brak akapitów w wypowiedzi postaci był rażąco niezgodny z dzisiejszą normą i zakłócał percepcję tekstu (zob. wcześniejsze informacje o koniekturach). Podobnie nietypowe są nieraz zapisy samych partii narracyjnych, gdzie użycie pauz, akapitów czy interpunkcji (np. brak cudzysłowów) odbiega od przyjętych dzisiaj konwencji. Przykłady takich nietypowych zapisów:
– Hulaj dusza! serdeczny taniec objął wszystkich bez wyjątku swoim hulaszczo-tęsknym tchnieniem i nie było już tam ani starości, ani troski, ani serc zmęczonych, ani serc złamanych, było tylko wesele porywające, pełne śmiechu i łez rozrzewnienia.
– Tak – mówiło sumienie – wtedy tylko byłaś prawdziwie szczęśliwą i prawdziwie czystą!
Dziś, spojrz, co się z tobą stało! Blada, zmęczona, rozmarzona i znękana słuchasz walki naszych głosów i mocujesz się z sobą boleśnie.
Usłuchaj sumienia, a walka wnet się skończy; wróć do niego, a znowu spokój wstąpi w twoję duszę!
W pierwszym fragmencie „niewłaściwe” są zarówno pauza dialogowa w przypadku zaklasyfikowania tego fragmentu jako wypowiedzi narratora, jak i brak drugiej pauzy dialogowej po wykrzyknieniu w przypadku przyjęcia, że wypowiada te słowa któryś z bohaterów. Uznano, że jest to kwestia narratora i zgodnie z dzisiejszymi normami zapisu wprowadzono w tym miejscu koniekturę polegającą na usunięciu pauzy. Fragment drugi rozbija na akapity – prawdopodobnie dla podkreślenia – ewidentną kwestię alegorycznej postaci, równocześnie jakby przyporządkowując ją słowu narratora. Wyjątkowo zachowano taką formę zapisu, uznając, że przemowa alegorii, czyli prozopopeja, nie jest typową wypowiedzią postaci. Eklektyczny, niekonsekwentny sposób konstrukcji partii narracyjnych (dialogowych) tworzy swoiste decorum z retoryczną, językowo redundantną poetyką tekstu Orzeszkowej.
W podstawie występuje wiele form, które dzisiaj zwracają uwagę swoją archaicznością. Między innymi są to biernik liczby pojedynczej zaimków i liczebnika jedna z końcówką -ę (np. jednę, moję, niejednę, owę, samę, swoję; formy te tylko sporadycznie pojawiają się w pierwodruku, w którym przeważa końcówka -ą) oraz biernik liczby pojedynczej niektórych rzeczowników rodzaju żeńskiego z końcówką -ą (np. ambicją, fuzją, licytacją, opinią, owacją, poezją, racją, suknią; w tym ostatnim przypadku jedynie w imieniu bohaterki występuje oboczność: Wincunią/Wincunię). Spotykamy również tradycyjne formy dawnej liczby podwójnej (oczyma, rękoma, ręku; jedynie kilka razy pojawia się wariant rękach), które zastąpiły bardziej współczesną fleksję pierwodruku (oczami, rękami), oraz dawne formy czasu zaprzeszłego (np. już się był prawie rozwiązał; opierał się był myśli; w której złożyłem był wszystkie nadzieje). W tekście zwraca uwagę kilkukrotne użycie narzędnika liczby mnogiej rzeczowników z dawną końcówką -y(-i) (drżącymi usty, słowiczymi śpiewy, nielitościwymi szaleństwy, za dalekimi lasy, złocistymi kędziory), która była rzadkością w XIX wieku oraz wiązała się z wyraźnym, archaizującym i lekko uwznioślającym nacechowaniem stylistycznym[207]. Pojawiają się także inne odstające od dzisiejszej normy zjawiska fleksyjne: dawna forma narzędnika liczby mnogiej z końcówką -mi (oblane promieńmi), stary rozkaźnik przyjm, dawna forma fleksyjna w orzeczeniu imiennym był zdolen czy końcówka dopełniacza liczby pojedynczej w zwrocie wystąpił z cieniu.
Jednak cechą najbardziej wyróżniającą fleksję podstawy są występujące konsekwentnie w całym tekście końcówki narzędnika i miejscownika liczby pojedynczej deklinacji przymiotnikowo-zaimkowej rodzaju nijakiego oraz narzędnika liczby mnogiej deklinacji przymiotnikowo-zaimkowej rodzaju niemęskoosobowego: -em, -emi. Jedynie te końcówki zostały w niniejszej edycji zmodernizowane (np. głośnem, pogodnem, szarem, wschodzącem → głośnym, pogodnym, szarym, wschodzącym; bijącemi, otwartemi, postawionemi, zdobytemi → bijącymi, otwartymi, postawionymi, zdobytymi). Wszystkie pozostałe dawne formy fleksji zachowano.
