54 Bloomsbury St.W.C.1
23.5.54
Drogi Kaziu. – Dziękuję Ci za depeszę, ale raz jeszcze wyjaśniam, że nie było żadnego „jubileuszu”. Podobno odbył się jakiś wieczór
W 1954 r. przypadała trzydziesta rocznica wydania pierwszego numeru „Wiadomości Literackich”. Związek Pisarzy Polskich na Obczyźnie urządził 18 maja 1954 r. w Ognisku Polskim w Londynie wieczór z tej okazji, w którym udział wzięli: Stanisław Baliński, Maria Danilewiczowa, Juliusz Sakowski, Tymon Terlecki, Stefania Zahorska, przewodniczył Stanisław Stroński. Zob. K. Wierzyński, Pochwała redaktora, „Wiadomości” 1955, nr 51–52 (507–508) z 25 grudnia, przedr. w: XXX-lecie „Wiadomości”, zebrał i ułożył T. Terlecki, Londyn 1957, s. 174–179., na którym nie byłem nie tylko dlatego, że mnie nie zaproszono i o którym nic nie chcę wiedzieć
Sam jubileusz i jedyny w swoi rodzaju stosunek Grydzewskiego do tego wydarzenia odnotowali jego przyjaciele i współpracownicy. Juliusz Sakowski wspominał m.in.: „ciągłość pisma, które pod tą samą redakcja przetrwało 30 lat, a wśród nich lata wojny i wygnania, zdawała się w naszych warunkach czymś nad wszelkie spodziewanie wyjątkowym, zachwycająco niezwykłym. Więc na ówczesnym londyńskim jubileuszu trzydziestolecia «Wiadomości» mówiono z nieprzerwanym podziwem o sprawcy wydarzenia tak osobliwie odbiegającego od naszych mniej lub więcej krótkotrwałych zrywów: o twórcy, władcy i niewolniku «Wiadomości» w jednej nieobecnej na tym święcie osobie. Był to chyba jedyny w dziejach jubileusz zaoczny, bo delikwent nie stawił się na miejsce swej kadzidlanej kaźni” (J. Sakowski, Część naszego życia, w: "Książka o Grydzewskim. Szkice i wspomnienia", Londyn 1971, s. 250). Sekretarz „Wiadomości”, Krzysztof Muszkowski pisał zaś: „Grydzewski miał w swoim charakterze hojność, szczodrość i olbrzymi gest. […] Był przy tym absurdalnie skromny i lubił niespodziewane pointe’y. W maju 1954 zorganizowany został w «Ognisku» wieczór na 30-lecie pisma. Napisałem wówczas do niego parę słów. Oto jego odpowiedź z dnia 20 maja 1954: «Dziękuję drogiemu Panu za miły list i za wyrażone w nim sentymenty. Na wieczorze nie byłem nie tylko dlatego, że zapomnieli mnie zaprosić»” (K. Muszkowski, "Pryncypał", w: "Książka o Grydzewskim. Szkice i wspomnienia", dz. cyt., s. 183–184).. Wyłudzanie depesz napoiło mnie zgrozą. Sprawozdanie z prawdziwego jubileuszu
Grydzewski mówi o obchodach jubileuszu Wierzyńskiego w Nowym Jorku. Zob.list z 23 lutego 1954 jest w składaniu, zarzyna mnie mała drukarnia, gdzie nie mogę wydawać stale większych numerów. Zdanie w depeszy o
„two nicest people” bardzo trafne, dzisiaj idę na kolację do
Kossowskich (jedyny
W oryginale zapisane na maszynie na czerwono. dom, w którym bywam) i jak zawsze będziemy ze
Stefą wychwalali
Halusię. Mogłaby
Halusia choć raz do niej przez wdzięczność napisać (
38 Redcliffe Rd., S.W.10). Ponieważ interesujesz się młodymi poetami, więc sygnalizuję:
Janusz Wedow. Nie wiem, kto to jest, ale przysłał fascynujące wiersze
Na łamach „Wiadomości” w 1954 r. ukazały się trzy wiersze J. Wedowa: "Kartki z podróży włoskiej", nr 25 (429) z 20 czerwca; "Zielony odpływ", nr 48 (452) z 28 listopada; "Gwiazda i świerszcz", nr 51–52 (455–456) z 26 grudnia.. Zapomnij nie tylko [o] tym okropnym
Rawickim, ale nawet o
LeszczyMimo wyrażonej w liście krytyki Grydzewski nadal publikował na łamach „Wiadomości” wiersze obu wymienionych poetów; w 1954 r. ukazały się T. Rawickiego "Księżyc", nr 29 (433) z 18 lipca, oraz "Liście", nr 40 (444) z 3 października; wiersze J. Leszczy: "O mojej biedzie", nr 25 (429) z 20 czerwca; "Serenada zwierzęca", "Wiem", "Przetak liryczny", nr 46 (450) z 14 listopada; "Pożegnanie Europy", nr 48 (452) z 28 listopada; "Rozmowa o dobrym samopoczuciu", "Do jaskółki", "Na dobranoc", nr 50 (454) z 12 grudnia.. Wionęło
