2 sierpnia 54.
Kochany Mietku,
Posiedzenie Sądu Honorowego nie odbyło się
Zob. list z 13 czerwca 1954 oraz list Kazimierza Wierzyńskiego do Mieczysława Grydzewskiego z 27 lipca 1954 – jak nas poinformowano – gładko. Wyznaczeni przez Ciebie rzeczoznawcy,
Wellisch i
Korboński, wytoczyli od razu mnóstwo spraw formalnych, które mogą tylko zawikłać i tak już zapaskudzoną aferę.
Wellisch zażądał protokołów posiedzeń Grupy z okresu przed powstaniem
„Wiadomości”,
Korboński prosi Cię o dokument zmiany nazwiska
Pierwotne nazwisko rodowe Grydzewskiego brzmiało Grützhändler, w czasie nauki szkolnej i studiów używał nazwiska Grycendler. Aleksander Janta pisał o różnych formach jego nazwiska: „nazwisko Grycendler, stanowiące pierwszy etap spolszczenia nazwiska rodowego Grützhändler, zmienił razem z wyznaniem na Grydzewski” (A. Janta, Duch niespokojny, Poznań 1998, s. 180). Biograf Grydzewskiego, przedstawiając genealogię rodziny, stwierdza jednak: „Kiedy […] dokonała się zmiana nazwiska i czy była zmianą, czy jedynie transliteracją z języka rosyjskiego – nie wiemy, ale nie dotyczyła tylko Mieczysława. […] «Grydzewski» pojawił się w tej formie nazwiska po raz pierwszy w inauguracyjnym zeszycie nowego miesięcznika poetyckiego «Skamander» w styczniu 1920 roku, lecz przez cały pierwszy rok jeszcze półoficjalnie, nie w pełni dojrzale, może na próbę, jako «M.J. Grycendler-Grydzewski»” (M.A. Supruniuk, "Mieczysław Grydzewski – herbu Zerwikaptur. Najpokorniejszy sługa literatury", w: M. Grydzewski, "Silva rerum", wybór J.B. Wójcik, M.A. Supruniuk, Warszawa 2014, s. 22, 43]., poza tym obaj żądają dokooptowania trzech (minimum lub maximum, jak wolisch bądź też wellisz) członków grupy. Jako kandydatów
Lenartowicz wysunął
X. Kantaka,
dr. Kirkiena i
Radzymińską. Nad kandydaturą
X. Kantaka rozwinęła się burzliwa dyskusja. Zarzucają mu, że w
Libanonie nie wyliczył się z funduszów
Andersa i
NiD-u. Trudno, żeby taki facet decydował o Twojej,
Kochany Mieciu, uczciwości, cokolwiek byśmy o niej myśleli.
Radzymińska ma słabe pióro i podobno w
Argentynie też weszła na śliską drogę. Na
Kirkiena wszyscy się zgodzili z wiadomych względów. Czy nie myślisz wobec tego, żeby forsować kandydaturę
Westfala, który jest nieposzlakowany (przynajmniej w sprawach pieniężnych) i
Czereśniewskiego, który wyrobił się podobno w
Monachium na pierwszorzędną siłę. Przedstawiam Ci te sprawy obiektywnie, choć przyznam Ci się, że mam dość tych brudów. Nie trać mimo wszystko otuchy – Ściskam Cię i walczę o Ciebie.
Kazimierz
Drogi Mietku,
Kaziu trochę za jednomyślnie [?] potraktował całą sprawę. Dla mnie jest to brud, brud i brud, w którym nie mam ochoty grzebać się. To, co mi
Lenartowicz mówił o posiedzeniu, napełniło mnie zgrozą. Podobno
Wellisz żądał odcisków Twoich palców od nóg i ustąpił dopiero pod presją
Korbońskiego, który jest naprawdę obiektywny i chce Cię ratować. Tryumwirat KKR (sic!) (
Kantak,
Kirkien i
Radzymińska) uważam za idiotyzm – ale błagam Cię, nie mówić o tym nikomu – bo w każdym razie z
Kirkienem nie chciałbym zadzierać w dzisiejszych warunkach. Gdybym sam miał wybierać – proponowałbym
Dziadosza*,
Rojka i
Milę KamińskąJan Lechoń krytycznie odnosił się do talentów aktorskich Kamińskiej, np. w recenzji z "Wesela Figara" pisał w 1922 r.: „Nieporozumieniem była też hrabina pani Kamińskiej, śliczna i ślicznie ubrana, ale monotonna i bezbarwna w uśmiechu, afektowana i nieszczera, hrabina Almaviva była mieszczanką z urodzenia, ale kobietą z charakterem, duszą szlachetną i subtelną; taką jak wczoraj pani Kamińska mogła być Mela Dulska, gdyby wyszła za mąż za hrabiego” (J. Lechoń, "Cudowny świat teatru. Artykuły i recenzje 1916–1962",. zebrał i oprac. S. Kaszyński, Warszawa 1981, s. 268). – ale zresztą róbcie sobie, co chcecie – ja umywam ręce – byle się do mnie co nie przyczepiło.
Lenartowicz będzie też wszystko robił, żeby nie wywlekać starych świństw przed emigracją, której teraz potrzeba bardziej strawy duchowej niż złodziejstwa i fałszerstwa. Kiedy przyjeżdża
Poznański? Mam nadzieję, że on uspokoi
Wellisza. Ściskam Cię
Kochany, biedny Mieciu
Leszek
* Pozdrów go od nas wszystkich
L.