2 marca 54.
Kochany Mietku,
Wczoraj przysłał mi Terlecki wycinek z „Wiad[omości]” dotyczący listu Hedl[eya][M. Grydzewski] "Silva rerum: O dobrze zasłużonej nagrodzie", „Wiadomości” 1954, nr 9 (413) z 28 lutego. Grydzewski pisał m.in.: „Wolno przypuszczać, że «muzyczne koła angielskie», na które powołuje się p. Hedley, sprowadzają się wciąż do tej samej osoby i że w tym widowisku, które p. Hedley od lat organizuje, gra on wszystkie role. Pan Hedley bardzo się troszczy o dobrą opinię Chopina w Anglii i ubolewa, że na podstawie książki Wierzyńskiego czytelnik angielski może powziąć o Chopinie zdrożną opinię jako o „kłamcy, hipokrycie, seksualnym maniaku, człowieku o mózgu sprośnego uczniaka”. Odpowiemy, że w żadnym razie powziąć nie może, skoro w listach zacytowanych przez Wierzyńskiego nie ma nic zdrożnego, a zdrożną opinię mógłby powziąć co najwyżej na podstawie innych listów, nie zacytowanych przez Wierzyńskiego, a które z innych źródeł, nie z książki Wierzyńskiego, znają z Anglików tylko p. Hedley i… anonimowy recenzent z «Times Literary Supplement»”.. Wyborny! Zwłaszcza zdanie, że p. H. organizuje widowisko, w którym gra wszystkie role – jest genialne. Dziękuję Ci bardzo, stary druhu, także Halina przesyła Ci ucałowania i mówi, że „mój redaktor to inteligentny człowiek”. Dziś natomiast dostałem list z „Dziennika Pol[skiego]”W liście pisanym z Sag Harbor 20 lutego 1954 r. do redakcji „Dziennika Polskiego i Dziennika Żołnierza” w Londynie Wierzyński pisał:
„Szanowny Panie Radektorze!
W związku z listem p. Arthura Hedleya w «Dzienniku Polskim» z 9 lutego pragnę zaznaczyć, że w książce mojej "Życie Chopin"a umieściłem kilka fragmentów listów Chopina do Delfiny Potockiej, podobnie jak cytowali ich części w swoich monografiach o Chopinie prof. dr Zdzisław Jachimecki i Karol Stromenger, którym nawet p. Hedley nie potrafi odmówić autorytetu naukowego w muzykologii. Czułem się także upoważniony do tego, wiedząc, że na stulecie śmierci Chopina przygotował wybór tych listów dla nowojorskiej Fundacji Kościuszkowskiej B.E. Sydow w porozumieniu z Instytutem Chopina w Warszawie. Istotnie ukazały się one w r. 1949 w zbiorowej książce "Frederic Chopin (1810–1849)" nakładem Macmillana w Nowym Jorku. Wybór ten ma tytuł: "Ipse dixit" i podtytuł: "Extractions from the unpublished letters of Fr. Chopin to Delfina Potocka". Culled and translated from the Polish by Bronisław E. Sydow, Secretary, Research Commission, Fryderyk Chopin Institute, Warsaw».
Dla p. Hedleya te fakty nie istnieją. Atakuje mnie za to, że postąpiłem tak, jak postąpili znakomici chopinologowie polscy, którzy mogli być dla mnie autorytetem, nawet gdybym w sprawie listów nie miał własnego zdania. Na merytoryczna dyskusje o listach nie ma miejsca w piśmie codziennym i temat ten wymaga specjalnej rozprawy, która – mogę p. Hedleya uspokoić – jest w opracowaniu.
Pan Hedley atakuje mnie nie po raz pierwszy. Nim jeszcze książka moja ukazała się w Anglii, p. Hedley w liście do mego wydawcy zapowiedział, że przygotuje przeciw niej ulotkę (leaflet) i że roześle ją do krytyków. Jak wolno sądzić z jego listu, «akcję» przeciw książce postanowił rozpocząć, zanim książkę przeczytał. Dopiero gdy wydawca mój uprzedził go, że może być za to odpowiedzialny przed sądem (liable to suit for damages), p. Hedley oświadczył, że rozesłane poprzednio listy do krytyków odwołuje. Sposób tego odwołania pozostaje sekretem p. Hedleya.
