Od pater ojca idą patery kielichy,
Więcej nie potrzebują wiedzieć dobre mnichy…
— A zwłaszcza boni fratry…[1]
— Brawo… cóż tam w świecie?
— Książę podobno chory…
— Aha? to już wiecie?…
najmocniej
— Cały klasztor żałuje Księcia nad tym ubolewa.
— Dobrze… płaczcie jak beczki… A który z was śpiewa?
— Jak to?…
— Który z was śpiewa, powiadam… dyszkantem?
— Oba basy…
— Siadajcie… będę koryfantem[2]
— Do Boga samego
Należy wskrzeszać…
— Brawo! tak, do Pana Boga…
— A dla czego bierzecie wy tabakę z roga,
Nie z tabakiery…
— Taki zwyczaj — u nas rożki…
A tabaka — od czasów się krakowskiej Włoszki
U nas robi najlepsza… sekret mamy sami…
— Świat cały postępuje zawsze sekretami.
I prawda jest sekretem, i wasza tabaka.
Daj niuch… Niechaj was diabli, mnichy… a to taka
Jakby ogień piekielny…
— Dobra?
— Wyśmienita…
A wierzycie wy w duchy?
— Czy Pan żartem pyta,
Czy poważnie?…
— Poważnie.
— Są......
— Jezus, Maryja... upadł...
To nic, pulsy biją…
Niech go teraz położą na łożu — okryją,
Ja będę mu lekarstwa me administrował,
Gdy się obudzi…
— Niańki zawołajcie… Niańki…
Wyznam, że mię ten dziwny sen zelektryzował.
Trzeba będzie na karku postawić mu bańki…
O! smętny — o! kochany!
Srodze ty oszukany…
Przez sfinksowe aleje
Piasek stepowy wieje…
Jaszczurki łuską brzęczą
I ludzi się nie boją,
Palmy przy sfinksach stoją,
W palmach wielbłądy klęczą…
Na Luksoru wyżyni
Cicho jak na pustyni…
Przeszło lat trzy tysiące,
Te same złote słońce
Przez niebiosa się pławi,
I girlanda żurawi
Ta sama na niebiosach,
I kolumn głowy ścięte,
I groby odemknięte,