Stockbridge, Mass.
P.O. Box 562
3 czerwca 48.
Kochany Mietku,
Nie rozumiem, dlaczego nie podobał Ci się mój ostatni list, pisałem go przecież najwyraźniej jak można, specjalnie myśląc o tym, żeby wypadł czytelnie. Gdybyś wiedział, jaka to męka dla mnie pisać na maszynie, pomyślałbyś: co to za cudowny człowiek, ile on dla mnie robi! No, ale niech już będzie, stukam znowu. Dziękuję Ci za
list z 30 ub.m. otrzymany dzisiaj, jak również za to, żeś był łaskaw wysłać do
Grzesia numery z fotografią. Nasi Amerykanie, u których mieszkamy, wrócili właśnie z Europy, byli także w Szwajcarii, widzieli tam
Grzesia i pieją o nim zachwyty, że to takie miłe dziecko, ładne i dobrze wychowane, a przy tym pono bardzo do mnie podobne, o czym mi depeszowali jeszcze ze
Szwajcarii. Bardzo chcielibyśmy mieć go tu u siebie, ale to skomplikowana historia, która bez protekcji i bez pieniędzy nierychło da się doprowadzić do pomyślnego końca.
À propos pieniędzy, posyłam Ci
„zapotrzebowanie”. Bądź łaskaw, zrób wszystko, bym mógł je otrzymać. Bardzo mi są potrzebne, zwłaszcza teraz. Przed zimą nie przewiduję poprawy w mojej sytuacji, a jaka ona jest, to jeden Pan Bóg widzi.
Halina pisze listy w sprawie prenumerat całymi dniami, dotychczas nie ma odpowiedzi, tzn. czeków, poza
Jordanową i
Krancem, o czym już wiesz. Napisz mi, czy przysłał Ci prenumeratę
Tadeusz Mitana i
dr A. Frank (nie Fraenkel, bo zmienił nazwisko). Sprawdź i napisz mi. Osoby wskazanej przez
Jantę nie znam. Nie kryję się jednak z tym, że nie mam zaufania do jego praktyczności. Jestem także sceptykiem co do olbrzymiej korespondencji
Haliny. Listownie nie da się tych rzeczy załatwić, osobiście może, i to z wielkim trudem. Gdyby przyszły jakieś prenumeraty, weźmiemy je na konto drugiej serii wierszy. Nie traćmy nadziei, że bank pozwoli na transfer honorariów za pierwszą. Czy znasz
JarosławaOdę olimpijskąW "Odzie drugiej. Do dawnego zwycięzcy zawodów olimpijskich" Iwaszkiewicz wprost zwracał się do Kazimierza Wierzyńskiego i przywołując sukces jego "Lauru olimpijskiego" na igrzyskach w Amsterdamie, zadawał mu pytania: „O olimpijski zwycięzco! Dlaczego cię nie ma z nami w tej chwili? / Dlaczego nie chcesz z nami odgarniać kamieni zburzonej stolicy, miasta, które się śmiało? / Dlaczego nie walczysz razem z nami, krok w krok, stopa przy stopie. Dlaczego nie wołasz: razem, przyjaciele, razem, bracia! […] dlaczego nie słuchasz śpiewu maszerujących, / dlaczego nie składasz na płytach pomordowanych pocałunków gorących? […] Czyż nie słyszysz głosów, które do ciebie przez ocean wołają, / czyli nie słyszysz wołania? To matka twoja woła, matka zabita w mogile leżąca na przedmieściu zburzonym, jak ptak kwili, brat w więzieniu zamęczony krwią się oblewa. […] Jakiż wróg przekopał między nami przedział? Jak nazwać tego, który tak straszne odkrył przed tobą obrazy, iż nie chcesz patrzeć w stronę, gdzie ojciec twój spoczął w mogile? Któż ci tak niedobrze powiedział […]. Zła myśl, zły czyn odgrodziła cię ode mnie, od Warszawy, od prawdziwej ojczyzny. […] Nie dąsaj się na pustkowiach ludnej Ameryki! […] Powracaj i wznoś razem z nami olimpijskie okrzyki: O pokój, pokój, pokój prosimy cię, Panie! A jeśli pokój śmiercią trzeba okupić, a życie mogiłą, Prawda po naszej jest stronie i prawda jest siłą!”. Kazimierz Wierzyński pisał w liście do Jarosława Iwaszkiewicza z 23 maja 1948 r.: „Niepomiernie więcej, rzecz jasna, przejęła mnie Twoja "Oda olimpijska", którą przysłano mi z kilku miejsc. Znalazłem w niej wiele gorących uczuć i słów kierowanych do mnie, jakie nieczęsto spotyka się w życiu. Dziękuję Ci za pamięć, za myśl o mnie, za czułość i ciepło – zdaje się, że się nie mylę wyczuwając je w Twoim pięknym poemacie. Pytania w nim zawarte uważam raczej za retoryczne i myślę, że znasz moją odpowiedź na nie, nawet jeśli jej tu nie wyrażę. Byłbym Ci wdzięczny gdybyś przysłał mi "Ody", gdy wyjdą w książce i życzę Ci serdecznie powodzenia” (Listy Kazimierza Wierzyńskiego do Jarosława Iwaszkiewicza, oprac. P. Kądziela, „Kresy” 1994, nr 19, s. 207). skierowaną do mnie? Pisał mi on z
Paryża o niej, nie mogę ukryć, że wzruszyłem się na widok jego pisma, choć wiesz, co o nim myślę.
