Kochany Mietku,
Dziękuję Ci za wycinek z „Dziennika”W liście pisanym z Sag Harbor 20 lutego 1954 r. do redakcji „Dziennika Polskiego i Dziennika Żołnierza” w Londynie Wierzyński pisał:
„Szanowny Panie Radektorze!
W związku z listem p. Arthura Hedleya w «Dzienniku Polskim» z 9 lutego pragnę zaznaczyć, że w książce mojej "Życie Chopina" umieściłem kilka fragmentów listów Chopina do Delfiny Potockiej, podobnie jak cytowali ich części w swoich monografiach o Chopinie prof. dr Zdzisław Jachimecki i Karol Stromenger, którym nawet p. Hedley nie potrafi odmówić autorytetu naukowego w muzykologii. Czułem się także upoważniony do tego, wiedząc, że na stulecie śmierci Chopina przygotował wybór tych listów dla nowojorskiej Fundacji Kościuszkowskiej B.E. Sydow w porozumieniu z Instytutem Chopina w Warszawie. Istotnie ukazały się one w r. 1949 w zbiorowej książce "Frederic Chopin (1810–1849)" nakładem Macmillana w Nowym Jorku. Wybór ten ma tytuł: "Ipse dixit" i podtytuł: "«Extractions from the unpublished letters of Fr. Chopin to Delfina Potocka." Culled and translated from the Polish by Bronisław E. Sydow, Secretary, Research Commission, Fryderyk Chopin Institute, Warsaw».
Dla p. Hedleya te fakty nie istnieją. Atakuje mnie za to, że postąpiłem tak, jak postąpili znakomici chopinologowie polscy, którzy mogli być dla mnie autorytetem, nawet gdybym w sprawie listów nie miał własnego zdania. Na merytoryczną dyskusję o listach nie ma miejsca w piśmie codziennym i temat ten wymaga specjalnej rozprawy, która – mogę p. Hedleya uspokoić – jest w opracowaniu.
Pan Hedley atakuje mnie nie po raz pierwszy. Nim jeszcze książka moja ukazała się w Anglii, p. Hedley w liście do mego wydawcy zapowiedział, że przygotuje przeciw niej ulotkę (leaflet) i że roześle ją do krytyków. Jak wolno sądzić z jego listu, «akcję» przeciw książce postanowił rozpocząć, zanim książkę przeczytał. Dopiero gdy wydawca mój uprzedził go, że może być za to odpowiedzialny przed sądem (liable to suit for damages), p. Hedley oświadczył, że rozesłane poprzednio listy do krytyków odwołuje. Sposób tego odwołania pozostaje sekretem p. Hedleya.
Ocenę całej tej niewiarogodnej «polemiki» pozostawiam czytelnikowi. Pocieszam się też, że czytelnik mojej książki ustali z łatwością, czy naprawdę insynuuję światu, że «Chopin był kłamcą, hipokrytą, maniakiem, człowiekiem o mózgu sprośnego uczniaka i muzycznym kretynem», jak wyraża się wytwornie p. Hedley.
Z poważaniem – Kazimierz Wierzyński”.
Na kopii listu przesłanej Grydzewskiemu Wierzyński napisał: „Ten list zwrócił mi «Dziennik». Skreślenia są zrobione ręką «radcy prawnego». Posłałem im inną kopię. Na zmianę «atakuje» zamiast «napada» nie zgodziłem się”. Ostatecznie list Wierzyńskiego (z minimalnymi zmianami stylistycznymi) ukazał się w „Dzienniku Polskim i Dzienniku Żołnierza”, Londyn 1954, nr 62 z 13 marca z nadtytułem "Spór o listy do Delfiny. Głos p. Kazimierza Wierzyńskiego", nadto znalazła się w tej rubryce informacja "Odwołany okólnik" na temat wspomnianej w liście Wierzyńskiego ulotki A. Hedleya oraz fragment listu „p. Mysłowskiej z Rzymu”, przytaczającej przykłady różnych publikacji krajowych jako argumenty na rzecz autentyczności listów Chopina do Potockiej., aferę z listem Hed[leya] uważam za zamkniętą. Nie czytałem jeszcze wszystkich artykułów, ale pewnie przyjdą niezadługo. Co do Ch[opina], nie był on żadnym zboczeńcem – nie zapominaj. Co to za „amours ancillaires”Franc.: poboczne sprawy miłosne; przygody miłosne ze służącymi. uprawiał Victor Hugo – poucz, oświeć maluczkich i niewinnych. Radzę Ci nie angażować się po stronie „apokryfistów” (jaki geniusz mógłby te listy imitować tak po mistrzowsku, w jakim celu trzymałby je pod korcem przez sto lat?), przestrzegam Cię jako inteligentnego człowieka, chyba że chcesz znów strofować Silvę. Ostatecznie masz w ręku Pamiętniki Leszka, a dostaniesz jeszcze sztukę Porwanie HarrisonaMowa o sztuce, nad którą Jan Lechoń pracował od ok. 1948 r. (według korespondencji z Wierzyńskim; zob. J. Lechoń, K. Wierzyński, "Listy 1941–1956", oprac. B. Dorosz przy współpracy P. Kądzieli, Warszawa 2016, s. 165–166), a w notatkach dziennikowych w lipcu i sierpniu 1952 r. relacjonował wysiłki związane z jej pisaniem. Utwór miał być zatytułowany "Porwanie Harrisona" albo "Obywatel świata", albo "Człowiek zza żelaznej kurtyny". Wydaje się, że w tym późniejszym okresie projekt był znacznie zaawansowany, nigdy jednak nie został ukończony; w archiwum poety w Polskim Instytucie Naukowym zachowało się zaledwie kilka luźnych, niepowiązanych ze sobą stron tekstu (także w przekładzie na język angielski)., rozprawę o Ameryce i kupę wierszy. Uważaj!