Z innych właściwości fleksyjnych podstawy wymienić trzeba oboczność biernikowych form zaimka osobowego mię/mnie, występowanie rzadszych wariantów końcówek dopełniaczowych rzeczowników rodzaju męskiego w liczbie mnogiej (np. kapeluszów, papieżów – obok np. kluczy, kucharzy), a także obecność regularnej formy wołacza w zwrotach adresatywnych (pani Ignacowo, panie Szlomo, papo – to ostatnie wymiennie z papa), które w pierwodruku zawierały kolokwialną formę wołacza równego mianownikowi (pani Ignacowa, panie Szloma, papa).
Składnia tekstu podstawy wykazuje pewne właściwości archaiczne, charakterystyczne dla Orzeszkowej. To staropolska (kresowa) tendencja do inwersji składniowej z orzeczeniem, dopełnieniem, wyrazem określanym lub podmiotem na końcu (np. których bym prawdziwie szanować mogła; których myśl rada w tym królestwie mieszka; którym królestwo ducha we władanie oddanym zostało; w tysiąc fantastycznych kształtów podarte chmury; wypisują na licach ludzkich tajemniczą serc ich mowę; Z nich, jak z przejrzystą krepą pokrytych alfabetycznych liter, wyczytać można; z rozkosznym na ustach uśmiechem; żalu jej inna być musi przyczyna) oraz narzędnikowa forma przymiotnikowych orzeczników w orzeczeniach imiennych (np. oczy jego stawały się smutnymi; wydawały [się] większymi; zostały w ruch wprawionymi). Do wyróżniających się konstrukcji należą też zwroty: Ależ bo długo byłeś dziś na polowaniu; bo mi […] serce boli; była na mnie […] łaskawa; poprawił czapeczki; w moc moich siwych włosów błogosławię ci; w moc wrodzonych zdolności – a także przestarzałe dziś wyrażenia skrótowe: To dziwna [rzecz]; To tylko pewna (prwdr. To tylko dziwne; To tylko pewno).
Z drugiej strony w podstawie widoczne są właściwości składni bliższe normom współczesnym. Występują dopełniaczowe formy w przeczeniach, w przeciwieństwie do starszych, biernikowych, w pierwodruku, np. dowiódł mu kradzieży i spółki (prwdr. dowiódł mu kradzież i spółkę); odkąd jej widzieć nie może (prwdr. odkąd ją widzieć nie może); Podnieść jej […] nie dozwoliło mu zdrowie (prwdr. Podnieść ją […] nie dozwoliło mu zdrowie) – oraz w zwrotach typu: Najżywszej radości […] doświadczyła (prwdr. Najżywszą radość […] doświadczyła); słuchać jej (prwdr. słuchać ją); użył całego jednorocznego dochodu (prwdr. użył cały jednoroczny dochód). W orzeczeniach męskoosobowe formy z pierwodruku (prawdopodobnie regionalizmy) ustąpiły formom niemęskoosobowym, m.in. ginęłyśmy bez męskiej opieki (prwdr. ginęliśmy bez męskiej opieki); wyrostki, co je pasły, nie miały […] biegały (prwdr. wyrostki, co je paśli, nie mieli […] biegali). Podobna zmiana formy orzeczenia nastąpiła przy podmiocie zbiorowym: Kilku innych poczęło gwarzyć (prwdr. Kilku innych poczęli gwarzyć); Kilku mężczyzn […] umilkło (prwdr. Kilku mężczyzn […] umilkli). Analogiczne zjawisko wystąpiło w przypadku biernikowej formy zaimka osobowego odnoszącego się do wyrazu kasztanki (o niejednoznacznym rodzaju gramatycznym w liczbie pojedynczej: ten kasztanek lub ta kasztanka) – forma męskoosobowa z pierwodruku Skąd ich [te kasztanki] wziąłeś ustąpiła niemęskoosobowej w podstawie Skąd je [te kasztanki] wziąłeś.
Uwspółcześniona składnia obejmuje także takie (biernikowe i dopełniaczowe) formy rekcyjne, jak poprawiając krawat (prwdr. poprawiając krawata); rzeczy, które potrzebuję wiedzieć (prwdr. rzeczy, których potrzebuję wiedzieć); około […] samowaru (prwdr. około […] samowara).
