Helion
Tak zawszem ja marzył
Ze ludem płynie jakaś wiedza nowa
Jakaś z plomieni rzeka, w ktorą wtwarzył
Swe wielkie lice Bóg.... a ona chowa
Na przyszłe czasy
swiezość... odkwit.... rzeczy
Wybuch na p przyszłe czasy....
wybuch ducha z siłą....
Słuchaj... dziś mi się sniło.....
otoczon
Zem gdzieś
był... snami
Zył... jak z amfitrytami
Pod wodą....
— Ha
— J potem
Przyniesiono mi skrzynię
Całą... podmorskim złotem
Wybitą... przez Boginie
Srebrne....
—
— Ha Helion?
— Czy posłano już po spowiednika...
— Już poszedł do sypialni....
O na smętnym swiecie
Zyjemy.... mnie kaskady uniosły na grzbiecie
błękitnych dzwonkach
J lekko położyły na kwiatach....
J leciałem jakoby po tęczach wygiętych
Słysząc spiew gwiazd... i niby głosy pańskich swiętych
Aż na kwiaty upadłem... i sen mię owinął
Srebrzystemi skrzydłami.... a moj ojciec....
— Płynął
Przeciw wody.... i rozbił o nią swoj łeb stary....
— Słuchaj... nie lubię tego tonu moj bukary
Prędko się rozejdziemy... jeśli go nie zmienisz....
— Pomieniali na duchy....
(Wchodzi Xiąże stary zupełnie obłąkany za nim
Biskup.)
Królu↓
Waszm sam ocenisz
Moje czyste zamiary....
O widok boleśny!
Ogolono mu resztę siwych włosów... i pozwolono
wdziać te jaskrawe kolory, ktore wybrała myśl jego
przestworach....
błąkająca się po swiecie
— Tak krolu w jasnych kolorach
Widzisz mię.... lecz nie mieniących
Jak na wężu....
— O! niebiosa sprawiedliwe — patrz
z giestem dawnego dworzanina, trzyma czapkę w
bokiem
ręce, nisko, tykając kolan Biskupich, niby
niby znizywszy się ku krolowi... a drugą rękę
na szabli głowicy....
— Jezeli ci grzechotnicy
Nie pomrą.... to mości krolu
Oto pieczęć....
— Patrz z jaką dumą odwrócił się i podniosł
głowy.... Ojcze drogi...
— Waćpani u mojej nogi
O litość... prozno... Acani
na mnie
Udaj się do praw do prawa
Król mi pan tego niezgani
Ze......
Cały odmienił lica
J strupiał....
Zem ściął... szlachcica!
Chodzi... ręce załozył w tył i czasem stawa
dziwna! straszna tajemnica
O czem on myśli... patrzy... jak w ziemię pogląda
Piekielna!...
— Cudze krwawe sumnienie w nim siedzi
— Mowisz ze odmowiłem ostatniej spowiedzi
To nieprawda... kazałem przyprowadzić xiędza
— Patrzaj jaki gest ręki.... zda się ze odpędza
Od siebie... obwinienie ludzkie, garści błyskiem
— Zajechał mi w ulicy przed wielkim ogniskiem
W rynku smalono wieprza..._ wieprza — wieprza... słoma
Cała ulica była wtenczas tak widoma
Jak jasny dzień.... zajechał w ognistej ulicy
Ja zrobiłem giest taki... ustąp._ w błyskawicy