28.VI.56
Kochany Mietku!
Jeśli nic się nie zmieni w ostatniej chwili, przylecę do Londynu 6-go lipca o 9.30 rano czas londyński, linią Pan American Airlines, Flight 70. Chciałbym wziąć udział w kongresie PEN-Clubów, w sprawie karty mego uczestnictwa ma napisać Janta do p. Paul[a] Tabori, przewodniczącego Centre of Writers in Exile. Piszę o tym do Zb[igniewa] Grabowskiego, a także do Terleckiego, z kt[órym] chcę omówić sprawy Kongresu Polskiego w Paryżu.
Może ktoś z Was byłby łaskaw spotkać mnie – tylko nie wiem gdzie, bo nie orientuję się, jak się przylatuje i przyjeżdża z lotniska do Londynu. Nie wiem też, gdzie się zatrzymać, myślę, że najlepiej byłoby w hotelu ze względu na możliwość spotkania z Jasiem i Dąbr[owską]W "Dziennikach" Marii Dąbrowskiej znaleźć można szczegółową relację z przebiegu Kongresu PEN Clubu w Londynie (zob. "Dzienniki 1914–1965". Pierwsze pełne wydanie w 13 tomach (bez opracowania edytorskiego) pod kierunkiem T. Drewnowskiego, Warszawa 2009, t. 10, s. 64-69), na który wyjeżdżała niechętnie, obawiając się m.in. reakcji międzynarodowej społeczności pisarzy na wypadki polityczne w Poznaniu pod koniec czerwca 1956 r. Pisała np. W trakcie pobytu w Londynie odnotowała m.in.: „Poza widzeniami ściśle prywatnymi i b. kameralnymi, notuję tu kontakty o szerszym towarzyskim charakterze. Więc – 1) Śniadanie, na które Grydzewski zaprosił: Parandowskich, Kazia Wierzyńskiego i mnie do restauracji «Horseshoe» na rogu Oxford Street i Tottenham Road – 2) Śniadanie, na które dziennikarz Zbigniew Grabowski zaprosił z naszej delegacji: Parandowskich, Rusinka, Zawieyskiego i mnie – w Royal Café – Ze strony emigrantów byli jacyś polscy pracownicy BBC [...] i Zdzisław Broncel – oraz prof. Wiktor Weintraub ze Stanów Zjedn. – 3) Podwieczorek u pani Herminji Naglerowej (to już wyłącznie dla mnie) – na którym: Tadeusz Sułkowski, Kazimierz Wierzyński, pani Weintraubowa i pani Wanda Pełczyńska” (tamże, s. 68). Znamienna wydaje się jej notatka sporządzona 1 sierpnia 1956 r., już po powrocie do Polski: „We czwartek 5 lipca wyleciałam do Londynu na Kongres Penklubów samolotem KLM przez Amsterdam. To moja pierwsza w życiu bytność na Kongresie Penklubów. Mordercza nuda. Tyle, że mnóstwo spotkań z emigrantami. Nie potrzebowałam nic korygować moich sądów notowanych o emigracji w kraju. Tak jakbym także i z nimi przez cały czas się nie rozstawała. Albo też tak się rozstała, że widzenie z nimi nie miało już więcej znaczenia niż zobaczenie kogoś widywanego codzień” (tamże, s. 69).. Czy mógłbyś Ty lub kto inny zamówić dla mnie niedrogi pokój – wydaje mi się, że może Borman mógłby mi w tym pomóc.
Ściskam Cię serdecznie i mocno. Jestem wciąż rozbity śmiercią Leszka i właściwie jadę Go z Wami jeszcze raz pożegnać.
Do widzenia, Kochany.
Twój K.
Na dolnym marginesie zapiski ołówkiem obcą ręką, niewiadomego znaczenia:
704/705 GREEN LINE to L.A.P. x REE 7292