TetmajeremKazimierz Wierzyński wspominał go w pierwszym roku wojny: „Umarł Tetmajer. Podobno znaleziono go na ulicy w Warszawie bez życia. Z początku nikt nie wiedział, kto to taki. Dopiero potem, ze strzępów jakichś papierów, ustalono, że martwy przechodzień leżący pod murem, był kiedyś jednym z najświetniejszych poetów polskich. Długie lata choroby oddaliły Tetmajera od świata i życia. Umysł jego znalazł własny świat, oddzielił się od naszego i zamknął się w życiu, które odeszło od nas nigdy do dna nieprzeniknione. Czasem widywaliśmy go, jak chyłkiem przesuwał się pod domami, pochylony, prawie garbaty, patrzący w ziemię, smutny człowiek o bladej twarzy, okolonej wielką brodą. Chodził w szerokim palcie, opierał się ciężko na lasce. Były to bardzo bolesne spotkania. Na ukłony odpowiadał zdumionym spojrzeniem, nie wiadomo było, jak go zagadnąć. Jego nieobecność w tym świecie wyrażała się z doskonałością, w której na próżno chciałoby się coś zmienić lub poprawić. Każdy odruch najbardziej serdeczny, miał w sobie coś z niezręcznej natrętności wobec odosobnienia człowieka, który potrzebował od bliźnich, jak się wydawało, tylko dachu nad głową i niezbędnego posiłku. Pisał wiersze, które kiedyś w Polsce były ze wszystkich najbardziej czytane, a które nigdy nie przestaną zachwycać nas muzyką słów, zdań i nastrojów. Jego mistrzowska w formie sztuka przelewała w nas wzruszenia, których tkliwość i delikatność można porównać chyba do dźwięku skrzypiec i zapachu fiołków. Swojej epoce oddał wiernie pióro fin-de-siècle-isty, przyjął jej wymagania, jej pozę i szczerość. Ponad nią, ponad swój czas wyniósł się w romantycznym, porywającym Skalnym Podhalu. Nie było tam może takich gór i górali, jakich rad by widzieć dzisiejszy realizm, ale kryło się coś więcej: gorączkowa wizja odkrytych niedawno Tatr, olśnienie przyrodą i ludem nieznanej planety, a w istocie jeszcze jeden polski sen o potędze. Kiedyś wybrałem się do Ludźmierza na odpust, aby zobaczyć, gdzie się Tetmajer urodził; pamiętam, jak z drogi czorsztyńskiej, ozdobionej w czułe modrzewie, widać było dwór Tetmajerów; wszystko to – przypominam sobie – chciałem kiedyś opowiedzieć poecie, którego wiersze były u szczytu brzmienia za czasów mojej młodości. Niestety, nie udało mi się nigdy zamienić z nim dwu słów, które zawierałyby co innego niż zdawkowość. Przedstawiałem mu się za każdym razem, zawsze zdawało mi się, że mnie nie poznaje, może zresztą tak było” (K. Wierzyński, "Szkice i portrety literackie", oprac. P. Kądziela, Warszawa 1990, s. 171–172 i
Przysieckim. Zmarnował mi całe przedpołudnie w
British.
Z listu
Kozarynowej:
„Wiadomości” okazują nieocenione zasługi sprawie zjednoczenia Polaków, wykazując czarno na białym możliwość współpracy ludzi sprzecznych przekonań. Można być w
„Wiadomościach” piłsudczykiem, narodowcem, sanatorem, socjalistą, katolikiem, bezwyznaniowcem, militarystą, pacyfistą, demokratą, liberałem, byłym lub przyszłym arystokratą, konserwatystą, generalnym rewizjonistą, nawet monarchistą… Ale nie wolno być wrogiem Polski ani przyjacielem jej wrogów, nie wolno pisać niedołężnie i nie wolno kłaść przecinka przed „że”.
Kazałem to odbić w milionie
W oryginale zapisane na maszynie na czerwono. egzemplarzy i rozrzucać z samolotów.
Ściskam
Was serdecznie.