Jakoby socjusz drugi tego śmiałka,
Podniósł… i o, tak, w płomieniach ta gałka
Na lasce, jakby na wielkiej łodydze
Chwiejąc się — drwiła ze mnie — że ją widzę
Po wiekach męki… — czoło — przed mem czołem —
Więc go kazałem w domu wziąć i ściąłem
Na wieki wieków.
Dreszcz poszedł przez duchy…
Czy Pan Bóg będzie na me skargi głuchy?
Księdzaś mi nawet nie dał…
Był posłany.
Przyprowadzono… mi, patrzę, on pijany
Z nóg się zatacza… i oczyma wodzi…
Rzekłem: mój ojcze, mnie o wszystko chodzi,
A tobie, widzę, co innego w głowie,
Idźże — i wyśpij się… Niech ten Ksiądz powie,
Jeżeli tu jest… Mnie tam szło o wszystko.
A on był pijany… 〈 o, noc smętna moja
I oto, widzisz, jest przed Bogiem sprawa,
I oto widzisz… bo nie o mnie chodzi,
Ale o tę myśl, co narody rodzi,
A była we mnie twoim mieczem ścięta.
Więc oto moje biedne niemowlęta,
Dzieciątka moje, ty ohydny kacie,
Gdy postawiono przy trumnie w senacie,
W koszulki czarne ubrane od matki,
Gdy jęły płakać w senacie te dziatki,
To tam zadrżała wtenczas izba cała.
Bo w moich dziatkach moja krew płakała,
Bo serca mego wrzask niedomówiony,
Ostatnie jakieś mojej myśli słowo,
Coś — co tu było jak piorun czerwony,
Coś… tu… ja nie wiem — ot, cisnę tą głową.
[kontynuacja na k.18v]
— Jezus, Maryja... upadł...
To nic, pulsy biją…
Niech go teraz położą na łożu — okryją,
Ja będę mu lekarstwa me administrował,
Gdy się obudzi…
— Niańki zawołajcie… Niańki…
Wyznam, że mię ten dziwny sen zelektryzował.
Trzeba będzie na karku postawić mu bańki…
O! smętny — o! kochany!
Srodze ty oszukany…
Przez sfinksowe aleje
Piasek stepowy wieje…
Jaszczurki łuską brzęczą
I ludzi się nie boją,
Palmy przy sfinksach stoją,
W palmach wielbłądy klęczą…
Na Luksoru wyżyni
Cicho jak na pustyni…
Przeszło lat trzy tysiące,
Te same złote słońce
Przez niebiosa się pławi,
I girlanda żurawi
Ta sama na niebiosach,
I kolumn głowy ścięte,
I groby odemknięte,