Więc dobrze, niech pod palcem zagrożenia
Będą te rzeczy. — Niech się duchy rodzą
I same prawdy przedwiecznej dochodzą,
〈 Ale nie wolno czytać w kształtu księdze,
Malować ducha… cierpienie i nędzę,
Drogą… iść za nim.... 〉
Niechaj czytają sami w kształtów księdze,
Na świecie będąc, wężami popędzę
Te smętną ducha leniwą naturę,
Która opiera się idącym w górę,
I wieczny opór… z dawnej formy stawi…
Na świecie… mój trup… pod strażą żurawi
I krzyżów… w stepach gdzieś teraz leżący
Wstanie… i pójdzie, żałośny lub drwiący,
Po wszystkich błotach z braterstwem się szargać,
Za wszystkie serca niebolące targać,
Próbować, które mi do tonu jękną,
I stroić wyżej i wyżej… aż pękną,
Jeśli gliniane…
〈 Więc dobrze… to, Panie, 〉
Ta sprawa… gdy me ciało zmartwychwstanie,
Na świecie z ciałem moim się podniesie,
To dobrze w jakim ciemnym, pustym lesie,
Gdzieś na mogile — gdzieś w blasku księżyca
Od razu jak duch — jako błyskawica,
Przenikająca świat zdziwiony mrowiem,
Stanę… i głosu dobędę, i powiem
Ostatnie słowo… Tu… wrócę do prawa…
Panie… ty duchem wiesz, że Pańska sprawa
Jest sprawą ducha, który się wielmoży
Tobą… i coraz nowe kształty tworzy
I w tych się kształtach znów wyżej podnosi,
A będąc pierwszym… znów o nowe prosi,
A swoje duchom leniwszym zostawia.
Więc kto chorągiew ducha wyżej stawia
I przedstworzoną objaśnia ciemnicę,
Kto stawia, mówię, nową ducha świécę,
Do której lud inny powoli dochodzi,
Ten, mówię, jakby nową gwiazdę rodzi,
Do której wszyscy my powoli dążym,
I może nazwać się Boskim chorążym,
Jeśli na drodze Boskiej… znalazł drogę…
*
Więc przed Chrystusem: a oto wam mogę
Dowieść tych duchów srebrnych girlandami,
Kiedyśmy byli stworzyciele sami
Nowych gwiazd… — chociaż przez ziemi pochyłość
I ciężar duchów… w dół leciała fala,
To oto patrzaj — ten duch stworzył miłość
Ojczyzny… a ten, co mię słucha z dala
I w ręku dla mnie czarę cykut trzyma,
Ten w niebo… gdzieś tam spojrzawszy oczyma,
Nieśmiertelności dojrzał — i tu zjawił.
*
Panie, tyś krzyż twój cierpiący postawił,
Ten krzyż, nad którym gwiazdy same zbladły
Na głowach, które dla ojczyzny spadły,
Na sercach, które były twoją skałą,
Bo ukochały coś więcej niż ciało
I nie ulękły się wiecznej mogiły,
Więc pod twym krzyżem leżeć godne były
Jego podporą — jako pierwsza cnota.
A jeśli nie tak — to czemuż Golgota?
Czemu nie Alpy… zniżył ci Jehowah,
Czemu ci kazał stać na trupich głowach?
Powiedz, jeżeli mówić się nie boisz.
A czemu teraz krzyżem w Polsce stoisz,
[kontynuacja na k.20v]
O smętny o kochany, srodze ty oszukany
O smętny, o kochany, srodze ty oszukany