Jaśnie Panie…
Co, mój mały?
Taki jeden z drogi… mówi, że nazywa sie pątnik… prosto z Jeruzalemu że idzie. Mówi. Chce sie pokłonić.
Słucham…
Mein Gott! Gdyby ich tak Grosskomtur zobaczył!
Spasiba-spasiba… a co tam słychać u was?
Co Litwini?!
Nie patrzą pod nogi… gdzie granica…
A wy???
My bardzo lubiliśmy tamte zamki… z Zauberlochem na czele… One nam się śnią po nocach. Coś trzeba na te sny poradzić… dlatego mnie tu przysłano.
Hiul-hiul-ha-haaaa… On do taty wrócił… żeby się nauczyć wolniejszego uciekania… Hiul-hiul-halahaaa!…
W Jeruzalemie ktoś mówił, że go w Malborku widziano… rycerzem.
Zapukał do bramy pobożną ręką…
W rycerskiej dewocji chce męskich lat dorastać…
A potem?
Podobno… praw swych dochodzić.
Dukaty w mordę im rzucilim. Niech się nimi udławią. Ni ma praw żadnych!
Mówili mi w Jeruzalemie, że młodzieniec ów…
…że młodzieniec ów, bliżej mi nieznany… miłości swej do królowej panującej zdradzić nie chce, a przeciwnie – wierności po rycersku dochować przysięga…
Widzę, że Grosskomtur z pogróżkami zamiast prezentów cię tu przysłał.
Prezenty… były w zamkach, które nam Witold zdradą wydarł i komuś tam jeszcze otworzył… na mord, rabunek i pożogę…
Jagniątko!!! Widzicie go. Stokrótkami się karmi,
Uciekaj. Znikaj mi z oczu!… A tę feldflaszę srebrną… to ktoś mi ukradł.
Ein-zwei-drei [Dopisek inspicjentki:]
-> wbiega Magda
O nic nie pytasz… po prostu… tak sobie siedzisz, pomimo że wiesz, że królowa matka ma ci coś ważnego do zakomunikowania!
Dziwisz mnie. Nawet trochę zasmucasz… bo idą czasy nie na żarty.
Czuję (Powietrze) jakby ktoś naraz tysiąc jodeł z kory obłupał. Nigdy dotychczas nie łykałam tak bursztynowego powietrza!
Znam ten odór.To tak zwana „święta woń wojny”. Ale żeby nie okazać ani krzty ciekawości! (Jadwiga przeczy głową) Choćby tyle co brudu za paznokciem… A propos, pokaż ręce.
Dajmy na mszę.
Co „ha”?
Wilhelmowi trzeba dać podróść. Mój ojciec też musiał podróść. Zobaczysz, jak Wilhelm podrośnie – to pokaże Krzyżakom.
Załóżmy, że Krzyżacy zaczekają… bo wspólna kultura, bo cywilizacja… bo łacina, bo Horacy – ale tymczasem biedną Polskę najadą Litwini… bez wspólnej łaciny, bez wspólnej kultury i bez Cicerona. (Wpierw Polskę i natychmiast potem – Węgry!) Już cię widzę… jak tu, w tym zamku, będziesz musiała… jeść koninę ubitą na befsztyk pod siodłem poganina!
Nie mówiąc już o tym, że będziesz musiała uczyć się litewskiego. Tu, w tym zamku… będziesz powtarzała za barbarzyńskim metrem: dupajtis-rypajtis, pierdunas-koł-tunas-kał!
Brr! Obrzydliwe…
Polaków? Krzyżaków?
Nie chodzi o szczegóły w tej chwili… nieprzyjaciół.
A czym ich czuć?
Pffeeee…
Mężczyznę zawsze trochę czuć.
Mego taty nie czuć.
Ciut-ciut… czuć go baraniną z czosnkiem.
Przestań!
Ale Litwini – to bardzo dzielny naród.
Nie… niedowidzę… Zatarło się to i owo…
Czy moglibyśmy tam zrobić wycieczkę?
To zależy od sytuacji politycznej na świecie…
Nawiasem mówiąc, mogłabyś posiadać te kopalnie… na własność.
Żeby go mogli sobie polizać?
Głuptula moja… Do podróżnego ołtarzyka, na odpędzenie złych duchów.
A deszcz? A burza?
Widać, że nie znasz waleczności Polaków.)
Niech biedny słowik, niechaj płaczna wdowa za mnie wyśpiewa cierpienia dziewicy… Szloch mi zadławia miłosierne słowa, z bólu i żalu pęka czuła głowa, jak pod szafotem… szyja synogarlicy…
Nie martw się… Do wszystkiego można się przyzwyczaić. Jeszcze dwa-trzy dni, a będziesz przez samo siedzenie… czuć się tronowo… Dojdzie do tego… że w nocy nagle zachce ci się tronu… W koszuli pobiegniesz… przybiegniesz tutaj, żeby trochę posiedzieć.
A co to za głosy? To moi poddani?
To posłowie litewscy. Przybyli właśnie do Krakowa.