Adwokat
Więc dobrze niech pod palcem zagrożenia
Będą te rzeczy — Niech się duchy rodzą
J same prawdy przedwiecznej dochodzą
Niechaj czytają sami w kształtow
Ale nie wolno czytać w kształtu xiędzę
20
Malować ducha... cierpienia i nędze
Na swiecie będąc węzami popędzę
Drogą.... isć za nim....
Te smętną ducha leniwą naturę
Ktora opiera się idącym w gorę
J wieczny opor... z dawnej formy stawi...
Na swiecie... moj trup.... pod strazą żorawi
J krzyzów... w stepach gdzieś teraz łeżący
Wstanie.... i pojdzie, załośny lub drwiący
Po wszystkich błotach z braterstwem się szargać
Za wszystkie serca nie bolące targać
Probować które mi do tonu jękną
J stroić wyzej i wyzej... aż pękną
Jesli gliniane....
Więc dobrze... to panie
Ty jak do duchow wszystko już wiedzących
Ta sprawa... gdy me ciało zmartwychwstanie
Na swiecie z ciałem moim się podniesie
To dobrze w jakim ciemnym pustym lesie
Gdzieś na mogile — gdzieś w blasku xiężyca
Odrazu jak duch — jako błyskawica
Przenikająca swiat zdziwiony mrowiem
Stanę.... i głosu dobędę i powiem
Ostatnie słowo.... Tu... wrócę do prawa...
Panie.. ty duchem wiesz że Panska sprawa
Jest sprawą ducha, który się wielmozy
Tobą... i coraz nowe kształty tworzy
J w tych się kształtach znow wyżej podnosi
A będąc pierwszym... znow o nowe prosi
20
A swoje duchom leniwszym zostawia
Więc kto chorągiew ducha wyzej stawia
J przedsworzoną objaśnia ciemnicę
Kto stawia mowię nową ducha swiéce
lud inny powoli
Do ktorej
narod powoli dochodzi
Ten mowię jakby nową gwiazdę rodzi
Do ktorej wszyscy my powoli dążym
J moze nazwać się Boskim chorązym
Jeśli na drodze Boskiej... znalazł drogę
Więc przed Chrystusem: a oto wam mogę
Dowieść tych duchów srebrnych girlandami
Kiedyśmy byli stworzyciele sami
Nowych gwiazd.._ chociaz przez ziemi pochyłość
J ciężar duchów.... w doł leciała fala
To oto patrzaj — ten duch stworzył miłość
Ojczyzny... a ten co mię słucha zdala
J w ręku dla mnie czarę cykut trzyma
Ten w niebo... gdzieś tam spojrzawszy
tu oczyma
Nieśmiertelności dojrzał — i
obj zjawił
—
Panie tyś krzyż twoj cierpiący postawił
Ten krzyz nad ktorym gwiazdy same zbladły
Na głowach, ktore dla ojczyzny spadły
Na sercach ktore były twoją
A ktore były podkrzyzową skałą
Bo ukochały coś więcej niz ciało
J nie ulękły się wiecznej mogiły
JWięc pod twym krzyżem lezeć godne były
Jego podporą — Jako pierwsza cnota
A jesli nie tak — to czemuż Golgota?
Znizyzył [?]
Czemu nie Alpy....
wybrał ci Jehowah
Czemu ci kazał stać na trupich głowach
Powiedz, jezeli mowić się nie boisz
A czemu teraz krzyzem w polsce stoisz