Ocenę całej tej niewiarogodnej «polemiki» pozostawiam czytelnikowi. Pocieszam się też, że czytelnik mojej książki ustali z łatwością, czy naprawdę insynuuję światu, że «Chopin był kłamcą, hipokrytą, maniakiem, człowiekiem o mózgu sprośnego uczniaka i muzycznym kretynem», jak wyraża się wytwornie p. Hedley.
Z poważaniem – Kazimierz Wierzyński”.
Na kopii listu, przesłanej Grydzewskiemu, Wierzyński napisał: „Ten list zwrócił mi «Dziennik». Skreślenia są zrobione ręką «redaktora». [---] nie zgodziłem się” [tu fragment tekstu nie do odczytania z powodu złej kopi – zagięty arkusz papieru].
Ostatecznie list Wierzyńskiego do redakcji ukazał się w „Dzienniku Polskim i Dzienniku Żołnierza” 1954, nr 62 z od Kirkiena z załączonym szpargałem od ich radcy prawnego – i to mnie wyprowadziło z równowagi. Odsyłają mi mój list, którego kopię Ci załączam. Kirkien pisze: „Jeżeli Pan może przesłać nam dowody na twierdzenie zawarte w ust[ępie] trzecim, to oczywiście z rozkoszą wydrukujemy”. Poślę im kopie listów od Desmonda Flowera, które mam, i które dotyczą „akcji” Hedleya, ale to będą tylko kopie (bo przecież nie pozbędę się oryginałów). Czy to też za mało? Czy potem również nie umieszczą mego listu? Co to są za ludzie? Czy przypuszczają, że ja kłamię i piszę publicznie o rzeczach zmyślonych? Kto jest ich „radcą prawnym”, jak tytułuje go Kirkien? Pisze on na kawałku zasmarowanego papieru potwornym językiem (przyślę Ci to potem jako kuriozum): „Oceni Pan na pewno, jak musimy być ostrożniPodkreślone odręcznie od słowa „ostrożni”. Kopia nie pozwala na określenie, kto dokonał podkreślenia. w publikowaniu listów otwartych, za które ponosimy odpowiedzialność, gdy sąd dopatrzy się zniesławienia, a wrażliwość jury angielskiej jest na tym punkcie wielka”. O jakie to zniesławienie chodzi? Kto tu kogo zniesławił? A w każdym razie szkodzi dobremu imieniu? Dlaczego nie byli „ostrożni” w stosunku do mnie? Mój kochany, jestem tak rozeźlony, że chcę Cię o coś poprosić. Czy nie masz znajomego prawnika obeznanego z libel actionAng.: akt zniesławienia. i czy nie zechciałbyś go spytać, czy ustęp listu Hedleya, że ja „insynuuję światu, że Ch[opin] był kłamcą, hipokrytą, seksualnym maniakiem, człowiekiem o mózgu sprośnego uczniaka i muzycznym kretynem” – czego nie insynuuję, jak to Ty wybornie wyłuszczyłeś – czy to nie podpada pod „libel action”? Może ktoś ze znanych Ci adwokatów mógłby Cię o tym poinformować. Bardzo Cię proszę.