W tekście podstawy zauważalna jest dbałość o wprowadzenie bardziej literackich lub bardziej przejrzystych logicznie konstrukcji składniowych niż w pierwodruku, np. kiwnął głową na znak zrozumienia (prwdr. kiwnął głową w znak zrozumienia); mając dwanaście lat (prwdr. w lat dwanaście); mgła we wzroku jego rozstępowała się, a myśl przytomna przedzierała się przez nią z trudnością (prwdr. mgła we wzroku jego rozstępowała się i przedzierała się przez nie z trudnością myśl przytomna); nie mam więc ani wyobrażenia (prwdr. ani więc mam wyobrażenia); nie mogłabyś złożyć jej wizyty (prwdr. nie mogłabyś oddać jej wizytę); otrzymają w nagrodzie wieniec (prwdr. otrzymają nagrodny wieniec); pośród przestrzeni pełnej (prwdr. między przestrzenią pełną); Szałem ciał, w którym dusze nie mają żadnego udziału (prwdr. Szałem ciał, w których dusze nie mają żadnego udziału); śledzącego chorobę (prwdr. śledzącego za chorobą); to i zaszedł (prwdr. toć zaszedł); w dwunastym roku (prwdr. w dwanaście lat); wyszła naprzeciw gościowi (prwdr. gościa); z wyjątkiem mebli (prwdr. oprócz na meble). Zdarzają się jednak sporadyczne usterki i niezręczności gramatyczno-składniowo-stylistyczne (np. Bolesław spojrzał, wykrzyk zdziwienia wyrwał się z ust jego i rzucił się do wchodzącej; był w nim przestrach, zdziwienie, radość i boleść; można by dostrzec […] uśmiech, wywołany tymi słowami kobiety, a w którym łączyło się; rzewnym wyrazem twarzy, jaki rzucały na nią długie rzęsy spuszczających się co chwila oczu; Wincunia na nić tę opuściła swego ducha).
Poza tym składnię tekstu podstawy, tak samo jak pierwodruku, cechują typowe dla stylu Orzeszkowej częste zdania rozbudowane i wielokrotnie złożone, a także nagromadzenia przydawek oraz rozbudowanych członów określających (np. wysmukłe brzozy o złocistym liściu stały na tle oranżowych dębów, po których przemykały się gdzieniegdzie różowe smugi osiczyny albo pąsowiały obfite, zwieszające się po gałęziach grona jarzębin) – lub, rzadziej, ciągi wyliczeń rzeczownikowych (mglista zasłona, utkana z gwaru, muzyki, twarzy ludzkich i łez). W paru miejscach powtarza się łączenie równoważnika imiesłowowego ze zdaniem nadrzędnym za pomocą współrzędnego spójnika i, np. Aleksander słuchał zawsze jej śpiewu, romantycznie wsparty o fortepian i powtarzając: „Jaka to prawda!…”.
W zakresie składni nie wprowadzono żadnych modernizacji.
Leksykę tekstu postawy charakteryzuje ambiwalencja: w porównaniu z wersją pierwodruku z jednej strony prezentuje się bardziej nowocześnie, z drugiej wykazuje wyraźne cechy archaiczne lub regionalne. Bardziej współczesne czy literackie warianty słowne to między innymi: geografia (prwdr. jeografia), gruchanie (prwdr. turkanie), ileś (prwdr. wieleś), kocioł (prwdr. kocieł), któregoś z dworków (prwdr. którego z dworków), lata dziecięce (prwdr. lata dziecinne), mieszać (prwdr. mięszać), niebiosa (prwdr. niebiosy), [ten] paciorek (prwdr. [ta] paciorka), piosenka (prwdr. piosnka), półtora (prwdr. półtory), przekleństw (prwdr. przeklęstw), przesyłam (prwdr. przesełam), [ta] ptaszyna (prwdr. [ten] ptaszyna), towarzyszyć (prwdr. towarzyszeć), uparcie (prwdr. upornie), wejście (prwdr. wchód), wzorowo (prwdr. wzorowie), zadowolenie (prwdr. zadowolnienie), zapłonęło (prwdr. zagorzało). W podstawie konsekwentnie występuje toponim Niemenka – w pierwodruku była oboczność Niemenka/Niemeńka, w której drugi z wariantów być może odzwierciedlał lokalną wymowę. Zwraca także uwagę wyraźne unikanie przyimka jak, z reguły na rzecz bardziej literackiego niż, w zwrotach porównawczych, np. bardziej podobni do cieniów niż do ludzi (prwdr. bardziej