Jakoby sociusz drugi tego smiałka
Podniosł.... i o tak w płomieniach ta gałka
Na lasce, jakby na wielkiej lodydze
Chwiejąc się — drwiła ze mnie — ze ją widzę
Po wiekach męki... — czoło — przed mem czołem —
Więc go kazałem w domu wziąc i ściąłem
Na wieki wieków.
18
Bukar
Dreszcz poszedł przez duchy....
Samuel
Czy Pan Bóg będzie na me skargi głuchy
Xiędzaś mi nawet nie dał...
Kanclerz
Był posłany
Samuel
Przyprowadzono.. mi patrzę on pijany
Z nog się zatacza... i oczyma wodzi...
Rzekłem: moj ojcze mnie o wszystko chodzi
A tobie widzę co innego w głowie
Jdzże — i wyspij się... Niech ten Xiądz powie
Jezeli tu jest... Mnie tam szło o wszystko
A on był pijany...
o noc smętna moja
Kanclerz
Gdybym był to wiedział tobym był z tym chłystką
Nad tym xiędzem chłystką
Xiędzem... choć władza się kanclerska moja
ukorzył
Był biskup.... a ja — wszakzem ciało[?] złozył
Kończyła u bram klasztoru... na klamce
J gdyś ty już szedł do strasznego celu
odpuść
Wolałem z bramy —
przebacz Samuelu
A tyś tak ręce do pacierzy złozył
odpuszczę
I rzekł ponurym głosem nie
przebaczę...
18.
A więc nie dbając o katowskie tluszcze
J czując rze mi serce w sercu płacze
Skazałem ręką by stanęły
Prawie otarłszy o katowskie sługi
odpuść
Prosiłem
przebacz ... a ty mi raz drugi
ponurotwardo
Rzekłeś
drząc cały w sobie — nie odpuszczę
Więc biegłem jeszcze... na krew ktora pluszcze
Z boku Chrystusa.. odpuść — a ty głosno
Rzekłeś: odpuszczał: ale przed młośną
Sprawiedliwością Bozą dojdę prawa
Samuel
J oto widzisz jest przed Bogiem sprawa
J oto widzisz... bo nie o mnie chodzi
Ale o tę myśl co narody rodzi
A była we mnie twoim mieczem ścięta
Więc oto moje biedne niemowlęta
Dzięciątka moje ty ohydny kacie
Gdy postawiono przy trumnie w
koszulkisenacie
W
małych czarne ubrane od matki
Gdy jęły płakać w senacie te dziatki
To tam zadrzała wtenczas izba cała
Bo w moich dziatkach moja krew płakała
Bo serca mego wrzask niedomowiony
Ostatnie jakieś mojej myśli słowo
Coś — co tu było jak piorun
czerwony
Coś... tu... ja nie wiem — ot cisnę
tą głową