Popatrz no, Oleś. Ten czarny kot, co tu stale chodzi. Złapał w kuchni mysz i chciał wyleźć z nią przez okno. A pod oknem stoją już kotły z zupą. Mysz wyskoczyła mu z pyska i wpadła do zupy. No, chodź, popatrz tylko, jak on ją teraz łowi.
Kuźma, prosiłem cię, żebyś potrzymał ręce.
Jak Boga kocham, poparzy sobie całą łapę. Co mówiłeś?
Żebyś tu przyszedł i potrzymał ręce.
A daj mi spokój, trzymaj sobie sam.
Nie mogę sam. Mówiłem ci, że mam za mało siły. Proszę cię, Kuźma, chodź. To nasza ostatnia szansa.
Ruszy się. Na pewno się ruszy. Tylko musisz w to włożyć wszystkie siły. Musisz natężyć się, napiąć, a najlepiej w ogóle wstrzymać na chwilę oddech. Zobaczysz, że się ruszy.
To nie może być miska. To powinien być porcelanowy talerzyk.
Powinien, ale skąd go wziąć?
Przyjdzie, przyjdzie na pewno. Nie odchodź, Kuźma. Jeszcze tylko raz. Duchu Zdzisia, przyjaciela naszego, wzywamy cię, przyjdź!
On się boi.
Ruszyłeś miską.
Nie ruszyłem, to on. Duchu, duchu, czy to ty?
Mówiłem ci, że się boi.
Boi się, ale chce z nami mówić. Gdyby nie chciał, rzuciłby miską o podłogę. Chce mówić, tylko woli trzymać się z daleka.
Niech powie tylko, gdzie leży. Wyjaśnij mu, do czego nam to potrzebne. Zdzisio zawsze był podejrzliwy.
Duchu Zdzisia, przyjaciela naszego, nie odmawiaj nam swojej pomocy. Zapomnij krzywdę, jaką ci wyrządziliśmy, i...
Nie tłumacz się. Wal prosto z mostu. Ze Zdzisiem zawsze trzeba było ostro. Jak zaczniesz obwijać w bawełnę, to nie wyciągniesz od niego ani słowa.
Cicho, mówi!
Co to znaczy?
Nie wiem.
On się z nas zgrywa.
Nie, Kuźma. Duch nie może się zgrywać.
No to niech gada do rzeczy. Powiedz mu, że zaczynam tracić cierpliwość.
To skurwiel. On nigdy nie mógł przypomnieć sobie tego, co mu było niewygodne.
O Jezu, Kuźma, zabijesz mnie!
Co się stało?
Rany boskie, Kuźma. Jak mogłem zapomnieć! Przecież Zdzisio nie mógł znać Morse’a. On ani czytaty, ani pisaty. Kompletny alfabeta.
To po jaką cholerę tu lazł? Powiedz mu, żeby lepiej zabierał się stąd.
Poszedł.
I chwała Bogu. Co mi to za rozmowa z taką ciemnotą, co nawet nie potrafi wytłumaczyć, gdzie jej własny grób.
A tam znowu kto?
Nowy sąsiad, Kuźma. On już stukał dwa razy. Pogadać z nim?
A o czym? O czym będziesz gadał z takim sąsiadem na jeden dzień?
Nie wiem, Kuźma. Mogę nie gadać. Jak sobie chcesz.
Po diabła nam gazeta?
Co niemożliwe?
To, co piszą. Piszą, że wczoraj ogłoszono amnestię.
Amnestię?!
Amnestię. Tak piszą. Stoi czarno na białym. „W dniu wczorajszym zatwierdzono ostatecznie wniosek...” Słuchasz, Oleś?
Słucham, Kuźma, słucham...
„...wniosek o amnestii. Akt ten, od dawna oczekiwany przez społeczeństwo”, tak piszą, przez społeczeństwo... „nabiera mocy prawnej z chwilą jego ogłoszenia.”
Znaczy się od wczoraj.
Od wczoraj.
Nie, Kuźma, nie wierzę. Nie wierzę! Jak to rozumieć? Czyli że, nie, Kuźma. To nieprawda – jesteśmy uratowani!
Tu pisze, że amnestia obejmuje wyroki do lat pięciu.
Jak to do pięciu? I to wszystko, Kuźma? Nie, to niemożliwe!
Nie, poczekaj... Wyroki do lat dziesięciu – na połowę. Do piętnastu – na dziesięć... Dożywocie...
A o karze śmierci?! Jest coś o karze śmierci?!
Nie, Kuźma, nie wierzę... My tutaj zachodzimy w głowę, jak znaleźć zwłoki Zdzisia, jakby tu sobie o te sześćdziesiąt dni, a tu... Nie, to jest wprost nie do pojęcia. I pomyśl tylko, że wszystko zawdzięczamy społeczeństwu. Pamiętasz, Kuźma, że zawsze wierzyłem w nasz naród.
Pamiętam, Oleś, pamiętam. Ale poczekaj, bo tutaj nic nie pisze, g d z i e właściwie jest ta amnestia.
Jak to gdzie?
No bo tu wcale nie pisze, że u nas. Pisze tylko, że jest.
Jak pisze, że jest, to jasne, że u nas. Pamiętasz, mówili przecież, że ma być.
Kto mówił?
Nie pamiętam. Wszystko jedno kto. Ważne jest, że mówili. A zresztą gdzie by miała być? Jakby to było gdzie indziej, nie pisaliby w naszej gazecie. Po co nasza gazeta miałaby pisać o jakiejś amnestii gdzieś tam, licho wie gdzie?
Zastukaj, Oleś, do Ciary. On na pewno ma ten brakujący kawałek.
To zastukaj do tego z powieszalni. On musi to mieć.
