O ten lew bazaltowy
Oprę się — widzę stąd
Mgłę i ogień, i sąd…
Pluton boi się głowy,
Uciekł w płomienie i głąb…
A woźni są od wniść…
— Samuelu…
— Sto trąb…
Samuelu…
— Jak liść… —
Cały drżę, jaki ruch…
— Samuelu…
Blask duch…
I łysnął tu pancerzem.
Sprawa z wielkim kanclerzem!
O gardła…
Ach…
Kanclerz stanął jak strach,
Z laską, w złotym żupanie…
Idzie o porównanie
Prawem zapozwanego
Z tym, którego tu zgon
Dostawił…
O! strach… ta w ręku głowa
Okiem zaczęła błyskać
I lać krwią…
Ja ogniowa
Potęga — i pan czarnych,
I bóg elementarnych,
Muszę się trzymać prawa…
Kto adwokatem stawa
Od stron?…
Za mnie — mój łeb…
Kto adwokat?…
Mój szczep
Rodowy… już wymarły,
Patrzcie… a ci od świata
Pomiędzy temi karły.
Gdzie znajdę adwokata,
Który by… mię ratował
W ucisku… i obronił?…
Sam będę instygował…
[kontynuacja k.17r]
— Jezus, Maryja... upadł...
To nic, pulsy biją…
Niech go teraz położą na łożu — okryją,
Ja będę mu lekarstwa me administrował,
Gdy się obudzi…
— Niańki zawołajcie… Niańki…
Wyznam, że mię ten dziwny sen zelektryzował.
Trzeba będzie na karku postawić mu bańki…
O! smętny — o! kochany!
Srodze ty oszukany…
Przez sfinksowe aleje
Piasek stepowy wieje…
Jaszczurki łuską brzęczą
I ludzi się nie boją,
Palmy przy sfinksach stoją,
W palmach wielbłądy klęczą…
Na Luksoru wyżyni
Cicho jak na pustyni…
Przeszło lat trzy tysiące,
Te same złote słońce
Przez niebiosa się pławi,
I girlanda żurawi
Ta sama na niebiosach,
I kolumn głowy ścięte,
I groby odemknięte,