Drogi Kaziu! Bardzo dziękuję Ci za list i Twoją troskę. Któregoś dnia byłem proszony przez p. Leicha, sekretarza p. Dolbeare’a, który zakomunikował mi, że nie mogę dostawać pieniędzy z frontuTu nawiązanie do angielskiego określenia front office – w znaczeniu: od dyrekcji, od zarządu. i zapytał mnie, co chciałbym robić. Ponieważ ten Pan był w Ambasadzie w Warszawie i mówi po polsku – więc dałem mu fragmenty (drukowane) mej powieści – i w razie gdyby to nie było interesujące – projekt książki o Mickiewiczu4 Idea napisania książki o Mickiewiczu, adresowanej przede wszystkim do amerykańskiego odbiorcy, nie została wówczas urzeczywistniona. Do projektu tego National Committee for Free Europe wrócił w związku z przypadającą w 1955 r. setną rocznicą śmierci wieszcza, zlecając go Lechoniowi. W rezultacie wielomiesięcznych prac powstał obszerny szkic pt. Mickiewicz, oficjalnie wydany pod patronatem Muzeum A. Mickiewicza w Paryżu, a wersja angielska stanowiła wstęp do tomu poezji wybranych (Selected Poems) Mickiewicza, który ukazał się w 1956 r. w Nowym Jorku; do planowanej publikacji w języku francuskim nie doszło. Szerzej na ten temat zob. B. Dorosz, „W aurze Mickiewicza” – w stulecie śmierci wieszcza, w: taż, Nowojorski pasjans, dz. cyt., s. 275–306, który przecież był pierwszym Free Europe. Było to dziesięć dni temu i od tego czasu jest cisza. Ponieważ ostatnio poszły z tej instytucji wielkie nowe pieniądze na różne sprawy i ludzi – więc uważam te śledztwa w mojej sprawie za świństwo, a zostawienie mnie na łasce Bodeńskiego za znęcanie się nad człowiekiem, który był Free Europe – podczas kiedy inni byli Free Russia. Oszczędzałem dotąd Irenę, ale jutro do niej napiszę – choć Bóg mi świadkiem, co to mnie kosztuje. Dziś jest fatalna pogoda – więc i we mnie plucha psychiczna. Bardzo dużo pisałem ostatnio i budząc się regularnie co noc o szóstej nad ranem, ułożyłem też parę wierszy, które posłałem GrydzowiList Lechonia z wiadomością o napisaniu siedmiu wierszy nie zachował się. Wiersze te drukowane były w „Wiadomościach”: w nr. 7 (255) z 18 lutego ukazały się Burza, Wiersz dla Warszawy, Piosenka i Jan Kazimierz; w nr. 9 (257) z 4 marca – Sąd Ostateczny i Harfa w nocy; w nr. 11/12 (259/260) z 25 marca [inc.:] Powstałem nocą z mego snu…. Być może, że są one do dupy, ale wydawało mi się inaczej i jeszcze coś rymowanego tłucze mi się po głowie. Dziś miałem telefon od Wittlina z zaproszeniem na ślub Elżuni). Lechoń zanotował w Dzienniku 3 lutego 1951 r.: „Wstałem wcześnie, aby napisać wiersz na ślub Elżuni Wittlinówny. Wyciąłem tego dwanaście zwrotek o niezawodnym sentymentalno-komicznym efekcie. Było mi przyjemnie, że sprawiłem tym radość i Elżuni, i Wittlinom – ale pomimo wszystko takie rzeczy są bardzo demoralizujące, tym bardziej, jeśli są udane” (J. Lechoń, Dziennik, wstęp i konsultacja edytorska Roman Loth, Warszawa 1992, t. 2, s. 38). Wiersz [inc.:] Gdy angielskie i francuskie // Na cześć Twoją brzmią wiwaty… wydrukowany został w „Wiadomościach” 1951, nr 9 (257) z 4 marca w rubryce „Kronika”, w której znalazła się notatka Józef Wittlin teściem. i od Solskiego z powinszowaniem Dziennika. Na bardzo eleganckim przyjęciu u Burrowej z okazji zaręczyn jej wnuczki urżnąłem się (ja jeden) po raz pierwszy chyba od dziesięciu latNotatka dziennikowa na ten temat brzmi: „Po raz pierwszy, odkąd prowadzę ten Dziennik, nie napisałem codziennej porcji i piszę ją rano 15-go. Powód po temu prosty – wróciłem z przyjęcia zaręczynowego Cecile Parker pijany i nie zaryzykowałem utrwalenia tego, co mi w tym stanie przechodziło przez głowę. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz pozwoliłem sobie na takie upicie się – bodaj że było to osiem lat temu. Bardzo tego nie lubię, bo upijam się na gadatliwo i plotę byle co, nie bardzo wiedząc, do kogo mówię. Wiem, że wczoraj było tak samo – ale myślę, że nie były to jakieś horrendalne brednie i że wyniosłem się w porę. Na pociechę zostaje zawsze to, co powiedział mi najlepszy Ludwiś Morstin, gdym go przepraszał po okropnym upiciu się: «Nie po to człowiek pije wódkę – aby mówić mądre rzeczy»” (J. Lechoń, Dziennik, wstęp i konsultacja edytorska Roman Loth, Warszawa 1992, t. 2, notatka z 14 stycznia 1951 r., s. 18–19).. Oto wszystko – wyznane jak na spowiedzi. Bardzo źle, że nie ma Cię tutaj. Po co siedzisz jak ten latarnik na tym wydmuchu. Przyjeżdżajcie tutaj i to jak najprędzej. Ściskam Was i dziękuję
Wasz całkiem
Leszek