Jak to nikt? Przecież dopiero co ktoś tam był.
To już niepotrzebne.
Dlaczego?
Bo jeśli jest ta amnestia, to obowiązuje od wczoraj. No i dotyczyłaby nie tylko nas, ale i tamtego. To chyba jasne. Czego tak patrzysz? Nie rozumiesz?
Proszę cię, Kuźma, chodź. To nasza ostatnia szansa.
Ruszy się. Na pewno się ruszy. Tylko musisz w to włożyć wszystkie siły. Natężyć się, napiąć, a najlepiej w ogóle wstrzymać na chwilę oddech.
No już.
Dobrze. Trzymaj tak, trzymaj ręce...
Duchu Zdzisia, przyjaciela naszego, wzywamy cię, przyjdź!
Duchu, my, przyjaciele twoi, wzywamy cię, odezwij się.
Mówiłem ci, że się boi.
Boi się, ale chce z nami mówić. Gdyby nie chciał, rzuciłby miską o podłogę. Chce mówić, tylko woli trzymać się z daleka.
Zdzisio. zawsze był podejrzliwy Niech powie tylko, gdzie leży. Wyjaśnij mu, do czego nam to potrzebne.
Duchu Zdzisia, przyjaciela naszego, nie odmawiaj nam swojej pomocy.
Wal prosto z mostu. Ze Zdzisiem zawsze trzeba było ostro.
Powiedz nam, gdzie zagrzebane jest twoje ciało. Czy daleko stąd?
Cicho, mówi!
Co to znaczy?
Nie wiem.
On się z nas zgrywa.
Nie, Kuźma. Duch nie może zgrywać się.
No, to niech gada do rzeczy. Powiedz mu, że zaczynam tracić cierpliwość.
Uspokój się, Kuźma. On sobie przypomina ludzką mowę.
To skurwiel. On nigdy nie mógł przypomnieć sobie tego, co mu było niewygodne.
O Jezu, Kuźma, zabijesz mnie!
Co się stało?
Rany boskie, Kuźma. Jak mogłem zapomnieć! Przecież Zdzisio nie mógł znać Morse’a. On ani czytaty, ani pisaty. Kompletny analfabeta.
To po jaką cholerę tu wlazł?
Poszedł.
I chwała Bogu. Co mi to za rozmowa z taką ciemnotą, co nawet nie potrafi wytłumaczyć, gdzie jej własny grób.
A tam znowu kto?
Nowy sąsiad, Kuźma. On już stukał dwa razy. Pogadać z nim?
A o czym? O czym będziesz gadał z takim sąsiadem na jeden dzień?
Nie wiem, Kuźma. Mogę nie gadać. Jak sobie chcesz.
Po diabła nam gazeta?
A tak sobie, do poczytania. Całkiem świeża gazeta. W kawałkach, bo w kawałkach, ale całkiem świeża. Nie, czekaj... to niemożliwe...
Co niemożliwe?
To, co piszą. Piszą, że wczoraj ogłoszono amnestię.
Amnestię?!
Amnestię. Stoi czarno na białym. „W dniu wczorajszym zatwierdzono ostatecznie wniosek…” Słuchasz, Oleś?
Słucham, Kuźma, słucham...
„...wniosek o amnestii. Akt ten, od dawna oczekiwany przez społeczeństwo” – tak piszą, „przez społeczeństwo…” – „nabiera mocy prawnej z chwilą jego ogłoszenia”.
Znaczy się od wczoraj.
Od wczoraj.
Nie, Kuźma, nie wierzę. Nie wierzę! Jak to rozumieć?
Tu pisze, że amnestia obejmuje wyroki do lat pięciu.
Jak to do pięciu? I to wszystko, Kuźma? A o karze śmierci?! Jest coś o karze śmierci?!
Zaraz... Jezu, co za człowiek... Nie da nawet spokojnie przeczytać gazety. Dożywocie, piszą, że na lat piętnaście. Hm, piętnaście... O, jest i o najwyższych wymiarach kary... „Wyroki śmierci bez względu na rodzaj przestępstwa…” Słuchaj, Oleś, bo to ważne.
O Jezu, Oleś, nie wydzieraj mi gazety... „bez względu na rodzaj przestępstwa... zamienione zostają na karę dożywotniego więzienia”.
Nie, Kuźma, nie wierzę... My tutaj zachodzimy w głowę, jak znaleźć zwłoki Zdzisia, jak by tu siebie o te sześćdziesiąt dni… a tu... Nie, to jest wprost nie do pojęcia. I pomyśl tylko, że wszystko zawdzięczamy społeczeństwu. Pamiętasz, Kuźma, że zawsze wierzyłem w nasz naród.
Pamiętam, Oleś, pamiętam. Ale poczekaj, bo tutaj nic nie pisze, gdzie właściwie jest ta amnestia.
Jak to, gdzie?
No bo tu wcale nie pisze, że u nas. Pisze tylko, że jest.
Jak pisze, że jest - to jasne, że u nas. Pamiętasz, mówili przecież, że ma być.
Kto mówił?
Nie pamiętam. Wszystko jedno kto. Ważne jest, że mówili. A zresztą gdzie by miała być?
Zastukaj, Oleś, do Ciary. On na pewno ma ten brakujący kawałek.
Ciara mówi, że nie dostał żadnej gazety.
To zastukaj do tego z powieszalni. On musi to mieć.
Jak to nikt? Przecież dopiero co ktoś tam był.
To już niepotrzebne.
Jak to niepotrzebne?
Bo jeśli jest ta amnestia, to obowiązuje od wczoraj. Czego tak patrzysz? Nie rozumiesz mnie?
Idą... Kuźma, idą po nas.