podobni do cieniów jak do ludzi); była […] smutniejszą niż przed tygodniem (prwdr. była […] smutniejszą jak przed tygodniem); chętniejszy był do rzemiosła niż do nauki (prwdr. chętniejszy był do rzemiosła jak do nauki); lepiej pasujesz niż Topolski (prwdr. lepiej pasujesz jak Topolski); nie włoży innej rękawiczki, tylko warszawską (prwdr. nie włoży innej rękawiczki jak warszawskiej; raczej zagroda szlachecka niż folwark (prwdr. raczej zagroda szlachecka jak folwark); więcej niż ktokolwiek (prwdr. więcej jak ktokolwiek); Więcej słuchała, niż mówiła (prwdr. Więcej słuchała, jak mówiła); więcej w domu niż za domem (prwdr. więcej w domu jak za domem). Inną zmianą, rzucającą się w oczy z powodu swej liczby, jest wprowadzenie w podstawie snadź zamiast obecnego w pierwodruku znać (ponad połowa wystąpień). Poza tym widoczna jest likwidacja dawnych lub regionalnych (gwarowych) form przymiotnikowych pierwodruku i wprowadzenie zgodnych ze współczesną nam normą: bezcelowy, chwilowe, garderobiana, herbowej, lisia, szynkowej (prwdr. bezcelny, chwilne, garderobna, herbownej, lisowa, szynkownej). W tekście podstawy zachowano jednak formę uprawne (tj. ‘uprawiane’) z pierwodruku oraz wprowadzono dawniejszą formę siedmnasty (w miejsce siedemnasty w prwdr.).
Równocześnie w podstawie pojawiło się wiele regionalnych lub dziś już przestarzałych wariantów słownych, z których część nie występowała w pierwodruku, np. [cywilizacji] datującej [od wieków]; dokumenta, egzamina, fizjognomia, fundamenta, gieranium, instynkta, kurytarz, lice (‘lejce’), najprzód, obudwóch/obudwom/obadwaj, opora (‘opór’), osięgnąć, paletot, pęzel, pokochała się, pomknął się, ptastwo, skręcił się [w stronę], sprzyjaźniony, szacuję (‘szanuję’), szeleściała, wschody (‘schody’), wypatrywał się [w twarz], żywnie (‘żywo’). Przykładem regionalnych form leksykalnych są wyrazy bohdanka, mołodyce, panoczku, rozhowor czy formacje z ruskim przyrostkiem -uk (furmańczuk, lokajczuk). Do ciekawszych wariantów słownych należą domówstw (prwdr. domostw), kosarz, osmucona, pomartwieni, przedchwilowe, wniebobrani, zamarzona, zaskrzepły oraz karmi (prwdr. karmy – dopełniacz od karmia, karm). Sporadycznie pojawiają się archaizujące poetyzmy (np. nimbus, opona, tęsknica).
Dość liczne w podstawie wyrażenia obcojęzyczne mają prawidłową pisownię. W jednym przypadku występuje osobliwa forma budoar (prwdr. buduar), w innym częściowe spolszczenie wyrazu hiszpańskiego ([te] mantille, [tę] mantillę). Obecne w pierwodruku słowa soprano, sztory zostały w podstawie zastąpione innym określeniem lub także spolszczeniem (sopranem, rolety). Z innych właściwości leksykalnych podstawy wymienić trzeba ujednolicenie formy nazwiska pani Karliczowa (w przeciwieństwie do pierwodruku, gdzie występuje prawie wyłącznie pani Karlicz) oraz pokaźną liczbę zwrotów co chwila (prwdr. co chwilę), z wolna.
Leksykę w tekście podstawy zachowano bez zmian, zmodernizowano jedynie dwie przestarzałe formy wyrazowe (fijoletowe, fijołek → fioletowe, fiołek).
Przy opracowaniu tekstu powieści korzystałam z pomocy, wiedzy oraz uprzejmości wielu osób. Przede wszystkim dziękuję Recenzentce – prof. Beacie Utkowskiej – za liczne cenne, wnikliwe i pomocne uwagi. Składam również podziękowania dr Iwonie Wiśniewskiej, dr. Andrzejowi P. Lesiakowskiemu, dr. Piotrowi Bordzołowi, a także dr Agacie Grabowskiej-Kuniczuk i dr Agnieszce Bąbel z Instytutu Badań Literackich PAN; prof. Marii Brackiej z Uniwersytetu Kijowskiego; dr. hab., prof. UO Markowi Dybizbańskiemu, dr hab., prof. UO Marii Rowińskiej-Szczepaniak oraz dr. Adamowi Wiercińskiemu, także z Uniwersytetu Opolskiego.