27 Rosary Gdns. S.W.7.
30.5.48
Drogi Kaziu. – Dziękuję Ci za
list z 23 maja i cieszę się, że mogłem sprawić Ci drobną przyjemność. Odpisuję natychmiast przy pomocy podwójnej pary okularów. Ktoś mówił mi niedawno, że ma tak samo trudności z odpowiadaniem na Twoje listy z powodu ich nieczytelności. To naprawdę męka, jeśli nie chce się lekceważyć ich treści.
Grzesiowi numery wysłałem, dołączając genialne opowiadania
Perzyńskiego i książkę, którą akurat dostałem z
Warszawy. Trzy egz[emplarze]
nr. 111 poleciłem Ci wysłać. Cieszę się, że
piesek zdrowy – kolec przechowuję na pamiątkę. Pewnie używasz kolców jako wykałaczek. Wyobraź sobie, tu tego wcale nie znają. Przynajmniej na tym odcinku moje nerwy wypoczywają, aczkolwiek niektórzy dłubią biletami tramwajowymi. List Twój dałem
Szurlejowi, naszemu sąsiadowi, który jest wielbicielem bokserów.
Fuga umarła w czasie wojny. Była to jakaś smutna historia, o której szczegóły się nie dopytywałem. Była u
Stasi, służącej, potem zabrał ją
mój szwagier; podobno dostała wścieklizny i trzeba ją było uśpić. Jak pisał
mój szwagier, nawet w tym okresie „dobry piesek był tak przywiązany… że nikogo nie pokąsał”. Ale podobno
Stasia twierdziła, że psa zmarnowano.
À propospsów, w najbliższych
„Wiadomościach” będzie piękne
wspomnienie Kuszelewskiej o psach.
Fuga naprawdę Cię uwielbiała.
Ściskam Cię serdecznie
Czy wiesz, że
Lunio FiszerWierzyński wspominał: „Lunio Fiszer zasłynął z wielkich, hucznych zabaw urządzanych w jego obszernym, kawalerskim mieszkaniu przy ulicy Emilii Plater. Nad drzwiami wisiała tam tabliczka z napisem: «Towarzystwo Księgarń Kresowych». Nikt nie wiedział, co Towarzystwo to zdziałało, z pewnością jednak uchroniło właściciela od wizyty i rekwizycji ówczesnego urzędu mieszkaniowego. Wieczory wydawane przez Fiszera zaczynały się od kolacji, do której czasami zasiadało po 50 osób lub więcej, w dwu szychtach. Gdy druga szychta zajmowała miejsca przy stole w jadalni, pierwsza oddawała się szaleństwu w innych pokojach. […] W zabawach rej wodził Lechoń, nieprześcigniony w dowcipie i wybuchający słynnym swoim śmiechem, którym zarażał wszystkich. […] Na przyjęciach zdarzały się przedziwne rzeczy. […] Niektóre zabawy zaczynały się w Warszawie, a kończyły we Lwowie, dokąd jechało się autem albo koleją, aby tam wpaść w ręce lokalnego wodzireja, Alfreda Altenberga” (K. Wierzyński, "Pamiętnik poety", oprac. P. Kądziela, Warszawa 2018, s. 147–148). Zob. też L. Fiszer, "Wspomnienia starego księgarza", Warszawa 1959. się ożenił z Kanadyjką i ma sześcioletniego syna?
Siostra jego przysłała mi z
Paryża artykuł o książce
ks. Jakubisiaka.
Droga Halusiu. – Dziękuję Ci za wiadomość o abonentach. Rzecz prosta, wszystko zaraz odwrotnie wysyłamy. Do
„Wiestnika” napisałem o egz[emplarz] zamienny, powołując się na trudności w przekazywaniu dewiz. Zwrócę się do
Was, o ile odmówią. Czy nie macie przypadkowo sztuki
Glass Menagerie? Proszę tylko w tym wypadku, jeśli to macie.
Uściski serdeczne.