P.O. Box 562
Stockbridge, Mass.
27 kwietnia 48
Kochany Mietku,
Dziękuję Ci za
list z 22 bm., odpisuję zaraz po jego nadejściu. Daty dla banku przedstawiają się następująco: wyjazd z
Francji do
Portugalii we wrześniu 1940, wyjazd z
Lizbony do
Brazylii w listopadzie 1940, pobyt w
Brazylii od listopada 1940 do maja 1941, przyjazd z
Brazylii do
Stanów 2 czerwca 1941; obywatelstwa
Stanów nie posiadam, mam tylko tzw. First Papers
Ang.: pierwsze papiery. First Papers to popularne określenie używane w USA w procedurze o uzyskanie obywatelstwa, równoważne ze złożeniem tzw. Declarations of Intention (deklaracja woli), w której osoba deklarowała chęć zostania obywatelem USA i zrzekała się obcego obywatelstwa (w dokumentach nazywane było to wypowiedzeniem wierności obcemu rządowi – „renounce allegiance to a foreign government”); konieczność wypełnienia First Papers obowiązywała do końca 1952 r., później procedury naturalizacyjne zostały zmienione.; zamierzam osiedlić się na stałe w
Stanach i zamierzam starać się o tutejsze obywatelstwo
Od słowa „wyjazd” podkreślone ołówkiem, prawdopodobnie przez Grydzewskiego. Wierzyński otrzymał obywatelstwo amerykańskie 8 lutego 1949 r. W dokumentach osobistych poety w jego archiwum w Bibliotece Polskiej w Londynie nie ma aktu naturalizacji; informacja na ten temat w odniesieniu do całej rodziny Wierzyńskich znalazła się w notesie-kalendarzu na rok 1965, zapisana na okładce: „Certificate of Naturalization: Kazimierz, 6725791, Febr. 8, 1949; Halina, 687246, Febr. 7, 1949; Gregory, 7574501, Riverhead, Jan. 9, 1959”.. To chyba tym biurokratom wystarczy. Bardzo Ci będę wdzięczny za możliwie szybkie załatwienie sprawy przesyłki. Gdybyś wiedział, jak żyjemy, załamałbyś ręce. Jeśli nie można inaczej, drukuj wiersze częściami. Zależało mi na całości, bo to daje większą sugestię, poza tym – przepraszam Cię – wiersze łamane u spodu stronicy wyglądają jak ubogie krewne i źle się je czyta. Proszę Cię, złam je, o ile możności z maximum światła, żeby to jako tako wyglądało, jeśli nie można wyżej lub gdzie indziej. Aby ocalić, co się da, umieść osobno
Argonautów,
O poezji i miłości,
Moje pieśni, ale razem
Romans rosyjski i
Cyganów. Drobne wiersze może uda Ci się złamać wszystkie razem. Daj przynajmniej zapowiedź o nich.
Giedroycia prosiłem o wstrzymanie honorariów, tzn. o nieprzysyłanie ich Tobie, bo będę miał okazję z
Paryża.
Weintraubowi odesłałem już
„Nowiny”,
„Kuźnicę”, Gałczyńskiego i Jastruna. Jakie jest imię p. Landauowej, a także jak nazywa się na imię ich syn? Czy wypada pisać mi teraz po śmierci ojca? Ja ich nie znam. Myślę, że nie. Jak sądzisz?
Halina jest niepocieszona, że zrobiła Ci przykrość, co jest tym bardziej bez sensu, że ten pan jest tam pośmiewiskiem, rodzajem dowcipu, a niczym innym. Wierz mnie, staremu praktykowi
Podkreślone podwójną linią granatowym atramentem.. Wyrzeczenia się przyjazdu do
Ameryki nie przyjmuję do wiadomości, proszę Cię, cofnij te słowa, po co mnie denerwujesz. W ogóle wszyscy powinniście tu przyjechać, oczywiście nie do Polonii, ale do Amerykan [!], z którymi można dużo i stosunkowo łatwo zrobić. Siedzenie w
Anglii jest idiotyzmem, nic tam dla
Polski nie da się zrobić, tym bardziej że o wszystkim przecież decyduje
Am[eryka]. Więc? Ale tumor mózgowy, który je gówno w głowach polskich
Słowa „gówno” i „polskich” podkreślone granatowym atramentem podwójną linią., bo cóż jest w nich innego? – sprawia, że wolicie parlować
Parlować (żart., iron.): rozmawiać, paplać po francusku. z
Kuncewiczem et tutti quantiWł. et tutti quanti – i całą resztą; i wszystkimi pozostałymi.. W
Anglii powinien zostać
