101-07 Ascan Ave.
Forest Hills, N.Y.
9 września 45. – niedziela
Kochany
Mietku, wczoraj
depeszowaliśmy do Ciebie z wielką nowiną, że wiza przyznana.
Wellisz dostał o tym wiadomość z
Dep[artment] of State onegdaj i zaraz wysłał w odpowiedzi dokument, byś zgłosił się w londyńskim konsulacie
USA do dalszych formalności. Obok wyjazdu
Staszka do
Włoch, o czym Ci już depeszowałem i pisałem, jest to druga miła i radosna wiadomość śród istnej lawiny grozy i nieszczęść, które się na mnie zwaliły w ost[atnich] czasach. Cieszę się tym bardziej, że przyszła ona po tylu zawodach i rozczarowaniach, kiedy sam nawet podejrzewałeś, że nikt się tą rzeczą „naprawdę” nie zajmuje – i po hearingu
hearing – (ang.) przesłuchanie., który nie wróżył, jak mi się wydawało, nic dobrego. Przypuszczam, że mimo zaskoczenia nie będziesz zwlekał z przyjazdem i że niezadługo
tuM. Grydzewski nie zdecydował się na wyjazd do Stanów Zjednoczonych. Cię zobaczymy. Napisz zaraz, jakie masz plany i kiedy przewidujesz wyjazd. Czy mógłbyś nawiązać jakiś kontakt z
Łobodowskim, do kt[órego] pisujemy stale (ale nigdy dotychczas nie dostaliśmy odpowiedzi) i któremu wysłalibyśmy affidavity przez
National Catholic Welfare Conference, stowarzyszenie zajmujące się pomocą w takich wypadkach. Od
gen. Pełczyńskiego nie mam też wiadomości. Nie jest mi już ona potrzebna, ale wolałbym
Staszka ściągnąć do
Anglii i tam go zdemobilizować, by mógł tu przyjechać – o ile oczywiście zgodziłby się na takie oddalenie od swoich. Spytaj, jak te rzeczy stoją i na kogo tam można liczyć. Wysłałem do
Terleckiego parę wierszy; gdyby mu nie odpowiadały, może zrobisz coś z nimi (myślę o dwu:
Na proces moskiewski i
Krzyknęli wolność). Bądź zdrów, mój drogi, winszuję Ci wizy, przyjeżdżaj do
uczciwych a nieugiętych –
Zońcia aż krzyknęła w telefonie, gdy jej powiedziałem.
Twój wierny i tryumfujący
Kazimierz
Mietku, tak się cieszę, że Cię zobaczę - tak, niezdradzony dotąd szefie –
Zońcia wygląda ślicznie, ja z lekka dojrzałam. Całuję Cię
Halina