Dziękuję za Garderobę i Utw[ory] zebr[ane], obie książki otrzymałem. Napisz, czy w końcu mam posłać pieniądze Wradze, czy też Ty poślesz?
Carol nie tylko mnie nie nudzi, ale pasjonuje. Pisz o niej i o wszystkich innych. Chodzi mi nie o przygody, a o wrażenia i obserwacje. Wzmianka, że Carol otwierała oczy, zaskoczyła mnie. Kiedy? Czy podczas climaxuSpolszczenie ang. climax – kulminacja; orgazm.? Napisz dokładnie, a listy niszcz, bo powiedzą, że to apokryfy. Oderwałem się teraz od pracy, do której takie rzeczy są mi potrzebne. Nie masz pojęcia, jak dobrze czułem się w tej robocie, marzę, by do niej czym prędzej wrócić. Czekam, pisz.
Byłem pięć dni w ChicagoObchody jubileuszu trzydziestopięciolecia pracy pisarskiej Kazimierza Wierzyńskiego w Chicago były bardzo bogate. Wizyta Wierzyńskiego w Chicago odbyła się na zaproszenie Stowarzyszenia Samopomocy Nowej Emigracji. Poeta wygłosił odczyt "Jak pisałem książkę o Szopenie", odwiedził redakcje polskich gazet „Dziennika Związkowego” i „Dziennika Chicagoskiego”, zaproszony był na śniadanie przez Syndykat Dziennikarzy Polskich, brał udział w zebraniu Polskiego Klubu Artystycznego, spotkał się z przedstawicielami amerykańskiej organizacji Friends of Literature. Zob. "Polonia w Chicago pięknie uczciła 35-lecie pracy literackiej K. Wierzyńskiego", „Nowy Świat”, Nowy Jork 1954, nr z 22 marca oraz B. Dorosz, "Jubileusz trzydziestopięciolecia twórczości (marzec 1954) i nota 28 marca 1954 (niedziela)", w: taż, "Nowojorski pasjans. Polski Instytut Naukowy w Ameryce, Jan Lechoń, Kazimierz Wierzyński. Studia o wybranych zagadnieniach działalności 1939–1969", Warszawa 2013, s. 357–369 i 481–483. Podróż trwała od 8 do 13 marca., w charakterze króla noszonego na rękach. Wzmiankę załączam, bo pewnie nikt Ci nie napisze. Jest tam grupa poetów, wszyscy uzdolnieni, ale w jakże trudnych warunkach pracują!Po latach Wierzyński wspominał: „Kilka lat temu przyjechałem do Chicago na mój wieczór autorski. Byłem gościem pisarzy zebranych przy istniejącym wówczas «Żywym Dzienniku». Później miała z tego powstać grupa literacka, dla której znaleziono nazwę nie bez dowcipu «Zaścianek Chicagoski», ale jakoś na tej nazwie się skończyło. Moi gospodarze byli młodymi ludźmi. Przewodniczył im p. Józef Białasiewicz, dziennikarz i księgarz, a patronował im p. Kazimierz Nawrocki, polonista, któremu brakło tylko sutanny, by z powodzeniem uchodził za księdza. Wśród poetów najlepiej znałem Wiktora Londzina, który używa pseudonimu Jan Leszcza. Znałem go z korespondencji. Przysyłał mi swoje wiersze, dopytywał się o zdanie, radził się mnie i pozwalał mi na rozmaite interwencje, śmiałego intruza na cudzym podwórku” (K. Wierzyński, "Zbigniew Chałko", w: tenże, "Szkice i portrety literackie", oprac. P. Kądziela, Warszawa 1990, s. 212). Rawicki powiedział mi, że przestałeś go drukować, odkąd zwierzył Ci się, że „nie ma wykształcenia”. Wyśmiałem go, jest to jednak chłopak z urazami, borsuk w ciemnej norze, i dobrze by było, gdybyś napisał do niego o wiersze, bo mówił mi, że ma nowe.
Czy nie zechciałbyś wyświadczyć mi przyjacielskiej przysługi i nie zająłbyś się tomem moich zebranych wierszy, na który przysłałbym Ci pieniądze obiecane mi na ten cel w Chicago? Tu wydać nie można, nie opłaca się. Jaki byłby kosztorys takiego tomu na dobrym papierze i w dobrej drukarni? Całość objęłaby około 700 stron, chciałbym mieć format Róży wiatrówTom miał wymiary 140 × 220 mm i ukazał się w twardej oprawie. lub amerykańskiej edycji Krzyżów i mieczówTom miał wymiary 140 × 220 mm i ukazał się w twardej oprawie.. Można by w takim wypadku drukować dwa dwustrofowe wiersze na stronie, co dałoby trochę oszczędności. Czy mógłbyś mi przysłać taki kosztorys? Jeśli Ci to z jakiegokolwiek względu nie odpowiada, do kogo mógłbym się zwrócić w tej sprawie? Proszę Cię, pomyśl o tym w życzliwym nastroju i daj mi znać*.
Kiedy wyjdą wiersze Leszka, wszyscy się o nie dopytują, tu i w Chicago? „Wiadomości” spotykałem często, ale nigdzie nie widziałem kompletu. (Ja go też nie mam i nie znam nikogo, kto by go miał).
Ściskam Cię serdecznie i mocno
Kazimierz
Odręczny dopisek na lewym marginesie:
* Nie myślę o subskrypcji. Czy „Wiad[omości]” mogłyby figurować jako wydawca? Jaka byłaby w przybliżeniu cena?