29 sierpnia 56.
Kochany Mietku! Miałem mój
„sezon w piekle” i dlatego odpisuję ze zwłoką. Musieliśmy odłożyć
Kongres ponownie, to był istny koszmar, ale że Cię to mało obchodzi (niestety!), nie będę się nad tym rozwodził. O pieniądzach dla
Leszka wspomniałem dlatego, że
L. mówił mi wiele razy o sumach, które mu się od Ciebie należą. Rozrachunków z
Bejtmanem nie znam. Może przesadzał albo się mylił.
Studium o Tuwimie, które zaledwie przerzuciłem, wydaje mi się mętne i niedobrze pisane. Nie miałem czasu przeczytać też
maszynopisu pamiętników, ale co mnie zasmuciło to to, że tak mało miejsca w jego myślach zajmowałem. Prócz tego poza jedną gorącą wzmianką o „braterstwie”
Notatka Jana Lechonia w Dzienniku 2 października 1951 r. brzmi: „Nie mam nikogo bliższego niż Kazio (56 lat!!) Wierzyński. Jest to mój brat z wyboru i już nieraz, w najważniejszych chwilach życia doświadczyłem, że tak jest naprawdę. Czy to znaczy, że mam się z nim we wszystkim zgadzać albo że mamy się sobie nawzajem bez przerwy podobać. To byłoby okropne!” (J. Lechoń, Dziennik, wstęp i konsultacja edytorska Roman Loth, Warszawa 1992, t. 2, s. 254)., właściwie pisze o mnie z niechęcią. Uprzytomniło mi to jego wrogość do mnie, której wiele razy byłem świadkiem – i to nie tylko ja. Nie był on łatwym przyjacielem i mało miałem w nim z „brata”, teraz jednak widzę, że i ja nie byłem najlepszym i nie mogę tego odżałować. Trudno kłócić się ze zmarłym i jak teraz wyrazić żal, że nas tyle rzeczy dzieliło! Brak mi go bardzo, w
N. Jorku nie ma do kogo zagadać. Napisz mi, kto robił ten wybór do maszynopisu, czy sam
LeszekZob. list z 6 sierpnia 1956? Co do
numeruZob. list Mieczysława Grydzewskiego do Kazimierza Wierzyńskiego z 24 czerwca 1956, bardzo chciałbym coś napisać, tylko nie mam czasu się skupić. Czy nie mógłbyś przesunąć daty z 15-go na później? Będę miał teraz tydzień do dziesięciu dni zablokowanych robotami zarobkowymi, kiedy pisać? Gdybyś dał mi trochę czasu, napiszę, bo tak czy owak – czuję, że muszę napisać. Podobno w ostatniej
powieści Jarosława jest
Leszek i
Karol Szym[anowski] – czy masz tę
książkę?
Przyjechał
Grześ po dwu miesiącach pracy na
„ranchy”Spolszczenie ang. rancho – gospodarstwo rolne. w
Newadzie, 17-go wyjeżdża do
Andover na ostatni rok
High School. Czarny olbrzym o niebieskich oczach.
Piękny
poemacik Stefy o „17 latach”, posłałem jej
Siedem podków i list dziękczynny. Dwa dni temu skończyłem 62 lata, ale śród życzeń na próżno szukałem słówka od
ostatniego Żuczka, który mi został jeszcze z dawnych czasów. Pisał mi
Bobkowski (Andrzej)Andrzej Bobkowski w sierpniu 1956 r. przyjechał do Europy na zawody modeli latających, rozgrywane w Szwecji. 7 sierpnia 1956 r. pisał do Kazimierza Wierzyńskiego: „Tylko parę słów, bo już mam przedwyjazdowe urwanie torby. Wylatuję stąd w sobotę 11-ego via Meksyk i Montreal do Amsterdamu. Stamtąd lecę do Kopenhagi i dalej pociągiem via Malmo i Höganüs w Szwecji na Mistrzostwa. […] stamtąd jadę do Niemiec do Kirchheim i Göppringan (business) i do Monachium, aby ew[entualnie] tam zarobić parę groszy w radiu. Stamtąd chcę pojechać do Paryża via Genewa, gdzie muszę zajechać, aby zobaczyć się ze stryjem. […] ja wracam via Chicago i N. York w ostatnich dniach września, więc tym razem będę w Sag Harbor”. W liście tym Bobkowski nie wymienia Londynu na trasie swojej wędrówki; być może inny list Bobkowskiego, w którym była o tym mowa, nie zachował się w archiwum poety w Bibliotece Polskiej w Londynie., że chce Cię odwiedzić w
Londynie, bądź dla niego miły i bez uprzedzeń, bo nikt tak nie bije w bolszewików i półbolszewików jak on.
Mietku drogi, ściskam Cię serdecznie i mocno,
Halusia zasyła ucałowania. Trzymaj się!
Kazimierz