Zawodzińskiemu posłałem parę moich książek przez pewną okazję z
„Dziś i Jutro”. Niedawno pisał do mnie, że je otrzymał po roku. W kartce nadmienił o znanej uchwale
Mowa o przyjętej 14 czerwca 1947 r. przez Związek Pisarzy Polskich na Obczyźnie (ZPPnO) podczas zebrania w Londynie uchwale „nieogłaszania w pismach i wydawnictwach kierowanych przez władze narzucone utworów swoich, dawnych i nowych”, tj. o niedrukowaniu w Polsce przez autorów pozostających na wychodźstwie. Uchwala rozumiana jako wyraz powinności politycznych literatury i emigracji jako postawy ideowej, a zarazem jako forma walki i dawanie świadectwa słowu wolnemu, przeciwstawionemu cezurze reżimowej, zawierała jednocześnie deklarację, że jej sygnatariusze „nie zaniedbają żadnego wysiłku”, by ich głos był słyszany w kraju; podpisało ją 40 najwybitniejszych twórców przebywających na emigracji (m.in. S. Baliński, M. Hemar, M. Kukiel, J. Lechoń, Nowakowski, A. Pragier, T. Terlecki, K. Wierzyński, S. Zahorska, którzy w większości związani byli z „Wiadomościami”). Wywołała też wiele głosów krytycznych wśród emigrantów, zob. m.in. na łamach pisma „Lwów i Wilno” artykuły S. Mackiewicza "Niezgrabna uchwała" (nr 44) i J. Bielatowicza, "Od kraju oddala" (nr 51), w „Dzienniku Polskim i Dzienniku Żołnierza” dwugłos polemiczny A. Bogusławskiego, "Tym, co nie rozumieją uchwały ZPPnO" (nr 231) i K. Zbyszewskiego "Niepotrzebna uchwała" (nr 236), a w „Robotniku Polskim w Wielkiej Brytanii” tekst G. Herlinga-Grudzińskiego "Bój napowietrzny" (nr 11–12). O recepcji tej ustawy w środowiskach emigracji więcej zob. R. Habielski, "Niezłomni, nieprzejednani. Emigracyjne „Wiadomości” i ich krąg 1940–1981", Warszawa 1991. Jan Lechoń w liście do Wierzyńskiego z 3 lipca 1947 r. pisał: „Nie bardzo dobre odczytałem, co mi w swoim liście piszesz [list ten nie zachował się] – o niepisaniu do kraju. Myślę, że nasza nieśmiertelność zależy od tego, abyśmy tam nie drukowali, my właśnie i choćby my jedni” (Zob. w Korespondencja Jana Lechonia i Kazimierza Wierzyńskiego na stronie tei.nplp.pl). Tymon Terlecki pisał w liście do Wierzyńskiego 19 grudnia 1947 r. m.in.: „Niech Pan nie żałuje podpisania uchwały pisarzy. Zmieszano ją z błotem i w kraju, i tu, na emigracji – z natchnień najbardziej przyziemnych, jeśli nie nikczemnych. Ale mimo to zrobiła swoje. Zelektyrowała opinię kraju, uratowała spoistość emigracji przynajmniej od tej jednej strony: jej przedstawicielstwa kulturalnego. Gdyby nie ta uchwała, już by nas nie było, już by rozmaici ludzie w rozmaitym stopniu w rozmaitej formie poszli na ubliżającą służbę w rodzaju tej, jaką spełnia Słonimski” (rękopis w Bibliotece Polskiej w Londynie, sygn. 1360.Rps/VII/l.Terlecki). Zob. też R. Moczkodan, "Uchwały Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie – stosunek emigracji do kraju", Poznań 2020.: „… w związku z uchwałą, do której stosunek mój i bez wyjątku powszechny u nas jest ujemny”. Mam więcej takich głosów. Nie mów o tym nikomu. Pisałem w tej sprawie do
TerleckiegoWierzyński pisał do Tymona Terleckiego 18 maja 1948 r.: „Dla mnie jest rzeczą niewątpliwą, że uchwała była pomyłką. Może na waszym gruncie dającą się usprawiedliwić, nie wiem, ale w obiektywnej ocenie – pomyłką. Może pozwoliła zmniejszyć zamęt w środowisku pisarskim, może ocaliła grupę emigracyjną literatury (pożal się Boże, co to za literatura!) – może. Ale zabrzmiała źle w kraju – i to jest najważniejsze. Nie należy zapominać, że poza kanaliami i zdrajcami żyją tam i muszą żyć uczciwi ludzie, a sytuacja ich jest z pewnością trudniejsza niż nas, wolnych” (rkps. Biblioteka Polska w Londynie, sygn. 1360.Rps/VII/l.Terlecki)., po prostu aby go poinformować, jak reagują w kraju ludzie stuprocentowi.