Powiem Ci szczerze, że czuję się bardzo nieprzyjemnie zaskoczony całą tą aferą. Nie mogę przecież się zgodzić, by oni zamieszczali nonsensowne listy czytelników, a mnie uniemożliwili nawet odpowiedź na bezczelną napaść bandyty, który już poprzednio organizował na mnie nagonkę. Co mam robić? Pisałem do Sakowskiego, ale czy on ma jakiś głos w „Dz[ienniku]”?Tu na marginesie odręczny dopisek Grydzewskiego nad tym akapitem: „żadnego, on, w ogóle bez głosu”. Co mi radzisz? Przecież nie mogę zostawić tej sprawy w takim stanie. Poradź też znajomym, by nie angażowali się w teorię „fałszywych listów” Chopina, bo choć nie ma oryginałów, los ich nie jest przesądzony. List Żółtowskiego"Chopin i Delfina. Do redaktora „Wiadomości”", „Wiadomości” 1954, nr 5 (409) z 31 stycznia. Żółtowski pisał: „[…] chciałbym zwrócić uwagę na szczegół bardzo ważny dla ustalenia autentyczności lub fałszywości rzekomych listów Chopina do Delfiny Potockiej. Mam na myśli daty, które noszą, i adresy, na które są skierowane. Albowiem, dzięki korespondencji Krasińskiego, ruchy p. Delfiny, przynajmniej od r. 1839, znamy wcale dokładnie. Dlatego uderza mnie, że z listu z 19 listopada 1840 wynika obecność adresatki w Paryżu. Otóż nie tylko że w roku tym stosunek Delfiny z Krasińskim był jeszcze w szczytowej fazie, ale w tym roku Delfina nie była w ogóle w Paryżu, mieszkała bowiem jeszcze w Neapolu z matką, a z Krasińskim spotykała się w Rzymie. W marcu wyczekiwał Krasiński na nią w Mola di Gaeta (dziś Formia) na drodze do Neapolu. Delfina przybyła 21 marca i rozstali się dopiero w końcu czerwca lub lipca. A 5 września już znowu jest Krasiński w Civita Vecchia i znowu czeka na «bat z Neapolu». Delfina jak zwykle przyjeżdża z opóźnieniem i osiada na zimę w Rzymie. Żadnego śladu nie ma w korespondencji, by była mogła w tym czasie z Rzymu przerzucić się do Paryża i tam otrzymywać korespondencję Chopina. Trzeba nie znać Krasińskiego, by sobie wyobrazić, że taki epizod mógł był nie pozostawić śladu w korespondencji. Pod wiosnę 1841 Delfina wydala się istotnie na miesiąc do Neapolu, i od razu płynie za nią istny potok listów. Dopiero we wrześniu i październiku t.r. następuje słynny wspólny pobyt w Varennie, nad jeziorem Como, a datę przyjazdu Delfiny do Paryża po kilkuletniej nieobecności znamy dokładnie: 5 listopada 1841. Wedle wszelkich zasad krytyki dokument, z którego wynika, że Delfina mieszkała w Paryżu 19 listopada 1840, jest apokryfem”. nie przesądza sprawy. Mogła być pomyłka przy przepisywaniu – zamiast 1841 podano 1840 – poza tym wszystko, nawet data dnia pasuje jak ulał. Ale to inna kwestia i nie chcę teraz mieszać tych rzeczy.
Napisz też, jakie wrażenie miałeś, gdy zobaczyłeś pamiętniki Leszka. Uważam to za wspaniały kawał.
Ściskam Cię serdecznie i proszę o pomoc w wypadku, który, jak mi się zdaje, nie powinien być obojętny dla porządnych ludzi. Raz jeszcze Ci dziękuję za obronę i cieszę się, że dobyłeś rapiera z takim powodzeniem.
Kazimierz
Dopisek odręczny na drugiej stronie:
P.S. Może by „Dz[iennik]” przynajmniej okazał tyle kurtuazji, żeby nie drukował listów przeciw mnie, póki nie umożliwi mi odpowiedzi? Przecież już publikacja listu Hedleya (nawiasem mówiąc bierutowczyka) była wielką złośliwością. A może ogłosić list w „Wiadomościach”? Co mi radzisz? W przyszłym tyg[odniu] wyjeżdżam do Chicago, wszystko spóźnione – opóźni się jeszcze bardziej. Naprawdę obrzydzenie mnie bierze.
Dopisek odręczny na lewym marginesie pierwszej strony:
Proszę Cię, podaj załą[czone]Dziurka od dziurkacza odpisy listów Flowera, Terleckiemu i Strońskiemu a najlepiej […]Fragment dopisku niemożliwy do odczytania ze względu na źle wykonaną kopię – zagięty arkusz papieru.. Bardzo Cię proszę.