Jfigenio!
Kto to?
Prowadź go z gwiazdą na warkoczu złotą
W jakie odludne miejsce tego ducha
J postaw.. niechaj slepy jeku słucha
Niech koło niego rój jęczących brzęczy
A ty mu tlumacz slepemu kto jęczy
J powiedz skąd grzmi ow wiatr rozpłakanych
(Odchodzi Dyana z Duchem.)
Z klijenta mego ran poznazymaknych
J z tej swiatłości co jest jemu — ciałem
Widzę o panie że sprawę wygrałem
A on... z oczyma jak słonce złotemi
Te sprawę ciałem rozegra na ziemi
Krew nie potrzebna więcej.... j ja panie
Już nie potrzebny
Chcesz iść ze mną
Muszę
Jedną... na swiecie niesmiertelną duszę
Przez wszystkie złote tajemnic otchłanie
Prowadzić....
Kto ci polecił... Nasz ojciec nasz
Blysnęła mu twarz
J zniknął... Chrystus
Siejcie duch... aby naród z pod ziemi wyniknął
J do niebios prowadził prostemi drogami
Gdzie ja jestem....
Człowiek smiertelny powstał i płaczem tu krzyknął
J zatrzęsło się niebo z jasnemi gwiazdami
J komety z szelestem
Poszły na ziemię — twarze ogniste pokazać
Z głową, gdzie wielkie kolumnowe myśli,
Z oczyma… i wnet spytaj się gawiedzi,
Powie, że serce w tej kolumnie siedzi,
Serce… co wiecznie się pęka i broczy.
Taka jest wielka moc błyskawic w łonach,
Że dotknij, a wnet piorun ci wyskoczy
Z każdego serca…
〈 I ty z nim przy dzwonach Adwokat
Chciałeś, ażeby grała włoska lutnia…
Wracam… do rzeczy… więc świat jako kłótnia
Hierarchii duchów… z hierarchią widomą.
A Polska górą jest wielką i stromą,
Z morzami ludów skrwawionych na dole,
Gdzie sam szczyt ducha w tę skorupę kole
Już końcem swego płomienia w błękicie.
A ten mój klient był na ducha szczycie 〉
〉〉 A ty na tych tronach Adwokat
Chciałeś budować — co?…
Bij go, słowa tęczą… Chorus
Nie! nie — patrzajcie, jego teraz dręczą Adwokat
Zbudzone myśli — nie, na Pana Boga,
On nie wygląda na ojczyzny wroga,
On także zguby narodu nie żąda,
On teraz dawnych myśli twarz rozgląda
I widzi, że go czeka przyszłość z nami.
Zostawcie go więc smętnego z myślami,
To jego kara.