Zaw[odziński] pisze mi, że chciałby zrobić antologię, ale chce uszanować wolę autorów podpisanych pod uchwałą i prosi mnie o zgodę
Plan opracowania antologii poetyckiej nie został zrealizowany.. Co zrobić, jak myślisz? Nie zależy mi na obecności w takim wyborze, antologii nie lubię z zasady, jakże jednak jemu, uczciwemu Polakowi, który ratuje co może, odmawiać?
Czy czytałeś
Wertepy Leopolda Buczkowskiego? Powieść nie najlepsza, ale talent wspaniały. Daj coś o tym w
„Wiad[omościach]”Na łamach „Wiadomości” nie ukazał się żaden tekst na temat Leopolda Buczkowskiego i jego powieści "Wertepy".. Jest to „nasz” człowiek, jak jego brat
Marian Ruth-B[uczkowski].
W pismach warszawskich znalazłem także świetnie pisane opowiadania
Kazimierza Brandysa, m.in.
Samson. Kto to taki? Poza napaścią na mnie, że jestem zalany jadem nienawiści itp., nic o nim nie wiem. Na ogół jednak pejzaż literacki tamtejszy jest smutny i drażniący. Wygląda tak, jakby literaturą rządziła
Kwadryga. Co u Was w
Londynie? Czy to prawda, że rząd dostał znowu 50 000 £? Dlaczego nie ma żadnej reakcji na niewiarogodne wystąpienie
Churchilla w
pamiętnikachZbulwersowany treścią pierwszego tomu Jan Lechoń pisał na ten temat w liście do Wierzyńskiego ok. połowy maja 1948 r.: „Co powiesz o Churchillu? Bismarck nie powiedział nic gorszego, Stalin nic podobnego. Powiedz Kasi, że naród mówiący językiem, który ona tak wielbi, wydał wprawdzie Shakespeare’a, ale jest to naród największych chamów i zbrodniarzy. I cały świat wie o tym od dawna. Uważam, że Anders powinien odesłać wszystkie ordery i choćby na przegrane wytoczyć proces Churchillowi. Ja sam wysyłam list i myślę, że wszyscy Polacy powinni posłać takie listy, tak żeby «Times» i «Life» dostawali przez pół roku przynajmniej po sto listów na dzień. Poza tym Kongres powinien zadepeszować do Churchilla, iż pięć milionów Amerykan [!] uważa, że istnienie Imperium Brytyjskiego jest szkodliwe dla kultury. Bo Churchill – to Anglia. I do tego najlepsza Anglia. Bo Anglia – to kraj, którego najwięksi pisarze byli krwawymi satyrykami własnego narodu, którego wszyscy królowie do Wiktorii byli zbrodniarzami albo kretynami, to naród, który niczego nie zrobił dla ideałów. – Won, won z tym gównem gigantycznym – a tego kosmicznego deliryka zbić po mordzie tak, żeby leżał w rynsztoku i rzygał przez tydzień” (Zob. list Jana Lechonia do Kazimierza Wierzyńskiego przed 12 maja 1948).? Niech przynajmniej ktoś u Ciebie coś napisze. To iście freudowska historia, trochę też z Karamazowych. „Dlaczego tak go nienawidzisz, co on ci złego zrobił?” – „On mnie? To ja jemu”. Chyba tak można zrozumieć ten występ. Twoja charakterystyka
Ter[leckiego] nie dała mi satysfakcji. Jeżeli jest on „sumieniem” emigracyjnego
Londynu, wiele rzeczy pozostaje dla mnie niejasnych. Zaczynając od własnej koszuli, jak można było zapomnieć o
Leszku i o mnie, mając samemu małe, ale jednak stałe pieniądze? Nie chwaląc się, ja, który jestem goły do stopnia już drażniącego, spowodowałem wysłanie około 1500 funtów posyłek (ubrań, lekarstw, żywności, przyborów do pisania) dla pisarzy w
Polsce, poświęciłem temu dużo czasu, zachodów, a nawet moich nędznych pieniędzy. Doszło do tego, że
Zaw[odziński] prosił mnie o wstrzymanie posyłek i napisał, że nie my im, ale oni nam powinni przyjść z pomocą. Nie pojmuję, jak
Londyn, tzn. koledzy londyńscy, mogą kupować domy choćby dla
