11 lipca 1956
Drogi Mietku,
Dziękuję Ci za uroczy listList Grydzewskiego do Haliny Wierzyńskiej nie zachował się.. Aż mi się zrobiło ciepło na sercu. Ja oczywiście popełniłam okropne głupstwo, że nie przyjechałam do Anglii, bo właściwie mogłam. Zmyliło mnie parę drobiazgów, różne głupie małe obowiązki, a także pośpiech, z jakim zdecydowano wyjazd Kazimierza. Wszystko było nieważne wobec tego, że mogliśmy razem być w Londynie, a teraz nie wiadomo, kiedy się taka okazja powtórzy. Ty jeden możesz to naprawić – w kierunku odwrotnym – i przyjechać tutaj. Obiecuję wyjechać po Ciebie własnym samochodem i przygotować Ci duży wygodny pokój w wynajętym, ale bardzo przyjemnym domu. Zapewniam Cię, że Ameryka będzie Ci się podobała.
Mam nadzieję, że to, co piszesz o widywaniu Kazimierza w Londynie nie jest prawdą. Proszę Cię, widuj go często. On był bardzo przybity i wstrząśnięty śmiercią Leszka. Myślę, że tak jak wszyscy, miał uczucie, że można było coś zrobić, żeby ta straszna rzecz się nie stała, i że przeoczyło się jakiś moment, kiedy Leszek po prostu błagał o pomoc. Ale Ty sam wiesz, ilu rzeczy w Leszka zachowaniu nie brało się na serio. Chciałam Ci spisać, jak ten wypadek wyglądał w relacji jego bliskich znajomych, ale pewnie nigdy tego nie zrobię. Nie jest to zresztą łatwe. W tym co dotąd słyszałam, jest równie wiele czystej bredni, co subtelności i intuicji osób, które z nim ostatnio blisko obcowały. Nikt się tu jeszcze nie przyzwyczaił do śmierci Leszka. Ciągle o nim mówimy, a ilość rzeczy, które przez niego nabierały, jeśli nie wartości to intensywności, jest bezmierna. Ja nie byłam jego bliską przyjaciółką, musiałabym na to być jemu wyłącznie lojalna, co oczywiście było niemożliwe, ale i ja nawet przyłapuję się na myśli, że pewne rzeczy przestały być interesujące, bo nie można o nich mówić z Leszkiem. Zgadzać się z nim było przyjemnie, ale i kłócić się z nim było przyjemnie. Dziś wiadomo, że to co uważaliśmy za wady charakteru Leszka, to były symptomy choroby, ale obcowaliśmy z nim, myśląc, że jest zdrowy, tylko nieznośny. I dlatego wszyscy, nie wyłączając najwierniejszych przyjaciół, mieli dla niego przyjaźń ambiwalentną: kochaliśmy go i nie cierpieli na zmianę.
Mietku, pomyśl, może mógłbyś tu przyjechać. Może sam chcesz zrobić taki wywiad z ludźmi, którzy ostatnio widywali Leszka, sprowadzę Ci ich wszystkich na wieś.
Całuję Cię, napisz czasami do mnie.
Halina