WańkowiczByć może był to komentarz Wierzyńskiego do opowieści wspomnieniowej M. Wańkowicza "Dzieje domeczku", publikowanej we fragmentach w „Wiadomościach”, „Orle Białym”, Londyn 1948, nr 7 i „Dzienniku Polskim i Dzienniku Żołnierza”, Londyn 1948, nr 75 [M. Wańkowicz: "Dzieje domeczku. Od liter do literatury", „Wiadomości” 1948, nr 7 (98) z 15 lutego; oraz "Dzieje domeczku. W Królestwie Jasności", tamże, nr 10 (101) z 7 marca; "Dzieje domeczku. Gaweł, Malwinka i domeczek", tamże, nr 13–14 (104–105) z 4 kwietnia. "Dzieje domeczku" weszły później do książki "Ziele na kraterze" (Nowy Jork 1951; wyd. krajowe: Warszawa 1957)]. Wcześniej W.A. Zbyszewski opublikował (pod pseud. Krzysztof Nienaski) entuzjastyczną recenzję "Szczenięcych lat" Wańkowicza, w redagowanym przez S. Mackiewicza „Lwowie i Wilnie” (1947, nr 40). Wańkowicz pisał do J. Giedroycia 20 lipca 1948 r.: „Wprawdzie jest to przyjaciel, o którym nigdy nie wiadomo, czy nie spędzi muchy z czoła kamieniem. Przed jakimś czasem oszalał na temat "Szczenięcych lat" i Mackiewicz przez telefon usprawiedliwiał mi się, że skreśla takie zdania jak to, że Tołstoj i nie pamiętam jaki już światowy pisarz nie umywają się do "Szczenięcych lat". Kiedy z drżeniem wziąłem zapowiadany felieton do ręki, odczytałem zdanie wstępne: «Książki Wańkowicza odrzucamy zwykle z ziewnięciem bez czytania» (cytuję z pamięci, ale chyba dokładnie)” (J. Giedroyc, M. Wańkowicz, "Listy 1945–1963", wyb. i wstęp A. Ziółkowska-Boehm, przyp. A. Ziółkowska-Boehm, J. Krawczyk, Warszawa 2000, s. 63). Pochlebną opinię o tomie prozy Wańkowicza "Szczenięce lata" Zbyszewski powtarzał również po latach kilkakrotnie, zob. W.A. Zbyszewski, "Melchior Wańkowicz", „Wiadomości” 1974, nr 44 (1493) z 10 listopada, przedr.: tenże, "Zagubieni romantycy i inni", przedm. S. Kossowska, posł. I. Hofman, Paryż–Warszawa–Kraków 2015, s. 234–239 oraz tenże, "Ciocia z Tambowa", „Wiadomości” 1971, nr 7 (1298) z 14 lutego, przedr.: J. Giedroyc, W.A. Zbyszewski, "Listy 1939–1984", wyb., wstęp, oprac. i przyp. R. Habielski, Warszawa 2018, s. 401–411., i to bez prawa druku swoich niewiarogodnych barbarzyństw
Słowa „niewiarogodnych barbarzyństw” – podkreślone granatowym atramentem podwójną linią., chwalonych na dobitkę przez
Zbyszewskiego. Hańba! Wiadomość o
Heniu zelektryzowała nas, on zwykle pisze do nas z zagranicy, teraz milczy. Postaraj się odnaleźć go. Daj mi znać, czy przyjąć 70 000 zł za przekład
Haliny? Jakiś p. Zeleńczyk z firmy J. Przeworski pisze, że oni płacą od arkusza 4000 zł, co daje 70 000. Co mówi o tym
Lindenfeld, do którego nie mam za grosz zaufania. Czy nie napisać w tej sprawie do
IwaszkiewiczaWierzyński pisał do J. Iwaszkiewicza 23 maja 1948 r.: „wyszedł Haliny przekład Pourtalèsa z Twoim wstępem, chodzi o jej honorarium, które chciałaby przekazać swojej siostrze w Warszawie. Przed wojną dostała od Przeworskiego 100 zł a conto honorarium 900 zł, teraz w odpowiedzi na list do Wydawnictwa J. Przeworskiego p. Zelończyk (o ile mogę odczytać podpis) proponuje jej 70 000 zł, «według przyjętej stawki 4000 zł od arkusza». Stosownie do informacji, które zewsząd dostaję od tłumaczy i związanych z wydawnictwami w Polsce, jest to b. małe wynagrodzenie. Czy mógłbyś mi poddać sugestię, ile żądać?” ("Listy Kazimierza Wierzyńskiego do Jarosława Iwaszkiewicza", oprac. P. Kądziela, „Kresy” 1994, nr 19).? Napisz mi o tym zaraz. Ściskam. Przyjedź, dam Ci
Z.
Odpisz odwrotnie
K.
Verte!
Dopisek na lewym marginesie:
Dziękuję za wycinki z ankiety, cieszy mnie stosunkowo żywy odgłos mojej pracy. Proszę o więcej!
Pismo nadchodzi b[ardzo] nieregularnie.
Dopisek Haliny Wierzyńskiej na drugiej stronie:
Drogi Mietku,
Na razie zdobyłam dla Ciebie jedną prenumeratorkę (roczną):
Mrs. F.S. JORDAN
37 East 68 St.
New York, N.Y.
Wzięłam od niej $18,– Czy taka jest roczna prenumerata? Co mam z tymi pieniędzmi robić, przesłać Ci, czy zatrzymać jako część honorarium
Kazim[ierza]?
Wierz mi, że jestem ostatnią osobą, która by Ci chciała zrobić przykrość. Okazuje się, że człowiek, mówiąc czy pisząc, ma zawsze w głowie całe tło sprawy, a na papierze wychodzi co innego.
Całuję Cię.
H.