ZwiązkuW październiku 1947 r. dzięki pomocy finansowej władz wojskowych (gen. Władysława Andersa) kupiono kilkunastopokojowy dom przy 312 Finchley Road w Londynie, w którym wkrótce zamieszkali Gustaw Herling-Grudziński, Tadeusz Sułkowski, Kazimierz Sowiński, Herminia Naglerowa i inni. Odbywały się tam wieczory autorskie, dyskusje literackie, spotkania towarzyskie. W 1971 r. dom sprzedano, a uzyskane pieniądze ulokowano w pożyczkach hipotecznych i papierach wartościowych władz komunalnych. Powołano Fundację Domu Pisarza, której środki finansowały bieżącą działalność Związku., kiedy
Leszek wygłupia się z musu z ponurym jubileuszem, a ja żyję we dwójkę i utrzymuję dziecko w
Szwajcarii z żebraczych pieniędzy. Nie skarżę się, pytam się tylko, bo mnie to zdumiewa. Chyba że nie wierzycie nam. Albo macie przed oczami styl życia
Leszka. Powtarzam Ci jeszcze raz, że nie są to pretensje, jest to dla mnie tajemnica. Otóż wydawało mi się, że kto jak kto, ale właśnie
T[erlecki] powinien był coś pomyśleć o rzeczach, o których innym nie chce się myśleć. Napisz, co o tym sądzisz? List ten zniszcz, bo właściwie mi wstyd, że o tym piszę. Nie miałbym jednak siły wystukiwać go po raz drugi, więc niech już tak będzie. Ściskam Cię serdecznie i mocno. Pozdrów
Stasia, do którego zbieram się z listem, ale zawsze coś mi przeszkadza.
Beau zdrów i cudo. Lato zachwycające. Spodziewamy się wizyty
Leszka.
Glass Menagerie nie mamy. Czy znasz powieść
Trumana Capote Other Voices, Other Rooms? Ściskam Cię jeszcze raz. Chciałbym pójść z Tobą na raki i sandacza pod beszamelem
pod BachusaTu w październiku 1919 r. wydali składkowy obiad na cześć Stefana Żeromskiego po jego przyjeździe na stałe z Zakopanego do Warszawy. Wzięli w nim udział oprócz Żeromskiego i pięciu skamandrytów m.in. Juliusz Kaden-Bandrowski, Karol Irzykowski, Leon Schiller, Jakub Mortkowicz. Antoni Słonimski zaprojektował jedną z kart menu, jadłospis w tej wersji opatrzony był karykaturą Mieczysława Grydzewskiego – redaktora „Wiadomości Literackich”. Zob. J. Lechoń, "Bankiet „Pod Bachusem”", w: "Wspomnienia o Stefanie Żeromskim", oprac. S. Eile, przedm. H. Markiewicz, Warszawa 1961, s. 238–239.. Czy pamiętasz, jak przyjechałeś do
Jastrzębiej GóryW Jastrzębiej Górze miał willę brat Kazimierza – Bronisław Wierzyński i zapewne dlatego poeta często tam bywał latem. „Niewiele tam było wygód i luksusu, ale kilku malarzy i pisarzy, trzymających się razem, umiało cieszyć się słońcem, a w niepogodę sprzeciwiać się z powodzeniem zrządzeniom złego losu. Z grupy tej Władysław Skoczylas i Mieczysław Treter nie uznawali zmian klimatycznych ani morza i spędzali życie w klubach ojczystego piasku, zagrzebani w nim głęboko. […] Raz przyjechał Grydzewski z psem Fossem, który na widok morza oszalał, ujadał i uganiał po plażach, siejąc powszechną panikę” (K. Wierzyński, Pamiętnik poety, oprac. P. Kądziela, Warszawa 2018, s. 340). z
Fossem? W ogóle napisz mi, co pamiętasz z naszych wypraw, napisałem Ci przecież cały ich wykaz
Zob. list Kazimierza Wierzyńskiego do Mieczysława Grydzewskiego z 19 stycznia 1948 roku.
Ściskam Cię – nie zapomnij zniszczyć listu.
Kazim
Na dole pierwszej strony dopisek obwiedziony ramką:
Zniszcz ten list.
Dopisek na dole drugiej strony:
Do
Jarosława pisałem w sprawie honorarium
Haliny za przekład, odpowiedzi nie mam.
Dopisek na lewym marginesie drugiej strony:
Na zapotrzebowaniu wstaw, proszę Cię, datę ukazania się
Ballady o Haydnie, bo nie pamiętam, a numer ten mi przepadł.