— Kto jesteś ty, co gadasz o aniołach?
— Rybaka jestem córką… żyję z niemi,
W tęczowych mi się pokazują kołach,
W nocy z tęczami przychodzą srebrnemi
I mówią do mnie…
Ubiór twój ubogi,
Koszula prosta — szara — bose nogi,
A jednak perły we włosach rozlane
Są jako gwiazdy pełne — świetne, duże…
I lekkie twoje rumieńcowe róże,
Jakoby wstydem na pół pochowane
W białości lica, tajemnemi wschody
Dziwią… jako róż z perłowej jagody
Słońcem dobyty…
— Ja niezawstydzona…
Alem od wiatru górnego czerwona
Albo… od moich snów… świecąca… w nocy…
— Więc ty sny miewasz… bądźże ku pomocy
Mnie… bom jest także — dziwny… i duchowy…
A w marach, w głosach, które dotąd słyszę,
Piękniejszej niby brakuje połowy…
Tej — która daje harmonią i ciszę…
— Gdzież mnie prowadzisz? silna twoja ręka…
Serce mi bije… i duch mój się lęka…
— …Jak sen prowadzę… gdzie… sam nie wiem wcale…
Jeśli duch powie… wstąpimy na fale,
Jeśli pochwyci… polecim w niebiosa,
Jeśli roztopi… spadniemy jak rosa…
Jeśli zaśpiewa chór, co teraz niemy,
W echo się jego głosów rozlejemy.
— Lękam się… pozwól mi odejść… przepadnę…
Jeżeli z tobą pójdę… boś mocniejszy…
— Wszakże ty widzisz… że ja jestem mniejszy,
Że ci na szyję — ręce dziecka kładnę…
I zawiesiwszy się… tak w całej sile —
Ledwo nad sobą… jak kwiatu nachylę…
I tak okryty w twym złotym warkoczu
Mam gwiazdy z twoich uśmiechnionych oczu
〈 I tak oblany wstęgą twych warkoczy
Patrzę w twe dziwnie uśmiechnione oczy
I w usta… twoje także uśmiechnione 〉
Dziwnie błękitne......
— O, rozwiąż twe ręce… —
— Perłami cię łez zwiążę,
Różami cię snów znęcę…
Światy moje pokażę,
Snom każę z mgły się jawić…
Będę jak dziecko bawić,
Zachwycę — i przerażę —
Pochwycę i poniosę…
— Dziecko ty czarnowłose…
Strasznych duchów dziecina…
A ja dobra dziewczyna,
Prosta… jak kamień chłodna,
W głębi serca pogodna.
— …O, więc ty z mego ducha
Oderwana… śród burzy…
Stracona gdzieś w podróży
Z żurawiego łańcucha,
Gdym leciał do miesiąca,
Mewa za mną lecąca…
Stracona w mgle…
— Cud ze mną,
Gdy słucham… jestem nowa…
Świat jakiś widzę — ciemno.
Czekam jednego słowa…
Powiedz… a … weźmiesz na wieki…
— Zamknij teraz powieki
I do dna duszy własnej patrz… aż jaw się zjawi…
Widzisz… gmachy… błękity… girlandę żurawi
W dziwnym kluczu lecącą… po bladych… niebiosach......
Czy słyszysz szelest śmierci gałązek we włosach…
Czy widzisz… grób… co wejściem ogromnym przeraża
I posągi… i przy tych posągach harfiarza
Po złotych strunach srebrną lejącego brodą…
— Jezus, Maryja... upadł...
To nic, pulsy biją…
Niech go teraz położą na łożu — okryją,
Ja będę mu lekarstwa me administrował,
Gdy się obudzi…
— Niańki zawołajcie… Niańki…
Wyznam, że mię ten dziwny sen zelektryzował.
Trzeba będzie na karku postawić mu bańki…
O! smętny — o! kochany!
Srodze ty oszukany…
Przez sfinksowe aleje
Piasek stepowy wieje…
Jaszczurki łuską brzęczą
I ludzi się nie boją,
Palmy przy sfinksach stoją,
W palmach wielbłądy klęczą…
Na Luksoru wyżyni
Cicho jak na pustyni…
Przeszło lat trzy tysiące,
Te same złote słońce
Przez niebiosa się pławi,
I girlanda żurawi
Ta sama na niebiosach,
I kolumn głowy ścięte,
I groby odemknięte,
I harfiarz w srebrnych włosach
〈 I harfą złotą na ścianie…
I czas na zmartwychwstanie 〉
Nad harfą swoją złotą
Duma, niby z tęsknotą…
O! smętny, o! kochany!
Srodze ty oszukany…
W naszym chórze boleści
I płacz słychać niewieści…
Bo przy pochodni błysku
Ktoś do grobu zawitał
I stanął… i coś czytał
Na smętnym obelisku,
Twój dawny poznał Eden…
I zapragnął… on jeden…
Lecz ty… z boleści zgrzytasz,
Bo nigdy nie wyczytasz
〈 Ale te dawne głosy
Wieją jak wiatr we włosy,
Nad przepaście prowadzą,
Pchną morzem… za słońc głową
To, co czułeś… 〉
Tego z dawnych kamieni,
Lecz na serca czerwieni
Zapisaną ci będzie
Pios[e]nka obelisku,
Wszystkie łzy… wszystkie słowa,
Pierwsze w pamiątek rzędzie
Zapisane przez Pana…
Miłość czysta — siostrzana!
*
O smętny! o kochany!
Srodze ty oszukany.
Grób twój wygląda blado
Niby gmachów kaskadą
Cichą… a jednak grzmiącą.
〈 Niby pałac upiorów,
Lecz ziemi nie przeciekła
I nie znalazła piekła.... 〉
W kraj cieniów i upiorów
Z całą tęczą kolorów —
Pod ziemię wlatującą. —
I tak wisi pochyła,
A stoi — jak mogiła…
O duchu! smętny, śliczny,
Duchu mój letargiczny,
Możesz ty w ducha męce
Kąsać piersi i ręce,
Jeśli brak ci odwagi
Zacząć życie podróżne.
Bo dawne groby próżne
I twoje sarkofagi
Straciły… twój proch — ciało…
Nic z nich — nie zmartwychwstało —
Ani Atessa… Ani
〈 Już miłością siostrzani…
Wasze serca… jak liście
a) W sarkofagu… wstaliście
b) W grobie obudziliście 〉
Miłością wy siostrzani…
Obróceni ku sobie
W alabastrowym żłobie,
Piersią waszą i usty
Do siebie obróceni,
W grobowcu znalezieni —
〈 Och, grobowiec był pusty
W pustym podziemnym lochu
a) Ani ciał, ani prochu
b) Jedno — i drugie ciało… 〉
Jak leśny orzech pusty,
W którym nic nie zostało,
Choćby też muszki ciało. —