Gdyby on ciągle ruszał tą mogiłą,
Nie zapytawszy nas o czas i wolę?
Gdybym ja oto kamień chwycił w dłonie,
A kamień oto wziął skrzydła sokole
I gdzieś roztrzaskał mego brata skronie,
Oblał mię jego mózgiem i oczyma,
A na mnie sąd był jako na Kaima
Przed ludzkim prawem — i przed Bożym sądem…
Nie, prawo stoi pod naszym zarządem;
Pókiśmy mali… to jest naszym panem,
Lecz gdyśmy silni — to nam pod kolanem
Jak wywrócony anioł ognia leży;
Więc jeśli cud jest — to do nas należy,
Byleśmy z łona Boga wzięli ducha.
Więc nas to miasto błękitne posłucha,
Gdy zawołamy… gdy wszyscy gromadnie
Opłomienimy ten świat ducha żądzą,
A trupom — z niebios, że żyją — nie spadnie… 〉
〈 Jakiemuż teraz ludowi przysądzą,
Że był najbliższy… ze swoim sztandarem
Miasta, które jest pięknością — pożarem —
Miłością… wiarą wiar… stolicą stolic…
Miasto… co pełne wężowych okolic,
Leczące drzewo chowa w swoim sadzie
I z tego drzewa łzy poganom kładzie
Na wszystkie rany… jako balsam drogi,
Kto dyjamentów tych — chociaż ubogi —
Najbliższy sercem… 〉
〈 Jeżeli błądzę — niech mię duchy sądzą.
Co? ja bym kiedyś duchem nie miał siły
Wydobyć jęku spod zdrajcy mogiły,
Duchem w grobowcu mu potargawszy trzewa?
Albo mu w sadzie jego przekląć drzewa
I widzieć, że żyw duch całego sadu
Trzyma się jako wąż swojego śladu
I przestraszony z ogrodu ucieka?
I oto trupy drzew… u tego człeka
Trupy drzew, moją porobione mocą,
W okna strasznemi liściami łopocą,
Gorszym go niż śmierć napełniając strachem.
Więc ja bym nie miał mocy zatrząść dachem,
Kolumny jakiej zamyślonej czołem,
Wioszczyną — miastem — zamkiem i kościoł[em],
Gwiazdami — słońca wschodem i zachodem,
Ja sam?… a ja bym ci nie miał z narodem
Tych praw natury, jeśli chcę zawieszać,
Ludu mojego ogniem, ścinać, wskrzeszać, 〉
Rozbijać wszystkie duch dzielące szyby,
Serca rozmnażać jak ty, Panie, ryby?
A zaś uciszać je, gdy są w zapale,
Tak jak ty, Panie, uciszałeś fale,
Gdy ofuknąłeś się na wiatr… i burzę.
Co, ja, w milion serc rosnąc, nie powtórzę…
Twojego życia i Twojego cudu?
Ja… ja — na strasznych skrzydłach mego ludu,
Jak orzeł z Karpat zlatujący brusów,
Ja… w sto tysięcy — w milijon Ch[rystusów]
Nie miałbym…
[kontynuacja na k.22v]
〈 Myślący o tem, w jaką sieć zagarnie
Potem te tłuszcze… gdy wodze wyginą,
Ile stronników siedzi w jednej sarnie,
Ile mu kupi głów węgierskie wino.
Czy tu przyszedłem z mocą słowa żywą,
Ażebym czynił rzecz niesprawiedliwą?
Więc mógłbym także na tego kanclerza
Rzucić przekleństwem albo inwektywą,
Co w duchy ludzkie piorunem uderza,
I może jak wiatr, dąb ducha wywrócić.
Więc mógłbym nawet na niego krwią rzucić,
A tam zdjąć mu łeb… i dać na męczeństwo.
Lecz co tu ma z tą sprawą krew, przekleństwo.
AI Tu, gdzie widzicie strasznego obrońcę,
Który tę ziemię, ot, chwyta w ramiona,
A ona mu się rozlatuje w słońce
AII Kanclerz człek wielki, niech weźmie obrońcę,
Niechaj tę ziemię pochwyci w ramiona,
Niech mu się ona tak rozbłyśnie w słońce
Eheu — Bóg — duch — czart — pochodnia czerwona
Chorągiew krwawa…
Szczęk niby łańcuchów
Błysnął i stał się błyskawicą ciemną.
Nie brońcie, to nic, nic, to kilka duchów
Upadło na mnie i spłonęło ze mną.
a) Zgorzały duchy — strach grzmot burza w słowie.
Wy nieśmiertelni! stójcie wy, Bogowie!
b) O smętna! ciemna wron zwichrzonych kupa,
Którą ruszyłem opisaniem trupa,
Które już chcą krwi, a są tylko snami.
Stójcie, bo cisnę na was piorunami!
B Czy z krwi chorągiew — świętojańskie tęcze
Chorągwią… na tej krwi Ja, Panie, klęczę
I wołam sądu, Jezu sprawiedliwy…